WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Autor | Magdalena Kucenty |
Tytuł | S.E.N. |
Opis | Autorka debiutowała na papierze w Smokopolitanie (3/2015) opowiadaniem „Koziorożec i Smok”. Kolejny jej tekst ukazał się w pokonkursowej antologii „Echo zgasłego świata”. Miała też szczęście w konkursie „Dobro złem czyń” wydawnictwa Genius Creations – zbiór ukaże się latem. Dołożyć do tego niedawną obecność w Fahrenhecie („Co się stało z Mią Blue?”) i można rzec, że autorka panoszy się jak grypa. Dla równowagi, a może gwoli poetyckiej sprawiedliwości, w tym roku przeziębiła się już trzykrotnie, przez co ciągle odkłada pisanie książki na później. |
Gatunek | fantasy, SF |
S.E.N.Magdalena KucentyS.E.N.– Mam coś dla ciebie. – Ale ja niczego od ciebie nie chcę! – zdołała wykrzyczeć mimo ściskającego gardło lęku. Zerknęła na towarzyszy chłopca. Gdyby był sam, zaczęłaby walczyć. Niczym główna bohaterka dobrej książki zwinnie wywinęłaby się z uścisku wroga, a potem pokonała go z gracją i wdziękiem. Ale ich było zwyczajnie zbyt wielu. Dlatego stała niczym zamrożona, obserwując czarne kontury na tle brudnego puchu. Kontury pozbawione twarzy, a jednak błyszczące bielą szerokich uśmiechów. Rufus powiedział coś jeszcze, ale Keiri nie słuchała. Jej uwagę odwrócił dźwięk rozpinanego rozporka. Odruchowo spojrzała na cień, który się poruszył, zaraz jednak odwróciła zarumienioną twarz. Moment później usłyszała, że strumień moczu uderzył w jeden ze śniegowych pagórków. – Ej, patrz na mnie – rozkazał Rufus, potrząsając nią jak szmacianą lalką. – Nie – jęknęła tylko. Mimo przewagi liczebnej przeciwników zaczęła jednak walczyć. Bez gracji, bez wdzięku. Szarpała się niby dzikie zwierzę złapane w kleszcze zimnych dłoni, wyła i pluła, a słowa triumfu ledwie docierały do jej przepełnionego trwogą umysłu: – Widzisz – podjął rozbawiony Rufus – wyglądasz na zmęczoną i głodną, dlatego chcemy cię nakarmić. A nie zgadniesz, czego żeśmy się dowiedzieli. Ponoć kupoludzie uwielbiają żółty śnieg! • • • Dochodziła już północ, gdy Gornor wreszcie zdjął okulus. Kark go bolał od ciężaru elektronicznego pudła, oczy piekły od oglądania obrazów z przeszłości. Czasami przesadzał z wczuwaniem się w rolę ofiary. Zerknął w kąt pod sufitem, prosto w obiektyw miniaturowej kamery. Według prawa Protektoratu wszelkie instytucje publiczne musiały być nadzorowane dwadzieścia cztery godziny na dobę, a zapisy z monitoringu zachowywane. To właśnie dzięki nim indagatorowi udało się wygenerować trójwymiarową, choć pełną luk symulację. Gor znał nagranie na pamięć, zależało mu tylko, by obejrzeć je ponownie na miejscu. Chciał możliwie jak najlepiej odtworzyć bieg wydarzeń sprzed dekady. A że już chyba nie mógł być bardziej gotowy, to wstał, przetarł zmęczone powieki i… …wyprostował sztywno plecy, kiedy nauczycielka weszła do sali. Na polecenie wygłosił razem z całą klasą krótki fragment Hołdu Kolonijnego, a potem wszyscy usiedli w ławkach. Belferka poinformowała ich, że dzisiaj dowiedzą się, jak zbudować prosty kalkulator. Zgodnie z dalszymi instrukcjami założyli rękawice percepcyjne oraz wizjery; przed oczami pojawiły się naraz potrzebne bramki logiczne i koncepcja układu, w dłoniach zaciążyły wirtualne kable. Wiedział, że jeśli w klasie zapanuje względny spokój, nauczycielka prędzej czy później znudzi się widokiem manipulujących powietrzem dzieci i wyjdzie z sali. Jak zawsze. Czy wyczekiwał tego momentu? Tak. Udawał tylko, że wykonuje swój projekt, budując chybotliwe wieżyczki z czarnych kostek i wiążąc kolorowe przewody w supły. Na dźwięk zasuwanych drzwi uniósł lekko wizjer i upewniwszy się, że belferka zniknęła, zdjął całe oprzyrządowanie symulacyjne. Pozostali uczniowie spokojnie manewrowali okablowanymi rękoma, składając niewidzialne kalkulatory w całość. Wysunął głowę z sali, rozejrzał się po pustym