Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Maria Dunkel
‹Iskra w ciemności›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMaria Dunkel
TytułIskra w ciemności
OpisAutorka pisze o sobie:
Rocznik 1993. Urodzona i zamieszkała w Katowicach. Obecnie studiuje na Politechnice Śląskiej. W wolnym czasie czytuje fantastykę, słucha muzyki rockowej, hoduje gryzonie i pisze. Nagrodzona w kilku młodzieżowych konkursach literackich. Finalistka Horyzontów Wyobraźni 2010.
Gatunekfantasy

Iskra w ciemności

Maria Dunkel
« 1 2 3 4 5 6 »

Maria Dunkel

Iskra w ciemności

Roześmiała się. Jej ciemne włosy wyrwały się ze starannego upięcia, uniosły w górę i przekształciły w kłębowisko jadowitych węży. Laner obserwował to, leżąc na ziemi. Słyszał dudnienie swojego serca, coraz słabsze, w miarę jak z chłopca wyciekało życie. Niebo zasnuwała ciemność.
– Babciu – wyszeptał.
Stara kobieta spała obok niego. Wyciągnął rękę i dotknął jej ramienia.
– Babciu!
Przebudziła się z ciężkim westchnieniem.
– O co chodzi, Lanerze?
– On tu był. Kot.
– Jaki kot, chłopcze?
– Z wiedźmowym okiem. Babciu, ja już wiem. Już wszystko wiem.
Rozległo się pukanie do drzwi. Laner odrzucił koce. Babcia ze stęknięciem próbowała wstać. Matka również ocknęła się ze snu.
– Laner! – zawołała.
Ale on już wypadł z izby. Kopnął jedną z kur, śpiącą przy drzwiach. Pozostałe ptaki, zaalarmowane jej gdakaniem, przebudziły się i same zaczęły hałasować. Przywiązana w kącie koza meczała jękliwie.
Laner otworzył drzwi.
– Czy znalazłeś Wybrańca? – spytała stojąca na progu wiedźma.
Wiatr szarpał jej futrem z czerwonych lisów. Płatki śniegu zatrzymywały się na splątanych włosach i odzieniu kobiety. W ramionach trzymała czarnego kocura, który teraz wyślizgnął się z jej uchwytu i podbiegł do stojącej w wejściu do sąsiedniej izby matki.
– To ja nim jestem – powiedział Laner. – To ja jestem Wybrańcem.
Wreszcie pojawiła się babcia.
– Mała płacze – powiedziała do matki.
Młodsza kobieta patrzyła z obrzydzeniem na ocierającego się o jej łydki kota. Gdy zwierzę odwróciło się do Lanera, zobaczył, że zamiast oczu ma dwa matowe, błękitne kamienie. Jest martwy, pomyślał, przywrócony światu przez wiedźmę. Jako dowód, że ona naprawdę nią jest.
– Posłuchaj, Boviro – powiedziała wiedźma.
Matka skinęła głową, blada i przerażona. Kopniakiem odgoniła kocura, po czym znikła w izbie. Żaden Rekkeńczyk nie sprzeciwiał się woli wiedźm. Nigdy.
– Tak, to ty jesteś Wybrańcem. – Wiedźma zwróciła się do Lanera. – Teraz musisz odnaleźć Oblubienicę Ciemności.
– Kogo? – spytał chłopak.
– Niewinną dziewczynę, uwiedzioną przez zło – wyjaśniła babcia. – To rozwinięcie historii o Wybrańcu, która zawsze opowiadam tobie i Nandii. Oblubienica początkowo służyła dobru, a jej serce było czyste. Pewnego dnia dokonała jednak niewłaściwego wyboru i zamiast dalej nieustraszenie trwać po stronie światła, spojrzała w serce ciemności. – Twarz starej kobiety ściągnęły emocje. – Ten jeden raz wystarczył. Uwiedziona pozornym pięknem zła, Oblubienica coraz bardziej się do niego zbliżała. Dalej udawała dobrą. Kiedy Wybraniec wyruszał, by stanąć do ostatecznego pojedynku z przywódcą duchów ciemności, pożegnała go z miłością, którą kiedyś szczerze go darzyła.
