Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marcin Wroński
‹Co na ziemi, to na niebie…›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarcin Wroński
TytułCo na ziemi, to na niebie…
OpisAutor pisze o sobie:
Marcin Wroński, rocznik 1972. Z zawodu redaktor i autor tekstów do książek dla dzieci. Wcześniej pisarz „trzeciego obiegu” – napisał m.in. mikropowieść pijacko-przygodową „Obsesyjny motyw babiego lata” (1994). Fabryka Słów zapowiada wydanie jego pierwszej książki fantasy „Tfu, pluje Chlu! Opowieści z Pobrzeża”, której fragment ukazał się również w magazynie „Fahrenheit”.
Gatunekfantasy

Co na ziemi, to na niebie…

« 1 4 5 6 7 »

Marcin Wroński

Co na ziemi, to na niebie…

Choć nekromanta nie był mistrzem w myśleniu-do, to skupił się tak mocno, że wszyscy w komnacie zaczęli śnić niespokojnie, dziewczyny drżały, usta arcykapłana bezwiednie mamrotały modlitwy. Tylko Quotlin patrzył w sklepienie komnaty, jakby to imię mniej dla niego znaczyło niż dla wszystkich pozostałych.
– Quotlinie! – cicho zawołał Nzalan.
Namiestnik gniewnie podniósł się na łokciach i zaraz opadł wstrząsany kaszlem:
– Jak śmiesz?! Jak śmiesz zwracać się do mnie po imieniu?!
Nekromanta uklęknął przy nim i sięgnął po ręcznik, aby otrzeć z potu czoło pana Molku.
– Wybacz, szlachetny, pokornie proszę cię o wybaczenie. Nie uczyniłem tego przez złość czy pychę. Potrzebowałem tylko zbadać twój umysł, panie.
– Mam chore ciało, nekromanto, nie umysł. I dość jeszcze władzy, by oddać cię generałowi Aru na pożarcie.
– Wyjaśnię ci to, szlachetny panie.
– Spodziewam się, nekromanto.
PRAWDY NIE WIE
1.
Agni obudził się nad ranem. Ojciec był już gotów do łowów. Stał nad synem z łukiem i pełnym kołczanem.
– Ojcze… – Pan Ognia wstał. Musiał unieść głowę, bo sięgał oczami tylko do gęstej brody Słonecznego Łowcy.
– Agni… – westchnął stary bóg. – Pewnie nie będzie cię już tu, kiedy wrócę.
– Nie, Ojcze. Zaniosę braciom twoje wybaczenie.
– No, synu – myśliwy chwycił go w ramiona i trzymał przez chwilę. – Żegnaj. A co ma być, to będzie.
Odchodził, a za nim pozostali mężczyźni. Żaden nie odwrócił się ani na chwilę. Obozowisko zalały promienie światła.
– Zjedz coś, zanim pójdziesz. A i weźmiesz może placka na drogę? – Matka próbowała rozdmuchać ognisko. Agni rozejrzał się po opustoszałym obozie. Kobiety poszły nad rzekę po wodę. Został tylko chłopiec, który pracowicie budował z patyków jakąś wieżę czy zamek. Pan Ognia zbliżył się. Budowla chłopca to… to był Molk! Ten sam kształt nadgryzionego jajka, dwadzieścia siedem wież i Cytadela namiestnika w środku. Chłopcu zostały jeszcze do wykończenia ulice. Szybko naskrobał je patykiem i w pobliżu Zachodniej Bramy wysypał z woreczka figurki drewnianych wojowników.
– W co się bawisz, mały? – zapytał Agni.
– W zdobycie Molku.
– To, kiedy Aytlanczycy zawojowali Pobrzeże?
– Nie! Taki duży i nie widzi! To nie oni. – Podniósł jedną figurkę i wyciągnął ją do Agniego, żeby się przypatrzył. Pan Ognia wzruszył ramionami, więc chłopiec zaczął wyjaśniać: – Wojsko Aytlanu nosi lwy na tarczach, a ci mają takie esy floresy. Sam nie wiem, co oznaczają. To są barbarzyńcy z północy. O, zobacz tego! Ma procę, a nie łuk. Czy widziałeś kiedyś, żeby cywilizowani ludzie walczyli procami?
