Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 6 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Grzegorz Wiśniewski
‹Płomień Tiergarten›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorGrzegorz Wiśniewski
TytułPłomień Tiergarten
Opis"Płomień Tiergarten" należy do popularnej odmiany fantastyki opisującej alternatywne wersje historii. Tym razem Greg Wiśniewski sięga do Drugiej Wojny Światowej.
GatunekSF

Płomień Tiergarten

Grzegorz Wiśniewski
« 1 3 4 5 6 »

Grzegorz Wiśniewski

Płomień Tiergarten

I z czasem, gdy to wspomnienie blakło w jej świadomości, gdzieś w głębi duszy krzepła jej decyzja. Nierozsądna i podjęta z pobudek emocjonalnych, ale jedyna, na jaką potrafiła się zdobyć.
Ułożyła się wygodnie twarzą do kompleksu i wymierzyła karabinek w drzwi budynku kwater oficerskich. Zamierzała zabić przybysza, jak tylko się wychyli, wyjdzie lub pojawi w oknie.
Ale druga szansa nie została jej dana. Nie tym razem. Przybysz pilnował się przez cały pobyt i ani razu nie udało się jej go dostrzec, a przy odjeździe udało mu się wskoczyć do powozu tak szybko, że Katarinie mignęła jedynie szaroczarna, jedwabna chusta.
Wieczorem wrócił Heinrich. Ostudził jej nienawiść i spróbował ukoić jej rany. Nawet on nie mógł jednak wiedzieć, że to niemożliwe.
6.
W pięć dni później nieznajomy wrócił.
Heinrich i Katarina wracali właśnie z poligonu, w prześwicie drzew dostrzegli karetę stojącą wewnątrz kompleksu. Musiała stać tam co najmniej od godziny, służący wyprzęgli już konie i kilku sprzątało jej wnętrze. Przy drzwiach budynku kwater oficerskich stało dwóch wyprężonych wartowników, bagnety na ich karabinach błyszczały w świetle zachodzącego słońca.
Heinrich opuścił lornetkę, przez którą oglądał kompleks i zrobił kilka kroków w głąb lasu. Zatrzymał się, gdy dostrzegł, że Katarina nie rusza się z miejsca. Stała nadal bez ruchu z lornetką przyciśniętą do twarzy. Ściskała ją tak mocno, że pobielały jej kostki palców.
- Hej - zawołał do niej - Co ci się stało?
Nie odpowiedziała.
- Hej - powtórzył i podszedł do niej. - Kati. Spójrz na mnie.
Opuściła lornetkę i spojrzała mu w oczy.
- Sądzę, że powinniśmy zrobić to dziś - stwierdziła, ruchem głowy wskazując na kompleks. - Najdalej jutro. On tu jest, a ja wiem, że to o niego nam chodzi. Powinniśmy wykonać zadanie.
- Nie dowiedzieliśmy się jeszcze wszystkiego - zauważył. - Jeżeli zaczekamy kilka dni, może pewne kwestie się wyjaśnią. Może ten człowiek, którego widziałaś nie jest sam?
- To może być nasza ostatnia szansa - zmierzwiła włosy nerwowym ruchem. - Zgromadzone tutaj oddziały zaczynają szykować się do wymarszu, wyruszają pod Dęblin, rozgromić korpus generała Berga. Jeżeli cel odejdzie wraz z nimi i znajdzie się pod ciągłą wojskową osłoną, szanse dosięgnięcia go będą żadne.
- Może jednak jest już za późno? - rzucił Heinrich. - Polacy mają wystarczająco dużo żołnierzy, aby pokonać wojska Berga. Zabicie jednego człowieka, nawet tak ważnego jak cel, raczej niewiele zmieni. Wydarzenia będą toczyły się z tą samą bezwładnością historyczną.
- Nie masz racji - pokręciła głową. - Czytałam analizy bitwy dęblińskiej. Rosjanie mieli tam przewagę pozycyjną i liczebną, a Polakom nie szło z początku najlepiej, mimo znakomitego uzbrojenia. Ale potem zastosowali nadzwyczajnie skuteczną taktykę, dzięki której odnieśli miażdżące zwycięstwo. Taktyka. To właśnie ich uratowało. A za taktykę odpowiedzialny jest z pewnością cel, nie zdołałby tak szybko wyszkolić oficerów szczebla sztabowego. Tym bardziej - spojrzała w kierunku kompleksu - że przez cały czas był zajęty innymi rzeczami.
Przez chwilę Heinrich milczał, ważąc coś w myślach.
- Do diabła, Heini! - wybuchnęła w nagłym gniewie. - Jeżeli mi nie pomożesz, zrobię to sama!
