Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 6 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Magdalena Kucenty
‹S.E.N.›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMagdalena Kucenty
TytułS.E.N.
OpisAutorka debiutowała na papierze w Smokopolitanie (3/2015) opowiadaniem „Koziorożec i Smok”. Kolejny jej tekst ukazał się w pokonkursowej antologii „Echo zgasłego świata”. Miała też szczęście w konkursie „Dobro złem czyń” wydawnictwa Genius Creations – zbiór ukaże się latem. Dołożyć do tego niedawną obecność w Fahrenhecie („Co się stało z Mią Blue?”) i można rzec, że autorka panoszy się jak grypa. Dla równowagi, a może gwoli poetyckiej sprawiedliwości, w tym roku przeziębiła się już trzykrotnie, przez co ciągle odkłada pisanie książki na później.
Gatunekfantasy, SF

S.E.N.

« 1 2 3 4 9 »
– Mam coś dla cie­bie.
– Ale ja ni­cze­go od cie­bie nie chcę! – zdo­ła­ła wy­krzy­czeć mimo ści­ska­ją­ce­go gar­dło lęku.
Zer­k­nę­ła na to­wa­rzy­szy chłop­ca. Gdyby był sam, za­czę­ła­by wal­czyć. Ni­czym głów­na bo­ha­ter­ka do­brej książ­ki zwin­nie wy­wi­nę­ła­by się z uści­sku wroga, a potem po­ko­na­ła go z gra­cją i wdzię­kiem. Ale ich było zwy­czaj­nie zbyt wielu. Dla­te­go stała ni­czym za­mro­żo­na, ob­ser­wu­jąc czar­ne kon­tu­ry na tle brud­ne­go puchu. Kon­tu­ry po­zba­wio­ne twa­rzy, a jed­nak błysz­czą­ce bielą sze­ro­kich uśmie­chów.
Rufus po­wie­dział coś jesz­cze, ale Keiri nie słu­cha­ła. Jej uwagę od­wró­cił dźwięk roz­pi­na­ne­go roz­por­ka. Od­ru­cho­wo spoj­rza­ła na cień, który się po­ru­szył, zaraz jed­nak od­wró­ci­ła za­ru­mie­nio­ną twarz. Mo­ment póź­niej usły­sza­ła, że stru­mień moczu ude­rzył w jeden ze śnie­go­wych pa­gór­ków.
– Ej, patrz na mnie – roz­ka­zał Rufus, po­trzą­sa­jąc nią jak szma­cia­ną lalką.
– Nie – jęk­nę­ła tylko.
Mimo prze­wa­gi li­czeb­nej prze­ciw­ni­ków za­czę­ła jed­nak wal­czyć. Bez gra­cji, bez wdzię­ku. Szar­pa­ła się niby dzi­kie zwie­rzę zła­pa­ne w klesz­cze zim­nych dłoni, wyła i pluła, a słowa trium­fu le­d­wie do­cie­ra­ły do jej prze­peł­nio­ne­go trwo­gą umy­słu:
– Wi­dzisz – pod­jął roz­ba­wio­ny Rufus – wy­glą­dasz na zmę­czo­ną i głod­ną, dla­te­go chce­my cię na­kar­mić. A nie zgad­niesz, czego żeśmy się do­wie­dzie­li. Ponoć ku­po­lu­dzie uwiel­bia­ją żółty śnieg!
• • •
Do­cho­dzi­ła już pół­noc, gdy Gor­nor wresz­cie zdjął oku­lu­s. Kark go bolał od cię­ża­ru elek­tro­nicz­ne­go pudła, oczy pie­kły od oglą­da­nia ob­ra­zów z prze­szło­ści. Cza­sa­mi prze­sa­dzał z wczu­wa­niem się w rolę ofia­ry.
Zer­k­nął w kąt pod su­fi­tem, pro­sto w obiek­tyw mi­nia­tu­ro­wej ka­me­ry. We­dług prawa Pro­tek­to­ra­tu wszel­kie in­sty­tu­cje pu­blicz­ne mu­sia­ły być nad­zo­ro­wa­ne dwa­dzie­ścia czte­ry go­dzi­ny na dobę, a za­pi­sy z mo­ni­to­rin­gu za­cho­wywa­ne. To wła­śnie dzię­ki nim in­da­ga­to­ro­wi udało się wy­ge­ne­ro­wać trój­wy­mia­ro­wą, choć pełną luk sy­mu­la­cję.
Gor znał na­gra­nie na pa­mięć, za­le­ża­ło mu tylko, by obej­rzeć je po­now­nie na miej­scu. Chciał moż­li­wie jak naj­le­piej od­two­rzyć bieg wy­da­rzeń sprzed de­ka­dy. A że już chyba nie mógł być bar­dziej go­to­wy, to wstał, prze­tarł zmę­czo­ne po­wie­ki i…

