Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Maria Dunkel
‹Iskra w ciemności›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMaria Dunkel
TytułIskra w ciemności
OpisAutorka pisze o sobie:
Rocznik 1993. Urodzona i zamieszkała w Katowicach. Obecnie studiuje na Politechnice Śląskiej. W wolnym czasie czytuje fantastykę, słucha muzyki rockowej, hoduje gryzonie i pisze. Nagrodzona w kilku młodzieżowych konkursach literackich. Finalistka Horyzontów Wyobraźni 2010.
Gatunekfantasy

Iskra w ciemności

Maria Dunkel
« 1 2 3 4 6 »

Maria Dunkel

Iskra w ciemności

5.
Laner krążył między Obcinaczami Głów z dzbanem w rękach. Wszędzie wokół rozbrzmiewał ich obcy, gardłowy język. Żołnierze w czarnych strojach śmiali się, obmacując służebne dziewki. Kilku najważniejszych zajęło podwyższenie. W przeciwieństwie do pozostałych nie bawili się, ale rozmawiali cicho między sobą. Jeden trzymał w ręku pismo.
– Wiesz, co mówią? – zwróciła się do Lanera młoda służąca, gdy napełniał swój dzban z wielkiej beczki miodu, ustawionej pod ścianą.
Laner spojrzał na dziewczynę. Była ubrana prosto, w burą sukienkę, fartuch i czepek. Jasnożółte loki opadały jej gęstwiną na plecy. Miała tylko jedno oko, z tęczówką tak intensywnie błękitną, że wydawała się płonąć. Drugi oczodół zakrywała czarna opaska.
Wiedźma, pomyślał Laner i poczuł ukłucie strachu.
– Ci straszliwi wodzowie, dowodzący tępymi masami zbrojnych w ognistą broń żołdaków, boją się kobiety, którą nazywają Królową – wyszeptała wiedźma. – I Wybrańca.
– Wybrańca? – powtórzył Laner.
Skinęła głową.
– Tego, który przywróci Rekce światło wolności.
– Kto nim jest? – spytał zafascynowany chłopak.
– Serce ci podpowie – odrzekła wiedźma. – Znajdź go i przyprowadź do mnie. – Spojrzała w głąb sali. – Muszę iść. Jakiś żołdak chce więcej chleba.
Odpłynęła w tłum. Laner patrzył za nią, oczarowany. Ocknął się gwałtownie, napełnił dzban i niemal biegiem wrócił na podwyższenie. Wodzowie obrzucili go złymi spojrzeniami. Jedyna siedząca między nimi kobieta, ubrana jak wszyscy w czerń, wyburczała kilka zjadliwych słów, nim podsunęła chłopakowi kielich. Nie jestem służącym, pomyślał gniewnie Laner, ale napełnił naczynie.
Po zdobyciu Javiku Obcinacze Głów uwięzili parlamentarzystów, a wszystkich mieszczan zebrali na rynku miasta. W rynsztokach zamarzała krew, trupy żołnierzy i północnych wojowników leżały na ulicach. Obcinacze układali swoich zmarłych w stosy, a jeden z nich w kalekim rekkeńskim oznajmił:
– Mała i Wielka Rekka należą teraz do Królestwa Obcinaczy Głów. Aż do odwołania władzę nad tymi ziemiami sprawuje wojsko pod dowództwem generał Mandiry Borguron herbu Złoty Jeleń. Otoczy was opieką i będzie tłumić wszelkie przejawy buntu. Możecie teraz wrócić do swoich domów. Chwała Królowej!
Ilustracja: <a href='http://pawellatkowski.com' target='_blank'>Paweł Latkowski</a>
Ilustracja: Paweł Latkowski
Słuchający mowy żołnierze odpowiedzieli okrzykiem we własnym języku. Zebrani na rynku Rekkeńczycy milczeli. Gdy rozchodzili się do swoich domów, żołnierze krążyli między nimi, wybierając na chybił trafił ludzi. Laner pamiętał, jak bardzo się bał, gdy jeden z Obcinaczy chwycił go za ramię. Matka rozpłakała się. Błagała żołnierza, by puścił chłopca, ale on w ogóle nie zwrócił na nią uwagi. Zawleczony z powrotem do warowni, Laner dowiedział się, że ma roznosić napitki w trakcie uczty, którą urządzili sobie zwycięzcy.
