Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Witold Dworakowski
‹W stronę źródła wszystkich strachów›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorWitold Dworakowski
TytułW stronę źródła wszystkich strachów
OpisAutor pisze o sobie:
Rocznik 1989. Tajemniczy osobnik o dwóch twarzach. Pierwsza należy do elektrotechnika, absolwenta pewnej politechniki. Druga – do niereformowalnego fana fantastyki. Debiutował w 64. numerze „Science Fiction, Fantasy i Horror” opowiadaniem „Widma pośród gwiazd”. Koneser coli i czekolady, które już niejeden raz osłodziły mu życie.
GatunekSF

W stronę źródła wszystkich strachów

« 1 2 3 4 5 6 14 »

Witold Dworakowski

W stronę źródła wszystkich strachów

– W każdym razie to był cholernie efektowny wyczyn – odezwał się łysy żołnierz. – Faustus Hereniusz Bestia – przedstawił się. – Blondasek to Carlo Ravati. Chudy jeżozwierz nazywa się Lucjusz Merula.
– Tylko nie chudy, ty łysa małpo – burknął Merula, po czym zwrócił się do dziewczyny:
– Miło poznać szanowną asasynkę. Mów mi Luc.
Kayli skończyła się cierpliwość.
– Dosyć tego – wycedziła. – Powiecie wreszcie, co to za zadanie? Nagle na dnie Urland gromadzi się osobliwa grupa. Są w niej komandosi. Jest psychokinetyczka. Jest nawet wysłannik króla i – uwaga, uwaga – superinteligent w jednym!
Podchwyciła pełne zaskoczenia spojrzenie Iudeksa. Nie spodziewał się, że tak szybko go przejrzy.
– Dlaczego? – kontynuowała. – Co wam przeszkadza w tej kopalni? Ruch Utartej Ścieżki? Piraci Reichmanna? Potwór z łbem ośmiornicy i skrzydłami smoka?
– No właśnie – dołączył się Bestia. – Wyjąwszy dane o twoich talentach, kapitan nie mówiła wiele na temat tej roboty.
Schuster wymieniła spojrzenia z Iudeksem. Superinteligent skinął głową, po czym rzekł:
– Naszym celem jest odnalezienie i ewentualna pomoc archeologom, którzy zaginęli w Strefie Zero Szybu Maximusa, w chodniku miedziowym, dwadzieścia pięć godzin temu.
Luc przeciągle zagwizdał.
– Ładny macie refleks. Mogą już nie żyć. Tąpnięcie czy wstrząs sejsmiczny?
Ilustracja: <a href='mailto:slayver@o2.pl'>Arkadiusz Kryj</a>
Ilustracja: Arkadiusz Kryj
– Ani to, ani to. – Iudex odchrząknął. – Załoga stanowiska archeologicznego zażądała wsparcia w ludziach. Trzy godziny później kontakt telefoniczny się urwał. Również wysłane wsparcie nie dało już znaku życia. W sumie nieznany jest los czterdziestu czterech osób. Dodam, że według systemów nadzorczych wszystkie chodniki są nietknięte.
– Przecież akcje ratunkowe to broszka górników, a nie wojska! – obruszył się Bestia. – Niech oni szukają!
– Ależ szukali – odparł chłodno superinteligent. – Kiedy obie grupy poszukiwawcze nie wróciły, wezwali Służbę Zbrojną.
– Która powołała naszą osobliwą ekipę – domyślił się Luc.
– Tak – przyznała Schuster. – Ale dopiero po tym, jak tam na dole zaginął oddział Lebiediewa.
Rozmowa urwała się jak nożem uciął. Bestia, Luc i Ravati wbili wzrok w Schuster.
– Jak to? – wykrztusił Ravati. – Rzeźnik Nizin też zaginął?!
Kapitan skinęła głową.
– On i cała Brygada Szablowników.
Drax słyszała o nich. Kiedy barbarzyńcy zaatakowali urlandzki posterunek na wschodzie, Lebiediew i jego ludzie najpierw wyrżnęli napastników w pień, a potem ruszyli na rajd po nizinach. Palili wsie i miasteczka tak długo, aż wszyscy barbarzyńcy zrozumieli, że z dziedzicami Rzymu się nie zadziera.