– Podarowała mu różę – wyszeptał Laner. – Śniłem o tym.
Babcia uśmiechnęła się blado.
– Zatrutą różę, którą zranił się w palec – powiedziała. – Jad zaczął krążyć w jego żyłach i w czasie walki ledwie był w stanie utrzymać miecz. Dlatego przegrał.
– Teraz ona wróciła – dodała wiedźma. – Musimy ją znaleźć i tym razem zabić, nim zdoła nam przeszkodzić. Pojedziesz ze mną. Idź się ubrać i pożegnać z rodziną.
Laner skinął głową i znikł w sąsiedniej izbie.
Babcia stała przez chwilę w miejscu. Wreszcie postąpiła kilka kroków do przodu.
– Dobrze wyglądasz, siostro – powiedziała cicho.
– Ty się zestarzałaś, siostrzyczko – odrzekła wiedźma. – Ale serce masz silne jak dawniej.
– Czy nie ma innej drogi? To mój wnuk.
Wiedźma zwiesiła głowę.
– Oni pokonali nasze wojska i naszą magię. Póki nie złamali w nas ducha, musimy działać. Los długo może nie być dla nas równie przyjazny, jak obecnie. – Umilkła na chwilę. – Nie pozwolę go skrzywdzić.
– I to naprawdę coś zmieni? – spytała babka.
Wiedźma kiwnęła głową.
– Tylko w jeden sposób można przebudzić Erikava, by udzielił nam pomocy. Męski krewny wiedźmy, którego ręce nie dzierżyły nigdy broni, musi złożyć ofiarę z krwi niewinnego dziewczęcia, uwiedzionego przez ciemność. Jest takie jedno, niezbyt daleko stąd, które idealnie się nadaje.
– Znajdziesz je?
– Magia wskaże mi drogę, tak jak do tej pory.
Laner pojawił się z powrotem, ubrany i szczelnie owinięty w płaszcz. Odprowadziła go matka, z twarzą mokrą od łez. Wiedźma otworzyła drzwi.
– Chodź, chłopcze.
Laner skinął głową.
– Babciu… – zaczął.
Staruszka pochyliła się i pocałowała go w czoło.
– Ja w ciebie wierzę, Laner – wyszeptała. – Ty też nigdy w siebie nie wątp, dobrze?
Skinął głową.
Wiedźma wysunęła dłoń spod swojego futra, a Laner ścisnął ją mocno. Poprowadziła go przez padający śnieg. Obejrzał się jeszcze, ale w ciemności nie dostrzegł już drzwi domu, ani matki, ani w ogóle niczego.
8.
Tygrysy też czują ból.
Sanaria nigdy nie widziała czarnych tygrysów, ale właśnie z tym zwierzęciem się jej kojarzył – szybki, silny, zabójczy. Poza tym zapamiętała wzór na jego pierścieniu. Dlatego tak o nim myślała.
Kiedy zmęczyła się ucieczką, wziął ją na ręce i biegł jeszcze kilkaset metrów. Słyszała jego ciężki oddech, czuła przez ubranie pulsowanie mięśni. Później nawet on musiał zwolnić, ale szedł jeszcze długo. Wkrótce zaczął utykać, a następnie syczeć cicho przy każdym kroku. Wreszcie postawił ją na ziemi.
Świtało już i śnieg sypał coraz mocniej. Sanaria była zmęczona, ale wiedziała, że muszą znaleźć kryjówkę. Las został za nimi. Nie mogli tam wrócić.
– Chodź – powiedziała do Tygrysa. – Musimy iść.
Kołysał się na nogach z przymkniętymi oczami. Gdy niepewnie chwyciła go za zmarzniętą dłoń, wyszarpnął ją gniewnym ruchem. Jego twarz była szara i spocona.
– Proszę – nalegała płaczliwie Sanaria. – Musimy iść. Nie chcę umrzeć w śnieżycy. – W jej gardle wzbierał szloch. – Nie chcę cię tu zostawić.