Wyprostował się wolno, a w oczach mignął mu nieprzyjemny cień. Katarina przypomniała sobie, że bardzo nie lubił, gdy podnosiło się na niego głos. Jak wszyscy Hohenzollernowie.
- Przepraszam, że... - zaczęła łagodniejszym tonem.
- Dobrze - przerwał jej perfekcyjnie kontrolowanym głosem. - Zrobimy to. Dzisiaj.
Wepchnął lornetkę do futerału, odwrócił się i sztywno wmaszerował między drzewa. W jego zachowaniu było coś dziwnego, stwierdziła Katarina. Jakiś ulotny cień, coś nieokreślonego. I niepokojącego.
Wróciła do tej myśli później, gdy wśród chaszczy i zapadających ciemności skradała się pod kompleks. Zatrzymała się kilkanaście metrów od siatki, tuż przed pasem wyciętego wzdłuż ogrodzenia poszycia. Nasunęła noktowizyjne gogle na oczy i rozejrzała się po przedpolu. Z prawej zbliżał się patrol z psami, punktualnie jak w zegarku.
- Heini, nadchodzą - powiedziała cicho. Mikrofon przy kąciku ust natychmiast przekazał jej słowa w dal.
- Dobrze. Przygotuj się - rozległ się w słuchawkach szept Heinricha, zaczajonego dobre czterysta metrów dalej, w pobliżu głównej bramy.
W tym samym momencie na szczytach słupów ogrodzenia rozbłysły płomienie gazowych lamp. Obraz w noktowizyjnych goglach Katariny raptownie zbladł, gdy zadziałały fotooptyczne bezpieczniki. Pociągnęła ryj noktowizora w górę, zsuwając gogle na czoło.
- Heini. Włączyli oświetlenie.
- Ja, ich hab′ gesehen. Wir fangen das Spiel an.
Po jej lewej stronie, gdzieś w pobliżu bramy, rozległy się dwie silne detonacje, a korony drzew podświetliła para ognistych fontann. Płomień w lampach gazowych na szczycie ogrodzenia zamigotał i zgasł, dowodząc, że Heinrich dobrze założył ładunki i skutecznie przeciął instalację gazową. Katarina natychmiast opuściła gogle z powrotem na oczy i dostrzegła, jak patrolujący żołnierze po krótkim wahaniu ruszają biegiem w kierunku bramy. Słychać było stamtąd suche strzały karabinków i dudnienie co najmniej dwóch karabinów maszynowych.
Błyskawicznie poderwała się i podbiegła do ogrodzenia. Nożem szturmowym szybko wycięła przejście w pierwszej drucianej siatce. Gdy zabierała się do drugiej, z prawej dobiegł jej pełen groźby warkot psa. Opuszczając nóż sięgnęła po wiszącego na pasku SturmSchützera i wygarnęła w kierunku zwierzęcia długą serię. Pociski przecięły psa, wielką, kudłatą bestię, niemal na pół. Mimo tłumika odgłos strzałów przyciągnął czyjąś uwagę, bo skądś dobiegło:
- Patrol, co tam się dzieje?
Gdy zza budynku wynurzyła się sylwetka mówiącego, Katarina dosięgła go precyzyjnym strzałem w głowę. Padł bez najmniejszego jęku. W pośpiechu dokończyła przecinania ogrodzenia, bo kanonada w pobliżu bramy zaczęła słabnąć. Gdy dopadła do ściany najbliższego budynku kompleksu, gazowe lampy na ogrodzeniu zamigotały i znów się zapaliły. Ktoś najwyraźniej zdołał uszczelnić instalację. Chwilę później strzały umilkły, a przy bramie rozszczekały się psy. Katarina wyjrzała zza dwupiętrowego budynku na uliczkę biegnącą w głąb kompleksu. Nawierzchnia wyłożona była kostką, a środkiem biegł rząd dużych latarni, obficie oświetlających otoczenie. Echo niosło w jej kierunku stukot podkutych butów nadbiegających żołnierzy. Scheisse, zaklęła z pasją w myślach, czy mogli się tak szybko zorientować? Obejrzała się z desperacją na przecięte ogrodzenie, jeszcze miała czas, aby się wycofać. Ale...
Jej wzrok zahaczył o tańczący wewnątrz gazowej lampy płomień. Ogień rozrósł się w jej oczach i zahipnotyzował ją. Poczuła w nozdrzach dym płonącego miasta, jej uszu dosięgły jęki rannych i trzask walących się budynków. Na twarzy poczuła muśnięcie morza sięgających nieba płomieni. Ale już w następnej chwili morze płomieni zniknęło pod wzbierającą, czarną falą nienawiści.
