Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Jarosław Loretz
‹Wizyta›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorJarosław Loretz
TytułWizyta
OpisJarosław Loretz publikował już swe opowiadania i miniatury literackie na łamach "Feniksa" i "Framzety". Oprócz pisania działa aktywnie w warszawskim Stowarzyszeniu Fantastyki Framling, będąc jego wiceprezesem. "Wizyta" jest trzecią częścią, po znanych z "Framzety" "Miodku" i "Wzgórzach", opowieści o sztygarze, który nieco wbrew swym intencjom zostaje bohaterem świata fantasy.
Gatunekfantasy

Wizyta

« 1 2
W swoich poglądach umocnił się za kolejnym z przepierzeń, gdzie natknął się na pięć kościotrupów. Nie chciało mu się już dociekać, czy to goście, którym nie udało się wejść, czy też gospodarze, którym nie powiodła się próba wyjścia z domu. Dwie rzeczy były jednak pewne. Po pierwsze – wieża była domem wysokiego ryzyka. Po drugie – co jak co, ale zmarłych powinno się chować na cmentarzu, a nie upychać po domu. A że takie traktowanie faktycznie potrafi zdenerwować, sztygara niespecjalnie zdziwiło to, że szkielety rzucały się z rozcapierzonymi palcami na każdego napotkanego przechodnia. Nie chciał być dla nich nazbyt okrutny i tylko tupnął nogą, usiłując je przepłoszyć. Mimo to jeden z nich rozsypał się na drobne kosteczki. Pozostałe dalej starały się dosięgnąć oczu sztygara, więc zmuszony był usunąć je z drogi w bardziej konwencjonalny sposób. Chwycił w dłoń czaszkę poprzedniego szkieletu i cisnął nią niczym kulą do gry w kręgle. Zaliczył cztery trafienia. Zaskoczone kości rozsypały się z klekotem po posadzce.
Wciąż mając w pamięci krzyk i obawiając się, że dziewce dzieje się krzywda, z pośpiechem ruszył dalej. Starał się przy tym nie rozdeptać żadnej z kości. Dalsza droga jednak wcale nie była łatwiejsza, niż dotychczas. Wciąż w obfitości napotykał rzeczy, których nie powinno być w normalnym domu. Usiłował spamiętać to wszystko, by móc przedstawić gospodarzowi budynku kompletną listę niebezpieczeństw, ale powoli zaczynał się w tym wszystkim gubić. I miał coraz gorsze zdanie o lokatorach. Bo jak można było pozwolić na tak poważne zapuszczenie klatki schodowej? Ileż tu śmieci się znalazło, ileż maszkar i zwyczajnego robactwa. Zabijał więc kolejne skorpiony, rozgniatał przyczepione do stopni żarłoczne kamienie, strącał ze ścian lianopodobne stworzenia, wiązał w supły jadowite węże, nabił też guza jakiemuś napastliwemu demonowi. O mały włos, a oberwałby także sporą kulą ognia.
Potem było zagłębienie pełne dziwacznych węży, jednak z pomocą wyrwanego ze ściany łańcucha wymłócił je solidnie. Tak był zajęty oczyszczaniem jamy, że nawet nie zwrócił uwagi na świst czegoś ciężkiego, co oderwało się od z sufitu i, trafione łańcuchem w czerep, zostało wyekspediowane w dół schodów.
Kawałek dalej sztygar spotkał agresywną Białą Damę. Na szczęście dawno temu, gdy jeszcze pracował w kopalni, miał z podobną do czynienia. Wówczas, straciwszy z jej powodu paru przyjaciół, wpadł na prosty, acz niezwykle skuteczny sposób. Bez chwili wahania zastosował go i w tej chwili. Rozejrzawszy się, czy nikogo innego nie ma w pobliżu, rozsznurował spodnie i wypiąwszy się do przodu, zaprezentował w całej krasie przyrodzenie. Zaróżowiona momentalnie Biała Dama umknęła w inny wymiar ze świdrującym uszy wrzaskiem. Sztygar zaśmiał się serdecznie. Dać się złapać na tak prostą sztuczkę…
