Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 1 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marianna Szygoń
‹Negatywy›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarianna Szygoń
TytułNegatywy
OpisPisze dla przyjemności. Urodziła się w roku, w którym pilot Hermaszewski ruszył na podbój kosmosu, a pilot Pirx na podbój srebrnego ekranu. Być może właśnie dlatego najlepiej czuje się w mocno niemodnym już kręgu klasycznego sci-fi. Uparcie płodzi też mroczne kryminały, rozgrywające się na pograniczu rzeczywistości. Związana z portalami Nowa Fantastyka i Herbatka u Heleny, gdzie można znaleźć większość jej opowiadań. Autorka domowej roboty e-booka pt. „Metastaza” — minipowieści fantastyczno-naukowej, dostępnej za darmo w sieci.
Gatunekkryminał, sensacja

Negatywy

« 1 2 3 4 11 »
– Nie teraz, kurwa, nie tutaj – szepnęła nerwowo. – Później, Paweł. Ta twoja chyba znowu ma dyżur?
Skinął głową, pomagając Mareckiej zbierać papierzyska. Hałasy zdawały się narastać. Kobieta podniosła się energicznie i z poważną miną zamachała przed twarzą Kurczycha jedną z trzymanych w dłoni kartek.
– Włóczęgę zastrzelono z tej samej broni co tamtych dresiarzy. Też dostał prosto w pierś. Nie spodziewał się albo zaskoczył go ktoś znajomy. Ktoś z jajami – dodała po chwili z nieskutecznie ukrywanym podziwem. – Bo żeby strzelić do człowieka, patrząc mu w oczy? Pierdoleni blokersi robią się coraz bezczelniejsi – orzekła tonem zniechęcającym do dalszej dyskusji.
Cichoń zatrzymał się obok Pawła, obrzucając go niechętnym spojrzeniem.
– To wcale nie musieli być blokersi – zauważył, ale pewna siebie Marecka nie podjęła tematu.
Minęła detektywa bez słowa, mrugnęła do Kurczycha porozumiewawczo i wbiegła po schodach na piętro. Cichoń westchnął i również nic nie mówiąc, powoli ruszył do kostnicy.
• • •
Roztrzęsiona czekała na taksówkę tuż przed głównym wejściem szpitala, wypalając kolejnego papierosa. Grudniowy zmierzch zapadł niepostrzeżenie, zmieniając późne popołudnie we wczesny wieczór. Przed chwilą ubłagała koleżankę, by przyjechała wcześniej i zastąpiła ją w końcówce dyżuru. Kolejna niecodzienna wizyta wytrąciła Ankę z równowagi, nie pozwalając skupić się na pracy. Dziewczyna pragnęła jak najszybciej wrócić do domu, ukryć się za zasłoniętymi kotarami i wpełznąć pod koc jak przestraszone, małe dziecko. Taksówka podjechała z irytującą opieszałością. Anka natychmiast rzuciła niedopałek i nie tracąc czasu na zgaszenie go podeszwą buta, wsiadła do samochodu. Półgębkiem rzuciła adres i wtuliła się w róg tylnej kanapy na znak, że nie ma ochoty na konwersację z kierowcą. Dlaczego wtedy nie wezwała taryfy? Dlaczego?
Podróż, choć krótka, dłużyła się niemiłosiernie. Ance wydawało się wręcz, że taksiarz specjalnie się wlecze i z trudem powstrzymywała cisnące się na usta nieprzyjemne uwagi. Kurczowo wbijając paznokcie w fotel, jakoś wytrwała do momentu, gdy samochód zatrzymał się na jednej z wąskich uliczek wielkiego blokowiska. Drżącymi palcami podała banknot kierowcy; gdy oczekiwała na resztę z niecierpliwością wyglądając przez okno, zobaczyła ją. Kobieta wychodziła z ich klatki, naciągając na biodra zawinięty pod kurtkę sweter.
