Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 29 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Grzegorz Wiśniewski
‹Noel Profesjonał›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorGrzegorz Wiśniewski
TytułNoel Profesjonał
Gatunekfanfiction, fantasy, humor / satyra

Noel Profesjonał

Grzegorz Wiśniewski
« 1 2 3 4 5 6 8 »

Grzegorz Wiśniewski

Noel Profesjonał

Nowy czarodziej w mieście.
Niewzywany, niespecjalnie lubiany, nazbyt niepokorny, za to gotów do obrony. Może liczył się z tym, że ktoś zawrze na niego kontrakt. A może było to jego typowe zachowanie, wynikające z doświadczenia w kontaktach z ludźmi lub innymi czarodziejami. Sam fakt, że jak dotąd przeżył na świecie, dobrze świadczył o jego możliwościach. Czarodzieje słynęli wszak nie tylko z umiejętności postępowania ze zwykłymi ludźmi, ale też i z nader łatwego czynienia sobie śmiertelnych wrogów z tych możniejszych. Szczególnie ten. Wiedźmin wygrzebał z pamięci jego imię – Aquafortz. Podobno młodszy brat jakiegoś innego, bardzo znanego maga. To było wyzwanie, z jakim Noel dawno się nie spotkał. W powszechnym mniemaniu najlepszy wiedźmin w swoim czasie został pokonany przez najlepszego czarodzieja.
Grunt to się nie zrażać. Niepostrzeżone przeniknięcie do zajazdu zapewni wystarczającą przewagę. Noel rozmyślał nad sposobem przejścia przez bramę. Problem stanowiło dwóch Wcielonych maga, którzy stali w rozwartych wrotach i uważnie oglądali wszystkich wchodzących. Dwóch następnych pilnowało drzwi zajazdu, frontowych i gospodarskich. Jeden taki człekokształtny cielesny byt, wykreowany i całkowicie kontrolowany przez Aquafortza, był w stanie dorównać najświetniejszym szermierzom świata. Czterech w jednym miejscu było jak mała armia. Właściwie to nawet średnia armia.
Zanim zaczął na dobre rozważać, czy jest jakiś sposób na niepostrzeżone wtargnięcie do środka, rozwiązanie znalazło się samo. Od strony placu, będącego właściwie ogrodzonym kawałkiem pola, na którym wzniesiono koślawą budę jarmarcznego teatru, zbliżało się powoli kilka postaci. Czterech zgrzebnie odzianych, krępych mężczyzn, podtrzymujących się wzajemnie i prących przed siebie gościńcem niczym karawela, halsująca po nieprzyjaznych wodach. Darli się jeden przez drugiego, upici właściwie na wesoło, ale okrutnie z czegoś niezadowoleni. Z ogólnego kierunku marszu można było zgadnąć, dokąd ich niosą nogi. Gdy minęli walącą się drewnianą chatę, było ich już pięciu.
Kiedy mieli jeszcze kawałek do przejścia, z bramy na gościniec ktoś wyszedł. Drobna, chuda postać w wyciągniętej sukmanie. Rozejrzała się wokół, zarzuciła grzywa czarnych włosów, po czym ruszyła gościńcem do miasta, trzymając się blisko muru zajazdu. Szła skulona, ukrywając w dłoniach mały przedmiot, który – chociaż grubo owinięty szalem – świecił jasnym światłem. Cokolwiek to było, z daleka cuchnęło magią. Noel czuł to z odległości wielu metrów, mimo interferującej magii z zajazdu. Przez chwilę się nad tym zastanowił, bo znał tę drobną postać. Matylda. Jej rodziców i rodzeństwo podobno wykończyli ludzie szeryfa. Od tamtej pory marzyła tylko o zemście. Długo zamęczała Noela, by nauczył ją jakichś wiedźmińskich sztuczek. Ciągle gadała o tym, że sprawiedliwości musi stać się zadość. Nawet w to wierzyła, jak ktoś pozbawiony elementarnej wiedzy o świecie. W końcu była tylko dzieciakiem. A teraz była dzieciakiem, który położył ręce na magicznym artefakcie. Noel mógł się założyć, że nie był to miękki gadający miś.
Kompania niespiesznie, acz z żelazną determinacją, podeszła do bramy zajazdu. Na kilkanaście kroków przed progiem spoczęły na nich baczne oczy Wcielonych, którym nadano formę paskudnych z twarzy rosłych drabów. Ich skórzane pendanty, zapięte na karacenowych zbrojach, były do przesady obwieszone bronią. Jednocześnie w głowach zbliżającej się grupy telepatycznie rozejrzał się obcy umysł. Wobec rozlewającej się aury upojenia był jednak zupełnie bezradny.
– Znaaaaaaajdzie się kłonicaaaaa… – zaintonował pijackim głosem Noel, chcąc uśpić ewentualne podejrzenia. Jego nowi druhowie natychmiast dołączyli:
– …na duuuuupę…!
Przeszli. Przez dziedziniec dotarli do gościnnej izby zajazdu, umiarkowanie zapełnionej podróżnikami. Pod wysokim sufitem, na poziomie drewnianej galerii podtrzymywanej przez grube belki, płonęły w prostych żyrandolach świece. Ludzie gwarzyli sobie tu i ówdzie, pili spokojnie piwo z obtłuczonych kufli, pałaszowali porcje mięsiwa, donoszone zza szynkwasu przez służebne dziewki. Tylko w jednym rogu nic się nie działo. Przy długiej, pustej ławie, wsparty plecami o nieotynkowaną ścianę, siedział samotny człowiek z opuszczonym na twarz kapturem. Na blacie przed nim stał kielich z polerowanego szkła, do połowy napełniony winem, a obok leżała długa laska, okuta żelazem.
