Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 16 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna Grzanek
‹Interes›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna Grzanek
TytułInteres
OpisAutorka pisze o sobie:
Rodowita, dumna ze swego brzydkiego miasta łodzianka. Literaturę, a zwłaszcza fantastykę, kocha od dziecka; czytać nauczyła się wcześniej niż chodzić. To i owo, od beletrystyki po publicystykę, pisze od lat niemal dziesięciu. Jest aktywnym członkiem społeczności portalu fantastyka.pl jako członek Loży NF. Uzależniona od kotów, herbaty, muzyki rockowej i piwa.
Gatunekfantasy, humor / satyra

Interes

« 1 2 3 4 5 »
– No dobrze – rzekł Chaves, zniechęcony. – Dysponujesz może jakimś tajnym, magicznym sposobem tropienia pogańskich bestii, mistrzu? Przychodzi ci do głowy cokolwiek genialnego? Bo jak nie, to będziemy tak krążyć do końca świata albo dopóki nie zdechniemy z głodu. Bo w tej karczmie więcej żreć nie będę.
Bremen otarł pot z czoła. Z nieba lał się niemiłosierny żar.
– Genialnego planu nie mam – przyznał – ale myślę, że warto zapytać, czy ktoś coś widział w tej osadzie, o, tam. – Wskazał ręką na zachód, gdzie znajdowało się niewielkie skupisko chat.
– Słusznie – zgodził się inkwizytor. – Sam miałem to zaproponować.
– Aha. Pewnie.
– Zdziwiłbym się, gdyby wioski położone w tak niewielkiej odległości od siebie nie miały tych samych problemów – ciągnął niezrażony Chaves.
– Sprawdźmy więc.
Pokłusowali w stronę zabudowań, które z gościńcem łączyła niezbyt wyraźna polna droga. W porównaniu ze wsią, w której się zatrzymali, ta osada była ze cztery razy mniejsza. Pomimo tego, zdawała się być samowystarczalna: miała własny młyn i kuźnię, nie było tu za to kościoła.
A na drodze przed pierwszymi chałupami stał słup, do którego ktoś przybił deskę z wizerunkiem potwora. Bremen i Chaves dłuższą chwilę kontemplowali malunek nim zdecydowali się zabrać głos.
– Jak sądzisz, czy to jest kwestia braku umiejętności czy wyobraźni? – zapytał wreszcie inkwizytor.
Naszkicowany węglem stwór był kudłaty i zębaty. Nie posiadał ani kawałka skrzydeł, ani grama wężowego ogona.
– No tak… – Bremen odgarnął włosy z czoła i przeciągnął się w siodle. – Czy tylko mnie się wydaje dziwne, że dwie sąsiednie wioski nawiedzane są przez dwa różne potwory?
• • •
– Wilkołak, panie – rzekł ponuro sołtys. – Chodzi toto samopas, bydło napada i tych, co w polu pracują, a i wioski nie oszczędza. O zmierzchaniu wyłazi, że strach gębę za próg wystawić!
– Niewątpliwie – rzekł znużonym tonem Chaves. Wymienili z mistrzem zrezygnowane spojrzenia. Wysłuchali dość nieuważnie reszty tego, co sołtys miał im do powiedzenia, a potem, zanim inkwizytor zdążył odmówić, Bremen oświadczył, że z chęcią podejmą się zadania. W zamian za prowiant na całą drogę do Hemmoor.
– Oszalałeś?! – zapytał Chaves kiedy już poznali okoliczności napaści i wybrali się na poszukiwania chłopa, który tydzień wcześniej został pogryziony. Opiekowała się nim wioskowa wiedźma, Heide. To znaczy – oficjalnie ciotka, ale Bremen nie urodził się wczoraj i wiedział, czym neutralizuje się ugryzienia wilkołaka.
