Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Witold Dworakowski
‹W stronę źródła wszystkich strachów›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorWitold Dworakowski
TytułW stronę źródła wszystkich strachów
OpisAutor pisze o sobie:
Rocznik 1989. Tajemniczy osobnik o dwóch twarzach. Pierwsza należy do elektrotechnika, absolwenta pewnej politechniki. Druga – do niereformowalnego fana fantastyki. Debiutował w 64. numerze „Science Fiction, Fantasy i Horror” opowiadaniem „Widma pośród gwiazd”. Koneser coli i czekolady, które już niejeden raz osłodziły mu życie.
GatunekSF

W stronę źródła wszystkich strachów

« 1 3 4 5 6 7 14 »

Witold Dworakowski

W stronę źródła wszystkich strachów

Młodzieniec uśmiechnął się przebiegle i potrząsnął kuszą.
– Chyba nie myślisz, że tak łatwo dam się zabić?
– Poprzedni król też tak myślał i popatrz, jak skończył.
Przemknęło jej przez myśl, że mogłaby go obezwładnić i zabrać broń… Nie, to zbyt ryzykowne, pozostali natychmiast zareagują. A może zdalnie odpalić kusze komandosów i poprowadzić nożopociski tak, by powyrzynały ich do nogi? Oszacowała wysiłek, jaki musiałaby w to włożyć.
Nie. Nie dałaby rady. Jeśli miała wyeliminować tych wojaków od siedmiu boleści i superinteligenta-sadystę, musiała zrobić to inaczej. Subtelnie. Po cichu. Zdobyć ich zaufanie, a potem…
Potrząsnęła głową, wściekła na siebie. To był tok rozumowania Ayl, nie jej własny. Posunięcie się do takiej ostateczności było… no właśnie. Ostateczne.
Winda zapiszczała hamulcami i stanęła, a krata się uniosła.
Kontrast był uderzający. Zamiast rzęsistego światła – ciemność rozcięta pojedynczymi snopami. Zamiast ruchu – martwota. Zamiast hurkotu maszyn – cisza jak w grobie. Nawet temperatura była tutaj niższa. Wokół szybu nie rozpościerała się kratownica, ale wykuty w skale klif, na którym majaczyły jakieś kształty. Niżej było tylko dno szybu z kotwami lin, po których sunęły windy.
Bestia klął, wciskając się do szoferki transportera. Reszta ekipy wskoczyła na pakę, pobrzękując bronią. Silniki elektryczne zaczęły ssać energię z akumulatorów. Pojazd wytoczył się z windy.
Wszędzie wokół zalegał złom. Poskręcane wraki, bezużyteczne wagoniki, szkielety archaicznych transporterów i drylownic, fragmenty taśmociągów, zwykłe śmieci… Wszystko pordzewiałe, zapomniane, spowite mrokiem. Kayla poczuła się jak w innym świecie. Ten świat odszedł wraz z porzuceniem Strefy Zero i jej zmianą w zapomniane złomowisko na zapomnianej stacji końcowej.
Obecność archeologów coraz bardziej tu pasowała.
Duchów zresztą też.
• • •
Z komory odchodziły promieniście tunele, każdy szeroki na kilkanaście metrów. Jeden był nawet oświetlony. Paliła się jednak tylko co piąta, szósta lampa – w ramach oszczędności pozostałe żarówki zainstalowano w czynnych chodnikach. Do litej skały ścian przymocowane były przewody zasilające i kabel telefoniczny – prowadziły między innymi do stanowiska archeologów.
Bestia zatrzymał transporter we wlocie tunelu. Kapitan odkopnęła plecak z zapasami i sprzętem, który przewrócił się jej na nogi, i sięgnęła do piersi po radiotelefon.
– Baza, tu Schuster – rzuciła w mikrofon. – Jak mnie słychać?
– Głośno i wyraźnie – odparł operator pulpitu z kontenera.
– Macie nas na mapie?
– Sześć kropek czeka na wejście do labiryntu. Pamiętajcie o rozmieszczaniu wzmacniaczy, bo was zgubię.
Nadajniki w pancerzach, stwierdziła w duchu Kayla. Pomyśleli o wszystkim.
– Zrozumiałam. Koniec transmisji. – Schuster schowała telefon i podniosła wzrok na dziewczynę. – Mam coś dla ciebie.
Kayla uśmiechnęła się krzywo.
– Kucyka?
– To ja poproszę powóz, będziemy się wozić po nizinach – rzucił z uśmiechem Luc.
Kapitan przewróciła oczami. Potem podała Drax pistolet. Pistolecik, jak nazwała go w duchu dziewczyna.
– No bez jaj – mruknęła. – Z tego to mogę postrzelać do wiewiórek.
– Moim zdaniem powinniśmy cię związać, przykuć do transportera i zakneblować – rzekła ostro Schuster, patrząc rozmówczyni w oczy. – Ale tutaj rządzi Iudex. Masz.
Drax wzięła zapasowy magazynek. Wepchnęła go do skrytki w pasie, a broń do o wiele za dużej kabury.
Zauważyła, że w pistoleciku brakuje bezpiecznika. Szła o zakład, że da się go odblokować z pilota superinteligenta. Zastanowiła się, ile bólu wytrzyma ten sukinsyn, zanim zacznie kwiczeć.
– Mała naprzód – rozkazała Schuster.
Transporter zapalił czołowy reflektor. Z jękiem silników zagłębił się w gardziel tunelu.