korytarzu. Podszedł do windy, minął ją i wybrał schody ewakuacyjne. Musiał mieć pełną świadomość, że jego działania są monitorowane. Przeskakiwał po dwa stopnie naraz, zgrabnie unikając wzroku kamer, jakby już nie pierwszy raz niepostrzeżenie przemykał tą drogą. Jedno urządzenie złapało fragment jego nogi, inne uchwyciło rękę w ruchu. Pozostałe go nie dostrzegły. Dotarł na samą górę klatki schodowej, podszedł do umocowanej na ścianie drabiny. Wspiął się po niej. Unosząc jedną dłoń, ledwie zdołał odblokować i odsunąć ciężką, metalową klapę włazu. Gdy wreszcie wydostał się na dach, zimny podmuch wiatru uderzył go w twarz. Tutaj nie było żadnych kamer, więc zamykająca się za jego plecami żelazna bariera, niczym monstrualna powieka, na stałe przesłoniła oko „wielkiego brata”. Został sam. Podszedł na skraj budynku, poczekał, aż rozbrzmi dzwonek oznaczający przerwę. Chwilę obserwował dzieci wybiegające na podwórko. A potem skoczył. • • • Gdy miała dwanaście lat, Keirianna zyskała pierwszego w życiu przyjaciela, ale w zamian straciła tatę. Tatę, który ponoć jej nie kochał. – Tylko ja cię kocham – powtarzała Urwiela, szklistymi oczami wpatrzona w córkę. – Gdyby twojemu ojcu zależało na nas, przynosiłby więcej pieniędzy. Byśmy mogły żyć normalnie, rozumiesz? A tak gnijemy w tej norze… – Musisz się uczyć, Keiri – dodawała. – Nie pozwolę, byś w przyszłości była uzależniona od jakiegoś patałacha. Tak jak ja. Dziewczynka nie rozumiała, dlaczego mama mówi takie przykre rzeczy. Przecież tata czytał Keiri książki do snu, a potem uczył ją, jak rozszyfrowywać ciągi zawiłych literek. Czy robiłby to wszystko, gdyby jej nie kochał? Nie pojmowała też, po co musi się tak pilnie uczyć. W Wyrobisku, podziemnym mieście duarów, życie mieszkańców sprowadzało się do jednego wspólnego mianownika – wydobycia minerałów. Los każdego urodzonego tutaj dziecka wydawał się z góry przesądzony, edukacja i wychowanie dotyczyły przede wszystkim przygotowania do pracy w kopalniach lub znajdujących się obok zakładach przetwórczych. Keiri, zanim jeszcze rozpoczęła naukę w Wyrobiskowej szkole, potrafiła czytać i pisać, co z miejsca stawiało ją na czele klasy. Z czasem zaś okazało się, że bez najmniejszych problemów zdobywa najlepsze wyniki w testach semestralnych. Nie pomyślała nawet, że zostanie za to „nagrodzona” przeniesieniem do innej szkoły, o co zresztą zadbała sama Urwiela. W Wyrobisku nikogo nie interesował mieszany rodowód Keirianny, a pozostałe dzieci wykazywały szczerą obojętność wobec umiejętności, jakimi dysponowała. I choć nie potrafiła się z rówieśnikami dogadać, to nie została przez nich całkowicie odtrącona. Zazwyczaj milcząca, spokojna, stanowiła bierne tło ich zabaw i rozmów, jak figurka woskowa postawiona w ruchliwym tłumie. Nie była ani szczęśliwa, ani nieszczęśliwa. Trwała w swoistym zawieszeniu między radością a smutkiem, jednocześnie zadowolona, że może czytać książki i wychodzić z domu, oraz zmartwiona z powodu częstych kłótni rodziców. A potem trafiła do Szarzyzny. Do nowej szkoły i nowych rówieśników. Urwiela prowadziła ją za rękę, cała dumna, promieniowała wręcz radością. Keiri nie przypominała sobie, by kiedykolwiek widziała mamę w tak dobrym nastroju, więc posłusznie dotrzymywała jej kroku. Bała się, ale postanowiła być dzielna. Wcześniej rzadko wychodziła na zewnątrz, rzadko widywała słońce. Dlatego już po pierwszym dniu spędzonym w Szarzyźnie była cała poparzona. Swędzące, czerwone kropki pokrywały jej ręce i twarz, przeżuta guma – pierwszy z podarunków Rufusa – zlepiała ciemne loki. |
Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.
więcej »— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.
więcej »...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak
Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak
Sałatka grecka (zawiera GMO)
— Beatrycze Nowicka
4/5