Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Grzegorz Wiśniewski
‹Płomień Tiergarten›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorGrzegorz Wiśniewski
TytułPłomień Tiergarten
Opis"Płomień Tiergarten" należy do popularnej odmiany fantastyki opisującej alternatywne wersje historii. Tym razem Greg Wiśniewski sięga do Drugiej Wojny Światowej.
GatunekSF

Płomień Tiergarten

Grzegorz Wiśniewski
« 1 2 3 4 5 6 »

Grzegorz Wiśniewski

Płomień Tiergarten

- Nie. Daj spokój - zrobił krok wstecz, ale nadal trzymał ją za ramiona. Opanowała iskrę gniewu, która zabłysła jej w umyśle. Heinrich zmierzył ją wzrokiem, a na jego twarzy zakwitł lekki uśmiech. - Nie zrozum mnie źle. Nic się między nami nie zmieniło. Chodzi po prostu o nich - wskazał podłogę. - Przestali rozmawiać i teraz nasłuchują. Pewnie czekają na skrzypienie łóżka.
Katarina nadstawiła ucha. Szum rozmów, który słyszała na schodach i zaraz po wejściu do pokoju faktycznie zniknął.
- Wann bist du hier erschienen? - zapytała zmieniając temat. Odpięła uprząż plecaka, zrzuciła go i zajęła się ściąganiem płaszcza.
- Prawie dwa tygodnie temu - też wolał przejść na niemiecki. Podszedł do okna i usiadł na stołku. - Skakałem jako ostatni. W zmodyfikowane koordynaty, więc mocno mnie zniosło. Obudziłem się przy jakiejś wiosce koło Wilna. Prawie całą drogę musiałem pokonać na własnych nogach.
- Byłeś ostatni? - spojrzała na niego z zaskoczeniem. - Ilu naszych udało się wysłać?
Pokręcił głową i jego uśmiech zgasł. Zastanowił się chwilę.
- Niewielu - stwierdził sucho. - Dwie sekcje naszej grupy i kilku ludzi od Schmidta. Brama drugiego przekaźnika oberwała zaraz na samym początku. Niekontrolowane wyładowanie załatwiło wszystkich, którzy tam byli. Co do jednego.
Milczeli oboje przez chwilę. Pod podłogą znów odezwał się nieco wytłumiony szum rozmów.
- Jak oni się dowiedzieli? - zapytała podnosząc wzrok. - Istnienie Ośrodka było przecież całkowitą tajemnicą. Generał Steiner tyle razy chwalił się swoimi systemami bezpieczeństwa. Bunkra pod Tiergartenem nie były w stanie odkryć nawet polskie satelity.
- To już przeszłość, Kati - wstał i przeniósł się na łóżko obok niej. - Nie myśl o tym.
- Ty tego nie rozumiesz - wykrztusiła czując napływające do oczu łzy. Wspomnienia wróciły do niej z siłą tsunami. - Wciąż pamiętam czterdziesty siódmy, miewam koszmary z tamtych kilku dni. Dym, gruz i stosy ciał. Wyjące syreny. Krzyki. I nade wszystko te sięgające nieba płomienie. Połowę miasta iluminowaną gigantycznymi plamami pożarów, ulatującą w niebo czarnymi chmurami kopcia.
Objął ją delikatnie i wplótł palce w jej włosy.
- Wiesz, że szukałam mojej matki cały dzień? - powiedziała bezbarwnym głosem. - A przez ten czas polskie latacze bez przerwy bombardowały. Potem wkroczyli do Berlina i urządzili sobie defiladę sto metrów od krateru, w którym kiedyś stał mój dom. Tak samo jak teraz. Bunkier Ośrodka znajdował się prawie w centrum Berlina, ale to nie przeszkodziło im wystrzelić całej chmary samosterujących pocisków.
Pocałował ją delikatnie w kark.
- Ale teraz zapłacą za wszystko - po policzku potoczyła jej się duża łza. - Co do feniga. Co do każdego pieprzonego feniga.
Oddała mu pocałunek. To, czy ci na dole zwrócą uwagę na skrzypienie łóżka, przestało ją obchodzić.
4.
- Czy to tutaj? - zapytał Heinrich, wskazując panoramę, której fragmenty były widoczne pomiędzy pniami drzew.