Kaylę przeszedł dreszcz niepokoju. Najpierw Urland wysyła ratowników. Potem zawodowych morderców. Teraz sześcioosobową zbieraninę, nadającą się raczej do infiltracji i dywersji, a nie do regularnej walki. Coś tu było bardzo nie tak.
– Strefa Zero? Mój brat kiedyś tam pracował – odezwał się nagle Ravati. – Prawie przez to oszalał. Mówił, że tam od dawna działy się dziwne rzeczy. Po skończeniu wydobycia trzeba było zapieczętować te cholerne chodniki, a nie wysyłać archeologów.
Bestia parsknął śmiechem.
– Znaczy się duchy? Chciałbym to zobaczyć.
– Cokolwiek dzieje się na dole, stawimy temu czoła – rzekł twardo Iudex.
– Mówisz to jako wojskowy, bezpieczniak czy oficer polityczny? – spytała Drax.
Superinteligent spiorunował ją spojrzeniem, a na jego twarz wpełzł grymas wściekłości. Mocniej zacisnął w dłoni pilota. Ledwo się powstrzymywał przed wduszeniem czerwonego przycisku.
– Jako doradca strategiczny – odparł lodowato. – Nie odzywaj się niepytana, panienko. Jesteś tu wyłącznie na życzenie doktor Rose.
Jasne, pomyślała. Jako tajna broń.
• • •
Po odprawie oddział zaczął zmieniać ubrania na bardziej bojowe: wojskowe buciory, pasy, kamizelki z odpornego na przebicie materiału, hełmy z przymocowanymi latarkami. Drax narzuciła na to wszystko swój nieśmiertelny prochowiec. Potem, tak jak inni, przywłaszczyła sobie radiotelefon.
Iudex znowu coś ględził, chyba objaśniał trasę na mapie. Kayla słuchała go jednym uchem, błądząc myślami wokół innych zagadnień.
Gdyby nie kopalnie, Rozeta nigdy by nie powstała, Urland zaś sprowadzałoby się do pojedynczej osady u stóp Alp, gdzie po dziś dzień płakano by nad śmiercią Rzymu. Wspinaczka technologiczna zaczęła się niewinnie. W górskim zboczu odkryto niebywale czystą rudę żelaza. Marcjusz Juliusz Maximus, przywódca Urlandczyków i władca Osady Nowego Początku, przewidział korzyści, jakie mogą z wyniknąć z eksploatacji złoża. Nakazał kopać dalej, co zaowocowało odnalezieniem dalszych skarbów: żył niklu, cynku, miedzi, węgla…
Już wtedy uznano, że sprawa jest co najmniej zastanawiająca. Im bardziej zagłębiano się w zbocze, tym większa stawała się czystość złóż. Zaczęło się od rud. Skończyło na stuprocentowo czystych pierwiastkach, rozrzuconych warstwami wewnątrz Alp. Zupełnie jakby góry zachęcały Urlandczyków, by drążyli jak najdalej.
Geolodzy nie mieli pojęcia, jaka jest przyczyna tego stanu rzeczy. Dlatego wciąż towarzyszyli górnikom i badali chodniki z nadzieją na odkrycie tajemnicy złóż. Ale archeolodzy? Po co się tu kręcili? Jaki to miało związek z dziwnymi zdarzeniami, o których wspomniał Ravati? I dlaczego za każdym razem, gdy Kayla o tym myślała, oblewał ją zimny pot?
Urlandczycy szybko trafili na kolejną anomalię: potężną Rzekę Juliusza Cezara, płynącą znikąd donikąd. Z czasem postawili na niej elektrownię wodną i zelektryfikowali podziemną kolej, którą transportowali surowce do Osady Nowego Początku, gdzie poddawali je obróbce. To miejsce nie nadawało się jednak na centrum przemysłowe. Ponadto kominy, dym i hałas prowokowały ataki barbarzyńców. W końcu postanowiono przenieść wszystkie fabryki w góry. Kilka lat później kolej woziła praktycznie samych robotników i żywność.