Pięć schodków wyżej już nie było mu tak do śmiechu, bowiem omal nie dał się rozciąć na pół przez szerokie, błyszczące wahadło o naostrzonych krawędziach. Szczęśliwie refleks miał wciąż nieprzytępiony i zdążył je uderzyć dłonią na płask. Coś tam w murze zgrzytnęło, jęknęło, i wyraźnie skrzywione ostrze z metalicznym chrzęstem wbiło się w kamienną ścianę. Tam utknęło. Sztygar odetchnął z ulgą i pokręcił głową. Ojciec dziewki musiał mieć bardzo wielu wrogów…
Dalszą drogę zagradzała monstrualna pajęczyna…
Po niecałym kwadransie sztygar dotarł wreszcie na szczyt schodów. Otarł zakrwawioną dłoń o spodnie, przygładził włosy, obciągnął osmalony, oblepiony pajęczą siecią kubrak i, prężąc mięśnie, podszedł do obitych czarną stalą drzwi. Po drugiej stronie… Mag skulił się w oczekiwaniu na mocarny cios, który rozbije w pył drzwi wraz z trzymającą je futryną. Jego cierpliwość została wynagrodzona, choć huk miażdżonych drzwi był raczej niewielki. To znaczy praktycznie żaden. Po zastanowieniu mag stwierdził, że zabrzmiał zupełnie tak, jakby ktoś zapukał.
– Cóż… – mruknął. – Jeśli śmierć nie chce przyjść do mnie, to ja wyjdę jej naprzeciw…
Podszedł do drzwi i rozwarł je, wystawiając do ciosu wątłą pierś. Nagi bez swojej mocy, stał z dumnie uniesioną głową. Zamierzał umrzeć godnie. W żadnym wypadku nie skomląc o litość. Bo skoro ktoś zadał sobie tyle trudu, by zniszczyć wszystkie zabezpieczenia, którymi przez ostatnie pięć lat się otoczył, to o żadnej litości mowy być nie mogło. Intruz jednak nie złapał go za gardło, nie roztrzaskał czaszki o mur, nie zgniótł w śmiertelnym uścisku ani nie powalił pięścią. Nie zrobił nawet groźnej miny. Jedynie grzecznie zapytał:
– Dzień dobry. Zastałem Jolkę?
Magowi opadła szczęka. Chwilę potrwało, nim zebrał się jako tako w garść i wydukał:
– Aaaleee… Tu taka nie mieszka…
– A czy to numer czydziesty?
Mag desperacko starał się utrzymać w pionie.
– Nie. Czyn… – skrzywił się i jeszcze raz spróbował – TRZYnasty.
– O? Musiałem pomylić domy. – Mężczyzna niepewnie przestąpił z nogi na nogę, najwyraźniej nie wiedząc, co zrobić ze szczątkami kwiatów. W końcu wzruszył ramionami i wcisnąwszy je magowi w ramiona odwrócił się ku schodom. Rzucił jeszcze przez ramię:
– Pana schody były bardzo zapuszczone. Trochę je oczyściłem.
– Wiem… – powiedział martwym głosem mag i odprowadził tępym wzrokiem zbiegającego po schodach sztygara. Pomyślał, że teraz byle głąb może wejść do wieży i to tylko dlatego, że jakiś idiota przez głupią pomyłkę w adresie rozwalił wszystkie zabezpieczenia… Poczuł się bardzo zmęczony. W końcu ręka jakoś sama odpadła od framugi drzwi i pozwoliwszy sobie na chwilę słabości, mag osunął się zemdlony na podłogę.
koniec
« 1 2
1 października 2000

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Władca Pierścieni – Zagubiony Fragment
— Jarosław Loretz

Taka była balanga…
— Jarosław Loretz

31 nieszczęścia
— Jarosław Loretz

Na gwiezdnym szlaku
— Jarosław Loretz

Kara
— Jarosław Loretz

Wzgórza
— Jarosław Loretz

Miodek
— Jarosław Loretz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.