Noel opuścił swoich towarzyszy, którzy nagle zaczęli go gorączkowo namawiać, by został. Przecisnął się między stołami do człowieka w kapturze i zajął miejsce na ławie naprzeciw. Gwar za plecami zmienił ton, ale nie ucichł.
– Dosiadając się do mnie demonstrujesz kompanom, jaki jesteś odważny? – zapytał Aquafortz, nie podnosząc wzroku.
– Nie.
– Czego więc chcesz? Jałmużny nie rozdaję.
– Ciebie, panie, nazywają Aquafortz?
Czarodziej odrzucił kaptur i spojrzał na Noela. Miał młodzieńcza twarz o zdecydowanych rysach, błękitne oczy i równo przycięte, trefione włosy. Wyglądał chyba najbardziej kiczowato ze wszystkich czarodziejów, których dane było Noelowi spotkać. Może się przynajmniej nie uśmiechnie…
Aquafortz błysnął w uśmiechu porażającą bielą zębów. Wyglądał teraz równie intrygująco jak przeciętny landszaft.
– A czemuż interesuje to wiedźmina?
– Niewielu ludzi dokonało tyle, co ów Aquafortz – zauważył Noel chłodno. – W delcie Mefingu dalej ludzie umierają z głodu. Nic nie chce tam rosnąć. Pomarańczowy proszek czarodzieja wykończył buntowników razem z lasami i zasiewami. W Dol Blathanna Aquafortz podobno zatruł wodne cieki. A w Mahakamie to z jego wieży rozeszła się po okolicy zaraza gorączki kostnej.
Czarodziej zmrużył oczy.
– Dobrze radzę, nie wtykaj nosa w cudze sprawy!
– Niczego nie wtykam. Na razie. Przyszedłem coś przekazać.
Teraz Aquafortz zrobił się kiczowato nieufny.
– Co takiego?
– Pozdrowienia od dona Leone. Jesteś mu coś winien… – kątem oka Noel zarejestrował, jak dłoń czarodzieja podskakuje w pojedynczym pstryknięciu – … za ochronę – dokończył, stojąc już na dziedzińcu zajazdu.
Aquafortz telepatycznie skrzyknął swoich Wcielonych. Nadbiegali ze wszystkich stron, jak nieubłaganie schodzące się szczęki poczwórnego imadła. W białym błysku na opustoszałym nagle dziedzińcu pojawił się sam czarodziej.
– Ile razy mam powtarzać! – wrzasnął, wymachując laską w takiej furii, że aż trysnęła błękitnymi wyładowaniami. – Mam własną ochronę!
Noel zlekceważył szansę na rzucenie dowcipną ripostą. Ruszył biegiem po łuku, mierząc wzrokiem najbliższego z Wcielonych. Jak oni wszyscy i ten był potężnie zbudowanym drabem o zdecydowanie nadnaturalnie umięśnionych kończynach. Szarżował na wiedźmina z lodowatym spokojem, wznosząc do ciosu półtorak o szerokim ostrzu. Odziany był w inkrustowaną srebrem karacenę, nałożoną wprost na nieludzko białe ciało. Na takie stworzenia nie było łatwego sposobu. Bezradna była zarówno wysoka magia, jak i wiedźmińskie Znaki.
Jak wszystkie twory człowieka, mieli jednak słaby punkt.
Noel już wcześniej ocenił ich chłodnym okiem. Zaszczepiono w te stworzenia najświetniejsze umiejętności i instynkty szermiercze, jednak jak każdy szukający potęgi czarodziej, Aquafortz nigdy nie nadałby im pełnej samodzielności. Lubił dzierżyć władzę. Lubił kierować osobiście. Po prostu nie był w stanie odmówić sobie możliwości posłużenia się Wcielonymi jak dłońmi, które jednym klaśnięciem zmiażdżą dokuczliwego owada. I stało się tak, jak chciał. Wcieleni osaczyli wiedźmina przy kamiennym murze zajazdu. Cztery ostrza opadły jednocześnie ze śmiertelną precyzją. Noel byłby w tej samej chwili martwy, gdyby nie znajdował się akurat nad nimi, wypchnięty kilka dobrych łokci w górę mocą Znaku Aard. Spadł na karki przeciwników, nim ktokolwiek się zorientował. Ściął cztery głowy, cięciami tak szybkimi, że zmieniały klingę w rozmazaną plamę. Potem starannie wdeptał w piach klejnoty wcielenia, które wypadły przeciwnikom z ust.
Odwrócił się. Aquafortz przyglądał mu się z wyrazem twarzy, w którym zaskoczenie toczyło walkę z niezadowoleniem.
– Wiesz, ile mnie kosztowało wcielenie czterech? – odezwał się do wiedźmina, kiedy niezadowolenie wygrało. – Pewnie nie i nic cię to nie obchodzi – zakręcił powolnego młynka swoją okutą metalem laską. – Trudno. Należność i tak muszę jakoś odebrać. Jeżeli twoja śmierć mnie dostatecznie nie usatysfakcjonuje, udam się do dona Leone.
« 1 2 3 4 5 6 8 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Listopad 2014
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Paweł Micnas, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Chwała ogrodów, błoto i morze
— Michał R. Wiśniewski

Kategoria A
— Michał R. Wiśniewski

Niewielka wojna
— Michał Kubalski

Wiedźmińska Opowieść Wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Tolkienowska opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Tygrys! Tygrys! Tygrys!
— Grzegorz Wiśniewski

Obca opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Pies, czyli kot
— Grzegorz Wiśniewski

Matriksowa Opowieść Wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.