WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Autor | Magdalena Kucenty |
Tytuł | S.E.N. |
Opis | Autorka debiutowała na papierze w Smokopolitanie (3/2015) opowiadaniem „Koziorożec i Smok”. Kolejny jej tekst ukazał się w pokonkursowej antologii „Echo zgasłego świata”. Miała też szczęście w konkursie „Dobro złem czyń” wydawnictwa Genius Creations – zbiór ukaże się latem. Dołożyć do tego niedawną obecność w Fahrenhecie („Co się stało z Mią Blue?”) i można rzec, że autorka panoszy się jak grypa. Dla równowagi, a może gwoli poetyckiej sprawiedliwości, w tym roku przeziębiła się już trzykrotnie, przez co ciągle odkłada pisanie książki na później. |
Gatunek | fantasy, SF |
S.E.N.Magdalena KucentyS.E.N.Ilustracja: Rafał Wokacz – Musisz uważać, córciu – powiedziała Urwiela, wycinając sklejone włosy. – Następnym razem nie baw się jedzeniem. A te plamki na skórze same zejdą i potem będziesz ślicznie opalona. I nikt nawet nie pomyśli, że pochodzisz z Wyrobiska. Niestety, okazało się, że cera dziewczynki uparcie odrzuca dobroczynne działanie promieni słonecznych. Niezmiennie blada Keiri bardzo rzadko odwiedzała podwórko szkolne, a zmuszona do wyjścia na zewnątrz, uciekała w cień. Inaczej codziennie wracałaby do domu upstrzona czerwonymi punkcikami. Nie opaliła się, zawiodła mamę. Starała się nadrobić to dobrymi ocenami, lecz nie potrafiła zmyć z siebie piętna porażki. Wyśmiana i odrzucona przez dzieci z powierzchni czuła, że oszaleje, jeśli nie znajdzie przyjaciela. Kogoś, kto wesprze ją w trudnych chwilach i nigdy nie nazwie „błędem”. Jej pragnienie ziściło się, jednak cena za to była bardzo wysoka. Tamten wieczór, jak sen, pamiętała tylko fragmentarycznie. Słyszała w głowie krzyk dostrzegającej ją z daleka sąsiadki i pisk suwnika, którym dojechały pod lecznicę. Widziała zaczerwienione oczy mamy oraz ciemny korytarz poczekalni. Czuła charakterystyczny zapach szpitala. Miała świadomość, że tata może umrzeć, a z drugiej strony nie dopuszczała do siebie tej myśli. Siedziała, ściskając dłoń rozhisteryzowanej Urwieli, sama niezdolna do płaczu. Czy nastał kolejny dzień, czy wciąż trwała noc? Czy wracały z matką do domu, czy spędziły wszystkie te godziny w poczekalni? Nie pamiętała. Dopiero nieznajomy kobiecy głos wyrwał ją z otępienia: – Możesz teraz zobaczyć się z tatą. Weszła do pełnej łóżek sali, wodziła wzrokiem po obcych twarzach, widziała ból, słyszała jęki. Leżał tam, jedno oko przesłaniał mu bandaż, spojrzenie drugiego utkwił w córce. Oddech unosił spowitą białym materiałem pierś, pokryte zeschłą krwią palce poruszyły się lekko. – Keiri… – wychrypiał ojciec. – Moje kochanie. Wiesz, że cię kocham, prawda? Powinienem ci to częściej mówić. Łzy podeszły jej do gardła, wcisnęły się do oczu i spłynęły po policzkach. Keirianna pociągnęła nosem, wytarła buzię w rękaw. – Też cię kocham, tato. Próbowała prosić go, by nie umierał, by nie zostawiał jej samej, ale słowa nie chciały przejść przez ściśniętą krtań. Spomiędzy warg wydobywał się jedynie szloch. Czemu teraz? Dlaczego, skoro dotychczas była taka spokojna? – Nie płacz, drogie dziecko, nie płacz. – Duar uniósł się na poduszkach. – Nie ściągnąłem cię tutaj, by się żegnać… Wtedy zauważyła, że przyszła bez matki. Tknięta nagłym impulsem, doskoczyła do łóżka szpitalnego i wtuliła policzek w ramię ojca. – Nie chcę zostać sama z mamą. Tata skrzywił się lekko, jakby z bólu, ale nie odsunął Keiri od siebie. – Wiem, kochanie… – Przymknął na chwilę powieki i powtórzył: – Wiem. Kiedyś twoja mama była inna, ale z nastaniem trudnych czasów zmieniła się. Podczas okupacji spotkało ją… wiele złego – dokończył z wahaniem. – Musisz zrozumieć. Musisz być silna za was obie. Keiri odsunęła się nieznacznie, mamrocząc pod nosem, że będzie odważna, choć łzy uparcie pchały jej się do oczu. Odruchowo przetarła twarz i właśnie wtedy