- Tak wynika z notatek - odparła Katarina, zatrzymując się na chwilę. Porównała z mapą położenie pagórka, z którego właśnie schodzili. - Tego jest więcej, niż sądziłam. Cała ta dolina jest zapchana budynkami, mnóstwem kominów i innych konstrukcji o charakterze wyraźnie przemysłowym. Wybudowanie tego od zera musiało zabrać komuś z pięć-dziesięć lat.
- Stamtąd będzie niezły widok - Heini wskazał niewielką polankę na zboczu pagórka. - Spróbujmy odnaleźć coś, co wygląda na laboratorium. - Przewiesił swój karabinek przez ramię i wyciągnął z futerału lornetkę.
Dolina nie była chyba ani duża, ani głęboka. Przez jej centrum płynęła wąziutka rzeczka, na mapie nie posiadająca nawet nazwy. Zabudowania zajmowały na oko dwa, najwyżej trzy kilometry kwadratowe. Katarina naliczyła półtora tuzina niewysokich kominów, wychylających się z warstwy wiszącej nisko mgły i co najmniej pięć stożkowych rusztowań szybów wiertniczych. Kilka kominów dymiło. Sam kompleks posiadał wyraźny układ ulic, połączony jednak z całkowitym brakiem oznaczeń budynków. Widoczne było jednak rozgraniczenie. Na lewo, bardziej na północ, skupiały się grupy niskich, dwupiętrowych domów, poprzedzielanych gdzieniegdzie pasami zieleni. Tam najwyraźniej mieszkali robotnicy, pracujący w południowej, większej części. Tam budynki były większe, wyraźnie podobne do hal fabrycznych, najeżone kominami, otoczone bryłami metalowych zbiorników.
- Spójrz na ogrodzenie - usłyszała szept Heiniego.
Wokół kompleksu ciągnął się pas drucianego, wysokiego na ponad trzy metry ogrodzenia, rozpiętego na powbijanych w ziemię słupach. Parę metrów za nim widoczne było drugie, o połowę niższe. Każdy ze słupów wieńczyła graniasta konstrukcja ze szkła i metalu, wewnątrz której jarzył się niewielki płomyk.
- Oświetlenie gazowe? - zapytała.
- Najwyraźniej centralnie sterowane - odpowiedział Heini. - Cały teren jest w nocy oświetlany. Z pewnością są też patrole.
Jakby na potwierdzenie jego słów rozległ się przenikliwy dźwięk gwizdka i z prawej strony weszło w pole widzenia trzech ludzi w znanych już Katarinie maskujących mundurach. Przy nodze pierwszego z nich dreptał duży pies.
- Przekazują sobie sygnały gwizdkami - stwierdziła z uznaniem. - Sieć patroli jest pewnie tak gęsta, że mogą się nawzajem kontrolować.
- I na noc spuszczają psy - dodał Heini. - Ogrodzenie jest podwójne.
- Trafiliśmy do właściwych drzwi. Poznaję ich mundury. To oni zrobili zasadzkę, o której ci opowiadałam.
- No to mamy ich.
Od świtu minęła już ponad godzina i w kompleksie zaczął się ruch. Na uliczkach pojawiły się grupy ludzi, od strony hal nadbiegł szczęk i posapywania uruchamianych maszyn, a liczba dymiących kominów podwoiła się. Cały kompleks ruszał do pracy. Po następnej godzinie z północnej części doliny dobiegał jednostajny już chór młotów, szczęk pił i niskotonowe dudnienie tokarek. Wnętrze jednego z budynków rozjaśniała od wewnątrz pomarańczowa łuna przetapianego metalu, ściany innego omiatały raz po raz gęste pęki iskier. Wszystko to przebiegało ze sprawnością świadczącą o dużej rutynie. Uwagę Katariny przyciągnął rozległy, kilkupiętrowy budynek stojący na północnym skraju kompleksu. Przesunęła pokrętło skali do maksimum i dostrzegła wieńczące tamtą konstrukcję dwie wieżyczki. Obie zajęte przez żołnierzy.
- Spójrz w lewo, Heini - powiedziała. - Na krańcu kompleksu. To z pewnością koszary. Pewnie takie same są po przeciwnej stronie. Widzielibyśmy je, gdyby nie gałęzie.
Ale Heinrich nie obrócił głowy. Wciąż patrzył gdzieś między hale przemysłowe.
- Hej, co z tobą... - zaczęła.
- Spójrz - opuścił lornetkę, ale nie oderwał wzroku od horyzontu.
