Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 1 lipca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Julia Szajkowska
‹Niepołomni›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorJulia Szajkowska
TytułNiepołomni
OpisAutorka pisze o sobie:
Urodziłam się w 1981 w Łodzi, tu ukończyłam studia – fizykę na PŁ, tu mieszkam razem z mężem. Pracuję jako tłumacz języka angielskiego. Publikacja opowiadania w „Esensji” to mój debiut literacki.
Gatunekfantasy, historyczna

Niepołomni

« 1 8 9 10 11 12 18 »

Julia Szajkowska

Niepołomni

W zamian za oddanie, szczerą i głęboką wiarę, z jaką czcili starych bogów, Najwyższy zgodził się chronić ten lud, lecz duma nie pozwalała Mu ulec zupełnie żądaniom odchodzącej w zapomnienie bogini. Od chwili, gdy poprzysiągł poświęcić im Swą uwagę, cykl powtarzał się niezmiennie, zawsze w identycznej formie. Naród ścierany niemal na proch odradzał się z popiołów, by w chwili zyskania nadziei na lepsze jutro, znów zostać strąconym na dno.
A mimo to wierzyli. Mimo wszystkich doświadczeń nadal oddawali Mu cześć, nadal wielbili i szukali w Nim pocieszenia. Dokładnie tak, jak obiecała Mu w imieniu Matki. Ich wiara wymykała się wszelkiej logice.
Tym razem jednak sprawy zabrnęły za daleko czy może potoczyły się w nieprzewidzianym przez Najwyższego kierunku. Wydarzenia wkroczyły w dziedzinę, której On przysiągł nigdy nie naruszać – co do tego nie miała wątpliwości. Wizje nigdy nie kłamały, choć nie zawsze dawały jednoznaczne odpowiedzi.
Prawie rok temu ujrzała śmierć trzynastu ludzi w niepołomickim lesie i w tej samej chwili stało się dla niej jasne, że nie może do tego dopuścić dla własnego dobra. Coś, czego nadal nie potrafiła dostrzec, mierzyło w jedyną rzecz nadającą sens i cel jej istnieniu. Nie mogła pozwolić, by którykolwiek ze śpiących w jej domu mężczyzn zginął jutrzejszego dnia.
Musiała interweniować, a gniew Wielkiej Matki – jedyne, co mogłoby ją powstrzymać – już dawno przestał być czynnikiem, który mógłby wywrzeć na Jadze jakiekolwiek wrażenie. Straciła wszystko, co mogła stracić z wyjątkiem możliwości dotrzymania danego niegdyś słowa.
Podjęła ostateczną decyzję. Przez chwilę grzebała w szafie, spakowała starannie niewielką, płócienną torbę i tak jak stała, ruszyła w kierunku wyjścia z sypialni. Uchyliła powoli drzwi, starając się nie robić przy tym zbyt wiele hałasu, ale stare zawiasy musiały oczywiście skrzypnąć delikatnie. Na szczęście śpiący w salonie żołnierze byli tak wymęczeni, że żadnego z nich zbudził ten nieznaczny dźwięk.
Jaga przekradła się powoli przez izbę, uważając, gdzie stawia bose stopy. Nie chciała, by którakolwiek z wypaczonych desek zdradziła ją rozdzierającym jękiem. Dopiero w sieni odważyła się założyć ciężkie zimowe buty.
Księżyc stał wysoko na niebie. Bliski pełni, zalewał srebrną poświatą prastare drzewa. W jego nikłym blasku wszystko wokół wydawało się być bardziej srogie, jeszcze mniej przystępne niż zazwyczaj.
Każdy na miejscu Bzowskiej wzdrygnąłby się na widok ciemnej ściany lasu, lecz to przecież był jej świat. Nie lękała się natury i manifestacji jej potęgi. Ruszyła przed siebie, znacząc skrzącą się pokrywę śniegu śladami drobnych kroków.
Miała do pokonania blisko cztery kilometry i około pięćdziesięciu metrów wzniesienia. Przy niemalże metrowej wysokości zaspach musiała rozsądnie ważyć siły, by dotrzeć na Czarci Łeb odpowiednio wcześnie. Chciała wrócić do leśniczówki przed świtem, nim pierwsi żołnierze się zbudzą.
Marsz trwał prawie dwie godziny. Niewielkie poletko na szczycie łagodnego wzniesienia rzadko widywało odwiedziny ludzi, Bzowska też nie zapuszczała się tutaj zbyt często. Nie lubiła tego miejsca. Budziło zbyt wiele niemiłych wspomnień.
Teraz jednak nie miała wyjścia – potrzebowała pomocy, a jedyna istota władna jej udzielić od lat nie dawała znaków życia. Bzowska miała nadzieję, że moc kręgu rozbudzona w tamtym miejscu zdoła wywołać go z kryjówki. Podeszła do jednego ze starych buków rosnących na skraju polany, musnęła palcami zmrożoną korę, oparła czoło o jej chropowatą powierzchnię i szepnęła:
– Bądź pozdrowiony.
Nikt nie odpowiedział, co wcale jej nie zniechęciło. Powoli, metodycznie odgarnęła śnieg ze środka polany, odsłaniając na niej krąg zmarzniętej ziemi o średnicy trzech metrów. W siedmiu punktach jego obwodu usypała kopczyki ziół przyniesionych w torbie. Przez chwilę przyglądała się krytycznie swojemu dziełu, a potem, jednak usatysfakcjonowana, zdjęła płaszcz i buty, porzucając je poza granicami kręgu.
Zmarzlina odtajała nieco pod mimo wszystko cieplejszymi od niej stopami. Jaga, nie zwracając jeszcze uwagi na zimno, rozkoszowała się kontaktem z ziemią. Z namaszczeniem, szepcząc dawno zapomniane słowa, rozpoczęła swój taniec.
