Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 27 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Grzegorz Wiśniewski
‹Płomień Tiergarten›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorGrzegorz Wiśniewski
TytułPłomień Tiergarten
Opis"Płomień Tiergarten" należy do popularnej odmiany fantastyki opisującej alternatywne wersje historii. Tym razem Greg Wiśniewski sięga do Drugiej Wojny Światowej.
GatunekSF

Płomień Tiergarten

Grzegorz Wiśniewski
« 1 2 3 4 5 6 »

Grzegorz Wiśniewski

Płomień Tiergarten

Rzesza przegra swoją jedyną szansę na hegemonię w Europie, nie zdając sobie nawet z tego sprawy.
Heinrich znów podniósł do oczu lornetkę i skierował ją ku budynkom koszar.
- Tam może mieszkać cały batalion - mruknął pod nosem. - Verdammte scheisse, nasza misja może być trudniejsza, niż myślałem.
- Co masz na myśli?
- Te wszystkie budynki - zatoczył dłonią półkole wskazując dno doliny - te hale przemysłowe, naftowe szyby, warsztaty. Jest ich bardzo dużo i wyraźnie są używane od dawna. Boję się, że to wszystko zaszło już za daleko. Daleko poza punkt, w którym bylibyśmy jeszcze w stanie coś zmienić.
- Ale takie jest przecież nasze zadanie - Katarina wbiła mu wzrok w oczy. - Musimy chociaż spróbować. Pomyśl o ludziach, którzy zginęli przy realizacji projektu. Pomyśl o Kellerach, o Sternie i Bóg wie ilu innych z sekcji Schmidta. Pomyśl, ile wysiłku i pieniędzy wymagała budowa Przekaźnika. Pamiętaj o zaufaniu, jakim obdarzył nas twój ojciec i cała Rzesza.
Heinrich uśmiechnął się blado.
- Dla mojego ojca istnieje tylko Otto, mój najstarszy brat - powiedział ze śladem goryczy w głosie. - On będzie następcą tronu, więc o niego tylko wypadało się troszczyć. Ostatni raz rozmawialiśmy prywatnie po moim powrocie z Hiszpanii, gdy wręczał mi Żelazny Krzyż.
- Nie bądź małostkowy - zganiła go. - To nie tylko twój ojciec, to także panujący nam Cesarz. Musi umieć panować nad emocjami.
- Nawet nie przyszedł pożegnać się ze mną przed skokiem - wzrok Heinricha powędrował gdzieś w horyzont i tak pozostał.
- Hej - dotknęła jego dłoni swoją - Co cię ugryzło?
Pokręcił głową.
- Nawet jeżeli dostaniemy tego, kto jest za to odpowiedzialny - wyjaśnił zamyślonym tonem - ta machina może nadal funkcjonować. Polacy wciąż będą mieli zaplecze gospodarcze, kilka dobrze wyszkolonych jednostek i sporą część nowoczesnej technologii. A co jeżeli przeciwników będzie kilku i nie zdołamy zabić wszystkich?
- Skąd u ciebie ten defetyzm? - spojrzała mu w twarz. - Nigdy nie słyszałam, żebyś mówił coś takiego wcześniej.
- To nie defetyzm - pogładził jej policzek, ale w oczach pojawiło mu się zatroskanie. - Staram się być realistą. Jeżeli coś zrobimy, musimy szczegółowo to zaplanować i zrealizować. I musi nam się udać.
- Jesteś ze mną - uśmiechnęła się lekko - więc nie boję się niczego, co może nadejść. Niczego.
Jego spojrzenie stężało na moment.
- Nie zapomnij o tym. Nigdy.
5.
Obudziła się tuż przed świtem, odruchowo łapiąc za broń. Las wokół pogrążony był w tumanach mlecznej mgły. W koronach drzew świergotały nieliczne ptaki, w pobliskich krzakach hałasowały jakieś drobne zwierzęta, ale ogólnie panował spokój. Było dość chłodno, czujnik w zegarku Katariny wskazywał ledwie trzynaście stopni powyżej zera. Rozejrzała się za tym, co ją obudziło i uśmiechnęła się szeroko na widok rudej wiewiórki, ostrożnie obwąchującej jej plecak. Zwierzątko wyprostowało się węsząc czujnie, po czym powiewając rudą kitą uciekło na drzewo.
