Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 7 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Grzegorz Wiśniewski
‹Noel Profesjonał›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorGrzegorz Wiśniewski
TytułNoel Profesjonał
Gatunekfanfiction, fantasy, humor / satyra

Noel Profesjonał

Grzegorz Wiśniewski
« 1 5 6 7 8 »

Grzegorz Wiśniewski

Noel Profesjonał

– Dobrze waść mówisz, kapitanie Miradi – odezwał się żołnierz. – Umilknijcie waszmościowie, bo rzec wam coś chciałem. Oto czyn haniebny miał miejsce w Królestwie, więc królewskiej sprawiedliwości podlega. Pozwólcie zatem, że jako dowódca waszej eskorty, drużyny Ostrzy, najświetniejszych szermierzy na żołdzie króla, sam bandytę wypytam i na gardle ukarzę.
– Słuszność jakaś jest w waszych słowach, kapitanie Laibrin – odpowiedział czarnobrody. – Jednak zbrodnia na cesarskim kwestorze została popełniona. Cesarstwu zatem powinno się uczynienie sprawiedliwości pozostawić.
Noel przyjrzał się sytuacji uważniej. Przy stole na wprost wejścia siedzieli ogorzali Nilfgaardczycy oraz jasnoskórzy królewscy żołdacy. Stoły po bokach zajmowane były mniej więcej po równo przez jednych i drugich. Ci z lewej niemal bez wyjątku nosili kły na rzemieniach, ci z prawej – tuniki z ostrzami w herbie. Nieco dalej, w cieniu pod ścianą stał jeszcze jeden stół, ale Noel nie widział dokładnie, kto przy nim siedzi. Najważniejsi jednak wydawali się ci na wprost. Młody, przystojny ambasador Cesarstwa ze skromną świtą oraz kilku królewskich urzędników.
I czarodziej.
– To wiedźmin – odezwał się szary habit.
Tym razem cisza, która zapadła, pełna była niemal namacalnego obrzydzenia.
– Wiedźmin, tak? – kapitan Laibrin wziął się pod boki. – Zabójca potworów? Sam się na starość stał potworem. Przykład dla wszystkich, że kto się złem zajmuje, ten się od niego zarazić może!
– Wiedźmin? – Miradi zainteresował się nagle. – U nas żadnych wiedźminów już nie ma, a słyszałem, że to świetni szermierze.
– Wszyscy o tym słyszeli – przytaknął Laibrin. – Tylko nikt nigdy jakoś nie widział.
Miradi złożył ręce na piersi.
– A ja chciałbym zobaczyć – spojrzał na swoich żołnierzy. – Chłopcy, kto na ochotnika?
Zgłosili się wszyscy, więc wybrał jednego. Potężnie zbudowanego byczka, którego policzek przecinała lekka szrama.
Laibrin zastanowił się chwilę.
– Podobno wiedźminów szkolono, by radzili sobie więcej niż z jednym przeciwnikiem.
– No dobrze – Mirandi wskazał jeszcze jednego żołnierza. – Zabierzcie się za niego.
Usiadł z powrotem, obserwując, jak jego ludzie wychodzą zza stołów i stają naprzeciw Noela w pustej przestrzeni na środku sali.
– Gdzie karczmarz? – Mirandi rozejrzał się, unosząc puchar. – Niech poleje jeszcze wina! Kto powiedział, że wymierzanie sprawiedliwości musi być nudne i niekomfortowe?
– Kapitanie – szary habit nachylił się do Miradiego. Noel usłyszał go tylko dzięki swoim wyczulonemu słuchowi. – Z całym szacunkiem zalecałbym…
– Nie wtrącaj się we wszystko, czarodzieju.
– Ale…
– Żadnych ale – Miradi nawet na niego nie spojrzał. – Jestem kapitanem Kłów, kość z kości cesarskiej gwardii. Sprawiedliwość w imieniu Cesarza to moja działka.
– Doradzam ostrożność – rzucił szary habit z rezygnacją.
– Ależ zrobimy to ostrożnie – kapitan zmierzył Noela spojrzeniem. – Opasaj to pomieszczenie zaklęciem, tak, aby się stąd nie wydostał i nie próbował uciekać.
Szary habit popatrzył na niego bez wyrazu. Potem przyciągnął do siebie laskę i wymamrotał kilka słów. Nie miały żadnego widocznego efektu. Słychać było jedynie dobiegający zewsząd dźwięk zatrzaskujących się gigantycznych rygli. Korytarz, widoczny przez uchylone odrzwia sali karczemnej, wydał się nagle dziwnie ciemny.
Noel jeszcze raz, powoli, ogarnął całą sytuację. Pusta przestrzeń między stołami tworzyła okrąg o promieniu jakichś ośmiu kroków. Dwaj spośród Kłów stali na wprost wiedźmina z twarzami zupełnie pozbawionymi wyrazu i mieczami pewnie trzymanymi w rękach. Z lewej przyglądało się mu kilkunastu ich towarzyszy, a z prawej prawie dwa tuziny Ostrzy. Do tego dochodzili oczywiście sami dowódcy, czarodziej i bliżej nieokreślona liczba pachołków ze świty Nilfgaardu i królewskich urzędników. Na domiar złego przy stole w głębi, ustawionym tak by siedzących przy nim urazić, także widział dobrych kilku rosłych osobników.
Noel niedostrzegalnie westchnął. Sala była wprost zapchana ludźmi, których jedynym pragnieniem było go zabić. Dobrze, że doświadczenie w postępowaniu w takich sytuacjach miał większe, niż ktokolwiek na świecie.
– A zatem, wiedźminie, pokaż nam co potrafisz – kapitan Miradi wskazał w jego stronę dłonią trzymającą puchar. – Jeżeli uda ci się pokonać cesarskich fechmistrzów to… cóż, nie daruję ci wprawdzie życia, ale obiecuję, że twoja śmierć nie będzie bolesna – dokończył i usadowił się na ławie.