Z przerażeniem zdała sobie sprawę, że tak jest naprawdę. Tygrys był obcym, najeźdźcą, wrogiem… a jednak czuła się przy nim bezpiecznie, po raz pierwszy od bardzo dawna.
Znów chwyciła jego rękę i tym razem poszedł za nią posłusznie, utykając. Błagam, myślała rozpaczliwie Sanaria, rozglądając się po białej równinie. Erikavie, zlituj się nad nami. Daj mi skałę, norę, cokolwiek.
Jedynym, co udało się jej znaleźć, był pęknięty głaz, dość duży, by osłonić ich oboje przed wiatrem i śniegiem. Posadziła Tygrysa na ziemi, opierając go o zimny kamień. Wbił miecz warga w zmarzniętą ziemię. Odpoczywał długą chwilę, oddychając przez otwarte usta.
Dotknęła przez nogawkę jego rany, naciskając odrobinę za mocno. Wydał z siebie głuchy skowyt. Jego ręka wystrzeliła jak łapa prawdziwego tygrysa. Cios rozpalił ogień w policzku Sanarii, która krzyknęła, zaskoczona. Przycisnęła dłoń do twarzy, poczuła na skórze ciepło krwi. Spojrzała na swoją rękawiczkę. To jego, pomyślała.
Tygrys zaczął rozplątywać opatrunek. Robił to powoli, zagryzając zęby. W pewnej chwili zawahał się, a później szarpnął gwałtownie materiał i jednocześnie wrzasnął. Przykleił się do rany, zrozumiała Sanaria.
Spojrzała na twarz Tygrysa i zobaczyła, że mężczyzna płacze. Odchylił głowę, oparł ją o zimny kamień, a spod przymkniętych powiek spływały mu łzy. Nachyliła się lekko nad jego nogą. Rana sączyła się, ropiała i krwawiła.
– Jesteś zgubiony, jeżeli szybko nie znajdziemy pomocy – wyszeptała Sanaria. Przypomniała sobie swoją płonącą wioskę, okrutnych żołnierzy w czerni, wielodniową tułaczkę i bolesny cios w policzek. – I dobrze! – krzyknęła gniewnie. – Wszyscy powinniście zdechnąć!
Tygrys otworzył oczy i spojrzał na nią. Uśmiechnął się blado. Wyciągnął rękę, przygarnął do siebie Sanarię i okrył ich oboje swoim czarnym płaszczem. Dziewczynka próbowała się wyrwać, ale Tygrys tylko się roześmiał, jakby jej szarpanina była próżnym żartem. Ma rację, pomyślała Sanaria, nieruchomiejąc. Wdychała zapach ich wilgotnych ubrań, potu Tygrysa oraz futra, którym podbito jego płaszcz. Wiatr wył i świstał w pęknięciach skały. Płatki śniegu wypełniły powietrze roztańczoną bielą.
Sanaria usnęła z głową na ramieniu Tygrysa i tym razem przeszłość do niej nie powróciła.
« 1 2 3 4 5 6 »

Komentarze

24 IV 2014   20:55:03

nieźle nieźle.
"boleśnie realne" bym powiedział

18 V 2014   11:29:34

Kolega ilustrator Latkowski ciekawie operuje światłocieniem. Na czołowym displayu można odgadnąć 2 źródła światła, w tym jedno zimne i jakby odbite. Natomiast wypadałoby przyjrzeć się ułożeniu półsferycznych obiektów w przestrzeni oraz temu jak fałduje się tkanina.

22 V 2014   08:05:22

Ilustracje bardzo fajne. Samo opowiadanie sprawnie napisane, choć w połowie można się domyślić zakończenia, a brak wyrazistej pointy sprawia, że po lekturze ma się wątpliwości po co się czytało.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Grzechy naszych ojców
— Maria Dunkel

Jazda jazda, Szczurza Pani
— Beatrycze Nowicka

Biblioteka
— Maria Dunkel

Piaskowe dziecko
— Maria Dunkel

Wilk wśród jagniąt
— Maria Dunkel

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.