Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Lech Zaciura
‹Chandra›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorLech Zaciura
TytułChandra
OpisLech Zaciura publikował na łamach "Nowej Fantastyki" opowiadanie "Jak być powinno", rozgrywając tam temat historii alterntywnej. Opowiadanie "Chandra" nawiązuje do twórczości Philipa K. Dicka, ale w zdecydowanie lżejszej formie.
GatunekSF

Chandra

« 1 2 3
- Właśnie dziś wracam z konferencji na szczycie; opanowaliśmy już znaczną część stanowisk w strukturach władzy wielu krajów. Możemy próbować wpływać na decyzje w skali globalnej, skoro wymaga tego sytuacja - mówiąc te słowa prezydent gestykulował równocześnie pięcioma górnymi kończynami. Przyjemnie było móc zachowywać się swobodnie choć przez ten krótki czas, gdy kamuflaż okazywał się niepotrzebny. - Nie wyobrażam sobie, by jeden człowiek mógł nam teraz przeszkodzić w realizacji planu inwazji.
- A jednak to może być prawda - upierał się psychiatra. - Rzecz nawet nie w osobie Alfreda L. Chodzi o wymyśloną przez niego kampanię reklamową, która wkrótce ruszy na całym świecie i może ujawnić prawdę.
- Nie możemy zastopować tej kampanii? - zapytał z niedowierzaniem pokryty łuską stwór, ostentacyjnie dłubiący pazurem w ostrych jak brzytwy zębach.
Psychiatra żachnął się.
- Nie rozumiesz, Dino. Windows 3D nie wydaje po prostu duża firma, tylko potężne imperium, a główny problem polega na tym, że nie możemy zmienić sposobu reklamowania Windows 3D w świecie. Akurat na to nie mamy dostatecznych wpływów, zresztą jest już za późno.
- Zgadza się - potwierdziła sekretarka Cydeona Polgara. - Scenariusz promocji ma być realizowany i koniec. Wszelkie próby ingerencji z zewnątrz wzbudzą natychmiast sensację i niezdrowe domysły.
Stella Dern też mogła pozwolić sobie na chwilę odprężenia. Korzystała z niej ochoczo, rezygnując z tych wszystkich okropnych perfum; roztaczała wokół stolika najczystszą woń siarki. Spod gładko zaczesanej grzywki wystawała para maleńkich, figlarnych rogów.
- Ale chyba Microsoft ma jakieś zapasowe scenariusze promocji?
- I co z tego? Jak chcesz doprowadzić do wycofania obecnej? Uważana jest za majstersztyk i wpompowano w nią już furę pieniędzy.
- Można skompromitować Alfreda jako autora. Pokazać, że to wariat.
- Kiedy wszyscy o tym wiedzą. To tylko dodaje smaczku całej imprezie.
Prezydent rozłożył bezradnie macki.
- Nie możemy tak ględzić w nieskończoność. Szefostwo domaga się podania pierwszych realnych terminów rozpoczęcia inwazji na Ziemię. Chyba musimy zaryzykować i poczekać jeszcze trochę.
Zapadła niezręczna cisza.
- A gdyby pójść na ostateczne rozwiązanie? - odezwał się naraz piskliwy głos z parapetu. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę.
- Znaczy zabić Alfreda..? Tak, to by była ostateczność. Ale - po pierwsze - czy jego śmierć istotnie coś zmieni? A po drugie - to jest nie... jak oni to nazywają?
- Niehumanitarne. Zapewne zmieniłoby, gdyby Alfred popełnił samobójstwo, na dodatek w bardzo kompromitującym stylu - upierał się głos z parapetu. - Zdobyłam informacje, że mamy w jego mieszkaniu sprzymierzeńca, który nam to załatwi.
- Może...
- Kto ci dał te informacje, maleńka? - zainteresował się Dino.
- Pewna tłusta mucha; mają świetną siatkę wywiadowczą - pisnęła rosiczka i wydała z siebie zadowolone mlaśnięcie.
***
Po incydencie z kukułką mieszkanie straciło dla Alfreda walor azylu, ostatniego miejsca, które dawało mu jeszcze elementarne poczucie bezpieczeństwa. Rozpracowano go. Na zewnątrz stale był już przez kogoś śledzony, miasto pełne było obserwujących go szpiegów. Złowrogo patrzyły reflektory aut i okna domów. Wszystko wskazywało na to, że dzień rozpoczęcia inwazji jest już nieodległy. Najeźdźcy z pewnością domyślali się, że Alfred przejrzał ich zamiary i dlatego zaczęli osaczać go na każdym kroku.
Zadecydował, że przeczeka w domu czas do rozpoczęcia kampanii promocyjnej Windows 3D, ufał, że inwazja nie nastąpi wcześniej. Przekazał Polgarowi ostatnie, kosmetyczne wskazówki, odwołał kolejną wizytę u psychiatry, pociął na kawałki sznur od telefonu. Miał być sam i już.