zauważyła, że ma na sobie krew. Nie własną, a ojca. Czerwone smugi znaczyły jej policzek i palce, paliły skórę żywym ogniem, przeżerały się przez materiał rękawa. Zaczęła krzyczeć. Raptem poczuła na ramionach ciężar obcych dłoni, usłyszała swoje imię powtarzane przez tatę. I w tej sekundzie świat utonął w bezdźwięcznym mroku. Potem pojawił się głos. Cichy, słodki i ciepły, szeptał słowa ukojenia prosto do jej ucha. Nie wiedziała, do kogo należał, ale poczuła się bezpieczna. A gdy na powrót wszystko odzyskało kolory, z zaskoczeniem odkryła, że znajduje się we własnym łóżku. Wyjęła ręce spod kołdry i przyjrzała się im uważnie. Nie dostrzegła śladu poparzeń, jej ubranie też pozostało nienaruszone. Czyżby wszystko, do czego doszło tego okropnego dnia, było koszmarem? Wytworem jej wybujałej wyobraźni? Nadzieja prysła jak bańka mydlana, a w zamian pojawił się lęk. Keiri podwinęła nogi i pisnęła, dostrzegłszy ruch z boku. Zmusiła się, by spojrzeć w tamtą stronę, zamarła z dłońmi uniesionymi do ust. Pomyślała, że znowu śni. Drobna istota o płonącej rdzawo grzywie i oszałamiająco białych zębach zakręciła się w powietrzu, zostawiając za sobą ślad ze szkarłatnych smug. Eteryczne skrzydła to pojawiały się, to znikały za plecami zjawy, maleńkie wargi wykrzywiał grymas smutku. – Hej, Keiri… – powiedział duszek, zanim dziewczynka zdążyła otrząsnąć się z pierwszego szoku. – Przykro mi, że twój tata umarł. • • • Ze wschodu w stronę Szarzyzny dął porywisty, chłodny wiatr, w powietrzu unosił się zapach smogu, a ciemne chmury przesłaniały niebo. Jakby natura chciała potwierdzić słuszność nadanej ponuremu miasteczku nazwy. Gornor stał na dachu szkoły, spoglądając na zatopione w ciemności podwórko, a myśli swobodnie przelatywały mu przez głowę. Z czasem złapał się nawet na rozważaniu, czy nie skoczyć. Nie chciał umierać, ale jakaś cząstka jego jaźni już wyobrażała sobie krótki, zakończony bolesnym upadkiem lot. Jakby w mózgu tkwił przełącznik do dezaktywowania podstawowych instynktów, w zamian uwalniający skrytą w podświadomości fascynację śmiercią. Czy to właśnie stało się z małym samobójcą? Czy coś odwróciło bieg impulsów przeskakujących po siatce neuronowej, przenicowało umysł i sprawiło, że zamiast dążyć do przetrwania, chłopiec postanowił skończyć ze sobą? Na podstawie nagrania można było oszacować, że dotarcie na dach szkoły zajmowało jakieś jedenaście minut. Indagator w podobnym czasie przechodził z sali na szczyt budynku, co oznaczało, że uczeń czekał ponad kwadrans, zanim skoczył. Najwyraźniej chciał, by rówieśnicy oglądali upadek. Mimo to nie pozostawił listu ani żadnej, najdrobniejszej chociażby wiadomości sugerującej, dlaczego to zrobił. Teoretycznie znajdował się na dachu sam, co sprawiało, że jego przypadek pasował do pozostałych. Choć też niezupełnie. A przecież fala przetaczających się przez kraj samobójstw była zjawiskiem uporządkowanym i wręcz nienaturalnie spokojnym. Do ofiar należeli przeważnie zbrodniarze wojenni lub znane osobistości uwikłane w politykę mocarstwa, co summa summarum oznaczało jedno i to samo. Ale dziecko? Zresztą zjawisko trwało nie od dekady, a od ośmiu lat, i niczym masowy wyrzut sumienia doprowadziło tysiące osób do odebrania sobie życia. Zawsze w ten sam sposób – po wyznaniu swych win światu skakali z dużej wysokości na ziemię. Nigdy do wody. Jednakże wśród najmłodszych statystyka samobójstw utrzymywała się na stałym, marginalnym poziomie. Wobec tego trzy elementy nie pasowały do schematu – wiek ofiary, brak jednoznacznej spowiedzi i czas wydarzenia. |
Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.
więcej »— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.
więcej »...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak
Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak
Sałatka grecka (zawiera GMO)
— Beatrycze Nowicka
4/5