Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Maciej Żytowiecki
‹Skrzynia›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMaciej Żytowiecki
TytułSkrzynia
OpisAutor pisze o sobie:
Kolekcjoner opowieści, wytrwały słuchacz i obserwator. Kocha literaturę, marzenia i życie – chociaż to trudna miłość. Lubi dobrą muzykę, dobre i niedobre filmy, przygody i ciekawe podróże oraz kilka innych rzeczy, które wolał przemilczeć. Publikował do tej pory w SFFiH, Esensji, Fahrenheicie oraz w zbiorach opowiadań „Nawiedziny” i „Białe szepty”. Jego debiutancka powieść „Mój prywatny demon” ukazała się latem 2011 roku nakładem wydawnictwa Ifryt.
Gatunekgroza / horror

Skrzynia

« 1 2 3 »
– Mocno siedzi – szepnął, ocierając dłonią czoło. Obszedł skrzynię, żeby znaleźć główki gwoździ, ale żadnego nie zauważył.
Nagle stanął. Jakiś szelest na zewnątrz? Złapał za rękojeść scyzoryka, ale ten ani drgnął. Narzędzie tkwiło mocno.
A później znowu rozległ się ten dźwięk. Jakby pisk albo szelest, a teraz skrzypienie, Rafał nie umiał zdecydować.
– Lepiej się stąd wynosić. – Pomyślał o kłach białego psa. Prawdziwego lub nie. – A do ciebie jeszcze wrócimy. – Grzmotnął skrzynię pięścią.
Zeskoczył na dół, zasznurował okap plandeki i wrócił do kabiny. Prędko odpalił silnik, wrzucił bieg wsteczny, by rozpocząć mozolny wyjazd ze śnieżnej pułapki. Odetchnął dopiero, gdy wjechał z powrotem na szosę, wrzucił jedynkę i na nowo podjął przerwaną podróż.
– Dokąd jedziemy? – ochrypły głos na nowo zmroził mu krew w żyłach.
Dobiegał z tyłu, niósł się dudnieniem po całej kabinie.
– Na twoim miejscu nie odwracałbym się. – Kierowca ledwie zdążył drgnąć, kiedy półszept zatrzymał go w miejscu. – No, ale nie jestem na twoim miejscu, nieprawdaż?
Mężczyzna zesztywniał. Udał, że koncentruje się na drodze. W rzeczywistości poszukiwał wzrokiem małego lusterka, zostawionego gdzieś pomiędzy siedzeniem swoim a pasażera…
Ten ktoś, siedzący teraz w przybudówce, musiał wejść do środka w chwili, kiedy sprawdzałem naczepę, myślał.
Przerażał go fakt, że obcy mógłby wedrzeć się do wnętrza niczym duch, nie pozostawiając jakiegokolwiek wrażenia bytności, będąc niezauważonym, aż sam nie zdecydowałby się ujawnić. Pamiętał, jak powracał do rodzinnego domu. Czuł znajome zapachy – delikatną stęchliznę, zanim dobrze wywietrzył i widział kurz tańczący w powietrzu pośród strumieni słonecznego światła. Myślał wtedy, że rozpoznałby natychmiast, gdyby coś było nie w porządku. Pomyłka. W aucie, w swoim drugim domu, nie wyczuł niczego niezwykłego. Żadnej nieproszonej wizyty.
– Zapytałem, dokąd jedziemy – powtórzył głos.
– Z towarem na rozładunek – Rafał skłamał prędko, bez zastanowienia. – Czekają na mnie.
– Z towarem – skwitował tamten. – Z czarną skrzynią z dębowego drewna, którą wieziesz?
Mówił, jakby grał rolę w jakimś podrzędnym przedstawieniu. Dziwnie przeciągał słowa, czasem kończąc ich wypowiadanie syczącym odgłosem wciąganego naprędce powietrza.
– Skąd wiesz? Byłeś tam?
– Byłem tam?