Tymczasem teraz nawet w domu nie mógł czuć się pewnie.
Jego własny dom zwrócił się przeciw niemu.
- Wysługujesz im się, a ciebie też rozbiorą do ostatniej cegiełki - wysyczał w stronę ściany, naprzeciwko której siedział.
Starał się do niczego nie odwracać tyłem, lecz okazało się to niewykonalne. Postanowił zażyć rzeczywistość z drugiej strony: udawać, że jest normalna - przynajmniej w granicach czterech ścian jego mieszkania.
Przygotował obiad z konserwy i zrobił herbatę, nie dając się przy tym skaleczyć otwieraczowi do puszek i czujnie unikając strumienia wrzątku z czajnika. Z końcem posiłku skończyły mu się pomysły na oszukiwanie realiów. Co by tu dalej... Postanowił podlać kwiaty - w każdym razie te, które jeszcze nie uschły. Wędrował więc z dzbanuszkiem od parapetu do parapetu.
Lianowiec stał na szafie i zwieszał swe długie, ulistnione pnącza niemal do samej podłogi. Były grube i lśniące - gdyby nie to, można by uznać, że to nieco okazalszy bluszcz. Żeby podlać Angusa, Alfred musiał stanąć na krześle; był to ryzykowny moment, ale krzesło zachowało się lojalnie. Odgarnął z ramion liany, podlał roślinę, znów odgarnął liany i dolał Angusowi jeszcze trochę wody. Za trzecim razem stwierdził, że nie może odgarnąć pnączy, gdyż dwa z nich okręciły się wokół jego szyi, a jedno zaczęło się właśnie zaciskać. Alfred wzdrygnął się. Próbował nie wpaść w panikę; chciał zeskoczyć z krzesła, ale pomyślał, że w ten sposób ta durna roślina zleci i roztrzaska doniczkę. Spojrzawszy w górę ujrzał ze zgrozą, jak lianowiec okręca się z drugiej strony wokół haka, na którym kiedyś zawieszone było potężne, antyczne lustro - w czasach, gdy Alfred nie tłukł jeszcze luster, tylko się w nich od czasu do czasu przeglądał.
Próbował wyswobodzić się z obejmujących mu szyję pnączy, ale w tym momencie zdradzieckie krzesło zachybotało i uciekło mu spod nóg. Czy wytrzyma?! - zdążył pomyśleć przerażony.
Przecież hak był stary, a liany o wiele za słabe, jak na ciężar człowieka...
Z jakichś względów sprawy potoczyły się jednak zgodnie z najgorszym przeczuciem Alfreda: liany i hak wytrzymały. Ostatnim strzępem świadomości Alfred zdołał jeszcze odczuć zawód z tego powodu...
W chwili przekroczenia przez Alfreda progu śmierci liany Angusa przerwały się i martwe ciało mężczyzny upadło na podłogę. Mózg przestał funkcjonować, szaleństwo minęło. Patrzący w napięciu na tę scenę gołąb odwrócił się od okna i sfrunął z blaszanego parapetu. W jego ptasim móżdżku jeszcze przez chwilę kłębiło się jakieś niejasne poczucie misji, którą miał do spełnienia; skołowany zrobił kilka rund wokół kamienicy, po czym nieco ociężale pofrunął w stronę gniazda, gdzie czekała zniecierpliwiona małżonka. Wciąż jeszcze mieli trzeci lęg do wykarmienia.
***
Wnioski z ogólnoświatowej konferencji były zasadnicze i ogólnikowe, jak to przy okazji spędów na wysokim szczeblu. Przeglądając materiały pokonferencyjne, prezydent upewniał się po raz kolejny, że ma mediom dużo do nawijania okrągłymi zdaniami, co bardzo mu odpowiadało. Tym bardziej, że ostatnio był jakiś rozkojarzony. Na przykład sama konferencja: mimo usilnych starań, nie potrafił odtworzyć w myślach dokładnego jej przebiegu. Z kimś się spotykał, o czymś dyskutował... Wszystko to przedziwnie rozmywało się, tworzyło nieprzejrzystą mgiełkę w pamięci. Irytowało. Przecież nie pił aż tyle?!
Sięgnął po dzisiejszą gazetę. Stale łapał się na tym, że próbuje coś wziąć środkową ręką; było to idiotyczne i niepokojące. Postanowił, że przeczeka to zawirowanie, może samo przejdzie. Łażenie po psychiatrach nigdy nie robiło prezydentom dobrze na notowania.
W gazecie wciąż głównym tematem było samobójstwo autora kampanii reklamowej Windows 3D. Śmierć poprzez zadzierzgnięcie na szyi egzotycznego pnącza była tak absurdalna, że Alfred L. nagrodę Darwina miał w zasadzie w kieszeni. Spekulowano, że po tej kompromitacji Microsoft może w ostatniej chwili zmienić strategię promocji swego nowego systemu. Jaka różnica? - Windows 3D sprzeda się tak czy owak. Prezydent wzruszył ramionami.
