Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Katarzyna Rupiewicz
‹Prawi›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorKatarzyna Rupiewicz
TytułPrawi
OpisAutorka ukończyła język francuski, socjologię reklamy i administrację Linuxem. Od kilku lat jest członkiem sekcji literackiej Śląskiego Klubu Fantastyki. Jej opowiadania można przeczytać w klubowej antologii „Światy równoległe”, a także w internetowym NOLu i Szortalu. W tym roku nakładem Genius Creations ukaże się jej pierwsza powieść pt. „Redlum”.
Gatunekgroza / horror

Prawi

« 1 4 5 6
Spojrzałam na okno i nie potrafiłam powstrzymać dreszczy, które wstrząsnęły moim ciałem. Może to wina jesiennych, pochmurnych wieczorów, ale zmrok zapadł, nim dotarliśmy do domu. Jakim więc cudem staliśmy tu cali i zdrowi?
– Nic nam nie jest – wyjąkałam.
Tata wstał i chwiejnym krokiem podszedł do Pawła. Ponieważ kawałek materiału zsunął się z jego dłoni, spostrzegłam, że miał ponacinaną głęboko skórę pomiędzy palcami.
– Wybacz, chłopcze, to, jak się wczoraj zachowałem. Pozwól, żeby nasz dom ochronił cię tej nocy – powiedział.
– Dziękuję – odparł Paweł.
Wydawał się zmieszany, zakłopotany, ale wciąż tak nienaturalnie spokojny jak w drodze… Jak wtedy, gdy przyszłam do niego brudna i poraniona w środku nocy.
Nie miałam odwagi się odezwać, choć rozumiałam już, że poranek nie będzie tym razem żadnym nowym początkiem. Nawet jeśli do niego dotrwam, będę musiała uwierzyć, że to wszystko, z czym przez lata usiłowałam się pogodzić, nie jest wcale takie pewne i jednoznaczne.
– Kładźmy się spać. Porządni ludzie nie siedzą po zmroku – powiedziała mama.
Posłusznie poszłyśmy z siostrą do pokoju. Było tam chłodniej niż w kuchni, więc Elżbieta, dygocąc, przebrała się w koszulę nocną. Ja zaś zdjęłam trzewiki, pończochy i położyłam się w ubraniu.
Siostra uścisnęła pod kołdrą moją dłoń. Słyszałam, że przełyka głośno ślinę, jak zawsze, gdy starała się nie płakać. Czekałam więc, aż zaśnie, i dopiero wtedy pozwoliłam, by moim ciałem wstrząsnęły bezgłośne spazmy. Czułam łzy spływające po policzkach.
Wiedziałam, że mnie zabiorą, a skoro odkryłam rysy w stworzonej przez nich rzeczywistości, mogą nie pozwolić mi już wrócić.
• • •
Znowu obudził mnie krzyk, choć sama nie wiem, kiedy w ogóle zasnęłam. Dźwięk był głośny, urwany i rozległ się tuż obok mojego ucha. Nie musiałam uświadamiać sobie, że to krzyk Elżbiety. Czułam już, że po mnie przyszli.
Chciałabym móc powiedzieć, że byłam na to gotowa albo mniej się bałam. Słyszałam ich nierówny oddech, z którego świstem poruszało się całe powietrze. Czułam, jak ciemność pulsuje, a oni patrzą na mnie stłoczeni w małej izbie i dotykają mnie pomimo pierzyny i sukni. Ich wilgotne, śliskie dłonie zaciskały się na moim ciele, jakby ze wszystkich sił starali kontrolować swoją żądzę krwi, zadając mi jedynie trochę bólu.
Drzwi skrzypnęły głośno. Zacisnęłam dłonie w pięści, czekając, aż się uniosę.
– Dość! – krzyknął znajomy głos.
Otworzyłam oczy, bo byłam zbyt zaskoczona i przerażona, by zapanować nad tym odruchem. Widziałam tylko zarys sylwetki mężczyzny, ale nie miałam wątpliwości, że do środka wszedł Paweł. Nie zatrzymał się na progu, lecz przemierzył cały pokój, a kłębiące się kształty cofały się przed nim.
– Powiedziałem: dość! – powtórzył stanowczo.
