Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 1 lipca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Julia Szajkowska
‹Niepołomni›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorJulia Szajkowska
TytułNiepołomni
OpisAutorka pisze o sobie:
Urodziłam się w 1981 w Łodzi, tu ukończyłam studia – fizykę na PŁ, tu mieszkam razem z mężem. Pracuję jako tłumacz języka angielskiego. Publikacja opowiadania w „Esensji” to mój debiut literacki.
Gatunekfantasy, historyczna

Niepołomni

« 1 9 10 11 12 13 18 »

Julia Szajkowska

Niepołomni

– Nie sądziłem, że będzie mi jeszcze dane oglądać twój tan, boginko. Zaiste, Rod jest dla mnie łaskaw.
Bzowska zatrzymała się w miejscu niemal w jednej sekundzie, nie tracąc jednak równowagi. Nagłe pojawienie się obcego ani jego niepospolita aparycja nie budziły jej zdumienia, nie przerażały.
– Bądź pozdrowiony, Leszy, władco kniei. – Skłoniła się z gracją. – Rod jest równie łaskawy dla mnie, skoro sprowadził cię w te strony.
Leszy obrzucił ją bacznym spojrzeniem.
– Czy to aby odpowiednia pora na tego typu ekscesy? – zapytał, nie odrywając wzroku od bosych stóp. – Nie zimno ci?
– Może odrobinę – przyznała, szczękając zębami. Dopóki tańczyła, pogrążona głęboko w transie i wspomnieniach minionego czasu, nie czuła zimna ani zmęczenia. Teraz wszystkie ograniczenia ludzkiego ciała dały o sobie znać bez chwili uprzedzenia. – Ale wiesz, panie, że inaczej nie dałabym rady zespolić się z kręgiem.
– Ubierz się, zanim dostaniesz zapalenia płuc – westchnął władca lasu, podając jej płaszcz i buty. – I powiedz, po co mnie wzywałaś.
Bzowska skwapliwie przyjęła podsunięte odzienie, owijając się bez chwili wahania grubym płaszczem. Niestety zarówno tkanina podszewki, jak i wnętrze trzewików ukrytych w śniegowcach zdołały się już wychłodzić, więc nadal szczękała zębami, a pokąsane mrozem stopy bolały ją coraz mocniej.
Rozejrzała się bezradnie po polanie, szukając czegoś, na czym mogliby przysiąść i porozmawiać przez chwilę, ale okolica nie oferowała niczego poza gigantycznymi zaspami śniegu.
Leszy, widząc jej wahanie, wzruszył nieznacznie ramionami. Gdzieś za jego plecami zaskrzypiało naprężone do granic wytrzymałości drewno, po czym ogromny pień zwalił się z hukiem tuż przy linii drzew.
– Panie przodem. – Wskazał jej kierunek.
Ledwie usiedli na prowizorycznej ławce, Leszy powrócił do swojego pytania:
– Dlaczego mnie wezwałaś?
– Bo tylko ciebie jeszcze czczą – odparła po chwili.
– Czują respekt przed knieją – sprostował. – To zasadnicza różnica.
– Jak zwał, tak zwał – mruknęła, starając się uciąć czcze rozważania. – Grunt, że w lasach nadal władasz ty, panie. Przynajmniej tu mogliby czuć się bezpiecznie. Gdybyś zezwolił… Chcą walczyć o ziemię ojców i nadal jeszcze mają po temu siłę, ale potrzebują kryjówek, schronienia przed wrogiem i chwili oddechu. Pomóż im, panie.
– O tobie też pamiętają. Ciągle masz moc. Czuć ją tu wszędzie.
Mówiąc to, Leszy powiódł wzrokiem po polanie, po czym wciągnął gwałtownie powietrze, jakby delektował się pieszczącym nozdrza aromatem. Bzowska zwiesiła smutno głowę, przecząc milcząco jego słowom.
– Jak to? – zdumiał się.
– Nigdy nie miałam mocy, jedynie pewną władzę nad… – nie dała rady wymówić tego imienia – nad nim i tylko dlatego, że dobrowolnie się jej poddał.
– Jesteś wiedźmą – przypomniał. – To nie mija.
– Właśnie, panie lasów. Jestem wiedźmą – tą, która wie. To cała moja moc i nigdy nie było inaczej.
Rozgoryczenie w jej głosie sprawiło, że Leszy przyjrzał się jej zaskoczony.
– Ludzie nadal wierzą w wiedźmy – zauważył wreszcie ostrożnie.
– Straszą nimi niegrzeczne dzieci. Wierz mi, panie, tylko ośli upór sprawia, że nie próbuję wabić nikogo do chatki na kurzej łapce.
Bóg kniei milczał przez chwilę nieco zbity z tropu, a potem zaczął się tubalnie śmiać. Rechotał dobre kilka minut, kołysząc się w przód i w tył na zwalonym pniu. Śmiech rozchodził się po lesie echem, od którego drżała ziemia, a śnieg osypywał się z jodłowych gałęzi. Gorący oddech boga lasu kłębił się kryształkami lodu, zamarzającymi przy samych jego ustach. Z oczu ciekły mu łzy szczerego rozbawienia.