Marczyńska, Markowska? Marecka? Anka odprowadziła rywalkę wzrokiem. Widziała, jak wsiada do samochodu i odjeżdża. Machinalnie odebrała od taksówkarza resztę i powlokła się do domu noga za nogą. Już się jej nie spieszyło, miała wrażenie, że nawet winda nadjechała zbyt szybko. Tamta kobieta nie była największym oszustwem Pawła. Właściwie, przekręcając klucz w zamku, Anka już o niej zapomniała; co innego przyćmiewało bezprzykładną niewierność.
– Miałeś załatwić tamtą sprawę – powiedziała z wyrzutem do zaskoczonego narzeczonego, gdy tylko zamknęła za sobą drzwi. – Obiecałeś – dodała, ale wciąż milczał, zdziwiony, że dziewczyna nie wypomina mu Mareckiej.
Nie uwierzyła, gdy zapewnił, że zadbał o wszystko jak trzeba; wyglądał na mocno zbitego z tropu, ale wciąż upierał się przy swoim. Dopiero gdy wykrzyczała, kto odwiedził ją w pracy, Paweł wściekł się nie na żarty. Sprawnym, wyuczonym na szkoleniach ruchem wykręcił jej ramię do tyłu i, zasłaniając dłonią usta Anki, przygniótł ją do tej samej kanapy, na której jeszcze niedawno zajmował się Moniką.
– Sąsiedzi, kurwa – wysyczał dziewczynie do ucha, zanim rozluźnił uścisk. – Nie zapominaj, że ty wciągnęłaś nas w to gówno. – Zdyszany usiadł obok, mówiąc z goryczą: – Zrobiłem, co trzeba i nie chcę więcej o tym słyszeć. Ostatni raz o tym rozmawiamy, rozumiesz? Ostatni raz!
Dopiero gdy wyszedł, powoli podniosła się z kanapy. Kręciło jej się w głowie, chciała wymiotować, choć nie miała czym. Masowała obolałe przedramię, ze zgrozą obserwując pojawiające się na skórze siniaki w kształcie palców. Ilekroć przymykała powieki, wracał do niej obraz mężczyzny, którego miała nie zobaczyć już nigdy, a który odwiedził ją tego dnia w szpitalu. Przyglądał się jej z daleka; instynktownie ukryła się w toalecie, a gdy odważyła się wyjść, tamten już zniknął. Niepokoiło ją, że wyglądał o niebo lepiej i ubrany był jakoś inaczej. Przywidziało mi się, uznała w końcu. „Zupełnie ci odjebało”, usłyszała w głowie słowa Pawła.
Zaczyna wariować. Tak, to najprostsze wytłumaczenie. Wciąż rozcierając rękę, zatrzymała się na progu kuchni.
– Wezmę kilka dni wolnego – powiedziała do narzeczonego siedzącego z twarzą ukrytą w dłoniach.
Kurczych powoli podniósł głowę i spojrzał na Ankę pustym wzrokiem.
– Nie weźmiesz, ustaliliśmy to przecież – odparł sucho. – Zaciśniesz zęby i będziesz udawać, że nic się nie stało.
Bez słowa wycofała się do pokoju.
• • •
Cichoń czekał cierpliwie, obserwując wejście do klatki, i gdy tylko Anka pojawiła się w drzwiach, ruszył za nią. Szła wolno, ociężale, łapczywie zaciągając się dymem papierosa, a kudłaty psiak plątał się jej pod nogami, usiłując zachęcić do zabawy. Nie zwracała uwagi na radosne zwierzę. Zatopiona w myślach nie zauważyła nawet podążającego za nią Cichonia. Detektyw dogonił dziewczynę w prześwicie pomiędzy blokami; z rozmysłem wybrał to miejsce, niewidoczne z okien. Zaskoczona zastygła w bezruchu, nie próbując uników. Gdy pokazał legitymację, zadrżała i jeszcze szerzej otworzyła błyszczące jakby od płaczu oczy, przyglądając mu się z przerażeniem.
– Jak mnie pan znalazł? – wyjąkała.