…wy­pro­sto­wał sztyw­no plecy, kiedy na­uczy­ciel­ka we­szła do sali. Na po­le­ce­nie wy­gło­sił razem z całą klasą krót­ki frag­ment Hołdu Ko­lo­nij­ne­go, a potem wszy­scy usie­dli w ław­kach. Bel­fer­ka po­in­for­mo­wa­ła ich, że dzi­siaj do­wie­dzą się, jak zbu­do­wać pro­sty kal­ku­la­tor. Zgod­nie z dal­szy­mi in­struk­cja­mi za­ło­ży­li rę­ka­wi­ce per­cep­cyj­ne oraz wi­zje­ry; przed ocza­mi po­ja­wi­ły się naraz po­trzeb­ne bram­ki lo­gicz­ne i kon­cep­cja ukła­du, w dło­niach za­cią­ży­ły wir­tu­al­ne kable.
Wie­dział, że jeśli w kla­sie za­pa­nu­je względ­ny spo­kój, na­uczy­ciel­ka prę­dzej czy póź­niej znu­dzi się wi­do­kiem ma­ni­pu­lu­ją­cych po­wie­trzem dzie­ci i wyj­dzie z sali. Jak za­wsze. Czy wy­cze­ki­wał tego mo­men­tu? Tak. Uda­wał tylko, że wy­ko­nu­je swój pro­jekt, bu­du­jąc chy­bo­tli­we wie­życz­ki z czar­nych ko­stek i wią­żąc ko­lo­ro­we prze­wo­dy w supły.
Na dźwięk za­su­wa­nych drzwi uniósł lekko wi­zjer i upew­niw­szy się, że bel­fer­ka znik­nę­ła, zdjął całe oprzy­rzą­do­wa­nie sy­mu­la­cyj­ne. Po­zo­sta­li ucznio­wie spo­koj­nie ma­new­ro­wa­li oka­blo­wa­ny­mi rę­ko­ma, skła­da­jąc nie­wi­dzial­ne kal­ku­la­to­ry w ca­łość.
Wy­su­nął głowę z sali, ro­zej­rzał się po pu­stym ko­ry­ta­rzu. Pod­szedł do windy, minął ją i wy­brał scho­dy ewa­ku­acyj­ne. Mu­siał mieć pełną świa­do­mość, że jego dzia­ła­nia są mo­ni­to­ro­wa­ne. Prze­ska­ki­wał po dwa stop­nie naraz, zgrab­nie uni­ka­jąc wzro­ku kamer, jakby już nie pierw­szy raz nie­po­strze­że­nie prze­my­kał tą drogą. Jedno urzą­dze­nie zła­pa­ło frag­ment jego nogi, inne uchwy­ci­ło rękę w ruchu. Po­zo­sta­łe go nie do­strze­gły.
Do­tarł na samą górę klat­ki scho­do­wej, pod­szedł do umo­co­wa­nej na ścia­nie dra­bi­ny. Wspiął się po niej. Uno­sząc jedną dłoń, le­d­wie zdo­łał od­blo­ko­wać i od­su­nąć cięż­ką, me­ta­lo­wą klapę włazu. Gdy wresz­cie wy­do­stał się na dach, zimny po­dmuch wia­tru ude­rzył go w twarz. Tutaj nie było żad­nych kamer, więc za­my­ka­ją­ca się za jego ple­ca­mi że­la­zna ba­rie­ra, ni­czym mon­stru­al­na po­wie­ka, na stałe prze­sło­ni­ła oko „wiel­kie­go brata”.
Zo­stał sam. Pod­szedł na skraj bu­dyn­ku, po­cze­kał, aż roz­brzmi dzwo­nek ozna­cza­ją­cy prze­rwę. Chwi­lę ob­ser­wo­wał dzie­ci wy­bie­ga­ją­ce na po­dwór­ko.
A potem sko­czył.
• • •
Gdy miała dwa­na­ście lat, Ke­irian­na zy­ska­ła pierw­sze­go w życiu przy­ja­cie­la, ale w za­mian stra­ci­ła tatę. Tatę, który ponoć jej nie ko­chał.
– Tylko ja cię ko­cham – po­wta­rza­ła Urwiela, szkli­sty­mi ocza­mi wpa­trzo­na w córkę. – Gdyby two­je­mu ojcu za­le­ża­ło na nas, przy­no­sił­by wię­cej pie­nię­dzy. Byśmy mogły żyć nor­mal­nie, ro­zu­miesz? A tak gni­je­my w tej norze…
– Mu­sisz się uczyć, Keiri – do­da­wa­ła. – Nie po­zwo­lę, byś w przy­szło­ści była uza­leż­nio­na od ja­kie­goś pa­ta­ła­cha. Tak jak ja.
