Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Adrianna Filimonowicz
‹Strach przed deszczem›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAdrianna Filimonowicz
TytułStrach przed deszczem
OpisRocznik 1990, absolwentka ekonomii. Miłośniczka fantastyki, wieloetatowa „mistrzyni gry”, rzadko przebywająca myślami w normalnej rzeczywistości. Kocha taniec i wędrówki po Tatrach. Dużo wolnego czasu poświęca na sport (ostatnio głównie na przygotowania do Runmageddonów). Debiutowała w 2012 roku w „Science Fiction, Fantasy i Horror” opowiadaniem „Drzewo”.
Gatunekfantasy

Strach przed deszczem

« 1 3 4 5 6 »

Adrianna Filimonowicz

Strach przed deszczem

Chciałem się zatrzymać i ją uspokoić, ale duchy kazały inaczej. Mijając ciało stanąłem na moment. Plamy na twarzy i szyi, których w walce nie dostrzegłem, były świeżymi, płytkimi oparzeniami. Jakby ktoś cisnął w człowieka garścią gorących węgli z ogniska. Ruszyłem w dolinę niemalże biegiem, ryzykując podzielenie losu jednego z uciekających.
Przed wieczorem ujrzałem ich obozowisko. Nocna ulewa zagasiła płomienie, które strawiły namioty z grubych skór i część taborów. Podróżni, którzy przeżyli, krążyli między zgliszczami przeszukując i porządkując to, co się ostało. Ich chaotyczne, osowiałe ruchy zdradzały mi, że sami nie pojmowali, czemu duchy ich tak pokarały. Tyyine nigdy nie oszczędzały ludzi. By tu przeżyć potrzeba było wiele siły – ulewy, mrozy, kamienne i śnieżne lawiny. Lecz pożary były rzadkością… Przypomniałem sobie widok dymu unoszącego się nad reglami. Błyszczącego szaleństwa w oczach ludzi nizin, które tak nagle odebrało urok ognikom w źrenicach Salahe. Tkwiłem przyczajony wśród skał, chłonąłem ich brak nadziei, ból i nienawiść. Ciągnęli dalej w góry. Nie mieli gdzie wracać albo duchy pomąciły im umysły, jak uczyniły to z Gelirem i później z Salahe. Myślałem o niej długo w noc, gdy tamci już posnęli wśród resztek taborów. I z rana, gdy rozbrzmiały odgłosy prac przy ocalałych wozach oraz pokrzykiwania kobiet szykujących pożywienie.
• • •
Wróciłem dopiero po zmroku, ostatni fragment szlaku pokonując niemal na skrzydłach, zaniepokojony brakiem światła u wylotu jaskini. Salahe jednak tam była. Siedziała na kamieniu, opatulona czym się dało i wpatrzona w pochmurne niebo. W powietrzu czuć było zapach deszczu, ale tym razem to nie nad nią miało płakać niebo.
– Myślałam, że już nie wrócisz – odezwała się nagle, gdy wziąłem się za rozpalanie ognia.
Przybliżyłem dłonie do ledwo tlącego się płomienia, chociaż nie było mi zimno.
– Mam cię uczyć – odpowiedziałem spokojnie. – Nawet muszę.
Gdzieś daleko zagrzmiała lawina, schodząca stokami ku dolinom. Salahe podeszła i kucnęła przy mnie.
– To nic nie da – powiedziała twardo, opierając się o moje ramię.
Poczułem ciepło rozpływające się po ciele, snop iskier z ogniska strzelił w górę, gdy zajęła się wreszcie wilgotna gałąź jakiegoś iglaka.
Cofnąłem ręce, odsunąłem się od Salahe, ale coś w moich trzewiach już płonęło. Patrzyłem jak drobna, zagrzebana pod masą łachmanów kobieta podnosi się powoli. Kobieta… Wciąż kobieta… Doskoczyłem do niej, by uderzyć, zmusić ją do walki, ale moja ręka się zatrzymała.