– Tylko ani słowa – powiedział mistrz do inkwizytora, podkreślając słowa bardzo wymownym gestem podrzynania gardła. – I nie oszalałem – dodał po chwili. – Widzę większy obraz, wyobraź sobie. I szansę dla nas obu, kościelny pomiocie. Więc siedź cicho. Jeśli nie możesz albo nie chcesz pomóc, przynajmniej nie przeszkadzaj! A ja idę porozmawiać z wiedźmą.
Zostawił Chavesa i zapukał do drzwi chaty, obwieszonej niewinnymi z pozoru ziołami.
Już w progu powitało go niechętne spojrzenie niemłodej już kobiety. Z jej punktu widzenia mistrz był stanowiącym potencjalne zagrożenie intruzem pozbawionym autorytetu. Bremen jednak nie przejmował się jej nastawieniem. Ukuł pewną teorię, widząc pustą chatę z oknami zabitymi deskami na skraju wioski oraz tojad i gałąź srebrnego świerku wiszące pod dachem domostwa czarownicy.
– Pokój temu domowi. Przysłał nas sołtys, abyśmy porozmawiali z chłopakiem na temat wilkołaka – rzekł bez ogródek Bremen. Upewnił się, że jego rękawice dobrze zakrywają całe dłonie.
– Nie lza – odburknęła kobieta. Zajęta była przygotowywaniem potrawki z królika. Na długim stole pod ścianą stało kilkadziesiąt miseczek, buteleczek, dzbanków i paczuszek. Nozdrza mistrza wypełnił znajomy, świdrujący zapach. – Złożon niemocą, w gorączce leży.
– W księżycowej gorączce – uzupełnił Bremen, rozglądając się podejrzliwie dookoła. Tak naprawdę nie interesowała go rozmowa z ofiarą. Ciekaw był raczej, czy w zachowaniu wiedźmy rozpozna choć nutę poczucia winy. – Rozumiem. Czy może w takim razie ty wiesz o czymś, co byłoby pomocne w schwytaniu potwora? – zapytał, starając się brzmieć twardo i po żołniersku. Uznał, że tak będzie lepiej. W końcu cisi i spokojni mężczyźni kojarzyli się wszystkim z Kościołem.
– O tak. Potwór jest szparki i gryzie – odparła gderliwie kobieta i ostentacyjnie odwróciła się plecami, by zajrzeć za zasłonę, za którą ktoś leżał.
– Rozumiem – odparł mistrz ponownie i na odchodnym rzucił: – Gdyby pojawił się tu choć jeden zapluty patrol z Toviry, jak nic zawlekliby cię przed oblicze kardynała, wiesz? Jak dalej będziesz suszyła zioła na ganku, a nie na stryszku, i wystawiała mikstury na widok publiczny, to pewnego pięknego dnia zapłacisz za to głową. Po tym, jak już cię spalą na stosie. Może sam na ciebie doniosę? Kto wie, za to też są nagrody.
Wyszedł z dusznego wnętrza i, nie oglądając się na Chavesa, udał się na główny plac wsi, gdzie zostawili wierzchowce.
– I co? – zapytał inkwizytor, doganiając go po chwili.
– I nic – mruknął Bremen, gdy zawrócili w stronę pierwszej wsi. – Mamy do zabicia mantykorę i wilkołaka do schwytania. Proponuję zająć się tym pierwszym, bo będzie trudniejsze.
– Cóż… – Chaves uśmiechnął się jednym z nieprzyjemnych inkwizytorskich uśmieszków. – Cokolwiek powiesz, mistrzu.
• • •
Rankiem, po kolejnej niewygodnie spędzonej nocy i posiłku równie apetycznym, co pierwszy, Bremen podjął decyzję. Udał się prosto do chaty mężczyzny, który zwrócił jego uwagę już pierwszego dnia.
– Witaj – zagaił przyjaźnie.
Chłop siedział we wnętrzu chaty. Nie pofatygował się, by wstać i wyjść do gościa, zajęty przygotowywaniem strzał do łuku. Spojrzał na mistrza spode łba i nie odpowiedział. Wręcz promieniował niechęcią.