Ponownie poszedł do beczki z miodem i po drodze zerknął przez małe, strzeliste okienko. Miasto stało w płomieniach. Przerażony podbiegł do okna, wspiął się na stojący pod nim taboret, by lepiej widzieć. Zaalarmowani jego reakcją służący również rzucili się w tym kierunku.
– Co oni robią? – wychrypiał ktoś.
– Tam jest moja rodzina – wyszeptała łamiącym się głosem jakaś kobieta.
Laner czuł, jak krew dudni mu w skroniach. Jasne języki ognia tańczyły nad dachami domów. Słupy dymu biły w rozgwieżdżone niebo. Pożar szalał w głębi miasta.
– Wracać do pracy! – rozległ się za plecami chłopca głos Obcinacza, tego samego, który przemawiał na rynku i rozdzielał służbie zadania.
– Palicie miasto – powiedział ktoś.
Laner przeraził się brzmienia tego głosu. Zamiast słusznego gniewu brzmiały w nim słabość i zniechęcenie.
– Nie miasto – zaprzeczył żołnierz. – Naszych zmarłych.
Laner przypomniał sobie o stosach z trupów w czerni, zebranych na ulicach.
Służba rozchodziła się powoli do swoich zadań, chociaż sala wciąż rozbrzmiewała niespokojnymi szeptami ludzi. Laner zeskoczył z taboretu. Obcinacz Głów przeszedł obok niego i stanął na szeroko rozstawionych nogach, wyglądając przez okno. Splótł ręce na plecach. Przygryzł wargi.
– Zanieś miodu pani generał, chłopcze – powiedział. – Skarżyła się na ciebie.
Laner zostawił go ze wzrokiem wbitym w świat poza warownią i pobiegł napełnić swój dzban.
6.
Nie dał jej żadnych szans na ucieczkę. Złapana za poły ubrania, obrabowana ze zdobyczy i wepchnięta z powrotem do pnia, mogła jedynie się poddać.
Przynajmniej rozpalił ogień, pomyślała, skulona w mały kłębek przerażenia. Ciepło, światło i zapach pieczonego mięsa były wszystkim, o czym w tej chwili marzyła. Gdyby nie strach, cieszyłaby się najszczęśliwszym od wielu tygodni wieczorem.
Obcinacz Głów siedział po drugiej stronie ognia, z twarzą skurczoną dziwnym grymasem i pożądliwym spojrzeniem utkwionym w pieczonym zającu. Tłuszcz kapał z sykiem do ognia. Według Sanarii mięso było już gotowe, ale nie odzywała się. Miała cichą nadzieję, że Obcinacz po prostu o niej zapomni.
Mężczyzna poruszył się wreszcie i sprawdził palcami udko zająca. W jego twarzy Sanaria nie widziała nic niezwykłego, poza zaschniętą na skroni krwią i ciemnym sińcem na policzku. Dłonie miał czerwone od mrozu i brudne, z bransoletami zasuszonych strupów na nadgarstkach. Na serdecznym palcu nosił stalowy pierścień z wygrawerowaną sylwetką tygrysa. Oni wszyscy są tacy sami, pomyślała dziewczynka. Te same ciemne twarze, te same czarne włosy, te same zwierzęce ślepia. Nawet ubierali się identycznie – w bufiaste spodnie ukryte w wysokich, sznurowanych butach, dopasowane wamsy oraz podbite futrem płaszcze.
Obcinacz zdjął zająca z ognia, oderwał palcami ociekający tłuszczem kawał i zaczął jeść. Sanaria skuliła się w jeszcze ciaśniejszy kłębek. Poprosić o kawałek? Nie miała odwagi. Patrzyła bezradnie, jak mięso znika w paszczy mężczyzny – jej mięso, jej zdobycz, jej pierwszy i ostatni tego dnia posiłek. Poderżnę mu w nocy gardło, obiecała sobie w przypływie nienawiści, chociaż i tak znała prawdę. Nie odważy się, a nawet jeśli, nie wygra z dorosłym mężczyzną.
