Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 21 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna Grzanek
‹Interes›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna Grzanek
TytułInteres
OpisAutorka pisze o sobie:
Rodowita, dumna ze swego brzydkiego miasta łodzianka. Literaturę, a zwłaszcza fantastykę, kocha od dziecka; czytać nauczyła się wcześniej niż chodzić. To i owo, od beletrystyki po publicystykę, pisze od lat niemal dziesięciu. Jest aktywnym członkiem społeczności portalu fantastyka.pl jako członek Loży NF. Uzależniona od kotów, herbaty, muzyki rockowej i piwa.
Gatunekfantasy, humor / satyra

Interes

« 1 2 3 4 5 »
– To znaczy, że poirytowałem wiedźmę i poirytowałem wilkołaka, więc przy odrobinie szczęścia oboje przybędą tu dziś w nocy, by się nas pozbyć – odparł mistrz, wyraźnie z siebie zadowolony. – Ewentualnie jutro lub pojutrze. Dwie pieczenie na jednym ogniu.
– Niezbyt apetyczne, te pieczenie. To znaczy, że tym razem obaj będziemy przynętami?
– Sprawiedliwość musi być.
– Ale to ty ich zirytowałeś – zauważył słusznie inkwizytor.
– Tak, ale to ty chciałeś podróżować ze mną dla rozrywki. Siedź więc cicho i nie marudź.
Chaves siedział więc cicho i nie marudził, jeśli nie liczyć mamrotania pod nosem.
Nacięli i uzbierali dość drewna, by przez całą noc móc palić pokaźne ognisko. Konie na wszelki wypadek zostawili w wiosce – mogłyby spanikować i paść łupem któregoś z potworów.
Zjedli zająca. Gdy zapadł zmrok zmieniali warty, drzemiąc na przemian, ale przez całą noc nie wydarzyło się absolutnie nic.
O świcie Bremen usiadł na brzegu rzeki i zabrał się za łowienie ryb – w końcu musieli coś jeść. Przy zakolu, gdzie prąd był bardzo leniwy, złapał dwa spore okonie, kilka płotek i węgorza. Gdy Chaves się obudził, mistrz wysłał go do wioski, by przyniósł mąkę i jaja. Niezależnie od dalszych losów polowania na potwory mogli mieć pewność, że na razie nie będą głodować.
Dzień spędzili wylegując się w cieniu zagajnika, objeżdżając konno obie osady i znowu drzemiąc. Bremen powoli zaczął dochodzić do wniosku, że jego plan nie jest tak dobry, jak sądził.
Pod wieczór, gdy Chaves znudził się już grzebaniem patykiem w ognisku i oganianiem się od burego kota, powiedział:
– Tak właściwie, to nie rozumiem. Przecież ci z tamtej wsi muszą doskonale wiedzieć, kim jest wilkołak. Że też po niego nie przyszli za dnia.
Mistrz zastanowił się.
– Tamta osada liczy mniej mieszkańców – odrzekł. – I pewnie nie wszyscy zebraliby się na odwagę, by pójść z widłami pod dom wilkołaka. Natychmiast by ich przepędzono, jeśli nie coś gorszego.
– No to czemu ci drudzy, skoro jest ich więcej, nie poszli na mantykorę?
– A ty, gdybyś był chłopem, chciałbyś stanąć naprzeciw rozeźlonej mantykory?
– No dobrze, to jeszcze tylko jedno: skąd wiedziałeś, że tamten chłop to wilkołak?
Bremen wzruszył ramionami.
– Widzę takie rzeczy, odkąd noszę to – powiedział, unosząc prawą dłoń. Na środkowym palcu widniał pierścień z czterema rubinami. – Potwory to moja specjalność.
Umilkli na chwilę.
– Do pełni brakuje jeszcze pięciu dni – zauważył wreszcie inkwizytor. – Mamy tu siedzieć tak długo? Nuda.
– Wilkołaki mogą przemienić się w dowolnej chwili. Ale jeśli się mylę, to zaiste, trochę tu posiedzimy. Nic nie tracimy. Mam zresztą nadzieję, iż oboje, i wilkołak, i wiedźma, zrozumieli, że nie ruszymy się stąd, dopóki nie dostaniemy tego, po co przyszliśmy.
– Aha. – Inkwizytor przeciągnął się i ułożył na swoim posłaniu. – Świetnie. Jeśli mamy tu siedzieć do pełni, to ty czuwaj całą noc, jeśli wola, ale ja zamierzam się wyspać. Dobranoc.
Mistrz westchnął. Spojrzał w dopełniający się księżyc i po namyśle uznał, że Chaves ma rację. Tej nocy też nic się nie wydarzy.
Zasnął spokojnie, z kotem mruczącym tuż przy uchu, a w kilka godzin później obudziło go potężne uderzenie i ciepły popiół z wygasłego już ogniska na twarzy.
• • •
Było ciemno, choć oko wykol – księżyc zniknął za chmurami, które pojawiły się nie wiadomo kiedy. W mroku dookoła kotłowały się jakieś kształty, słychać było warczenie, mlaskanie, zgrzyt pazurów i Bóg jeden wie, co jeszcze.
Bremen poczuł, jak przeskakuje nad nim coś wielkiego i ciężkiego. Odruchowo wtulił się bardziej w ziemię, a co za tym idzie, w pozostałości wygasłego ogniska. Zaraz potem kichnął, gdy popiół dostał mu się do nosa.
Nim zdążył zakląć, coś uderzyło go ponownie i przeturlał się po trawie o dobrych kilka łokci. Przywarł do podłoża. Nic więcej się nie wydarzyło, więc zerknął w górę, by ocenić sytuację.
W ciemności, przed nim, trwała walka.
Gdy jego wzrok przywykł do mroku, Bremen ujrzał dwa zmagające się ze sobą potwory.
