Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Maria Dunkel
‹Iskra w ciemności›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMaria Dunkel
TytułIskra w ciemności
OpisAutorka pisze o sobie:
Rocznik 1993. Urodzona i zamieszkała w Katowicach. Obecnie studiuje na Politechnice Śląskiej. W wolnym czasie czytuje fantastykę, słucha muzyki rockowej, hoduje gryzonie i pisze. Nagrodzona w kilku młodzieżowych konkursach literackich. Finalistka Horyzontów Wyobraźni 2010.
Gatunekfantasy

Iskra w ciemności

Maria Dunkel
« 1 2 3 4 5 6 »

Maria Dunkel

Iskra w ciemności

Posiłki nadciągnęły z zachodu. Czarne, równe szeregi piechoty, które wdarły się między chaty, by zmasowanym ostrzałem dziesiątkować wszystkich – wojów z północy, przerażonych mieszkańców, uciekające ze stajen i szop zwierzęta. Pożar trawił kolejne domy.
Matka wlokła Sanarię przez nieznośny żar izby, niosąc na rękach jej kwilącego brata. Wypchnęła dziewczynkę przez drzwi, aż ta przewróciła się na ziemię. W tej samej chwili zarwał się dach. Matka wybiegła z domu, jej spódnica płonęła, dziecko wrzeszczało.
– Uciekaj! – krzyknęła. – Do lasu! Do lasu!
Sanaria pobiegła między chatami. Potrącił ją jakiś woj, gnający na oślep z mieczem w dłoni i obłędem w oczach. Znów potoczyła się po ziemi, zerwała na nogi i pobiegła. Wpadła między drzewa. Pędziła przed siebie jeszcze długo. Gdy wreszcie stanęła, nie mogąc złapać tchu, była sama. Krzyki ludzi niosły się między drzewami. Łuna pożaru biła do nieba. Matka zniknęła.
Zawył wilk.
Sanaria usiadła gwałtownie, mimo przenikliwego zimna spocona jak mysz. Ognisko niemal zgasło, wśród popiołów żarzyły się jeszcze pojedyncze iskierki. Dziewczynka słyszała przyspieszony łomot swojego serca i chrapliwy oddech, który wydzierał się z jej ust.
Zew powtórzył się bliżej. Sanaria skoczyła na nogi i rzuciła się w kierunku wyjścia… chyba. W ciemności straciła orientację.
Coś ją schwytało. Wrzasnęła, uwięziona w stalowym uchwycie i zaraz poczuła na ustach twardą dłoń. Silne palce przygniotły jej wargi do powierzchni zębów. Ciepły, cuchnący oddech owiał ucho i policzek.
– Zawrzyj gębę.
Sanaria przypomniała sobie o Obcinaczu Głów. Zmusiła się do zachowania spokoju. Dyszała ciężko. Ze strachu jej żołądek zwinął się w ciasną kulkę.
Mężczyzna odczekał chwilę, a potem odsunął dłoń od jej ust. Popchnął Sanarię do wyrwy między korzeniami. Wydostała się z pnia, a on podążył za nią. Poczuła jego twardą rękę na ramieniu.
– To wargowie – wyszeptała. – Ścigają cię. Dopadną nas. Zabiją.
– Zawrzyj gębę.
W jego głosie nie było gniewu. Powtarza polecenie, które gdzieś usłyszał, zrozumiała Sanaria. Nie zna naszego języka. Była bliska płaczu. Jeżeli nie zaczną uciekać…
Ale Obcinacz chyba też to zrozumiał. Pociągnął za sobą dziewczynkę. Ruszyli w cieniu iglastych gałęzi, pod świecącymi blado gwiazdami. Sanaria oglądała się za siebie. Wśród drzew błyszczały już ślepia wargów, lśniące, żółte tarcze.
Obcinacz stanął pod świerkiem o dość nisko zwieszonych gałęziach, wspiął się na najniższy konar i wciągnął Sanarię za sobą. Później zaczął piąć się wyżej. Dziewczynka ruszyła jego śladem. Igły drapały ją po twarzy.
