Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Maciej Żytowiecki
‹Amelia w chmurach›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMaciej Żytowiecki
TytułAmelia w chmurach
OpisAutor pisze o sobie:
Kocha opowieści, marzenia i życie – chociaż to trudna miłość. Lubi kiepską muzykę, niedobre filmy, przygody i nudne podróże oraz kilka innych rzeczy, które wolałby przemilczeć. Publikował w SFFiH, Esensji, Qfancie, Fahrenheicie oraz w zbiorach opowiadań „Nawiedziny” i „Białe szepty”. Jego debiutancka powieść „Mój prywatny demon” ukazała się latem 2011 roku nakładem wydawnictwa Ifryt, w 2013 doczekując wersji elektronicznej. W tym samym czasie ukazał się zbiór „Szuje, mątwy i straceńcy”, kompletujący opowiadania z początkowego okresu twórczości. Natomiast w 2014 roku ukaże się kolejna fantastyczna historia hardboiled z detektywem Ezrą w roli głównej, o roboczym tytule „Mój sługa”. Blog autorski: maciejzytowiecki.com.
Gatunekkryminał, urban fantasy

Amelia w chmurach

1 2 3 5 »
Wychodzę na korytarz. Idę po śladach. Za kolczykiem i kocem upuszczonym przy schodach. We łbie karuzela z tuzinem rozpędzonych koni, ale zaciskam zęby i drapię się w górę, chwytając poręczy jak liny ratunkowej.

Maciej Żytowiecki

Amelia w chmurach

Wychodzę na korytarz. Idę po śladach. Za kolczykiem i kocem upuszczonym przy schodach. We łbie karuzela z tuzinem rozpędzonych koni, ale zaciskam zęby i drapię się w górę, chwytając poręczy jak liny ratunkowej.