– A skąd wiesz o barbarzyńcach?
– Uczyli mnie w domu historii, pisania, liczenia. Wiem bardzo dużo. Ale tych sam wymyśliłem.
– A jak się skończy ta wojna?
– Nie wiem, dopiero zaczynam się bawić. Eee, chyba matka cię woła!
Agni odwrócił się i zobaczył, że rzeczywiście Pani Nieba macha do niego łyżką.
– To ładnie, że pogwarzyłeś chwilę z Quotlinem – powiedziała, kiedy podszedł. – Masz, jedz.
Agni wziął miskę. To była kasza! Ta sama, którą jedli wczoraj, tylko trochę podgrzana.
– Nie jestem głodny. – I naraz wykrzyknął zdziwiony: – Z Quotlinem???!!! Z jakim Quotlinem?!
– Z chłopcem. Nazywa się Quotlin.
– Zabawne. Tak samo nazywa się namiestnik Molku. Mają tam nasze świątynie. Twoją też, Matko.
– Nic nie wiem o żadnym namiestniku Molku. I o żadnych świątyniach. Od kiedy to bogom są potrzebne świątynie? Ale to jest Quotlin z Miasta Trzech Słońc. Utopił się biedak. Twój Ojciec pięknie świecił, kiedy on pogrążał się w wodzie. A potem wyciągnęli go na brzeg i próbowali ratować.
– Ale Quotlin wygląda inaczej, Matko – zaśmiał się Agni. – Jest dorosły, silny. Teraz jest chory, ale żyje jeszcze.
– Nie, mały Agni, zawsze wygląda tak samo. Utopił się i próbowali wyjąć mu pamięć, żeby włożyć w głowę innego chłopca. No i jest tu. Dobry, nie psoci. Drew przyniesie, polewki przypilnuje. Nie gania za zwierzyną, tylko się bawi patykami. Całą jego pamięć chcieli w obcą głowę wsadzić, ale nie dali rady. No to wyczyścili głowę tamtemu i nauczyli wszystkiego od początku. Matka płakała, ale co tam… – Pani Nieba machnęła ręką i zabrała się do obierania warzyw. – Tylko co będzie, jak tamtego choroba zmoże i przyjdzie tu przekonany, że też jest Quotlinem? Co Agni? Czemu milczysz?
2.
– No więc słucham, nekromanto! – Czoło namiestnika było chłodne, ale głos spokojny i świadomy. Nzalan przestraszył się. Śmierć blisko! – Wyjaśnienia są bardzo na miejscu, bo niewiele zdziałałeś. A właśnie ciebie miałem na najbieglejszego mistrza w tym mieście.
– Dzięki ci, panie, za dobre słowo. Ale co do pierwszego, to mylisz się, dostojny. Woda w twym ciele zwyciężyła ogień choroby. Napary zaczynają działać, dlatego czujesz się słaby na ciele. Ale myśl wraca już z podróży.
– Bez łgarstw!
Nekromanta westchnął ciężko. Szczelniej zaciągnął kotarę przy łożu namiestnika, aby oddzielić się wraz z chorym od innych uwięzionych w komnacie. Komnacie śmierci.
Ilustracja: Krzysztoff Kain May
Ilustracja: Krzysztoff Kain May
– Próbowałem cię uzdrowić, panie, ale jest w tobie jakaś tajemnica. Każdy człowiek ma imię, które nosi wryte tak głęboko w pamięci jak obraz matki. Zaklęcie, w które wplecie się imię, może uzdrawiać, zabijać, przywracać z martwych. Wołałem cię w zaklęciach po imieniu, panie, aby pomóc twojemu umysłowi podnieść ciało do ataku. Ale twój umysł nie słucha imienia Quotlin, a nie wiem o żadnym innym, którym by cię nazywano. Potem zawołałem cię, panie, już głosem, nie myślą, nie zaklęciem. Tak na próbę. Po imieniu. Ty znasz je, panie, ale go nie czujesz.
– Jesteś mędrszy niż myślisz, Nzalanie – namiestnik westchnął i opadł na poduszki. – Sam także mam podobne uczucie. Co to może znaczyć?
– Tylko jedno, panie. Wybacz to, co zaraz powiem, ale nie znam innego wyjaśnienia…