Kierowca zmarszczył brwi. Wreszcie zauważył niewielkie kwadratowe lusterko. Leżało obok skrzyni biegów, oparte niedbale o panel, skierowane gdzieś pomiędzy sufit a tył kabiny. Udał zmianę biegu, próbując je odpowiednio nakierować, niestety upadło na podłogę. Na krótkie mgnienie ogarnęło jednak całą przybudówkę – za Rafałem nie było nikogo. Nikt nie stał za siedzeniem kierowcy.
– Całkiem zmyślnie – szorstki śmiech – Coś zdołałeś dostrzec?
Ciężka łapa opadła na ramię mężczyzny. Drgnął, niemalże wyskoczył z siedzenia. Poczuł dojmujący chłód, przenikający przez swetry, koszulę i t-shirt, jak gdyby ich w ogóle nie było.
Wtedy poczuł smród. Dziwił się, że wcześniej mu to umknęło. Wnętrze wypełniał zapach ziemi, korzeni, odór zepsutego ścierwa.
Odchylił głowę odrobinę w lewo, na tyle daleko, by móc jeszcze kontrolować drogę, i żeby pozwolić odpocząć nozdrzom. Zerknął na palce nieznajomego. Brudne, zakończone połamanymi paznokciami, z których każdy udekorowany był czarnym półksiężycem. W tej samej chwili, kiedy mężczyzna ją ujrzał, dłoń cofnęła się, jakby jej właściciel wstydził się tego, jak wygląda.
– Niczego nie widziałem – zapewnił prędko Rafał.
– Lepiej nie zobaczyć. To o wiele zdrowiej. Po co widzieć rzeczy, które nie są przeznaczone dla oczu. Czy nie lepiej odwrócić wzrok, niż ujrzeć zbyt wiele?
– Czego właściwie chcesz?
– Żebyś jechał. Nie zatrzymywał się. Jechał.
– Chcesz ciężarówkę? Proszę, zabierz ją sobie, tylko pozwól mi wysiąść.
– Ależ kto ci broni wysiadać. Przecież możesz otworzyć drzwi, wyskoczyć. Na drodze leży miękki śnieg. Kto wie, może nie zdołam cię powstrzymać, jeśli wysiądziesz wystarczająco szybko?
Zamilkli. Przez dłuższą chwilę jechali w milczeniu.
– Skrzynia jest twoja? – zapytał Rafał.
Rozległ się chichot.
– Zawiozę cię, dokąd zechcesz, tylko nie rób mi krzywdy.
– Wpierw chcesz mi oddać wszystko, co posiadasz, a co nie jest twoje. Chcesz uciec. Później zmieniasz zdanie, i po prostu chcesz mi oddać przysługę… Nie lubię niezdecydowanych ludzi. Wóz albo przewóz, jak mówią. Jeśli powiesz coś, musisz się tego trzymać. Chcesz uciec? – Pytanie zawisło w powietrzu, lecz nie doczekało się odpowiedzi.
Gęsto rosnące drzewa ustąpiły miejsca betonowym klocom. Budynkom pamiętającym czasy Gierka, witającym nowoprzybyłych szarością, powtarzalnym do znudzenia krajobrazem przedmieścia, urozmaicanym jedynie z rzadka kolorowymi neonami sklepów i reklam, pasującymi tutaj jak cekiny do szamba. Blask księżyca przygasł, zastąpiony latarniami, żółtymi prostokątami okien i czerwonym światłem stopu zawieszonym nad skrzyżowaniem.
Rafał zwolnił, zatrzymał się.
Ilustracja: <a href='mailto:rafal.wokacz@gmail.com'>Rafał Wokacz</a>
Ilustracja: Rafał Wokacz
– Nie chcesz chyba uciec? – Centralny zamek zadziałał, pomimo że pilot zwisał niedbale ze stacyjki. Drzwi zostały zablokowane. – Myślałem, że mamy umowę. Nie zatrzymujesz się, Rafale.
Znał jego imię. Skąd znał jego imię?
– Musiałem. Jest przecież czerwone – pokręcił głową. – Dlaczego wsiadłeś do mojego auta? Kim jesteś?
– Jestem snem, jestem nocną marą, która zostaje z tobą po przebudzeniu – śmiech. – Kim jestem… Nie, to nie jest pytanie, które chciałbyś zadać. Naprawdę chcesz zapytać, skąd wiem, jak się nazywasz? Dlaczego twoje życie jest pasmem porażek, nieudanych prób, wysiłków, które zaplanowałeś a bałeś się podjąć? Idąc dalej, co więcej wiem o tobie? Skąd wiem, że Piotr umiera, a twoja żona zostawiła cię dla jakiegoś tłustego Anglika? Skąd wiem o twojej córeczce, która zmarła, zanim zdołałeś ją naprawdę pokochać? A może… może chciałbyś zapytać o coś zupełnie innego?