Zielone płomienie strzeliły z kopczyków ziela, sięgając niemal pod same gwiazdy.
• • •
Obersturmführer Lehman postradał zmysły, dla Städtkego stało się to więcej niż oczywiste. Oficer przeciągnął swój niewielki oddział przez najdziksze ostępy Puszczy Niepołomickiej, by zagonić zmordowanych ludzi na szczyt niewielkiego wzniesienia. Tam ich oczom ukazał się cel trzydniowego marszu.
Pusta polana.
Städtke natychmiast wydał rozkaz, by sprawdzić to miejsce i zająć bezpieczne pozycje, ale dźwięczny głos Lehmana zatrzymał wszystkich ludzi na miejscu.
– Ani kroku! – warknął. – Niech nikt nie waży się wejść na polanę. Ukryć się tu i czekać.
– Na co? – zapytał zdumiony kapral.
– Zobaczycie, Städtke, zobaczycie. Kości mówią, że rozwiązanie nastąpi już wkrótce. Czujecie wibrującą moc?
Ilustracja: <a href='http://artlatkowski.daportfolio.com' target='_blank'>Paweł Latkowski</a>
Ilustracja: Paweł Latkowski
W czarnych niczym węgiel oczach Lehmana pląsały iskry szaleństwa. Städtke zaczął powoli sięgać po broń, nie spuszczając jednocześnie wzroku z dowódcy. Wariaci napawali go lękiem. Nie miał zamiaru zamarznąć tu tylko dlatego, że jeden z nich słyszał głosy, czuł wibracje czy rzucał mysimi szczątkami.
Lodowata dłoń Lehmana zacisnęła się niespodziewanie szybko i mocno niczym szczęki imadła wokół nadgarstka kaprala.
– Spokojnie, Städtke. Jeszcze zdążycie mnie zastrzelić – syknął prawie bez intonacji dowódca. – Pół godziny, kapralu, a potem zrobicie, co uznacie za stosowne.
Städtke stał oszołomiony z rozwartymi ustami.
– Wierzycie w Führera, Städtke? – zapytał znienacka Lehman.
Instynkt samozachowawczy kaprala zadziałał bez zarzutu, skłaniając go do energicznego skinięcia głową.
– Doskonale, kapralu. Zatem zaufajcie mnie i wiedzy Thule. Tylko krok dzieli nas od zdobycia mocy, dzięki której wygramy tę wojnę w kilka dni. W kilka dni, Städtke! – Spokojny zazwyczaj Lehman teraz z trudem utrzymywał nerwy w ryzach.
Czekali już przeszło czterdzieści minut i kapral zaczynał poważnie rozważać powrót do swojego pierwotnego planu, gdy na polanie pojawiła się nieznana kobieta. Ze swojej kryjówki widział ją doskonale i mógł bez wątpienia stwierdzić, że obca stanowiła doskonałe towarzystwo dla Obersturmführera – nikt przy zdrowych zmysłach nie tulił się do drzew, nie wymiatał śniegu w lesie i nie biegał boso w zimie.
Potem zaczęła tańczyć.
Städtke nigdy nie widział niczego podobnego. Próbował śledzić jej ruchy, ale gwałtowne zawroty głowy przyprawiły go o mdłości i zmusiły do odwrócenia wzroku. A mimo to nie mógł powstrzymać się, by choćby kątem oka nie zerkać na tańczącą postać.
Choć w lesie panowała absolutna cisza, niezmącona nawet skrzypieniem śniegu pod bosymi stopami, kapral nie mógł oprzeć się wrażeniu, że do jego uszu docierają tony tęsknej melodii wygrywanej na instrumencie o nieziemskim brzmieniu. Ruchy kobiety sugerowały nagłe zmiany rytmu w miejscach, które obserwującym ją mężczyznom wydawały się zupełnie nienaturalne.
Städtke zerknął na przyczajonego nieopodal szalonego oficera. Nie mógł powiedzieć, żeby zachowanie dowódcy bardzo go zaskoczyło. Obersturmführer tkwił w swej kryjówce bez ruchu, jak pozostali, nie odrywając zafascynowanego wzroku od tańczącej postaci. Kaprala zdumiało co innego, coś, co dostrzegł dopiero po krótkiej chwili – Lehman nucił cichutko pod nosem pieśń o brzmiących obco słowach, której melodia idealnie schodziła się z pląsem kobiety na polanie.
Wydawało się, że misterium, którego doświadczali, nigdy nie osiągnie końca, gdyż nic nie zapowiadało, by tańcząca miała przerwać swój hipnotyzujący występ. Wtem ściana lasu za jej plecami zafalowała nieznacznie, a oczom niemieckich żołnierzy ukazała się postać niepodobna do czegokolwiek, co mieli okazję oglądać wcześniej.
Za drobną blondynką stał mierzący przynajmniej dwa metry wzrostu mężczyzna. Potężna sylwetka przybysza przerażała w równym stopniu, co ponury wyraz jego twarzy. W świetle księżyca skóra obcego zdawała się mienić zielonkawo. Skołtunione włosy przypominały raczej ponabijany wszelkiej maści gałęziami kłąb trawy niż ludzkie uczesanie. Masywne ciało ginęło w nieporządnym odzieniu, przywodzącym na myśl łachmany żebraka, który usiłował ratować swój strój wszystkim, co zdołał znaleźć w lesie.
Lehman triumfował. Jego wybór okazał się słuszny – żaden z żołnierzy nie zareagował wrzaskiem na ten niecodzienny widok.
Obcy odezwał się w nieznanej im mowie głosem, który przywodził na myśl skrzypienie starych konarów na wietrze.
• • •
« 1 8 9 10 11 12 18 »