Gardłowy głos wyrwał ją z zamyślenia. Obcinacz wyciągał do niej połowę tuszki. Uniósł pytająco gęste, czarne brwi. Sanaria skwapliwie skoczyła na nogi i zabrała mięso z jego dłoni, po czym zaraz wróciła na swoje miejsce z nadzieją, że to nie jest jakiś okrutny, kontynentalny żart. Zjadła tak szybko, że kilka razy omal nie połknęła kości. Starannie wylizała palce. Wciąż była głodna, ale przyzwyczaiła się już do tego.
Obcinacz na nią nie patrzył. Skończył jeść. Rozmotał brudny prowizoryczny opatrunek nad kolanem, odsłaniając głębokie cięcie na zewnętrznej stronie uda, kilka palców nad stawem. Sączyła się z niego ropa zmieszana z przezroczystym osoczem, skraj rany był szkarłatny jak wieczorne słońce, promieniście rozchodziły się od niej czerwone palce zakażenia. Sanaria nagle poukładała sobie wszystko.
– Złapali cię – powiedziała.
Obrócił głowę szybkim ruchem wprawnego drapieżnika i wpatrzył się w dziewczynkę. Umilkła, przestraszona. Mężczyzna przez chwilę trwał nieruchomo, później wrócił do oględzin nogi.
Jeniec. Uciekł z tego obozu na północy. Na pewno będą go ścigać. Mogłabym im pomóc. Wymknę się w nocy, pójdę tam i powiem strażom, że znalazłam rannego Obcinacza Głów. Może przyjmą ją do służby w obozie, dadzą posłanie i miskę gulaszu.
Gdy snuła te myśli, głowa robiła się jej coraz cięższa i opadała na podciągnięte pod brodę kolana. Sanaria walczyła ze snem, sklejającym jej powieki. Ciemność gęstniała nad świerkowym lasem, ogień zapewniał cudowne ciepło. Nicość obiecywała zapomnienie, wolność od głodu i strachu.
Jeden z jeźdźców pognał małego, kudłatego konika i cisnął pochodnię na okryty słomą dach szopy, w której ukryli się Obcinacze Głów. Sucha strzecha zapaliła się szybko, płomienie przeskakiwały między dachami, z szopy na warsztat i stamtąd na kolejne sklejone ścianami domy. Błyszczące lufy muszkietów wysunęły się ze szpar w ścianach budynku, który zapłonął jako pierwszy. Salwa skosiła szereg jeźdźców. Ranne konie padały z kwikiem, wojownicy w futrach i utwardzanych skórach przewracali się na ziemię.
« 1 2 3 4 6 »

Komentarze

24 IV 2014   20:55:03

nieźle nieźle.
"boleśnie realne" bym powiedział

18 V 2014   11:29:34

Kolega ilustrator Latkowski ciekawie operuje światłocieniem. Na czołowym displayu można odgadnąć 2 źródła światła, w tym jedno zimne i jakby odbite. Natomiast wypadałoby przyjrzeć się ułożeniu półsferycznych obiektów w przestrzeni oraz temu jak fałduje się tkanina.

22 V 2014   08:05:22

Ilustracje bardzo fajne. Samo opowiadanie sprawnie napisane, choć w połowie można się domyślić zakończenia, a brak wyrazistej pointy sprawia, że po lekturze ma się wątpliwości po co się czytało.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Grzechy naszych ojców
— Maria Dunkel

Jazda jazda, Szczurza Pani
— Beatrycze Nowicka

Biblioteka
— Maria Dunkel

Piaskowe dziecko
— Maria Dunkel

Wilk wśród jagniąt
— Maria Dunkel

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.