– Kapitanie Miradi – odezwał się Laibrin. – Proszę przyjąć moje zapewnienie, że jeżeli pańscy ludzie będą mieli jakiś problem, królewskie siły zbrojne w osobach mojej i moich żołnierzy przyjdą wam z pomocą.
Miradi wstał jeszcze raz.
– Panie ambasadorze – zapowiedział z kurtuazją. – Szanowni patriarchowie królewskiej służby celnej. Kapitanie Laibrin. Podczas pokazu starajcie się trzymać nerwy na wodzy. To, co zobaczycie, zapewne nie będzie ładne.
Faktycznie nie było, przyznał Noel wkrótce potem. Porąbani żołnierze Kłów i Ostrzy zalegali pokotem środek sali, stoły i ławy. Jeden leżał nawet na progu, do którego cofał się, próbując umknąć mimo magicznej bariery. Pod nogami wiedźmina konał ostatni z królewskich pachołków, wysłany na śmierć przez przerażonego urzędnika. Postać w szarym habicie leżała pod ścianą, z szyją przedziurawioną ciśniętym sztyletem. Próbowała wycharczeć jakieś przekleństwa, a jej prawa dłoń zwinięta w pięść tłukła z agonalną furią polepę. Kiedy przestała, Noel wrócił spojrzeniem do głównego stołu. Obaj kapitanowie leżeli przy nim, a na ich twarzach zastygł bardzo podobny grymas, pełen niebotycznego zdumienia. Ambasadora, jego sekretarzy i królewskich urzędników nie było widać, ale sądząc po szczękaniu zębów dochodzącym spod blatu nie trzeba było ich daleko szukać. Robota wyglądała na skończoną.
W powietrzu, tak ciężkim teraz od zapachu krwi, rozległo się dostojne, mocne klaskanie.
Wiedźmin otrząsnął się nieco z bojowego nastroju i spojrzał w prawo. Za stołem obraźliwie wciśniętym w odległy kąt sali stał sam don Leone. I osobiście bił brawo. Osiem silnych klaśnięć. Noel opuścił nieco miecz i podszedł bliżej. Zatrzymał się kilka metrów od padrone i uspokoił oddech. Oprócz dona Leone przy krótkim stole siedział jego syn, Marco, oraz jeszcze kilku starszych mężczyzn w dobrze skrojonych, bogatych szatach. Jeden w drugiego obwieszeni byli złotem i klejnotami. Bynajmniej nie wyglądali na miejskich radnych. Chociaż w tych czasach, kto by ich tam wiedział.
– To było doprawdy wspaniałe – odezwał się don Leone, rozkładając ręce w geście pełnym podziwu. – Walka z najświetniejszymi szermierzami Cesarstwa i Królestwa. I te cztery końcowe sztychy.
Stojący za jego plecami mur kwadratowych osiłków w liberiach Villa Lasagna rozproszył się po całej sali. Noel dostrzegł kątem oka, że wykańczają cichaczem ostatnich świadków, którzy przetrwali jatkę. Zajęli się też właścicielem i posługaczkami. Spod stołu wyciągnęli nawet błazna. Musiał biedak przesadzić z aluzjami.
– Chcę, abyś wiedział, że będę ci wdzięczny, wiedźminie – don Leone nieznacznie skłonił głowę. – Zarówno ja, jak i cała moja Rodzina – szerokim gestem wskazał pozostałych, za stołem. – Przyznam ci się szczerze, że rozmowy z tymi psami z Nilfgaardu poszły źle. Ich pazerność przebiła wszystko, na co gotowi byliśmy przystać.
Ucichły ostatnie charkoty dobijanych. Osiłki zgromadziły się teraz w dwóch grupach, po prawej i lewej stronie Noela. Stanęły z ostrzami w dłoniach i patrzyły.
– Jesteś pewnie zmęczony? – W głosie don Leone pojawiła się niemal autentyczna troska. – To już nie potrwa długo.
Nie przejął się specjalnie tym, że Noel w zasadzie jakoś w to nie uwierzył.
– Mimo wyeliminowania var Kohrlina nasz plan legł całkowicie w gruzach – przyznał samokrytycznie padrone i pokiwał głową w zastanowieniu. – Ale oto znów pojawiłeś się ty, likwidując problem w najodpowiedniejszym momencie. Teraz wszystko stoi przed nami otworem. Cesarz przybędzie tu za dziesięć dni. Wieści o zdradzie północy i wycięciu poselstwa z pewnością skłonią go do układów z nami.
Kilku siedzących pokiwało głowami. Jeden się uśmiechnął. Osiłki jak na komendę wyjęły zza pazuch tabakiery i jeden za drugim zaczęły z nich coś pociągać, nie odrywając wzroku od wiedźmina. W powietrzu rozszedł się cierpko-słodki, charakterystyczny zapach. Harrock. Destylat na bazie fizzu, dający na pewien czas nadludzką siłę i szybkość, a także do pewnego stopnia odporność na czary.
« 1 5 6 7 8 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Listopad 2014
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Paweł Micnas, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Chwała ogrodów, błoto i morze
— Michał R. Wiśniewski

Kategoria A
— Michał R. Wiśniewski

Niewielka wojna
— Michał Kubalski

Wiedźmińska Opowieść Wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Tolkienowska opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Tygrys! Tygrys! Tygrys!
— Grzegorz Wiśniewski

Obca opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Pies, czyli kot
— Grzegorz Wiśniewski

Matriksowa Opowieść Wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.