Pierwszy wilk wypadł z ciemności – ogromna, ciemnoszara bestia. Skoczył wysoko i złapał zębami za but Sanarii. Wrzasnęła. Jej palce ześlizgnęły się z oblodzonej gałęzi. Spadła z drzewa. Wylądowała na wargu, który wściekle wykręcił się spod niej, rozbryzgując wokół śnieg. Kłapnął szczękami, plując śliną i rzucił się w kierunku dziewczynki.
Obcinacz Głów skoczył prosto na grzbiet wilka. Owinął ramieniem jego włochatą szyję, zacisnął palce na pysku, objął potężny tułów kolanami. Z ciemności nadbiegli kolejni wargowie. Sanaria rzuciła się do ucieczki. Usłyszała za sobą skowyt wilka, chwilę później ciężki oddech. Obcinacz chwycił ją w biegu, przerzucił sobie przez ramię i popędził naprzód przez sypkie zaspy.
Wataha runęła w ślad za zdobyczą. Ze skowytami i szczekaniem zmieszały się ludzkie głosy; najwyraźniej za wilkami szli wojownicy.
– Ratunku! – wrzasnęła z całych sił Sanaria. – Pomocy! Wilki! Pomocy!
Obcinacz Głów wydał z siebie gniewne chrapnięcie. Nie wie, co krzyknęłam, pomyślała Sanaria. A zaraz później: Zabije mnie. Sądzi, że wzywam ludzi z północy.
Cisnął ją w śnieg i pobiegł dalej.
– Wataha! Wataha! Zostawcie to dziecko! – wrzasnął któryś z wojów.
Sanaria rzuciła się do ucieczki, znowu sama, znowu przerażona. Jeden z wargów popędził za nią, pozostałe stanęły, ale wciąż wyły i warczały, doprowadzone pościgiem na skraj szaleństwa.
Dziewczynka obejrzała się i to był jej błąd. Potknęła się o korzeń. Nie upadła, ale zwolniła. Ogromny, biały wilk przyspieszył w tej samej chwili. Wybił się z ziemi potężnym skokiem. Sanaria osłoniła głowę rękami.
Warg nie trafił w jej kark, ale nieco niżej, wgryzając się w ubranie między łopatkami. Powalona impetem skoku Sanaria runęła w śnieg. Sięgnęła do pasa, ale przypomniała sobie, że Obcinacz Głów zabrał jej nóż, żeby oprawić nim zająca.
– Jestem po twojej stronie! – zawołała piskliwie. – Nie zabijaj mnie! Jestem po twojej stronie!
Warg nie zwrócił uwagi na jej błagania. Rozbudzona pościgiem, zwierzęca część natury wzięła go całkowicie we władanie. Sanaria leżała na brzuchu, więc drapieżnik nie mógł rozedrzeć jej gardła. Chwycił ją za ramię i obrócił szarpnięciem na plecy.
Czarniejsza od nocy postać wyłoniła się z ciemności. Z impetem skoczyła na grzbiet wilka, który stracił grunt pod nogami i poturlał się przez śnieg. Gdy zebrał się na łapy, z jego boku płynęła krew, plamiąc białe futro. Obcinacz Głów stał przed nim na ugiętych nogach, z nożem w lewej dłoni.
Rozległ się trzask, jakby rozdzierano materiał. Warg wyprostował się. Nie był już drapieżnikiem, tylko rosłym mężczyzną, owiniętym w płaszcz z futra białego wilka. Wyciągnął z pochwy u pasa krótki miecz.
Ilustracja: <a href='http://pawellatkowski.com' target='_blank'>Paweł Latkowski</a>
Ilustracja: Paweł Latkowski
– Chcesz ze mną tańczyć, skurwielu? – warknął.
Jego zielonkawe oczy płonęły w pokrytej skłębionym zarostem twarzy. Mieszkała w nich pierwotna dzikość. Wrzasnął, uniósł broń nad głowę i rzucił się do ataku.
Obcinacz Głów poruszył się płynnie i szybko niczym kot. Wziął zamach, zrobił gwałtowny wykrok i błyskawicznym ruchem wyrzucił w przód rękę.
Warga aż cofnęło. Zachwiał się, wypuścił broń i opadł na kolana. Rękojeść kościanego noża Sanarii sterczała z jego gardła.