- Nein - przywarła plecami do ściany i zacisnęła dłonie na karabinku. - Tym razem się nie wycofam. Dostanę cię wreszcie. Dostanę.
Pozwoliła sobie na kilka głębokich oddechów, które przywróciły jej nieco równowagi psychicznej. Potem przyklękła przy zabitym wcześniej żołnierzu i z pewnym trudem ściągnęła z niego grubą, maskującą kurtkę. Szybko się w nią przebrała, a noktowizyjne gogle zawiesiła na pasie. Na głowę naciągnęła płócienną czapkę zabitego, chowając pod nią swoje sięgające ramion czarne włosy. Jeszcze raz odetchnęła i ruszyła uliczką naprzód.
Zdążyła przejść pięćdziesiąt metrów, gdy spotkała biegnący z przeciwka trzyosobowy patrol. Zasalutowała starając się trzymać twarz z daleka od światła.
- Co tam, żołnierzu? - zapytał pierwszy z tamtych, niedbale odpowiadając na jej salut. - Co to za zamieszanie? I dlaczego oddalacie się od posterunku?
Nabrała powietrza w płuca, aby zmyślić coś w odpowiedzi, ale nie zdążyła.
- To kobieta! - zauważył drugi i wszyscy trzej zaczęli unosić swoje karabiny.
Nie miała już wyboru. Poderwała lufę swojej broni i wygarnęła w nich resztę magazynka. Miała jednak pecha. Strzelała już wcześniej kilka razy, ale nie pomyślała o tym, aby wymienić tłumik. Gdy żołnierze patrolu padali na bruk uliczki, echo rozniosło w powietrzu wyraźny, suchy trzask serii. Nagle z prawej, z lewej i skądś zza niej, spod ogrodzenia, rozległy się ostre, modulowane dźwięki gwizdków. W wylocie uliczki pojawiło się następnych trzech żołnierzy. Otworzyli ogień, gdy tylko zobaczyli Katarinę. Jeden pocisk zerwał jej czapkę z głowy, a pięć czy sześć innych zagwizdało koło uszu. Przebiegła kilka kroków i szczupakiem zanurkowała w przesmyk między budynkami. Noktowizor chrupnął żałośnie, gdy wylądowała bez amortyzacji, ale zlekceważyła to. Rozcierając stłuczony łokieć, ruszyła biegiem naprzód. Na dwóch kolejnych skrzyżowaniach była zaledwie o włos szybsza od pojawiających się tam patroli. Skręciła gdzieś w ciemność, w kierunku, który, jak pamiętała z obserwacji, powinien prowadzić do budynku kwater oficerskich. To był jednak ślepy zaułek, bo drogę zablokowały jej drzwi jakiegoś warsztatu. Przestrzeliła zamek i kopnięciem utorowała sobie dalszą drogę. W przeciwległej ścianie, po drugiej stronie długiej, niskiej hali były następne drzwi. Ostrożnie wyjrzała przez znajdujące się w nich małe okienko na zewnątrz. Przez chwilę nie mogła uwierzyć swojemu szczęściu. Po drugiej stronie całkowicie pustego placyku znajdował się budynek kwater oficerskich. Rozejrzała się uważnie, ale niczego nie dostrzegła w zalegających tu i ówdzie cieniach. Sięgnęła po noktowizor, ale na pasie wisiały już tylko potrzaskane elektroniczne strzępy. Rzuciła je gdzieś w kąt, po czym ściągnęła z siebie także kurtkę. Zmieniła magazynek w karabinku i zdecydowała, że zaczeka chwilę na rozwój wypadków. Atmosfera ulotnego spokoju na tym placyku bardzo ją zaniepokoiła. Dlaczego patrole szalały gwiżdżąc po reszcie kompleksu, ale tylko tutaj nie? Gdzie podziali się wartownicy, zawsze wyprężeni przy drzwiach wejściowych? Może tam nikogo nie było?
« 1 3 4 5 6 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Listopad 2014
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Paweł Micnas, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Chwała ogrodów, błoto i morze
— Michał R. Wiśniewski

Kategoria A
— Michał R. Wiśniewski

Niewielka wojna
— Michał Kubalski

Noel Profesjonał
— Grzegorz Wiśniewski

Wiedźmińska Opowieść Wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Tolkienowska opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Tygrys! Tygrys! Tygrys!
— Grzegorz Wiśniewski

Obca opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Pies, czyli kot
— Grzegorz Wiśniewski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.