Maximus mawiał, że Alpy wzywają go i obiecują, że Urland stanie się potęgą. Pod koniec życia marzyła mu się metropolia wydrążona w trzewiach gór, tysiące kilometrów tuneli transportowych, setki osad w ogromnych komorach z własnym oświetleniem, ba – własnym ekosystemem. Kayla wyobraziła sobie, że musiałaby spędzić całe życie w kilometrowych korytarzach, w sztucznym świetle, z rzadka – o ile w ogóle – wystawiając twarz na ciepłe promienie słońca i wiatr. Dostosować się do ciasnoty i mroku, zblednąć, przygarbić się i przekształcić w coś, co tylko w ogólnym zarysie przypominałoby człowieka… Na tę myśl poczuła ciarki na plecach.
Na szczęście następcy Maximusa nie dali się przekonać do tego potwornego pomysłu. Kazali górnikom wiercić wzwyż, umieszczać fabryki w górskich grzbietach, jak najbliżej powierzchni. Zbudowanie w pobliżu miasta było tylko kwestią czasu. Podobnie zresztą jak degradacja Osady Nowego Początku ze stolicy do Pierwszego Posterunku.
– Panno Drax? – zapytał naraz Ravati.
Otrząsnęła się z zamyślenia. Od kilkunastu minut zjeżdżali windą towarową na samo dno Szybu Maximusa. Drax i Ravati siedzieli po przeciwnych stronach paki czterokołowego transportera, kiedyś wściekle żółtego, teraz tylko wściekle pogiętego i porysowanego. Bestia i Luc, z kuszami nożowymi na ramionach i wielkimi pistoletami w kaburach, grali w papier-kamień-nożyce o to, kto będzie siedział w szoferce z Iudeksem. Sam królewski wysłannik dyskutował z Schuster przy kracie drzwi. Lewą rękę trzymał na kolbie pozłacanego rewolweru w olstrze, prawą na rękojeści staromodnej szabli. Za nimi przesuwały się światła.
– Co jest? – zapytała szorstko Drax. Nie spuszczała wzroku z wymierzonej w nią kuszy nożowej Ravatiego. – Czego chcesz od asasynki?
– Trochę tego jest – odparł żołnierz. – Na przykład dowiedzieć się, dlaczego popełniłaś te wszystkie morderstwa.
– Gówno cię to obchodzi.
– Hej. Staram się być przyjazny. Chcesz tak warczeć całą drogę? Proszę bardzo, ale nie na mnie!
Kayla wzruszyła ramionami.
– Zawsze możesz milczeć.
– Nie tu i nie teraz. W nieczynnych kopalniach cisza przytłacza. Mój brat mawiał, że rozmowa to jedyny sposób, żeby nie zwariować.
– I żeby sprowokować duchy.
– Nie mówiłem nic o duchach!
– Ale nie zaprzeczysz, że coś tam jest. Ja to przeczuwam, ty to przeczuwasz i założę się, że Iudex też. Nie boisz się, że skończymy jak Szablownicy?
Ravati nie odpowiedział. Wzruszył tylko ramionami.
– A ja? – podjęła Kayla. – Co zrobisz, jeśli zechcę was wymordować?
« 1 2 3 4 5 6 14 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Operacja „Wilczyca”
Jakub Wczasek

22 VI 2024

Eli przemknęła bezszelestnie i w przelocie chlasnęła młodego partyzanta. Hanys cofnął się, widząc jak pozbawiony futra stwór o wilczym pysku wyłonił się z ciemności i jednym szybkim uderzeniem szponiastej łapy zamienił szyję Maciusia w krwawą miazgę. Chłopak nie wydał najmniejszego dźwięku i z szeroko rozwartymi oczyma opadł na ściółkę.

więcej »
Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Kiedy rozum śpi, budzą się potwory
— Witold Dworakowski

Komnata szaleństwa
— Witold Dworakowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.