– Jak widzę, nie jesteś zbyt rozmowny – ciągnął niezrażony Bremen. – Nie szkodzi, nie zamierzam zadawać ci setek pytań, co zresztą o niebo lepiej zrobiłby mój towarzysz inkwizytor. Interesuje mnie bowiem tylko jedna kwestia. Co, u licha, łączy cię z Heide?
Mężczyzna ani drgnął, ale morderczy wyraz jego oczu powiedział mistrzowi, że trafił w sedno.
Ilustracja: <a href='mailto:uradowanczyk@yahoo.com'>Sebastian Wójcik</a>
Ilustracja: Sebastian Wójcik
– Pozwól, że opowiem, jak to mogło być. – Bremen rozsiadł się wygodnie na stojącej pod oknem chaty ławce i zaczął głaskać kota, który przywędrował tu za nim i teraz wskoczył mu na kolana. Mistrz nie widział, co robi chłop, ale wydawał się kompletnie rozluźniony. – Do pełni brakuje jeszcze tygodnia, prawda? Gdyby nie to, nie łaziłbyś teraz samopas i może nie powiązałbym tego i owego. Ale tu jesteś, a ja zobaczyłem, żeś kimś więcej niż zwykły człowiek. Co nie zmienia faktu, że mogę tylko spekulować. Znaczy, zmyślać.
Bremen starannie ignorował dźwięki dochodzące z wnętrza chaty. Brzmiały trochę tak, jakby wieśniak przebierał w ciężkich, metalowych narzędziach.
– Przyznaj, co takiego uczyniłeś? Zbałamuciłeś jakąś młódkę? A może zawiodłeś nadzieje samej Heide? Z pewnością zrobiłeś coś, co zaostrzyło zatarg pomiędzy dwiema wioskami. Nieważne zresztą, liczy się efekt: wiedźma przeklęła cię, a ty w odwecie zacząłeś nawiedzać jej osadę. Nie mogąc sobie z tobą poradzić, bo własne twory zawsze najtrudniej zwalczyć, wyhodowała bądź wezwała drugiego potwora, by walczył przeciwko tobie. Śmieszne. Doprawdy, przezabawne.
Bremen uchylił się, gdy coś wystrzeliło w jego kierunku. Młotek przeleciał mu koło ucha, a dzierżący go chłop ledwie utrzymał równowagę. Mistrz chwycił za owłosione, grube łapsko i pociągnął. Syknął, gdy kot wpił mu pazury w nogi.
Wieśniak przeleciał przez okno i wylądował ciężko na plecach, a bury kocur spadł mu prosto na twarz. Mężczyzna wrzasnął, po czym natychmiast zamilkł, gdy poczuł ostrze noża niebezpiecznie blisko gardła.
– Wiesz, że obiecali mi za ciebie nagrodę? – zagadnął Bremen niezobowiązującym tonem. – Zamierzam ją dostać. Ale najpierw mantykora.
Wstał, schował nóż. A potem odszedł, pogwizdując i mając szczerą nadzieję, że ziarno padło na podatny grunt.
• • •
– Naprawdę nie rozumiem, czemu mamy to robić – gderał Chaves pod wieczór, gdy zbierali w zagajniku drewno na ognisko.
– A co, tak ci się podobało zakwaterowanie w karczmie? Przynajmniej pożywimy się jak ludzie. – Mistrz ruchem głowy wskazał leżącego nieopodal w trawie zająca. – Poza tym mamy robotę do wykonania.
– To znaczy? – Chaves znieruchomiał i zmierzył Bremena podejrzliwym spojrzeniem.
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

10 VIII 2015   17:31:36

No kurcze, tyle czasu zwlekałem z komentarzem...

Wiedźminowate do bólu, ale w dobrym, komediowym stylu. Głowna para bohaterów wydała mi się czarująco standardowa (miałem skojarzenie z dobrym i złym gliną, yyyy, duchownym), ale napisane tak, że wciąga :-)

Na pewno nie żałuję czasu spędzonego na lekturze - dobra rozrywka!

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Marcel Baron

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Selekcja naturalna
— Anna Grzanek

Droga przez las
— Anna Grzanek

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.