Na dalszych stronach powracano do sprawy tajemniczych potworów, które rzekomo miały atakować wędkarzy zapuszczających się na ustronne łowiska. Przytaczano wyniki obdukcji lekarskiej najbardziej spektakularnego przypadku. Sezon ogórkowy z wolna dogorywał. Prezydent powrócił myślami w polityczne realia i z ponurą miną raz jeszcze zaczął przeglądać harmonogram swoich zajęć na następny dzień.
W tym samym mniej więcej czasie w siedzibie agencji reklamowej "Godzilla" Cydeon Polgar z jeszcze bardziej ponurą miną rozpamiętywał szczerą i mało przyjemną rozmowę z samym szefem "Godzilli", która miała miejsce ledwie kwadrans wcześniej. Z rozmowy wynikało, że Polgar jest w zasadzie skończony, choć Cydeon argumentował, że ostatecznie sposób promocji Windows 3D został zaakceptowany przez ważniejszych ludzi niż on (imiennie o szefie "Godzilli" taktownie nie wspomniał). Współczuł Alfredowi, zarazem jednak był wściekły na tego wariata. No i - jeśli tak można powiedzieć - Alfred problemy egzystencjalne miał już z głowy. On stanowczo nie.
Polgar spojrzał na stojącą tuż obok Stellę Dern, która bez cienia żenady zajadała się właśnie ciastem jego żony. Nie miał pojęcia, co go otumaniło, że władował się w ten romans. Stella była piękna, owszem - ale Cydeon przez lata nosił dumne przekonanie, że jest ponad takie historie. W "Godzilli" miał przechlapane; była najwyższa pora wycofać się przynajmniej z tej kabały, póki jeszcze czas.
- Nie jedz tyle - rzekł zirytowany - stracisz przez to figurę.
- I tak stracę - odparła Stella. - Jestem w ciąży.
Polgar zamknął oczy. To nieprawda, pomyślał. Otworzywszy je, napotkał wzrok sekretarki; źrenice jej oczu były nieprzyjemnie zwężone.
- Słuchaj, nie myślisz chyba...
- Miałeś już dawno porozmawiać ze swoją żoną - jej głos miał ostrość brzytwy. - Ale domyślam się, że nie powiedziałeś jeszcze Helenie o naszym związku. Dobrze, jeśli wolisz, powiem jej sama - kontynuowała. Polgar patrzył na nią wstrząśnięty. - Jest najwyższa pora, żeby w końcu podjąć tę decyzję, a im wcześniej powiadomimy Helenę, że od niej odchodzisz, tym lepiej.
Otworzył usta, by powiedzieć coś żałosnego, ale przerwał mu sygnał telefonu. Było to połączenie z recepcją, dyżurny miał wyraźnie zakłopotany głos.
- Pan Polgar? Zatrzymaliśmy tu właśnie faceta, który chce się z panem spotkać. Twierdzi, że jest egzorcystą i upiera się, że był pan z nim umówiony. Co z nim zrobić?
Przez chwilę trwało kłopotliwe milczenie.
- Jeśli dasz radę - spuść go ze schodów, dobrze?
- Nie ma sprawy.
- Czy ja oszalałem? - zwrócił się Cydeon Polgar do Stelli.
Nie otrzymał odpowiedzi na to pytanie. Czekała go masa kłopotów rodem z najbanalniejszych melodramatów - tego się domyślał. Uznał, że powinien jak najszybciej udać się po poradę do psychiatry, choćby tego, który leczył Alfreda.
Nie wiedział, że psychiatra właśnie sam wziął zwolnienie.
Chwilowo wszyscy byli nieco zmęczeni.
koniec
« 1 2 3
1 czerwca 1999
Kiedy, napisawszy "Chandrę", rozesłałem opowiadanie do kilku osób z prośbą o recenzję, otrzymałem zgodne odpowiedzi: nikt nie zrozumiał, o co w tej historii biega. Było to przygnębiające, więc zacząłem wprowadzać zmiany dla "poprawienia odbioru". Ale może z innej beczki. Otóż, przeczytałem opowiadanie Philipa K. Dicka pt. "Roog". Zastanowiłem się. Potem przeczytałem opowiadanie pt. "Roog". Zastanowiłem się znowu. Potem przeczytałem wyjaśnienia autora do rzeczonego opowiadania, zajmujące z grubsza tyle miejsca, co samo opowiadanie. Po raz trzeci przeczytałem opowiadanie pt. "Roog". W tych okolicznościach samowolnie uznałem się za częściowo usprawiedliwionego. Żeby nie było wątpliwości: nie uważam swojego opowiadania za choćby odrobinę dorastającego do pięt opowiadaniom Dicka.

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Mała Esensja: Wciąż istnieją stare domy…
— Wojciech Gołąbowski

Spięcie
— Lech Zaciura

Pluszaki na Venonie
— Lech Zaciura

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.