– To aż takie trudne? – zapytał wreszcie, łapiąc z trudem oddech.
– Dzieci jest dużo, a nikomu z nas nie przybywa sił – wysyczała przez zaciśnięte zęby.
– To był twój wybór. – Zachowanie Leszego uległo zmianie w jednej chwili. – Pretensje możesz mieć wyłącznie do siebie.
– Wola Matki – rzuciła w przestrzeń, odgarniając z czoła kosmyk jasnych włosów. – Nie mnie było się z nią mierzyć.
– Wola Matki – powtórzył wolno, z namysłem. – A cóż u niej? Jak miewa się Wielka Mokosz?
– Wyśmienicie, z tego co wiem – odparła lodowato boginka. – Kult Maryi trwa w najlepsze, rozkwit dopiero przed nim. A to jak się matkę zwie… – nie musiała kończyć.
Leszy pokręcił głową z niedowierzaniem. Patykowate palce odruchowo zatonęły w skłębionej brodzie i zaczęły nerwowo skubać jej kępki.
– Więc las szepce prawdę. Poświęciła wszystko, żeby ratować własną skórę.
– Na to wygląda – przyznała cierpko Jaga. – Chociaż dla nich faktycznie nie było innego ratunku.
– Dla ludzi?
– Dla ludzi. Musieli przyjąć nową wiarę – ciągnęła. – Rozejrzyj się tylko wokół. – Leszy odruchowo powiódł niespokojnym spojrzeniem po polanie, choć wiedział, że nie o taką perspektywę chodziło bogince. – Chram w Arkonie zniszczony, Retra zrównana z ziemią, po starych bogach nie pozostał nawet ślad, a światem włada wola Jedynego i teraz tylko Jego słowo chroni ten naród przed starciem z powierzchni ziemi. Matka zapewniła im przetrwanie.
– Dziwne pojęcie o ochronie ma ten nowy bóg. – Leszy wydął pogardliwie wargi.
– To nic osobistego, zwykła duma – wyjaśniła spokojnie. – Nie może znieść tego, że dane słowo ogranicza Jego wolę. Ale skusił się na ich zapał, wiarę i szczere oddanie, więc dopóki będą Go czcić, nic i nikt nie może im zagrozić. Przetrwają wszystko – przytoczyła gorzko zasłyszane kiedyś słowa.
– Dużo wiesz – stwierdził w zamyśleniu.
– Wierz mi, panie, wolałabym nie wiedzieć i nie mieć w tym swojego udziału. Pomożesz mi? Naród przetrwa, ale ci ludzie u mnie w domu są już skazani. Tylko ty możesz zapewnić im bezpieczeństwo.
– Dlaczego to dla ciebie takie ważne? – Zmrużył oczy, przyglądając się jej przenikliwie.
– Nie wiem, nie widzę tego – przyznała niechętnie.
– Może poproś jego. – Wskazał brodą nieokreślony punkt na polanie. – Z pewnością nie odmówiłby udziału w walce.
Jaga skrzywiła się nieznacznie, słysząc tę propozycję.
– Dla niego ta wojna rozpoczęła się o trzydzieści lat za wcześnie. Czar wygaśnie dopiero po upływie milenium.
Leszy przyglądał się jej uważnie spod półprzymkniętych powiek. Przechylił głowę nieco w bok, czemu towarzyszyło ciche skrzypnięcie, jakby pień starego drzewa protestował przed tak brutalnym traktowaniem.
– Zaiste, przykry przypadek, taka okazja do bitki… Znów będzie przeklinać, jak wtedy, gdy przyjmowali chrzest.
– Ciągle go słyszysz? – spytała niepewna, czy chce poznać odpowiedź.
– Już nie. Milczy od wieków.
– Ale żyje?
– O tak. Trwa w nienaruszonym stanie, w pełni swoich sił, dokładnie taki, jakim był tamtego dnia. Szkoda, że usłuchałaś Matki, wiedźmo. Być może pod jego opieką zdołaliby odeprzeć nową wiarę albo chociaż pokonać wrogów.
– Był czas, kiedy wierzyłam w nieomylność wyroków Matki – przyznała. – Ale to stare dzieje, teraz mam inny kłopot. Ci ludzie potrzebują naszej pomocy. Twojej pomocy.
Brodacz podrapał się po głowie i westchnął ciężko. Wreszcie, nadal milcząc, podniósł się z trudem ze zwalonego pnia. Bzowska nie spuszczała z niego pełnego nadziei wzroku.
– To już nie moja sprawa – powiedział z namysłem. Chciała mu przerwać, lecz nie pozwolił jej dojść do słowa. – Niech poproszą, jak za dawnych czasów. Wtedy nie odmówię. Ale tego nie zrobią, prawda, wiedźmo?
– Przecież oni nie mają nawet świadomości twojego istnienia. Taki był warunek. – Głos łamał się jej z bezsilnej złości.
– To niczego nie zmienia, Jago – Leszy tłumaczył jej spokojnie niczym małemu dziecku. – Nas ciągle obowiązują te same zasady. Wystarczy, że poproszą.
Tym razem nie odpowiedziała.
– Jeśli chcesz, wilki będą ci towarzyszyć w drodze powrotnej. W lesie roi się od obcych.
– Nie trzeba – odparła, nie patrząc na niego. – Dam sobie radę.
« 1 9 10 11 12 13 18 »