Zza kompleksu podnosił się w górę biały, cygarowaty kształt, na oko o długości dwustu metrów. Chwilę później dołączył do niego drugi. Oba zawisły na moment nieruchomo ponad rzednącymi pasmami mgły, po czym skręciły nieco i majestatycznie odpłynęły na wschód. Katarina zdążyła dostrzec przez lornetkę sporo szczegółów: gondole podwójnych silników, podwieszone pod kadłubami pojemne kabiny transportowe i uzbrojone w lunety stanowiska obserwatorów. Zaklęła bezsilnie w myślach. Nie istniała rzecz, której mogłaby bardziej nienawidzić niż polskich lataczy. Nie były to wprawdzie te same skrzydlate maszyny, znane jej z dzieciństwa, a jedynie ich unoszone helem pierwowzory, wystarczały jednak w zupełności do przywołania z pamięci rzeczy, które tak bardzo chciała zapomnieć.
- Mają tylko dwa? - zapytała Heiniego, siląc się na spokój. - W starych raportach była mowa o co najmniej dwudziestu.
- Może to nie jest ich jedyna baza - odpowiedział, nie odrywając oczu od oddalających się lataczy. - A może nie wyprodukowali jeszcze tylu. W końcu do bitwy brzeskiej zostało jeszcze kilka miesięcy. Mają czas.
Tak, pomyślała Katarina, mają czas. Muszą minąć jeszcze dwa tygodnie, nim Korpus Warszawski Berga wypełznie spod osłony miasta i spotka swoje przeznaczenie gdzieś pod Dęblinem. Potem musi minąć półtora miesiąca, nim Rosja zbierze armię interwencyjną, nim ta armia wymaszeruje z białoruskich twierdz i nim dotrze pod Brześć nad Bugiem. Dopiero wtedy dopadnie ją z powietrza chmara polskich lataczy, samym swoim widokiem wywołując panikę wśród żołnierzy, i rozpocznie bezlitośnie celne bombardowanie ciasnych kolumn wojska. Na głowy Rosjan spadną setki ton bomb z fosforem, iperytem, sarinem, dynamitem i Bóg wie z czym jeszcze. A kiedy dziesiątkowana z powietrza armia, na rozkaz głównodowodzącego marszałka Ramsaya, nadal będzie kontynuowała marsz na zachód, natknie się w końcu na umocnione pozycje polskiego korpusu. Umiejętnie podpuszczona przez informatorów spróbuje pokonać przeciwnika z marszu, w wyniku czego na Białoruś wrócą jedynie niedobitki tylnej straży. Rozmiar tej klęski tak oszołomi Aleksandra II, że następną armię będzie on w stanie wystawić dopiero po ośmiu miesiącach i porozumieniu z Rzeszą oraz Austrią. Nie nastąpi planowane na 22 stycznia ogłoszenie ukazu carskiego o uwłaszczeniu, co pozwoli oficjalnemu rządowi powstańczemu wykorzystać to politycznie i społecznie.
Potem wszystko pójdzie szybko. Gdy na początku czerwca 1864 roku doborowe korpusy Rzeszy i Rosji wkroczą na tereny pozostające pod kontrolą powstańców, Polacy będą mieli ponad setkę lataczy oraz 150 tysięcy dobrze wyszkolonych i świetnie uzbrojonych żołnierzy. Wyniszczająca wojna trwać będzie jeszcze rok i przyniesie całkowitą zagładę wojskom cara, a naciskany przez Francję kanclerz Bismarck rozkaże wycofać się resztkom wojsk niemieckich.
« 1 2 3 4 5 6 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Listopad 2014
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Paweł Micnas, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Chwała ogrodów, błoto i morze
— Michał R. Wiśniewski

Kategoria A
— Michał R. Wiśniewski

Niewielka wojna
— Michał Kubalski

Noel Profesjonał
— Grzegorz Wiśniewski

Wiedźmińska Opowieść Wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Tolkienowska opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Tygrys! Tygrys! Tygrys!
— Grzegorz Wiśniewski

Obca opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Pies, czyli kot
— Grzegorz Wiśniewski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.