Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna Grzanek
‹Interes›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna Grzanek
TytułInteres
OpisAutorka pisze o sobie:
Rodowita, dumna ze swego brzydkiego miasta łodzianka. Literaturę, a zwłaszcza fantastykę, kocha od dziecka; czytać nauczyła się wcześniej niż chodzić. To i owo, od beletrystyki po publicystykę, pisze od lat niemal dziesięciu. Jest aktywnym członkiem społeczności portalu fantastyka.pl jako członek Loży NF. Uzależniona od kotów, herbaty, muzyki rockowej i piwa.
Gatunekfantasy, humor / satyra

Interes

« 1 2 3 4 5 »
– Głupiec! – syknął, gdy wieśniacy z ociąganiem wyszli, a karczmarz zniknął gdzieś na zapleczu. – Kretyn! Dobrze będzie, jeśli nam tylko naplują do zupy, a nie spróbują zaszlachtować we śnie! Co ci do łba strzeliło?
Chaves zaśmiał się tylko.
– Po co te nerwy, mistrzu? Tobie przecież i tak nic stać się nie może, a i ja w razie czego sobie poradzę, nie bój nic.
Bremen pokręcił głową.
– Poczekaj tylko, wytnę ci taki sam numer w Sevranie – mruknął, wiedząc że Chaves obawia się tego księstwa.
– Akurat, sam będziesz miał pełne gacie ze strachu.
– Akurat, nic mi nie mogą zrobić.
– To, że nie mogą cię zabić, nie oznacza jeszcze, że ruda wiedźma nie może uznać cię za wielce ciekawy obiekt do eksperymentowania – odciął się Chaves.
– Jak tylko skończy torturować tego małego inkwizytora, który przypadkiem zabłądził na jej ziemie…
Dogadując sobie czekali, aż oberżysta poda im cienką polewkę z jednym kawałkiem mięsa, o który zagrali w morę, chleb konsystencją przypominający glinę oraz piwo, smakujące jak siki. Na nic lepszego nie mogli liczyć i niczego więcej się nie spodziewali.
Było wczesne popołudnie, więc postanowili zabrać się do pracy od razu. Zostawili bagaże w izbie wskazanej im przez pachołka, który został przydzielony przez sołtysa (zastrzegając przy tym, że jeśli zginie choć jedna rzecz, chłopak straci uszy i jaja). Potem sprawdzili, czy chłopi należycie obeszli się z kobyłką mistrza i gniadym wałachem inkwizytora.
– Właściwie nadal nic nie wiemy – zauważył Chaves. – Poza tym, że zwierzę uznane za mantykorę nęka wioskę. Może by tak kogoś przepytać?
– No, inkwizytorzy znani są z zadawania pytań – zadrwił Bremen.
Ponieważ jednak mieszkańcy wioski zatrzaskiwanymi drzwiami i okiennicami jasno dali im do zrozumienia, że nie mają ochoty na rozmowy, udali się prosto do sołtysa.
– Gdybym ja wiedział, że szanowni rycerze z Kościoła… – burknął chłop, przygryzając wargę.
Bremen po raz wtóry odniósł wrażenie, że w tej wiosce coś jest nie tak. I nie chodziło tylko o zwykłą niechęć prostych ludzi wyzyskiwanych przez Kościół.
– Opowiedzcie nam, sołtysie, o mantykorze – rzekł tylko, zachowując myśli dla siebie. – Skąd wiecie, co to za stwór? Jak wygląda? Kto ją widział? Ilu ludzi zabiła? Czy ktokolwiek przeżył? Jak długo to trwa?