Salahe ostrożnie wyciągnęła dłoń w stronę rany, którą zadał mi poprzedniego ranka tamten człowiek. Chwyciłem ją za nadgarstek i pociągnąłem w głąb jaskini. Nie rozumiałem już myśli, które kłębiły się w mojej głowie. Jakby wiele duchów naraz w niej krzyczało, jakbym tonął w huczącym strumieniu swoich własnych głosów kłócących się ze sobą.
Zatopiłem dłoń w splątanych, brązowych włosach i zacisnąłem palce. Salahe spojrzała mi butnie prosto w oczy, jej oddech przyspieszył.
– Nie waż się – syknęła.
Próbowała się cofnąć, ale nie pozwoliłem na to. Odciągnąłem jej głowę lekko w tył. Igrające czerwonym blaskiem oczy wciąż śledziły mnie, chociaż z trudem, spod przymrużonych powiek. Przyciągnąłem ją do siebie i przywarłem ustami do bladej szyi kobiety. Salahe krzyknęła krótko w proteście, lecz równocześnie objęła mnie w pasie. Czułem, że powinienem się powstrzymać, instynkt podpowiadał wręcz ucieczkę, ale już tego nie potrafiłem. I w niej toczyła się walka – kobiety z tym, kim miała być i z tym, kim się stała.
Szarpnęła się lekko, gdy kładłem ją na pledach, ale gdy odsunąłem na moment dłonie, sama sięgnęła pod moją koszulę. Jej oczy błyszczały gorączkowo.
– Karhaelu, zatracisz się! – krzyknęła jeszcze w ostatnim proteście, wtulając twarz w moje ramię. Spojrzałem jej w oczy, uciszając pocałunkami. Chciałem, żeby zobaczyła, że wiem.
• • •
Następne dni nie przynosiły deszczu. Co rano budziłem się przy okrytej skórami, drobnej kobiecie, wtulonej we mnie, pozornie słabej i niewinnej. I tylko blizny na jej ciele i wypieki na bladych policzkach, jakby paliła ją gorączka, zdradzały, że nie była taka, jak wszystkie.
Myśli, które wtedy mnie opanowały, nie warto teraz wspominać. Byłem zwyczajnie szczęśliwy.
Kiedy przyszedł kolejny deszcz, pozostałem jednak surowym nauczycielem, a ona godnym przeciwnikiem. Przebiegłym. Walczyliśmy i tylko szczęściem i przewagą siły ostatecznie ją pokonałem. Osunęła się przede mną na ziemię, łapiąc rozpaczliwie oddech. Próbowała opanować drżące mięśnie, ale wreszcie ręce, na których się wspierała, ugięły się i opadła bezwładnie na kamienie. Podniosłem ją i półprzytomną z wysiłku zabrałem do groty.
Czarny kształt, czekający za potrzaskanymi głazami, nie umknął mojej uwadze. Ułożyłem kobietę na posłaniu, przypasałem topór i wyszedłem przybyszowi na spotkanie. Już z daleka jego sylwetka i ruchy zdradziły mi, że ujrzę znajomą twarz. I tak też się stało. Norgad czekał na mnie tam, gdzie go dostrzegłem, oparty ramieniem o skałę, niebaczny na strumienie wody lejące mu się na głowę.
– Skąpana w Deszczu chce cię widzieć – oświadczył matowym głosem, gdy jeszcze dzieliło nas kilkanaście kroków.
Zatrzymałem się. Ten niewysoki, barczysty mężczyzna był mi bratem w trakcie wielu wypraw. Teraz zaś przychodził z rozkazami i bez słowa powitania czy błogosławieństwa. Wyprostowałem się.
– Przyjdę, przyjacielu – odparłem spokojnie.
Norgad obrócił się na pięcie, rękę zaś oparł na trzonku topora, jakby spodziewał się ataku zza pleców. Doskoczyłem doń i chwyciłem za ramię. Był o głowę niższy ode mnie i mniej zręczny w górskich wyprawach, ale silny i krzepki. Odniosłem wrażenie, jakbym dotykał skały.