Jak idiotyczne by się to nie wydawało, wyglądało na to, że z jakiegoś powodu bestie rzuciły się na siebie nawzajem, zamiast na ludzi. Mantykora była szybka i zwrotna, atakowała podobną do lwiej paszczą i ogonem, na końcu którego znajdował się jadowity kolec. Mniejszy wilkołak nie powinien mieć z nią szans – a jednak walczył dzielnie. Silniejszy i bardziej wytrzymały, najwyraźniej był też odporny na truciznę. Trzymał mantykorę za łeb, próbując skręcić jej kark, ta zaś raz po raz smagała go łuskowatym ogonem.
Bremen rozejrzał się, jednak nigdzie w okolicy nie dostrzegł Chavesa. Uznał, że inkwizytor wyczuł pismo nosem i zawczasu skrył się w zagajniku nieopodal. To było całkiem w jego stylu – obserwować wywołany zamęt z bezpiecznej odległości.
Wilkołak zawył potępieńczo, gdy mantykora nagłym szarpnięciem uwolniła się z uchwytu i przycisnęła go całym ciężarem. Spróbowała mu odgryźć głowę, podczas gdy człowiek-wilk usiłował wyrwać jej ogon. Na swój sposób obserwowanie tej sceny wydało się mistrzowi zabawne.
Wypluł popiół i wstał, by się otrzepać. Wybrał zły moment. Akurat wtedy wilkołak zrzucił z siebie mantykorę, odpychając ją w kierunku Bremena. Mistrz upadł, przygnieciony cielskiem bestii, tracąc na chwilę oddech. Gdy go odzyskał, posłał w stronę zachmurzonego nocnego nieba wiązankę przekleństw.
Mantykora natychmiast zerwała się, w ogóle nie przejawiając zainteresowania człowiekiem, i rzuciła ponownie na wilkołaka. Ten zawył i również ruszył do przodu. Bremen czym prędzej wstał i pobiegł w stronę zagajnika.
Pomiędzy drzewami zastał krztuszącego się ze śmiechu inkwizytora.
– Bardzo zabawne – warknął, otrzepując się i wyplątując z włosów źdźbła trawy. – Doprawdy wyborne. Wesoło ci?
– I to jak – zapewnił Chaves, nie przestając chichotać. – Nie wiem, co było lepsze, czy to, jak za pierwszym razem wrzuciły cię w ognisko, czy to jak teraz przetarzały cię po ziemi. Twardy masz sen, mistrzu, żeś nie spostrzegł zawczasu, co się święci…
– Sam się sobie dziwię.
Przez chwilę obaj patrzyli, jak wilkołak z mantykorą toczą walkę. Żadne z nich nie mogło zdobyć wyraźnej przewagi.
– Ciekawe, że nie doszło do tego wcześniej – mruknął inkwizytor, już całkiem opanowany. – W końcu impas trwa od ładnych paru tygodni. Ech, ci chłopi, nie potrafią nawet podjąć decyzji. Półśrodki to droga donikąd.
– Skoroś taki mądry, filozofie, to chwytaj za miecz i ukróć tę farsę – zaproponował Bremen. – Bo wygląda na to, że one same nie doprowadzą sprawy do końca. Jeśli chcemy zgarnąć nagrodę, to trzeba zabić mantykorę.
– A wilkołaka?
Mistrz wzruszył ramionami.
– Jak nie pójdzie po dobroci… – odparł. – A zresztą jak chcesz. To wprawdzie człowiek, w pewnym sensie, ale ja tam do niego przywiązany nie jestem. Wszystko mi jedno, jak skończy.
Chaves wyciągnął z pochwy miecz i zważył go w dłoni.
– W tej karczmie wprawdzie gotują podle, ale pieniądze obiecali…
– A zapasy i tak miała dostarczyć druga wioska – przypomniał Bremen.
– Nie zamierzasz mi pomóc, co? – upewnił się inkwizytor, wychodząc przed linię drzew.
– Nie. Wiem, że jeszcze nieraz zdołasz mi zaleźć za skórę i że już wkrótce wymyślisz coś, by mnie zdenerwować, więc dziś zamierzam wyciągnąć się na trawie i odpoczywać.
– Ale to ja zabiłem to twoje… nue, czy jak mu tam – rzekł z pretensją Chaves.
Bremen ułożył się wygodnie, tak, by mieć dobry widok na pole. Chmury rozstąpiły się nieco, więc jakże dramatycznej scenie walki przyświecał teraz księżyc.
– Świetnie, to oznacza, że masz wprawę w zabijaniu potworów. No, dalej, pokaż na co stać rycerza Kościoła.
Inkwizytor westchnął. Uznał, że na jego korzyść działa fakt, iż bestie są tak bardzo zaabsorbowane sobą nawzajem… może nawet nie zauważą, jak się będzie zbliżał…
Mistrz nie miał do tej pory wielu okazji, by obserwować Chavesa w walce, ale to, co już widział, wystarczyło do wyrobienia sobie opinii. A opinia była taka, że gdyby tylko Bremen nie nosił pierścienia, naprawdę bałby się o swoje życie, przebywając w towarzystwie inkwizytora.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

10 VIII 2015   17:31:36

No kurcze, tyle czasu zwlekałem z komentarzem...

Wiedźminowate do bólu, ale w dobrym, komediowym stylu. Głowna para bohaterów wydała mi się czarująco standardowa (miałem skojarzenie z dobrym i złym gliną, yyyy, duchownym), ale napisane tak, że wciąga :-)

Na pewno nie żałuję czasu spędzonego na lekturze - dobra rozrywka!

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Selekcja naturalna
— Anna Grzanek

Droga przez las
— Anna Grzanek

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.