Maciej Żytowiecki
‹Amelia w chmurach›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMaciej Żytowiecki
TytułAmelia w chmurach
OpisAutor pisze o sobie:
Kocha opowieści, marzenia i życie – chociaż to trudna miłość. Lubi kiepską muzykę, niedobre filmy, przygody i nudne podróże oraz kilka innych rzeczy, które wolałby przemilczeć. Publikował w SFFiH, Esensji, Qfancie, Fahrenheicie oraz w zbiorach opowiadań „Nawiedziny” i „Białe szepty”. Jego debiutancka powieść „Mój prywatny demon” ukazała się latem 2011 roku nakładem wydawnictwa Ifryt, w 2013 doczekując wersji elektronicznej. W tym samym czasie ukazał się zbiór „Szuje, mątwy i straceńcy”, kompletujący opowiadania z początkowego okresu twórczości. Natomiast w 2014 roku ukaże się kolejna fantastyczna historia hardboiled z detektywem Ezrą w roli głównej, o roboczym tytule „Mój sługa”. Blog autorski: maciejzytowiecki.com.
Gatunekkryminał, urban fantasy
Lato 1939
Ciekawe, czy powstrzymałby mnie, gdybym teraz po nią sięgnął?
Rozsznurowane buty rozwalone pod drzwiami wejściowymi biura, marynarka ukrzyżowana na środku pokoju i skręcony jak wąż skórzany pas. Portki gdzieś zapodziałem. Pod ścianami sterty książek i akt, zdychających w nadgniłych kartonach. Gapię się na to wszystko jak dekadent na pstrokate gówno zawieszone w Instytucie Sztuki.
Siedzę w samych gaciach i podkoszulku, nogi na stole, bawię się szklanką wypełnioną absyntem po brzegi, zaś na kolanach leży colt M1917 z muszką, którą przekrzywiłem pewnie na czyimś łbie… Nie pamiętam. Nie spieszę się też, żeby to naprawić. W mieście rewolwer służy do stwarzania przewagi nad nożem. A do tego wystarcza sprawny cyngiel.
Przyglądam się doskonale wyprofilowanej rękojeści, eleganckim kształtom broni… I kolejny raz zadaję sobie to najważniejsze pytanie – czy powstrzymałby mnie, gdybym teraz po nią sięgnął?
To byłoby takie proste. Nie przypuszczam, żeby bolało. Jeden prędki ruch… Użyłbym obu rąk, żeby przytrzymać colta, celując. Potem nacisnąć. Nie szarpać.
Ogień i dym.
Bawię się szklanką. Zielona Wróżka wymieszana w szklance z karmelizowanym cukrem trawi światło w swoim brzuszysku.
Pocałowałbym ciebie. Zielona Dziweczko, wiesz? Jak za dawnych czasów.
Jeśliby tylko pozwolił.
Znajomy ciężar rewolweru ugniata wnętrze dłoni, palec wskazujący wodzi po języku spustu. Czuć zapach smaru i prochu. Jest w tym prostym przedmiocie zaklęta jakaś doskonałość. Jest on też kluczem do zbawienia.
Unoszę broń, zaglądam do wnętrza lufy, do tej czarnej studni…
– Jest tam kto? – Ktoś puka do drzwi. – Poczta!
Pukawka zostaje na stole i przecinam pokój, depcząc węża i odganiając na bok buciory. Patrzę przez judasza z nadzieją, że zobaczę jakiegoś bandziora, którego kiedyś przyskrzyniłem, a który dzisiaj z pieśnią zemsty na ustach wygarnie tłustą serią ołowianych kapturków. Tymczasem w drzwi wali listonosz. Parszywy niefart.
– Czego? – ryczę, otwierając.
Patrzy na mnie, jakby gorszych rzeczy nie widywał.
– Czego? – powtarzam.
– Listy odbierać! – szczerzy się krzywymi kłami niby cwaniak.
– Próbujesz zgrywać mądralę, zajączku?
– List polecony dla pana. – Prędko się mityguje i wyciąga mały prostokąt. Dobrze wie, że lepiej nie denerwować starego Ezry.
– Dzięki. – Drzwi zatrzaskuję prawie na jego nosie.
Nie ruszając z miejsca, otwieram kopertę. Zerkam na charakter pisma i kartka wysuwa się z dłoni.
• • •
Czekam na nią w restauracji hotelu Atlantic przy stoliku dla dwojga. Śnieżnobiały obrus, pojemniczki z solą i pieprzem oraz dwie wieże z talerzy przy każdym z miejsc. Na ich szczytach trójkątne daszki serwetek. Stolik jest na środku sali, ale na sali jestem sam. Nie ma więcej gości.
Gładzę zmarszczki na najlepszym garniturze, który i tak nic nie jest wart przy jej garsonkach. Poprawiam się na krześle. Kabura rewolweru gniecie jak nigdy przedtem, nierówność na klapie marynarki po raz pierwszy w życiu irytuje. Stary i głupi Ezra… Na kim próbowałbyś zrobić wrażenie?
Myśli pędzą do roku 1915, kiedy spotkałem ją po raz pierwszy. Nastolatka na ostatnim roku nauki w Hyde Park High, rezolutna, znacznie dojrzalsza od reszty koleżanek. Ja, nowicjusz w wydziale, sierściuch niewytarzany jeszcze w kloace ulicy, a ona wybrała mnie z całej rzeszy policjantów… Jak to tłumaczyła?
– Wyglądasz mi na takiego, z którym można się dogadać. – Uśmiecham się nawet teraz, wspominając te słowa.
Przyprowadziła dziewczynę. Jak jej było? Mary Ann? Mary Sue? Nakłoniła do zeznań i tak zdobyłem ostrogi, przyskrzyniając zwyrodnialca polującego na panny z kampusu.
– Ezra? – Serce zmienia rytm na dźwięk jej głosu.