– Nic mi nie powiesz? – spytałem, a ten odwrócił się powoli. Spod szerokiego, przeciętego ukośną blizną czoła łypnęły na mnie wąskie ciemne oczy.
– Nie poznaję cię, Karhaelu – odparł chłodno, ale potem pochylił głowę z westchnieniem. – Zostaw ją i wróć do nas. Nie cierp za błędy Gelira i Falaar.
– Jeśli to mi chce powiedzieć Skąpana w Deszczu, mogę nie przychodzić. Podjąłem się zadania. Wobec siebie, duchów i Salahe. Zmienię ją.
– Ona ciebie zmienia! – warknął.
– Tak? W czym to widzisz?
Zamilkł. Oparł mi rękę na przedramieniu.
– Obawiam się, że Skąpana w Deszczu chce ci powiedzieć coś innego – podjął po dłuższej chwili ciężkim, zmęczonym głosem. – Ale ja wiem, że twoje miejsce jest w Gnieździe i wśród łowców. Zawsze.
Dawne życie uderzyło nagle falą wspomnień. Patrzyłem na Norgada, a w uszach grały mi jego zapewnienia. Pierwszy raz od długiego czasu wygasł we mnie ten szaleńczy ogień, a poczułem chłód i pewność, jaką ma w sobie skała. Uścisnęliśmy się z dawnym kompanem jak bracia, bo i nie było nic więcej do powiedzenia. Przynajmniej dopóki nie wiedziałem, co takiego chce mi powiedzieć starsza.
• • •
– Ona nas zmienia. – To były jedne z pierwszych słów, jakie Skąpana w Deszczu do mnie skierowała i jedyne, które tak wyraźnie wryły mi się w pamięć.
Echo wypowiedzi Norgada, która tak mnie wzburzyła, ale prawdziwsze. I to jeszcze bardziej bolało.
– Silniej niż myślałam. Duchy nie widzą dla niej drogi w naszym świecie, ale góry jej nie odrzucają. Dlatego coś się zmienia. Dlatego płoną domy ludzi nizin, dlatego kolejni, gnani niezrozumiałą dla siebie pasją, próbują się do niej zbliżyć. Znalazła się gdzieś pomiędzy dwoma światami.
Wiedziałem to wszystko wcześniej, a jednak w jej ustach te słowa brzmiały inaczej. Była w nich trująca nuta goryczy. Coś, co wyzwalało instynktowny lęk, obawę o przetrwanie. Duchy pozwalały przeistaczać się dziecku w skałę. Duchy wyznaczały kobiecie rolę deszczu. Więc, jeśli nie miały drogi dla Salahe, to wszystko, co robiliśmy, cała jej walka były na marne albo raczej wiodły ku szaleństwu. Szaleństwu, za które przecież tamtej pamiętnej nocy wszyscy się modliliśmy.
Spytałem, cóż mam więc czynić, a Skąpana w Deszczu długo milczała. Popatrzyła mi w oczy. Pamiętam, że jej spojrzenie, kiedyś niesamowicie przenikliwe, wydało mi się tak matowe, puste. Brakowało w nim błysku ognia.
– Już nic nie będziesz czynił, Karhaelu – powiedziała cicho. – Wróciłeś między nas.
Zrozumienie przyszło jakby z opóźnieniem. Nie uderzyło jak grom. Po prostu wstałem, oszołomiony. Pojąłem, dlaczego nie widziałem Norgada w Gnieździe, czemu dostrzegłem ojca na grani nieopodal schronienia mojego i Salahe – mojej kobiety.
« 1 3 4 5 6 »

Komentarze

22 VII 2016   20:05:36

Jakie mocne! Słyszę deszcz w górach, pomiędzy skałami. I grzmot. Drugi człowiek, jako ścieżka do wnętrza jaźni? Trzeba odejść, aby powrócić? Nie jestem pewna, czy Cię dobrze rozumiem, ale i tak dziękuję, Adrianno.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Bezsilność olbrzyma
— Adrianna Filimonowicz

W oczach gwiazd
— Adrianna Filimonowicz

Demony Witkacego
— Adrianna Filimonowicz

Opar absurdu
— Adrianna Filimonowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.