Uśmiechnął się w odpowiedzi, podnosząc łaszącego się do niego psa. Sposób, w jaki ją znalazł, musiał zachować dla siebie; i tak by nie uwierzyła. Przez moment przyglądał się jej uważnie, porównując rysy Anki i dziewczyny, której zwłoki widział w kostnicy. Tamta sprawa utknęła w martwym punkcie; może to, czego dowie się tutaj, pomoże mu ruszyć z miejsca?
Ona też bacznie przypatrywała się jego twarzy, starannie przyciętej szpakowatej brodzie, po czym zatrzymała wzrok na jasnych dłoniach głaszczących psa, na równo przyciętych paznokciach. Podobny, ale czy to ten sam człowiek? Jak w ciągu jednej doby przedzierzgnąć się w degenerata, po czym zupełnie niepostrzeżenie stać się zwykłym obywatelem?
– Udawał pan bezdomnego – powiedziała w końcu łamiącym się głosem.
– Powiedzmy – odparł, głaszcząc kudłaty łeb.
To nie było prawdą; przynajmniej nie do końca, ale Anka przyjęła to stwierdzenie za pewnik. Jęknęła cicho.
– Co teraz będzie? Skoro wszystko pan widział…
Skinął głową; chciał, by tak myślała.
– To zależy, czy nie będzie pani przeszkadzać. – Cichoń ostrożnie postawił psa na ziemi. – Czy pomoże mi pani znaleźć narzędzie zbrodni – dodał.
Kobieta westchnęła przeciągle, papieros w jej dłoni zdążył wypalić się aż do filtra i parzył skórę, więc pozwoliła, by wysunął się spomiędzy palców i spadł na chodnik.
– Nie mam, nie wiem, gdzie jest – szepnęła.
– Proszę się dowiedzieć – polecił. – Współpracę z policją sąd potraktuje jak okoliczność łagodzącą.
Zbladła, słysząc wzmiankę o sądzie, zagryzła wargi i zamrugała, by powstrzymać łzy cisnące się do oczu.
– Proszę się dowiedzieć – powtórzył. – Pani nie da rady tak żyć. Nie jest pani taka silna.
Nie odpowiedziała; schwyciła psa w ramiona i pobiegła do domu, nie oglądając się za siebie. Wiedziała, że Cichoń miał rację. Nie pożyje długo ze świadomością zbrodni.
Oszaleje.
• • •
– Czego szukałaś?
Rozejrzał się, zaskoczony panującym wokół bałaganem.
– Niczego. Sprzątałam tylko – bąknęła pod nosem, spuszczając wzrok.
Paweł wpadł do pokoju, potem do kuchni i do łazienki; mieszkanie wyglądało tak, jakby przeszedł przez nie huragan albo jakby przeszukiwała je komunistyczna bezpieka. Poczuł ucisk w żołądku, niepokój na moment stłumił wzbierający gniew.
– Szukałaś – powiedział cicho. – Wiem, czego szukałaś. Naprawdę myślałaś, że trzymam to w domu?
Zmieszała się jeszcze bardziej.
– Nie byłaś dziś w pracy?
Potrząsnęła głową niepewnie, czekając na wybuch złości.
– Zawiozłem cię przecież. Znowu wróciłaś taksówką?
Milczała, wpatrując się w dywan.
« 1 2 3 4 11 »

Komentarze

09 IV 2016   12:21:07

Zauważyłem, że kobietom znacznie łatwiej przychodzi odnajdywanie się w gąszczu postaci. Czy to w telenoweli czy w swojej własnej twórczości. One doskonale wiedzą kto jest kto oraz kto z kim i kiedy. Faceci gubią się po trzecim nazwisku. Ale generalnie opowiadanie fajne.

10 IV 2016   22:47:52

Nie wiem tak do końca, jak jest w telenowelach, bo nie lubię i nie oglądam, ale generalnie możesz mieć rację. Wielkie dzięki za przeczytanie i pozostawienie śladu :)

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Luka w pamięci
— Marianna Szygoń

Dobry glina
— Marianna Szygoń

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.