WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Autor | Ida Żmiejewska |
Tytuł | Stokrotki |
Opis | Specjalistka od zasobów ludzkich, doradczyni zawodowa, długoletnia rezydentka Forum Literackiego Mirriel, autorka „Morderstwa w Widmo Ekspresie” (Esensja, marzec 2011), Warszawianka, wiedźma, kocia własność oraz żona. |
Gatunek | groza / horror, humor / satyra |
StokrotkiIda ŻmiejewskaStokrotkiPrzy nieustającym akompaniamencie muzyki, Eryk także wszedł na okno, a potem chwycił się framugi i wyjrzał na zewnątrz. U jego stóp rozpościerała się biała od śniegu, głęboka przepaść. Jakaś nieznana potężna siła ciągnęła go w dół. Skacz! – krzyczało coś w jego głowie. – Skacz! Zamknął oczy i zrobił krok do przodu, czubkiem buta wymacał krawędź parapetu. Dźwięki harfy przybrały na sile, a tajemnicza dziewczyna ukazała się ponownie: teraz unosiła się w powietrzu i chyba na niego czekała. Potocki przesunął się do przodu i rozłożył ramiona. – Eryk! – Daisy, która jakimś cudem uporała się z zamkniętymi drzwiami wieży, mocno chwyciła go za nogę. – Stój! Stój!!! Muzyka ucichła jak nożem uciął. Wampir wzdrygnął się, potrząsnął głową, a potem otworzył oczy. Z przerażeniem spojrzał w dół. Co prawda nie miał lęku przestrzeni, ale i tak poczuł mdłości. I zupełnie nie potrafił zrozumieć, dlaczego chciał skoczyć. Przeklęte upiory! Panna Hyde wciąż kurczowo trzymała go za nogawkę. – Puść – powiedział łagodnie, a potem zeskoczył na podłogę i oparł się ciężko o ścianę. Wciąż czuł się nieswojo i nie mógł pozbierać myśli. – Już w porządku – wyszeptała Daisy i nieoczekiwanie go objęła. Nie protestował. Jej obecność dodała mu otuchy, choć z drugiej strony wstydził się, że widziała go w takim stanie. Czary tutejszych upiorów musiały być wyjątkowo silne, bo przecież nigdy wcześniej im nie uległ. Już miał o tym powiedzieć swojej towarzyszce, ale zrezygnował: nie chciał, aby pomyślała, że szuka usprawiedliwienia dla swojej słabości. – Dziękuję – rzucił krótko, a po chwili jeszcze dodał: – Przynajmniej wiemy, że Rufusa nie ma na wieży. 7. W zamkowej piwnicy unosiła się nieprzyjemna woń stęchlizny. Najwyraźniej nawet położenie na szczycie góry nie chroniło zamku przed wilgocią. Co gorsza, z powodu braku okien ciemność wydawała się tu o wiele głębsza i bardziej mroczna niż na górze. – Powinniśmy mieć oczy dookoła głowy – mruknęła panna Hyde i mocniej ścisnęła ramię detektywa. – Przydałyby się – odparł Potocki, próbując zajrzeć do pierwszego z brzegu lochu. Bez powodzenia, bo drzwi były zamknięte na amen. Przyłożył więc ucho do desek i przez chwilę nasłuchiwał. Ani żywej duszy. W ogóle było tu zdecydowanie za cicho… Eryk i Daisy spojrzeli na siebie w napięciu, pewni, że za chwilę coś się wydarzy. I wcale się nie pomylili. Przymocowane do ścian pochodnie zapłonęły nagle jedna po drugiej. Zapachniało spalenizną. Coś świsnęło w powietrzu. Kołek! Potocki uchylił się w ostatniej chwili. Daisy krzyknęła i przytuliła się do ściany. I już mknął ku nim następny pocisk. I jeszcze jeden. Na szczęście oba chybiły. Uderzyły w kamienną ścianę i ze stukotem spadły na podłogę. Przeciwnik wciąż krył się w ciemności. Wreszcie po kilku chwilach spokoju zamajaczył na końcu korytarza. Wysoki, groźny. Uzbrojony w zabytkową kołkownicę. – Nie wyszło im z nami po dobroci, to teraz próbują siłą – powiedział półgłosem detektyw. Tymczasem upiór uniósł swoją broń i wycelował w pannę Hyde. – Uważaj! – Eryk odruchowo rzucił się ku dziewczynie, która stała jak porażona, i zbił ją z nóg niemal w ostatniej chwili. Całym ciężarem padli na podłogę. Kołek groźnie zastukotał o kamienie. Pochodnie paliły się coraz jaśniej, skwiercząc i dymiąc. Wampir uniósł głowę i dostrzegł, że napastnik przymierza się do kolejnego strzału. Przyciągnął więc Daisy bliżej i zasłonił ją swoim ciałem. Byłoby to nawet miłe, gdyby nie fakt, że wróg nie zamierzał im odpuścić, od podłogi ciągnął okropny ziąb, na dodatek taplali się w czymś nieprzyjemnie lepkim. Wycofywali się na czworakach ku rozwidleniu korytarza. Po kilkunastu sekundach, które dłużyły się jak godziny, bezpiecznie dotarli do celu. Pospieszne oględziny miejsca wypadły zadowalająco: przy odrobinie szczęścia mogli zajść upiora od tyłu. Musieli jednak działać szybko, bo wróg także nie próżnował. Niezmordowanie podążał ich śladem i ciągle strzelał. – Ja go odciągnę, a ty czymś mu przywal – poleciła szeptem Daisy. Eryk nie przepadał za przemocą, ale chyba nie miał wyjścia. Zwłaszcza