Niewiele się zmieniła, chociaż czas i cierpienie odbiły stemple na posągowej twarzy. Czoło jednak pozostało gładkie, nos długi i wąski, pozbawiony skaz. Wciąż nosi tę samą fryzurę, co tamtej nocy… Kiedy to było? W 1928 roku?
– Ani trochę się nie zmieniłaś.
Wstaję i wyciągam ręce, ignorując wózek inwalidzki. Uciekam wzrokiem od koca, pod którym ukrywa kikuty pięknych niegdyś nóg. Kładę dłonie na ramionach kobiety i delikatnie całuję w czoło. Poprawia włosy jak niegdyś. Uśmiecha się skromnie jak niegdyś.
Odstawiam krzesło, żeby mogła zająć miejsce. Kelner podchodzi i próbuje pomóc, ale Amelia piorunuje go wzrokiem i wprawnymi ruchami umiejscawia się naprzeciw mojego siedziska. Prosi o kawę, a ja zamawiam szklankę wody i siadam, szukając usilnie w głowie czegoś, co mógłbym powiedzieć.
– Ile to lat, Ezra? – Wybawia mnie z kłopotu.
– Jedenaście od tamtej nocy.
– Wciąż pamiętasz, stary głupcze?
– Mam smykałkę do dat.
– Tym razem już pewnie byś się nie skusił.
– Jak się mają sprawy?
Uśmiecha się. Ten sam skromny, ale i pełen determinacji uśmiech, który zapamiętałem. Niezmienny, mimo upływu lat.
– A jak sądzisz? – Amelia wskazuje na wózek. – Łapiduchy twierdzą, że mam szczęście. Ona powinna być szczęśliwa, bo żyje, mówią.
Chichocze, jak gdyby powiedziała najlepszy dowcip na świecie. A ja widzę tę twarz na szpaltach gazet w towarzystwie nagłówków krzyczących o kolejnych pobitych, czy dopiero wyznaczanych rekordach. Oto nieustraszona dusza początku wieku, pionierka…
– Nie lubię, kiedy się tak gapisz, Ezra.
– Dawno cię nie widziałem, Amelio.
– I pewnie ciężko jest pogodzić tamtą pełną życia istotę z wrakiem, który przed tobą spoczywa.
Ratuje mnie kelner przynosząc filiżankę kawy dla damy, ja proszę o kolejną szklankę wody. Wyciągam cygańskiego skręta.
– Palisz? – proponuję.
Kręci głową.
– Nie dzisiaj, ale nie przeszkadzaj sobie. Lubię dym, Ezra.
– Wiele o tobie czytałem – oznajmiam, poprawiając się na krześle. – W gazetach, w Trybunie Chicago… Na fotografii wyszłaś zjawiskowo, opierałaś się o silnik, w tle stał samolot. Jesteś prawdziwą legendą.
– Od kilku dni wizytuję Chicago, a przybyłam tutaj na zaproszenie Hyde Park High z okazji odnowienia lewego skrzydła szkoły. Miałam uświetnić tę uroczystość przemówieniem. Ja! Najsławniejsza absolwentka – śmieje się.
Dobrze ją widzieć, jak się śmieje.
Odpalam papierosa, lecz kamień pozbawiony paliwa rodzi ledwie parę gołych iskier. Otwieram zapalniczkę – wata wyschła na wiór. Kiedy ostatnio dolewałem benzyny? Nie pamiętam dobrze. Amelia przygląda się z ciekawością, kąciki ust drżą prawie niedostrzegalnie. Milczy, a miała opowiadać. Czeka na mnie.
Koncentruję się i maleńki ognik rozbłyskuje tuż nad papierosem. Rozkazuję mu opaść na czubek fajeczki, po czym zaciągam się z przyjemnością. Nie lubię używać tej sztuczki, szczególnie w miejscach publicznych, czasem jednak zwyczajnie trzeba…
– Dzień Rudego Śniegu zmienił to miasto. Widzę, że ciebie również.
– Mogę zapalać papierosy siłą woli, to wszystko. Skromna umiejętność, ale przydatna, kiedy zapomnisz napełnić zapalniczkę.
– Czytałam, że byli tacy, którzy mnożyli chleb, zmieniali wódkę w absynt… Jak zwykle miałeś pecha.
– Jak zwykle.
– Czytałam, że Rudy Śnieg to efekt jakiegoś eksperymentu rządowego. Prawda to?
– Nikt nie wie na pewno. To tylko teoria, a teorii zawsze jest wiele. Jedna mówi o Marsie, o ataku z Marsa – szczerzę się, ale ona nie łapie dowcipu. – Ze śniegiem nadeszła magia. Crowley na liście bestsellerów przebił czterech apostołów.
– Może napisał dobry poradnik? – ściąga brwi, jakby ślęczała nad krzyżówką.
– Znasz ludzi… Chcą być bezpieczni. Chowają pieniądze w skarpetach, kupują żarcie na zapas, chcą też mieć coś na zaklęcia albo klątwy… Ale gówno poradzą, jeśli nie mają mocy. Mogą zmawiać tysiące zdrowasiek, zapalać świece, rysować gwiazdy, pentagramy, czy co tam im przyjdzie do łbów, jednak to nic nie da. Bez mocy to nic nie daje. A moc posiadł może jeden na tysiąc.
– A zdolności jak twoja to dowód, że posiadłeś tę moc, co?
– Zdolność do magii obrazuje rozmiar talentu, a ja mogę najwyżej podpalać fajki na przyjęciach. Nikt mnie nie zaprasza na przyjęcia.
1 2 3 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Duży Bob
— Maciej Żytowiecki

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Lipiec 2016
— Miłosz Cybowski, Anna Kańtoch, Magdalena Kubasiewicz, Jarosław Loretz, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

hcsoB
— Maciej Żytowiecki

Znak
— Maciej Żytowiecki

Powrót ojca
— Maciej Żytowiecki

Skrzynia
— Maciej Żytowiecki

Mój (nie)przyjaciel demon
— Magdalena Kubasiewicz

Wadliwy zbawiciel
— Maciej Żytowiecki

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.