– Mów!
– Jesteś oszustem.
– Już nie żyjesz, śmierciuchu! – namiestnik poczerwieniał rozgniewany. Nawet jeśli nie czuł swojego imienia, dobrze wiedział, ile ono znaczy.
– Masz rację, panie, nie żyję. – Nekromanta przywołał na twarz zmęczony uśmiech. – Podobnie jak ty i ci wszyscy ludzie w twojej komnacie. Ciebie wkrótce zabije choroba, bo bez imienia, z którym przyszedłeś na świat, nie znajdę na nią lekarstwa. Kiedy ty umrzesz, twój generał Aru cicho zabije nas wszystkich. A więc jeśli nawet umrę nieco wcześniej… I tak byłem skazany, nie pamiętasz, panie?
– Nie byłeś skazany. Cofam to, co powiedziałem o twojej mądrości. Zamknąłem cię w lochach, bo to było jedyne wyjście, aby nie zginął niewinny człowiek. Gdyby nie ja, rozszarpałby cię Molk. Wszyscy doradcy chcieli widzieć cię na palu. Musiałem… I nawet teraz, gdyby nie ja, rozmawiałbyś z mieczem Aru. A patrz, Quotlin-oszust jeszcze tłumaczy się przed tobą!
Stary dotknął czołem dłoni namiestnika.
– Wybacz, panie. Byłem głupi i niesprawiedliwy, ale twoje słowa są dla mnie światłem i ciepłem. Zagadka wszak pozostaje. Widzisz, panie, nie każdy oszust wie, że oszukuje. Wyobraź sobie dziecko, które przekonano, że jeśli nie zje do końca kaszy, to porwie je Łakomiec. Ono gotowe w tę bzdurę wierzyć tak długo, aż się nie przekona, że wielu ludzi także nie dojada kaszy i nic ich nie porywa, nie rozszarpuje. Ale pomyśl, panie, co się stanie, jeśli owo dziecko nigdy tego nie zobaczy! Ono do późnej starości, do śmierci gotowe bać się Łakomca.
– Nachyl się!
Quotlin wyszeptał do ucha nekromanty swoje życie i sny. Mówił o chłopcu, który obudził się pośród ratujących go magów, i o tym drugim, którego drewniana armia zdobywała Molk. Kiedy skończył, wydawał się zdrowszy, ale Nzalan za dobrze znał się na umieraniu, aby w to uwierzyć.
– Oszukano cię więc, panie. I nie znasz swego imienia. Oby bogowie byli dla ciebie łaskawsi od ludzi – nekromanta skłonił się tak nisko, że niemal legł na łożu wraz z namiestnikiem.
– Wstań – uśmiechnął się nie-Quotlin. – Bo jak tu ktoś zajrzy, będą plotki. Stary śmierciuch i oszust udający namiestnika. To dopiero byłaby piękna para mężołożników! Nie możesz mi pomóc?
– Będę próbował, ale…
– Zabij mnie więc, mam dość.
– Nie, panie, jeśli to zrobię, zginę wraz z Pierwszym Arcykapłanem, Tayno i jego kobietami. Nikt w Molku nie wie, żeś niezdrów. I nikt nie może tego wiedzieć.
« 1 4 5 6 7 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Listopad dla Polaków niebezpieczna pora
— Agnieszka Szady

Sss!
— Wojciech Gołąbowski

Z dziejów piątego żywiołu
— Wojciech Gołąbowski

Wielki Bestiariusz Praktyczny: Sfinks
— Marcin Wroński, Paweł Muszyński

Wielki Bestiariusz Praktyczny: Satyr
— Marcin Wroński, Paweł Muszyński

Wielki Bestiariusz Praktyczny: Wilkołak
— Marcin Wroński, Paweł Muszyński

Wielki Bestiariusz Praktyczny: Podwójniak
— Marcin Wroński, Paweł Muszyński

Wielki Bestiariusz Praktyczny: Gobliny
— Marcin Wroński, Paweł Muszyński

Wielki Bestiariusz Praktyczny: Golem
— Marcin Wroński, Paweł Muszyński

Wielki Bestiariusz Praktyczny: Krasnoludy
— Marcin Wroński, Paweł Muszyński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.