Komentarze

20 XII 2011   15:30:54

Bardzo dobre opowiadanie,

04 I 2012   22:39:40

Świetny tekst.Trochę bym się doczepiła ...eeee seksualnych motywów Mieszka,ale po za tym świetne.Te mysie kości!

07 I 2012   20:07:59

Super mieszanka postaci z tutejszej mitologii, pomysły na dramatyczną miłość niebanalne, całość trochę egzaltowana ale w granicach wytrzymania. Słabszą stroną jest język dziwnie czasem nie pasujący do dialogów postaci.

11 XII 2012   11:07:31

Pomysł zaskakujący. Dobrze się czyta. Czekam na następne opowiadania

20 VII 2014   12:19:39

Przyjemne!

28 III 2016   12:52:05

Bardzo dobre opowiadanie. Trochę naciągane motywy kierujące Mieszkiem, ale całość świetna. Gratuluję :)

28 III 2016   21:01:33

Bardzo dziękuję wszystkim komentującym - z poślizgiem, bo od publikacji i pierwszych komentarzy minęło już sporo czasu, a jakoś nie przyszło mi do głowy zajrzeć tu na tyle szybko, żeby odpowiadanie miało sens. Ale skoro tekst nadal "się czyta" i nawet przyjmuje, to skorzystam z okazji :). Cieszę się, że całość się broni.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

PINKK
— Julia Szajkowska

Dwa procent
— Julia Szajkowska

Zdrowaś Matko
— Julia Szajkowska

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.