Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 5 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Paweł Lach
‹Pierwszy dzień zimy›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorPaweł Lach
TytułPierwszy dzień zimy
OpisUrodzony w orwellowskim roku 1984. Mieszka i pracuje w Oświęcimiu, gdzie angażuje się w działalność lokalnego Klubu Fantastyki. Debiutował w 2009 roku na łamach „Magazynu Fantastycznego”. Od tamtej pory opublikował kilkanaście opowiadań, m.in. w Fantastyce Wydaniu Specjalnym, Esensji, Creatio Fantastica, Fahrenheicie i antologiach. Bez opamiętania zasłuchany w muzyce – od amerykańskiego folku po death metal – co znajduje swój upust we współpracy publicystycznej i recenzenckiej z paroma portalami muzycznymi.
Gatunekgroza / horror

Pierwszy dzień zimy

« 1 3 4 5

Paweł Lach

Pierwszy dzień zimy

Tomasz obrócił się i znieruchomiał. Erhard widział, że starszy mężczyzna dostrzegł kogoś znajomego. Najpierw uśmiechnął się, potem spochmurniał. Chciał chyba podnieść trzymaną w dłoniach strzelbę i wycelować, ale zawahał się. W pewnym momencie zamarł, jakby było mu wszystko jedno. Odłożył broń.
Nagle rozległ się głuchy wystrzał. Wrony zerwały się z drzew i znów dało się słyszeć ich głośne krakanie. Tomasz schwycił się za brzuch i zachwiał na nogach. Zrobił dwa kroki do przodu, przystanął, a potem upadł.
Strużka krwi zaczęła barwić śnieg.
I znowu ta cisza. Wrony zamilkły. Erhard z przerażeniem dostrzegł, że czarne postacie wyłaniają się z mgieł. Niewyraźni, jak widma, szli w kierunku drzewa, do którego był przywiązany.
Ludzka piszczel bielała na jego piersi. Dobrze wiedział, że idą po niego.
• • •
Brnęli razem przez śnieg, upadając raz po raz. Erhard był słaby, czuł, że nogi się pod nim uginają. Ale potrafił wykrzesać z siebie dość woli, żeby wstawać i iść dalej. Dziewczyna także ciężko dyszała. Obłoki pary unosiły się z ich ust, mieszając się z mgłą.
– Czy on przeżyje? – zapytał Erhard.
– Był jeszcze żywy, gdy odchodziliśmy… – powiedziała Marta z trudem. – Tym gorzej dla niego.
– Nie powinniśmy…
– A czy on powinien poświęcić ciebie?
– Nie ja… – Erhard zająknął się. – Nie ja, to kto inny… Może ty.
– Chodź, nie marudź. Kiedyś zaczną się martwić, że Tomasz długo nie wraca. A Bernard też zorientuje się wkrótce, że strzelba zniknęła z jego domu.
– Muszę chwilę odpocząć… Tylko chwilę. Coś mi podali. Nie pamiętam… Tak trudno mi zebrać myśli…
Usiadł na moment, owijając się w koc, który przyniosła Marta. Z trudem łapał oddech, jakby chłodne powietrze wbijało w jego płuca sztylet.
– To wszystko przez nią – powiedziała Marta. – Przez Wesnę. Gdy miałam wyjść za mąż za Tomasza, ostrzegano mnie. Ludzie w naszej wsi mówili, że w dolinie mieszka kobieta, która nie boi się śmierci. Nikt nie wiedział, ile ma lat, ale wszyscy powtarzali, że stanowczo za wiele, by nie twierdzić, że to jakieś tajemne sprawy. Byli tacy, którzy sądzili, że składa w ofierze ludzi, by za ich ciała i dusze kupić sobie kolejny rok.
– To niemożliwe.
– Skąd wiesz?
– Nie wiem – odparł Erhard. – Pewnie nikt tego nie wie.
– Ale jeśli Wesna mówiła prawdę, to istoty mają swoją nową ofiarę. – Marta pocałowała Erharda. – Przepraszam.
– Za co?
– Za to, że cię wcześniej nie ostrzegłam.
– To nieważne. Sam musiałem się dowiedzieć… Chodźmy. Pora się wynosić… Wynosić z tego przeklętego miejsca.
• • •
Pierwszy dzień zimy przemijał. Wielkie płatki śniegu padały bez ustanku, okrywając świat białym trenem. Krępy i silny wałach ciągnął z mozołem wóz, którego koła klekotały, podskakując na skalnej drodze. Zachód słońca powoli barwił chmury na rdzawy kolor, a wicher przeganiał tumany śniegu. Marta trzymała pewnie wodze i popędzała konia, wiedząc, gdzie można schronić się przed nocą. Jeszcze dzień, może dwa i będzie znów w rodzinnej wsi. Nie sama. Co powie na miejscu? Jak ją przyjmą? Nie było to teraz ważne, zostawiała za sobą większą grozę, niż mogły przynieść nawet najczarniejsze dnie.
Dwójka chłopców przysiadła na koźle. Ich twarze były zaróżowione od mrozu. Spoglądali z ciekawością na trakt.
– Erhardzie, czy opowiesz nam coś? – odezwał się jeden z bliźniaków, ciągnąc za ramię mężczyznę, który siedział na wozie, za plecami ich matki.
– Nie, nie teraz – odparł Erhard, lekko schylając się i wciąż czując lekkie zawroty głowy. – Za dużo dzisiaj było opowieści.
– Czy tata… – Jeden z chłopców zaczął cicho płakać.
– Nie martw się – powiedziała Marta najspokojniej jak potrafiła. – Chodźcie tu. Przytulcie się do mnie.
Jonasz i Eryk przysiedli na koźle i położyli głowy na kolanach matki. Erhard spojrzał mętnym wzrokiem w dół doliny. Gdzieś w dali wieś migotała blaskiem lamp i rozświetlonych okien. Taką ujrzał ją po raz pierwszy, tyle że wiosną. Ale nic nie było już takie samo, a spokój okolicy wydawał się teraz złudny.
W pewnym momencie koń zarżał i zatrzymał się, wierzgając niespokojnie. Marta zasłoniła chłopcom oczy.
Przez trakt przemaszerowało kilkanaście wysokich postaci. Okryte czarnymi opończami i kapturami, ciągnęły za sobą żałobny płaszcz dymów. Każdy trzymał w dłoni kostur, na którym bieliła się ludzka czaszka. Nie zwracali wcale uwagi na podróżnych, jakby tych w ogóle nie było.
Bezimienni, na pograniczu świata żywych i martwych, zmierzali w sobie tylko znanym kierunku. Szybko rozpłynęli się w szarościach zapadającego zmroku i mgłach.
– Jedźmy – powiedział Erhard. Marta skinęła głową.
Koń ruszył niechętnie, zadzierając łeb. Choć śnieg zaczął prószyć, widać było ciągnące się w poprzek traktu świeże ślady krwi. Gdzieś w śnieżnej zaspie czernił się rzemyk, ale wszechogarniająca biel nie pozwalała już dojrzeć ludzkiej piszczeli.
Słońce skryło się za pasmem gór. Pierwszy dzień zimy właśnie dobiegł końca.
koniec
« 1 3 4 5
28 października 2015

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Krucze opowieści
— Magdalena Kubasiewicz

Porażka Callidufelosa
— Paweł Lach

Czas Mrozów
— Paweł Lach

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.