Zapłonęło zielone światło, pojazd powoli ruszył. Krótko zamrugały kierunkowskazy, skręciły koła i znaleźli się na przelotowej drodze przez miasto. Dziesięć minut, kilka kilometrów od domu Piotra.
– Twój brat umiera, Rafale.
– Wiem.
– Mieszka w pobliżu, nie mylę się? Nie chciałbyś go może odwiedzić?
Z naprzeciwka nadjeżdżał radiowóz. Błyskające niebiesko światła, którym nie towarzyszył dźwięk syreny rozganiały mrok, rodząc przy tym cienie. Wydłużone i pokraczne karykatury kwadratowego krajobrazu miasta: gargulce pijanych ludzi oczekujących na przystanku, nieliczne pokrzywione rośliny, połamane bryły wrosłych w okolicę budowli. Wraz z niebieskim światłem, zatliła się nadzieja.
Rafał błyskawicznie podjął decyzję. Z całej siły dał po hamulcach, odbijając na przeciwległy pas, na moment zajeżdżając drogę radiowozowi. W świetle reflektorów dojrzał przerażone twarze gliniarzy. W ostatniej chwili powrócił na właściwą stronę, cudem unikając kolizji. Ciągnięta naczepa zrobiła to samo ułamki sekund później, mijając mniejszy pojazd o centymetry. Ostro popracował nad złapaniem przyczepności, dociskając pulsacyjnie pedał hamowania i kręcąc kierownicą jak oszalały, żeby nie wypaść z drogi. Szary śnieg pryskał spod każdej pary kół, ale wreszcie odzyskał panowanie.
Zwróciłem waszą uwagę, pomyślał.
Miał rację. W lusterku ujrzał zawracających smerfów, lecz nim triumfalny uśmiech zagościł na jego twarzy, brudne palce ponownie zacisnęły się na ramieniu. Mocno.
– Spryciarz. Jednak… skąd pewność, że, powiedzmy, nie wypruję ci za karę flaków?
Kierowca nie odpowiedział.
– Źle jest być niegrzecznym – skwitował głos, kiedy radiowóz wysforował się przed ciężarówkę.
Rafał zwolnił. Wkrótce wjechali w niewielką zatoczkę, wyrwaną drodze tuż przed sklepem nocnym.
Rafał czekał.
Metalowa kolba zastukała w szkło.
– No dalej, otwórz.
– Zasnęło się za kierownicą? A może się popiło, co? – zapytał przez opuszczoną szybę wąsal w przydużej czapce. – Wysiadamy, żadnych gwałtownych ruchów.
– Nie mogę, panie policjancie. – Kierowca poczuł, że jego usta poruszają się same. Nie miał nad nimi kontroli. Poruszały się z trudem nadążając za głosem, jak w filmie ze źle podłożonym dubbingiem. Był marionetką bezwolnie wypełniającą rozkazy. – Muszę jechać dalej.
« 1 2 3 »

Komentarze

14 II 2012   17:28:14

Owszem, bardzo mi się podobało! Fabuła niezła, wcale nie ma dłużyzn, czyta się świetnie. "Wżarte w dłoń" kamyki wcale mi nie przeszkadzają :)

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Lipiec 2016
— Miłosz Cybowski, Anna Kańtoch, Magdalena Kubasiewicz, Jarosław Loretz, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Amelia w chmurach
— Maciej Żytowiecki

Duży Bob
— Maciej Żytowiecki

hcsoB
— Maciej Żytowiecki

Znak
— Maciej Żytowiecki

Powrót ojca
— Maciej Żytowiecki

Mój (nie)przyjaciel demon
— Magdalena Kubasiewicz

Wadliwy zbawiciel
— Maciej Żytowiecki

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.