– Nie odpowiedziałeś mi na pytanie – powiedziała Kayla po bardzo długiej chwili milczenia. – Czy nie boisz się, że podzielimy los Rzeźnika Nizin?
Ravati odwrócił wzrok. Wpatrzył się w ciemność za jej plecami, co kilka sekund przecinaną słabym światłem. Transporter kołysał się na nierównościach tunelu.
– Ryzyko zawodowe – odparł. – Zgłosiłem się na ochotnika. Wolę to od patrolowania Rozety.
– Mimo przestróg brata?
Luc zachichotał. Ravati skarcił go spojrzeniem.
– Nico zdziwaczał w tej kopalni – stwierdził. – Potrafił godzinami gadać sam do siebie, nawet kiedy grał w kości albo odpoczywał w parku. Mówił, że w ten sposób zagłusza głosy.
– Zwariował? – zainteresował się Luc.
– Sam żeś, kurwa, zwariował! – wycedził Ravati. – Nico opowiadał, że usłyszał to cholerstwo, gdy zapuścił się samotnie na oględziny jakiejś odnogi tunelu. Poza mną nikt mu nie uwierzył, to brzmiało zbyt fantastycznie. Poza tym górnicy nic nie słyszeli… To brzmiało jak szept miliona głosów: wysokich, rozedrganych, szaleńczych. Jakby wszyscy Urlandczycy zaczęli się spowiadać. Usłyszał te wszystkie dźwięki tylko raz. Ale wryły mu się w pamięć tak mocno, że słyszał je przez całe miesiące. Pomogła dopiero seria hipnoseansów.
– A te inne dziwne rzeczy? – zapytał Luc. Usiłował zamaskować nutę niepokoju w głosie i prawie mu się to udało.
– Nerwice, zwidy i majaki od przepracowania i stresu – skwitowała Schuster. – Czytałam raporty. Same…
– Postawcie pierwszy przekaźnik, zaczynam was tracić – zatrzeszczał nagle radiotelefon. Kapitan zaklęła pod nosem. Dała znak Bestii, żeby się zatrzymał, i skinęła na Ravatiego. Żołnierz zeskoczył z paki z radioprzekaźnikiem w ręku, rozglądając się za gniazdem sieci zasilającej.
– Same nerwice – podjęła. – Jeden górnik stwierdził, że zgubił się w prostym jak drut chodniku. Inny opowiadał o plamach czerni na tle ciemności, ale był tak urżnięty, że szkoda gadać. Po wytrzeźwieniu oczywiście nic nie pamiętał. Gdyby zebrać w jedno miejsce wszystkich świrów z kopalni, okazałoby się, że szaleni jasnowidze to nasz najmniejszy problem.
Kayla patrzyła na nią badawczo. Schuster wierzyła w swoje słowa? Czy tylko kryła pod nimi zaniepokojenie? Na pewno była zdenerwowana, i to nie tylko obecnością królewskiego wysłannika. Drax zastanowiła się, jak mocno wpłynie to na przebieg misji.
– Nic nie dzieje się bez przyczyny – powiedziała. – Nawet nerwice. Nawet zaginięcia. Nawet morderstwa.
– Nico opowiadał, że najgorsze były sny – rzekł Ravati, wracając. – Szum rozpadał się w nich na warstwy. Rozumiał je pojedynczo i w kupie. Przerażały go jak sama śmierć.
Żołnierz wskoczył na swoje miejsce i transporter ruszył. Nieliczne światła lamp ślizgały się po jego poobijanym kadłubie, budząc wystrzępione cienie. Są jak żywe, pomyślała Drax i nagle poczuła dreszcze. Na wszelki wypadek zapaliła latarkę na swoim hełmie.
Rozejrzała się po tunelu.
A potem zesztywniała, zaskoczona i przerażona.
– Patrzcie! – krzyknęła wskazując na sufit. – To wygląda jak krew!
– Stop! – rozkazała Schuster.
W chwili, gdy transporter stanął, żołnierze i Kayla zadarli głowy. Krew była tylko tam, gdzie nie zalegało światło lamp: pofalowane smugi, jakby coś krwawiącego sunęło po skale. Sunęło – albo było wleczone.
Wbrew wszelkim prawom grawitacji.
Z szoferki wyskoczyli Bestia i Iudex, omietli otoczenie promieniami latarek na hełmach. Wyłowili z mroku kolejne pasma, tym razem na ścianach: mniejsze i skryte wśród cieni skalnych nierówności. Superinteligent przejechał dłonią po jednym ze śladów.
– Świeża – stwierdził. – To stało się sześć do siedmiu minut temu.
Kapitan zaklęła pod nosem.
– Baza, tu Schuster! – rzuciła do radiotelefonu. – Odbiór!
Głośnik wyrzucił z siebie nawałnicę trzasków i szumów. Ravati skoczył po następny nadajnik i po kilkunastu sekundach wróciła łączność.
– Baza, tu Schuster. Znaleźliśmy krew. Dużo krwi.
Głos dyspozytora z kontenera ledwo wybijał się ponad zakłócenia.
– Przyjąłem. Cholernie słabo was słyszę. Jakbyście tam mieli pieprzoną ulewę.
Na dodatkowym przekaźniku sygnał powinien być czysty jak łza, pomyślała Drax. Co jest? Duchy generują zakłócenia?
« 1 3 4 5 6 7 14 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Kiedy rozum śpi, budzą się potwory
— Witold Dworakowski

Komnata szaleństwa
— Witold Dworakowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.