– Trzech, panie – odparł chłop po namyśle. – Trzech pożarła. Jam nie widział, ale paru innych tak. Ponoć bestia od zachodu zawsze przychodzi, łeb dzikiego zwierza i korpus ma, skrzydła błoniaste, ogon długi a jadowity. Po nocy czasem wyje potępieńczo i lubuje się w młodych jałówkach. Zagryzła dziewkę, która gęsi wiodła, jednego chłopa i jednego takiego, co to próbował ją ubić. Nie podołał, dźgnięty kolcem ze cztery dni schodził w malignie, trawiony trucizną. Poza tym poczwara ino z daleka straszy, wszyscy już nauczyli się przed nią kryć.
– No, opis by się zgadzał – mruknął mistrz, gdy znaleźli się ponownie na zakurzonym, zalanym słońcem podwórzu.
– Tak? – spytał uprzejmie Chaves. – Nie patrz tak na mnie, jestem inkwizytorem. Szkolono mnie w czym innym. Nie znam się na waszych pogańskich bożkach i zjawach. Od tego są egzorcyści.
Ilustracja: <a href='mailto:uradowanczyk@yahoo.com'>Sebastian Wójcik</a>
Ilustracja: Sebastian Wójcik
Bremen pokręcił głową. Od czasu do czasu zastanawiał się, czy zabranie ze sobą Chavesa na pewno było dobrym pomysłem. Pomijając rzecz jasna fakt, że bez niego nie miałby pojęcia, dokąd iść.
– Tak – westchnął. – Opis ma ręce i nogi. Tudzież ogon i skrzydła. Jeśli to rzeczywiście mantykora, najpewniej kryje się w jakiejś jaskini czy jamie i wychodzi, gdy zgłodnieje. Trzeba by wysłuchać świadka i poszukać śladów. I najprawdopodobniej, niestety, zrobić za przynętę. Te paskudy są inteligentne i wredne, z tego, co słyszałem.
– Cokolwiek powiesz, mistrzu – zgodził się pogodnie Chaves. Było mu wszystko jedno, co się będzie działo, byle się działo.
Świadek, który widział bestię na odległość mniejszą niż „gdzieś na horyzoncie”, według słów sołtysa przeżył tylko jeden. Chłopiec, który siedział na drzewie i podglądał kąpiącą się w strumieniu gęsiarkę, kiedy ta została zaatakowana.
Chłopiec był raczej słaby na umyśle. Znaleźli go kopiącego patykiem dołek niedaleko studni.
– Gęsi się rozbiegły – rzekł, poproszony o opisanie przebiegu zdarzenia. – O tak, uciekały, że hej, szybko jak nigdy!
– No tak – powiedział Bremen cierpliwie. Chaves, mimo że był inkwizytorem, jakoś nie garnął się do przesłuchiwania. – I co dalej? Widziałeś zwierzę?
– O tak, wielkie jak byk, panie! – Chłopak się ożywił. – Przyczajone takie, włochate, same pazury i zęby! Skrzydła jak rozłożyło, to omal żem nie skonał, panie, ze strachu. Ledwie żem z dębu nie spadł!
– I co?
– Jak to co? Nic. Potwora dziewkę obaliła, zadusiła, brzuch rozdarła i przepadła, gdy się nażarła. Przeczekałem noc całą na drzewie, bo to o zmierzchaniu było.
– Kiedy to się wydarzyło? – zapytał jeszcze Bremen uznając, że ma szczęście, że dowiedział się aż tyle.
– Dwie niedziele temu – odparł dzieciak po chwili, starając się podać czas wedle nowej, kościelnej miary.
– Bestia tu od miesiąca sobie poczyna – rzekł Chaves, który w międzyczasie wypytywał kogoś innego, a teraz wrócił do mistrza. – Pierwsza osoba zginęła mniej więcej wtedy, zaś ten śmiałek, co podjął się wojowania, został znaleziony dziesięć dni temu. I jeszcze jedno – dodał inkwizytor cicho, kiedy pomylony chłopak odbiegł do swoich zajęć i zostali sami. – To wszystko, co usłyszeliśmy, to tylko fasada.
– Wiem – odparł równie cicho mistrz. – Było więcej zabitych. Nie mówią nam nawet połowy tego, co wiedzą.