Katarina przeciągnęła się w śpiworze i wpatrzyła w dywan burych chmur nad swoją głową, widocznych przez dziury w szałasie. Cumulusy wisiały tak nisko, że zdawały się wspierać o czubki drzew. Lato 1863 roku było bardziej deszczowe, niż można to było wywnioskować z historycznych zapisków.
Wstała, przeciągając się i ruszyła w kierunku leśnego źródełka, aby zażyć krótkiej, orzeźwiającej kąpieli. To był już drugi poranek, w który budziła się sama. Heinrich pojechał na jej koniu ukryć w pojemniku kontaktowym kopię zapisków tego, co udało się im odkryć we dwójkę. Zrobili bardziej szczegółową mapę kompleksu, oszacowali liczebność garnizonu i zbadali ogrodzenie. Prawdę mówiąc, Katarina miała nadzieję, że kiedy ona i Heini wykonają zadanie, to nikt już nie będzie musiał narażać się na niebezpieczeństwo. Korekta rzeczywistości zostanie dokonana, Rosja i Rzesza pokonają powstańców, porządek w Europie zostanie przywrócony. Na zawsze.
Po kąpieli zjadła śniadanie, na które złożyła się resztka jej koncentratów. Następnie z bronią, notatnikiem i lornetką pomaszerowała do upatrzonego punktu obserwacyjnego. Usiadła w płytkim dołku i umieściwszy lornetkę na zaimprowizowanym z gałęzi statywie, zajęła się rozczesywaniem włosów. Ze szczytu pagórka, na którym się usadowiła, miała dobry widok na większość doliny i fragment drogi prowadzącej wprost pod główną bramę kompleksu. Stacjonujące w koszarach oddziały wojska, wymaszerowujące tędy na oddalony o kilka kilometrów poligon, tędy też wracały z niego. Trzy razy w ciągu ostatnich dwóch dni wjeżdżały przez tę bramę długie kolumny transportowych wozów. Ich platformy pozakrywane były płachtami szarego płótna, tak że Katarina nie mogła dostrzec, co wiozą. Domyślała się jednak, że są to surowce i półprodukty, niezbędne kompleksowi do pracy.
Przerwała rozczesywanie włosów i zbliżyła oczy do okularów lornetki. A to co?
Na drodze z Lublina pojawiła się nagle grupa jeźdźców, odzianych w schludne, jednolicie skrojone płaszcze. Nim Katarina zdążyła przyjrzeć się któremuś z nich, jej wzrok przyciągnęło coś innego. Za plecami jeźdźców pojawiła się duża, starannie wykonana w drewnie kareta, ciągniona przez szóstkę koni.
Nie wyglądało to na kolejny transport czy przemarsz wojsk. Katarina skoncentrowała wzrok na karecie, za którą zresztą pojawiło się następnych czterech jeźdźców. Powóz robił wrażenie solidnego, jego ściany były grube i ponachylane pod dziwnymi kątami, a w oknach tkwiły masywne, przyciemniane szyby. Tym, co jednak najbardziej zwracało uwagę, była rączka hamulca, wyrastająca tuż obok nogi pomocnika woźnicy. Biegł od niej gąszcz linek, spotykających się pod przednią i tylną osią na systemie rozbudowanych szczęk hamulcowych. Powóz tak zabezpieczony przed wypadkiem musiał być przeznaczony do użytku jakiejś znaczącej osoby.
Katarina poprawiła pokrętłem ostrość. Na widok zbliżającego się pojazdu strażnicy natychmiast otworzyli bramę, tak że kareta i jej eskorta nawet nie zwolnili. Kareta podjechała jeszcze jakieś sto metrów w głąb kompleksu, po czym zawróciła wąskim łukiem i zatrzymała się pod drzwiami okazałego dwupiętrowego budynku. Katarina sprzeczała się z Heinrichem o domniemane przeznaczenie tej budowli. Oboje przystali wreszcie na kompromis przyjmując, że mieszczą się tam kwatery oficerskie. Wyglądało na to, że trafili w samo sedno.