Dziew­czyn­ka nie ro­zu­mia­ła, dla­cze­go mama mówi takie przy­kre rze­czy. Prze­cież tata czy­tał Keiri książ­ki do snu, a potem uczył ją, jak roz­szy­fro­wy­wać ciągi za­wi­łych li­te­rek. Czy ro­bił­by to wszyst­ko, gdyby jej nie ko­chał?
Nie poj­mo­wa­ła też, po co musi się tak pil­nie uczyć. W Wy­ro­bi­sku, pod­ziem­nym mie­ście du­arów, życie miesz­kań­ców spro­wa­dza­ło się do jed­ne­go wspól­ne­go mia­now­ni­ka – wy­do­by­cia mi­ne­ra­łów. Los każ­de­go uro­dzo­ne­go tutaj dziec­ka wy­da­wał się z góry prze­są­dzo­ny, edu­ka­cja i wy­cho­wa­nie do­ty­czy­ły przede wszyst­kim przy­go­to­wa­nia do pracy w ko­pal­niach lub znaj­du­ją­cych się obok za­kła­dach prze­twórczych. 
Keiri, zanim jesz­cze roz­po­czę­ła naukę w Wy­ro­bi­sko­wej szko­le, po­tra­fi­ła czy­tać i pisać, co z miej­sca sta­wia­ło ją na czele klasy. Z cza­sem zaś oka­za­ło się, że bez naj­mniej­szych pro­ble­mów zdobywa naj­lep­sze wy­ni­ki w te­stach se­me­stral­nych. Nie po­my­śla­ła nawet, że zo­sta­nie za to „na­gro­dzo­na” prze­nie­sie­niem do innej szko­ły, o co zresz­tą za­dba­ła sama Urwiela.
W Wy­ro­bi­sku ni­ko­go nie in­te­re­so­wał mie­sza­ny ro­do­wód Ke­irian­ny, a po­zo­sta­łe dzie­ci wy­ka­zy­wa­ły szcze­rą obo­jęt­ność wobec umie­jęt­no­ści, ja­ki­mi dys­po­no­wa­ła. I choć nie po­tra­fi­ła się z ró­wie­śni­ka­mi do­ga­dać, to nie zo­sta­ła przez nich cał­ko­wi­cie od­trą­co­na. Za­zwy­czaj mil­czą­ca, spo­koj­na, sta­no­wi­ła bier­ne tło ich zabaw i roz­mów, jak fi­gur­ka wo­sko­wa po­sta­wio­na w ru­chli­wym tłu­mie.
Nie była ani szczę­śli­wa, ani nie­szczę­śli­wa. Trwa­ła w swo­istym za­wie­sze­niu mię­dzy ra­do­ścią a smut­kiem, jed­no­cze­śnie za­do­wo­lo­na, że może czy­tać książ­ki i wy­cho­dzić z domu, oraz zmar­twio­na z po­wo­du czę­stych kłót­ni ro­dzi­ców.
A potem tra­fi­ła do Sza­rzy­zny. Do nowej szko­ły i no­wych ró­wie­śni­ków. Urwiela pro­wa­dzi­ła ją za rękę, cała dumna, pro­mie­nio­wa­ła wręcz ra­do­ścią. Keiri nie przy­po­mi­na­ła sobie, by kie­dy­kol­wiek wi­dzia­ła mamę w tak do­brym na­stro­ju, więc po­słusz­nie do­trzy­my­wa­ła jej kroku. Bała się, ale po­sta­no­wi­ła być dziel­na.
Wcze­śniej rzad­ko wy­cho­dzi­ła na ze­wnątrz, rzad­ko wi­dy­wa­ła słoń­ce. Dla­te­go już po pierw­szym dniu spę­dzo­nym w Sza­rzyź­nie była cała po­pa­rzo­na. Swę­dzą­ce, czer­wo­ne krop­ki po­kry­wa­ły jej ręce i twarz, przeżuta guma – pierw­szy z po­da­run­ków Ru­fu­sa – zle­pia­ła ciem­ne loki.
« 1 2 3 4 9 »

Komentarze

08 V 2016   18:18:49

4/5

09 V 2016   00:30:19

Ależ szmira :(

05 VI 2016   14:01:29

Do czwartej strony super.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Sałatka grecka (zawiera GMO)
— Beatrycze Nowicka

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.