że ciągłe powtarzanie w myślach, że upiory wcale nie są groźne, tym razem także nie pomagało. – Bądź ostrożna – rzucił szeptem, a potem błyskawicznie zerwał się z podłogi i pobiegł przed siebie. O ile dobrze pamiętał rozkład pomieszczeń, powinien lada chwila znaleźć kolejne rozwidlenie korytarzy. Wtedy będzie mógł coś zrobić. Byle szybciej! Strach o Daisy dodawał mu sił. Znowu usłyszał świst przelatujących kołków. I – Draculi niech będą dzięki – ich stukot po podłodze. Co robić? Przez głowę przemknęło mu co najmniej kilka sposobów eksterminacji zbędnych upiorów, ale z żadnego nie mógł skorzystać w tych warunkach. Rozglądał się gorączkowo, nie przestając biec. Niech to hemofilia strzeli! Z całej siły wyrżnął bokiem w dębowy stół, który pojawił się tu zupełnie nie wiadomo skąd. Klnąc pod nosem, detektyw rozcierał obolałe ciało i patrzył na przedmioty ustawione na blacie. I wtedy doznał olśnienia. Niewiele myśląc, chwycił mosiężny świecznik. Ciężki. W sam raz. Eryk mocno ścisnął w garści swoją broń. Jeszcze tylko kilka kroków. Wychylił się zza załomu korytarza i zerknął na plac boju. Daisy krzyknęła coś do napastnika, który właśnie unosił kołkownicę. Niedoczekanie! Potocki zamachnął się i z całej siły, prawie nie celując, cisnął świecznikiem w upiora. Wszystkie pochodnie zgasły jednocześnie i znowu zapadła smolista ciemność. Wampir potarł powieki, a potem rzucił się przed siebie. – Daisy! Pstryk. W piwnicy nieoczekiwanie zapłonęły elektryczne światła i zrobiło się jasno jak w dzień. Wyraźnie było widać brud, kurz, wszystkie plamy wilgoci i zacieki. Potocki zobaczył także swoją towarzyszkę. Na szczęście nic się jej nie stało, była tylko wybrudzona i sponiewierana niczym prawdziwie nieboskie stworzenie. A potem znowu pojawił się upiór. Eryk rozejrzał się w poszukiwaniu nowej broni, ale przybysz uspokajająco pokiwał ręką. – Możecie już się nie bać – powiedział z westchnieniem. – Wykonaliśmy wszystko, co było w kontrakcie, a wy ciągle żyjecie. Dlatego puścimy was wolno. – Czy to znaczy… – zaczęła Daisy, przygładzając włosy. Chyba zamierzała doprowadzić się do porządku, ale jej zabiegi nie na wiele się zdały. Tu potrzebna była kąpiel i fryzjer. – Tak, jesteśmy pracownikami pani Eleny. Ale ostatnio obcięła stawki, więc w ramach protestu obniżyliśmy standardy. – Upiór z zakłopotaniem podrapał się po głowie. – A ta dama, która wywiodła mnie na wieżę? – zapytał Eryk z wyrzutem. – Bardzo się starała. O mało co nie zginąłem. – Margerita? – Ich niedawny przeciwnik skrzywił się jak po cytrynie. – Nią proszę się nie przejmować. To nieuleczalna pracoholiczka. – Ale co się z wami stanie? – zainteresowała się Daisy tonem pełnym współczucia. Naprawdę musiała mieć dobre serce. – Proszę się nie obawiać. – Z ciemności bezszelestnie wyłoniła się Gänseblümchen. – Nie znajdzie nikogo lepszego. Mamy w tym kraju coś w rodzaju monopolu. – I zabierajcie jak najszybciej swoją zgubę – rzucił szybko upiór. – Bo szczerze mówiąc – uśmiechnęła się jego koleżanka – to on nam tu trochę przeszkadza. – Ale gdzie mamy go szukać? – zapytał detektyw, który poczuł się tak, jakby ogromny kamień spadł mu z serca. Chyba miał już z górki. Choć z drugiej strony znajdował się przecież w Transylwanii, a tu nikomu nie należało ufać. Jednak postanowił zaryzykować, w końcu nie było wiele do stracenia. Gänseblümchen wskazała im kierunek, a potem posłała ręką całusa i rozwiała się jak dym. Upiór poszedł w jej ślady. Eryk i Daisy wreszcie naprawdę zostali sami. Spokojnie chwile nie trwały jednak długo. Detektyw szybko zauważył, że panna Hyde przygląda mu się w zupełnie inny sposób niż do tej pory, Dokładnie tak, jakby zobaczyła go pierwszy raz w życiu. A to wcale mu się nie spodobało. – Dlaczego wcześniej nie zauważyłam, że jesteś taki męski i przystojny? – rzekła wreszcie w zadumie dziewczyna. – I słodki… Nie, to już nie był tylko niepokój: Potocki poczuł, że ogarnia go panika. Dlatego nic nie odpowiedział, tylko szybkim krokiem pomaszerował przed siebie. Chciał jak najszybciej odnaleźć Rufusa, zakończyć tę całą sprawę i oddać pannę narzeczonemu. |
Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.
więcej »Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.
więcej »— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.
więcej »...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak
Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak
Biedny Eryk. :) Ciekawe, jak sobie poradzi...