– Dziecko! – rozległ się okrzyk i Sanaria znowu ujrzała między drzewami ciemne sylwetki i błysk wilczych ślepi. – Dziecko, nic ci nie jest?
– Ona jest z nim, cholerny głupcze, z tym Obcinaczem Głów – powiedział warkliwy głos warga. – Białokły, gdzie jesteś?
Mężczyzna z nożem w gardle próbował się odezwać. Krew bryzgnęła mu z ust. Przewrócił się na bok, charcząc.
Obcinacz Głów zabrał jego miecz i spojrzał na Sanarię.
Dla wargów cuchnę już wrogiem, pomyślała. Czuła, że dławi ją strach.
Podeszła do mężczyzny w czerni. Chwycił ją za płaszcz i pchnął. Ruszyli między drzewa. Biegli, dopóki starczyło im sił.
7.
Uczta dobiegła końca, a Laner i pozostali mogli wrócić do domów. Kiedy matka zobaczyła go na progu, rozpłakała się, upadła na kolana i długo tuliła chłopca do piersi. Babcia przygotowała dla niego wielką miskę zacierek z grzybami i cebulą. Nandia obudziła się i również uściskała brata, a później zaczęła płakać za ojcem. Matka musiała zabrać ją do osobnej izby i uspokoić.
Babcia usiadła naprzeciwko Lanera, który jadł łapczywie kolację.
– Spotkałem wiedźmę – odezwał się z pełnymi ustami. – Powiedziała, że znajdę wybrańca światła.
Staruszka oblizała wargi.
– Tak powiedziała? – upewniła się.
– Niedokładnie – odrzekł Laner. – Oznajmiła, że serce powie mi, kto to, a wtedy mam go do niej przyprowadzić.
– W takim razie słuchaj serca.
Zamyślony Laner dokończył posiłek. Później matka zagoniła go do sypialnej izby, gdzie zrzucił ubranie i w samej koszuli wsunął się pod koce. Powierzchnia siennika nieprzyjemnie drapała go w skórę. Mimo to usnął niemal natychmiast.
Wielki, czarny kocur matki, który zniknął z domu tydzień wcześniej, wsunął się do izby. W ciemnościach nocy jedynym źródłem światła było jego pojedyncze ślepie, rozjarzone błękitem.
Kot przeszedł niespiesznie przez pokój, wskoczył na pierś Lanera i spojrzał mu głęboko w oczy.
Był gotów. Giermek przyprowadził już jego potężnego siwka, nakrytego czaprakiem ze słonecznego blasku. Laner włożył nogę w strzemię. Wtedy ją zobaczył. Szła do niego od strony obozowiska, odziana w granatową suknię, w której gorset wpięto błyszczące diamenty. Przystanęła o krok od chłopca. Ze swojej misternej fryzury ostrożnie wyplotła różę. Pocałowała Lanera, jednocześnie wciskając mu w dłoń kwiat. Jeden z cierni na łodydze skaleczył go w palec.
« 1 2 3 4 5 6 »

Komentarze

24 IV 2014   20:55:03

nieźle nieźle.
"boleśnie realne" bym powiedział

18 V 2014   11:29:34

Kolega ilustrator Latkowski ciekawie operuje światłocieniem. Na czołowym displayu można odgadnąć 2 źródła światła, w tym jedno zimne i jakby odbite. Natomiast wypadałoby przyjrzeć się ułożeniu półsferycznych obiektów w przestrzeni oraz temu jak fałduje się tkanina.

22 V 2014   08:05:22

Ilustracje bardzo fajne. Samo opowiadanie sprawnie napisane, choć w połowie można się domyślić zakończenia, a brak wyrazistej pointy sprawia, że po lekturze ma się wątpliwości po co się czytało.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Grzechy naszych ojców
— Maria Dunkel

Jazda jazda, Szczurza Pani
— Beatrycze Nowicka

Biblioteka
— Maria Dunkel

Piaskowe dziecko
— Maria Dunkel

Wilk wśród jagniąt
— Maria Dunkel

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.