– Dziwne – westchnął Chaves. – Bo jeśli chcą, by ktoś zabił tę bestię za nich, powinni współpracować. Może i boją się nas, ale chyba nie bardziej niż mantykory? Bo my odjedziemy, a ona zostanie, jeśli coś się nam nie uda…
Bremen zastanowił się. Całe lata poświęcone zawiadywaniu leśną wioską nauczyły go wiele. Przede wszystkim o naturze ludzkiej.
– Kryją kogoś – powiedział i pomyślał o mężczyźnie, który stał z dala od wszystkich, mierząc go nieprzyjaznym wzrokiem. – Pytanie tylko, czy ten ktoś ma związek z mantykorą, czy może z czymś zupełnie innym.
• • •
Zapadał zmierzch. Mistrz i inkwizytor wyruszyli by obejrzeć zakole rzeki, nad którym potwór napadł gęsiarkę, ale nie znaleźli tam nic ciekawego. Ślady zadeptali wieśniacy, a wszystkie ciała były już dawno pochowane.
– Ale okolica zaiste jest malownicza – zauważył Chaves, jakby kontynuując dyskusję, która nie miała miejsca.
Bremen wzruszył ramionami. Wieś jak wieś. Dużo pól, rzeka, rzadkie zagajniki w niczym nie przypominające jego puszczy. Tęsknił za Czerwonym Borem.
Księżyc stał wysoko na niebie. Zboże szumiało, czesane wiatrem, a płytka rzeka szemrała cicho. Wracali właśnie do wioski, chcąc zjeść wieczerzę, gdy wtem po równinie popłynęło nieludzkie wycie. Trwało dość długo, by do szczętu zmrozić krew w żyłach; było pełne żalu i obietnicy mordu. Kiedy przebrzmiało, noc przez chwilę trwała cicho, a potem powróciła do życia jak gdyby nigdy nic.
– Och, och – udał panikę Chaves. – Niemiłe. Czy aby wilk? Bo raczej nie mantykora.
Bremen nie odpowiedział. Słyszał wilki z watahy Wilczego Pasterza tysiące razy, ale żaden nie brzmiał jak ten.
• • •
Mistrz zerwał się tuż przed świtem. Coś nie pozwalało mu spać, aczkolwiek mógł to być bury kot, uporczywie układający mu się na twarzy. Bremen sprawdził zawartość bagaży, poprzeklinał w myślach pochrapującego na sąsiednim barłogu inkwizytora, wreszcie zaszedł do głównej izby karczmy, by obudzić gospodarza i zażądać śniadania. Dostał przypaloną jajecznicę, taki sam jak poprzedniego dnia gliniasty chleb i kawał wysuszonego na wiór mięsa. Kończył już, kiedy nadszedł Chaves, przeciągając się i ziewając.
– Bierzemy konie i ruszamy szukać śladów – oznajmił Bremen, wstając z ławy. – Natychmiast.
– Oczywiście – zgodził się inkwizytor, zerkając na resztki śniadania mistrza. – Po wczorajszej kolacji i tak nie bardzo mam ochotę na specjały miejscowej kuchni.
• • •
Po czterech godzinach robienia coraz większych kół wokół wioski, nadal tkwili w martwym punkcie.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

10 VIII 2015   17:31:36

No kurcze, tyle czasu zwlekałem z komentarzem...

Wiedźminowate do bólu, ale w dobrym, komediowym stylu. Głowna para bohaterów wydała mi się czarująco standardowa (miałem skojarzenie z dobrym i złym gliną, yyyy, duchownym), ale napisane tak, że wciąga :-)

Na pewno nie żałuję czasu spędzonego na lekturze - dobra rozrywka!

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Selekcja naturalna
— Anna Grzanek

Droga przez las
— Anna Grzanek

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.