Znikli. Tak po prostu, w jednej chwili rozpłynęli w otaczającym nas mroku.
Dobry Boże!
Mężczyzna nie powiedział nic więcej, tylko wyszedł, starając się możliwie jak najciszej zamknąć za sobą drzwi. Patrzyłam za nim, nie zważając na ciemność, która tak niespodziewanie stała się pusta i nieruchoma.
– Nie mów o tym nikomu. Nigdy – szepnęłam do siostry.
Nie zasnęłam do świtu. Słyszałam, że Elżbieta też nie śpi, nie odezwała się jednak do mnie ani nie dotknęła mojej dłoni. Nad ranem ubrała się szybko i wymknęła z pokoju, pozostawiając mnie w stuporze.
Nikt nie zaglądał do izby, nikt mnie nie wołał tak długo, aż sama wstałam, wzułam trzewiki na bose stopy i zarzuciłam płaszcz na ramiona. Wysunęłam spod zapasu pościeli teczkę, ukrytą tam przez rodziców, i włożyłam ją pod płaszcz.
Pobiegłam do sadu, bo na taką odległość miałam odwagę odejść od zabudowań, kiedy potrzebowałam być sama. Nie zważając na chłód, ściągnęłam płaszcz i rozłożyłam go na wciąż wilgotnej od rosy trawie. Usiadłam na jego skraju, by móc swobodnie rozłożyć przed sobą papiery – pamiątki ze świata, z którego zgodziliśmy się zrezygnować.
Wycinki z gazet krzyczące o wypadku autokaru, który przewoził dzieci na kolonie; akty zgonu Elżbiety i Jacka; zdjęcie dziewczynki na wózku, która trzyma szklankę wody w nowoczesnej, ruchomej protezie ręki. Mogłoby uchodzić za reklamę, gdyby tylko dziewczynka miała ładną, uśmiechniętą buzię, nienoszącą śladów deformacji pomimo trzech operacji plastycznych.
Pozwalali nam zatrzymać takie rzeczy, abyśmy pamiętali, jaka była nasza cena za przeniesienie się tutaj, do ich świata.
– Pamiętasz coś? – spytał Paweł.
Nie wiedziałam, kiedy podszedł, i nie zastanawiałam się nawet, jak mnie znalazł. Nie miałam odwagi zaprotestować, gdy usiadł tuż za mną, obejmując mnie udami. Tylko moje mięśnie napięły się mimowolnie. Potrząsnęłam głową.
– Pamiętam, jak pewna byłam tego, że nigdy nie zapomnę bólu przy każdej rehabilitacji i rozczarowania po każdym zabiegu, który miał być tym ostatnim.
– A z tamtego świata?
Miałam wrażenie, że spogląda mi przez ramię na dokumenty, lecz nie potrafiłam się odwrócić.
– Pojedyncze obrazy, niepowiązane sceny i słowa. Dużo słów, których znaczenie znam, chociaż tutaj nigdy się ich nie używa. A ty?
– Nigdy tam nie byłem – odparł. – Urodziłem się tutaj.
– Jaka była cena twoich rodziców? – spytałam, choć nie powinnam.
Problem w tym, że słowo „powinnam” przestało być tak proste i jednoznaczne, bym mogła udawać, że wciąż obowiązują nas te same zasady, które jeszcze wczoraj zdawały się aksjomatami.
– Moja rodzina mieszkała tu od zawsze. Można powiedzieć, że ty jesteś moją ceną, bo chciałem stąd wyjechać jak rodzice.
„Wyjechać stąd” było jednym z określeń, które mogłam znać tylko z poprzedniego życia. Próbowałam pozbierać papiery z powrotem do teczki, nim wilgoć przeniknie przez płaszcz, i zauważyłam, że moje ręce się trzęsą.
– Nie muszę wiedzieć – powiedziałam cicho, sama nie wiem czemu.
– W takim razie nie powiem ci wszystkiego – odparł. – Moi przodkowie… Chcieliśmy stworzyć idealny świat, w którym ubóstwo, ciężka praca, rodzina i pobożność trzymają ludzi z dala od grzechu. Nasza moc nie sięga dużo dalej niż poza obszar wsi i otaczającego ją lasu, więc przez lata dziadkowie pielęgnowali moralność w mieszkających tu chłopach. Kiedy świat i nasza rodzina zaczęły się zmieniać, wymyśliliśmy ceny – dobrowolne przystąpienie do tej społeczności w zamian za przysługę, której nikt inny nie mógłby zaoferować.