Drzwi karety otworzyły się i w tym momencie Katarina przeżyła szok. Sądząc po grubości i widocznej strukturze drzwi, powóz był całkowicie kuloodporny. Nie zdołałaby przebić ściany serią ze swojego SturmSchützera nawet z odległości kilku metrów. Do rozwalenia tej skorupy potrzebowałaby ładunku wybuchowego, i to sporego.
Z powozu wyskoczyło dwóch zwalistych młodzieńców, zapewne ochroniarzy, a po nich wysiadł wysoki mężczyzna w płaszczu, szczelnie opatulony długą, szaroczarną jedwabną chustą. Poruszał się zgarbiony, jakby niepewny tego, co ma robić. Dość niedbale zasalutował majorowi, który wynurzył się z kwater oficerskich. Za to tamten wyprężył się jak struna. Rozpoczęli rozmowę. Major pozostał wyprężony, z nosem mierzącym ponad horyzont, a tajemniczy przybysz zgarbił się jeszcze bardziej i gniewnie machał rękami.
Brzęczyk alarmowy za plecami jej duszy nagle dostał szału i wtedy Katarina zrozumiała, a zrozumienie to zaraz okrzepło w pewność. To był on. Cel. Człowiek odpowiedzialny za śmierć jej matki i masakrę z czterdziestego siódmego. Za śmierć setek berlińczyków, za klęskę Rzeszy, za jej hańbę. Świadomość tego spadła na Katarinę jak grom. Na moment odebrała jej wszelką możliwość działania, myślenia, czucia...
Ale tylko na moment.
- Ich habe etwas für dich - wycedziła z nienawiścią i podniosła karabinek do oka. - Das wartet auf dich lange Zeit...
Odnalazła celownikiem optycznym zakutaną w chustę, zgarbioną figurkę. Z tej odległości nawet z użyciem lunety wydawała się ona zbyt mała, aby można było trafić ze stuprocentową pewnością, ale Katarina nie była w stanie o tym myśleć. Ściskała karabinek tak mocno, że aż pobielały jej dłonie. Usiłowała powstrzymać deszcz obrazów budzących się w pamięci i pojawiających się jej przed oczami, usiłowała zapanować nad erupcją nienawiści i nad palcem wskazującym prawej dłoni, z każdą sekundą coraz bardziej zbliżającym się do spustu. On tam był, widziała go. Wprost po drugiej stronie lufy. Nienawidzić go było rzeczą tak łatwą, iż niemal naturalną. I wystarczało tylko podjąć decyzję...
Przybysz podjął decyzję za nią. Zakończył konwersację z majorem i zniknął w budynku. Ochroniarze podążyli za nim. Powóz odprowadzono w kierunku koszarowych stajni.
Katarina wypuściła karabinek z dłoni i usiadła na igliwiu, ukrywając twarz w dłoniach. Przepełniały ją strach i niepewność. A najbardziej przerażała ją jej własna, zdająca się żyć własnym życiem nienawiść, potrafiąca spiętrzyć się w ułamku chwili do niebotycznych rozmiarów. Nienawiść, skandująca z mrocznych zakątków duszy, że oto miała okazję dokonać zemsty i nie wykorzystała jej. I że druga taka szansa nie będzie jej dana. Z meandrów pamięci znów wypłynęły obrazy, które tak starannie próbowała zapomnieć. Znów przed oczami stanęło jej morze sięgających nieba płomieni.
« 1 2 3 4 5 6 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Listopad 2014
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Paweł Micnas, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Chwała ogrodów, błoto i morze
— Michał R. Wiśniewski

Kategoria A
— Michał R. Wiśniewski

Niewielka wojna
— Michał Kubalski

Noel Profesjonał
— Grzegorz Wiśniewski

Wiedźmińska Opowieść Wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Tolkienowska opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Tygrys! Tygrys! Tygrys!
— Grzegorz Wiśniewski

Obca opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Pies, czyli kot
— Grzegorz Wiśniewski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.