Komentarze

20 XII 2011   15:30:54

Bardzo dobre opowiadanie,

04 I 2012   22:39:40

Świetny tekst.Trochę bym się doczepiła ...eeee seksualnych motywów Mieszka,ale po za tym świetne.Te mysie kości!

07 I 2012   20:07:59

Super mieszanka postaci z tutejszej mitologii, pomysły na dramatyczną miłość niebanalne, całość trochę egzaltowana ale w granicach wytrzymania. Słabszą stroną jest język dziwnie czasem nie pasujący do dialogów postaci.

11 XII 2012   11:07:31

Pomysł zaskakujący. Dobrze się czyta. Czekam na następne opowiadania

20 VII 2014   12:19:39

Przyjemne!

28 III 2016   12:52:05

Bardzo dobre opowiadanie. Trochę naciągane motywy kierujące Mieszkiem, ale całość świetna. Gratuluję :)

28 III 2016   21:01:33

Bardzo dziękuję wszystkim komentującym - z poślizgiem, bo od publikacji i pierwszych komentarzy minęło już sporo czasu, a jakoś nie przyszło mi do głowy zajrzeć tu na tyle szybko, żeby odpowiadanie miało sens. Ale skoro tekst nadal "się czyta" i nawet przyjmuje, to skorzystam z okazji :). Cieszę się, że całość się broni.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

PINKK
— Julia Szajkowska

Dwa procent
— Julia Szajkowska

Zdrowaś Matko
— Julia Szajkowska

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.