Mówił spokojnie i aż bałam się zastanawiać, czy nie słyszę dumy w jego głosie. Zamknęłam oczy, jakby nagle otoczył mnie mrok.
– Paweł, czy ty jesteś… – Głos mi się załamał.
– Nie – odpowiedział natychmiast. – Dopiero po śmierci stanę się kimś, kogo wy nazywacie Prawymi.
Zacisnęłam powieki jeszcze mocniej, bo zdecydowanie zrobiło się bardzo ciemno. Dopiero po dłuższej chwili ciszy odważyłam się otworzyć oczy i drżącymi dłońmi zebrać rozrzucone papiery. Czując ciepło jego ciała, ledwie panowałam nad sobą, by nie zacząć krzyczeć. Był wszystkim, czego obawiałam się przez całe życie, a – czego nie potrafiłam przyznać nawet w myślach – także nienawidziłam.
– Obiecałaś, że nie będziesz się mnie bać – powiedział niepewnie.
Spojrzałam w oczy dziewczynki na zdjęciu, której prawa strona twarzy miała wyraźnie inny kształt niż lewa, a prawa ręka wyglądała jak konstrukcja z metalowych rurek. To wcale nie byłam ja.
Paweł uosabiał wszystko, czego nienawidziłam, ale był też jedyną osobą na świecie – tym świecie – która mogła zapewnić bezpieczeństwo mnie i mojej rodzinie. Nikt inny nie mógł mi obiecać, że już nigdy nie obudzi mnie ból ani nie będę nasłuchiwała krzyku najbliższych.
– Nie boję się – wyszeptałam.
Próbując zapanować nad łzami napływającymi do oczu, odchyliłam się do tyłu i oparłam niemalże swobodnie o jego pierś. Pozwoliłam, by mnie objął. Nic mi już za to nie groziło.
• • •
Znowu obudził mnie krzyk. Wstałam z łóżka i na palcach podeszłam do okna. Podłoga była zimna, bo maj w tym roku okazał się wyjątkowo chłodny.
Na zewnątrz niczego nie dostrzegłam. Tylko ciemność pulsowała lekko. Wiedziałam już, że tak naprawdę nie mogę zobaczyć Prawych, a jedynie rzeczywistość, którą dla nas stwarzają.
– Czy oni muszą to robić tak blisko domu? – jęknęłam mimowolnie.
– Płaczesz? – spytał Paweł i pomimo senności usłyszałam w jego głosie wyraźne zaskoczenie, jak zawsze, gdy okazywałam emocje.
Otarłam oczy wierzchem dłoni w kilku nerwowych gestach.
– Powiem im, że nam to przeszkadza – mruknął.
Odwrócił się na drugi bok, robiąc mi więcej miejsca na łóżku. Wiedział już, że w podobnych sytuacjach nie chcę, żeby mnie dotykał. Często zaskakiwało mnie, jak bardzo starał się szanować takie rzeczy, choć przecież wcale nie musiał.
Spojrzałam jeszcze raz w mrok i wróciłam pod ciepłą pierzynę. Za kilka godzin obudzi mnie zapach świeżo pieczonego chleba, który będę mogła zanieść rodzinie, bo im już skończyło się ziarno na mąkę. To była moja cena.
koniec
« 1 4 5 6
18 lipca 2015

Komentarze

18 VII 2015   21:58:13

Interesujące, ale brak jakiejkolwiek synchronizacji czasoprzestrzennej między światami przedstawionymi powoduje że czyta się jak dwa opowiadania równocześnie. Jedno w świecie postapo z nieciekawym wątkiem magicznym ale dobrym przedstawieniem podstaw, i drugie- mało interesujące o traumie powypadkowej.

20 VIII 2015   00:55:53

Ciekawe,dwie płaszczyzny przenikające się nawzajem i cena za wyjście z cienia.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Styczeń 2018
— Dawid Kantor, Joanna Kapica-Curzytek, Jarosław Loretz, Beatrycze Nowicka, Konrad Wągrowski

Potwory i spółka
— Anna Nieznaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.