WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Autor | Marcin Wroński |
Tytuł | Co na ziemi, to na niebie… |
Opis | Autor pisze o sobie: Marcin Wroński, rocznik 1972. Z zawodu redaktor i autor tekstów do książek dla dzieci. Wcześniej pisarz „trzeciego obiegu” – napisał m.in. mikropowieść pijacko-przygodową „Obsesyjny motyw babiego lata” (1994). Fabryka Słów zapowiada wydanie jego pierwszej książki fantasy „Tfu, pluje Chlu! Opowieści z Pobrzeża”, której fragment ukazał się również w magazynie „Fahrenheit”. |
Gatunek | fantasy |
Co na ziemi, to na niebie…Marcin WrońskiCo na ziemi, to na niebie…Choć nekromanta nie był mistrzem w myśleniu-do, to skupił się tak mocno, że wszyscy w komnacie zaczęli śnić niespokojnie, dziewczyny drżały, usta arcykapłana bezwiednie mamrotały modlitwy. Tylko Quotlin patrzył w sklepienie komnaty, jakby to imię mniej dla niego znaczyło niż dla wszystkich pozostałych. – Quotlinie! – cicho zawołał Nzalan. Namiestnik gniewnie podniósł się na łokciach i zaraz opadł wstrząsany kaszlem: – Jak śmiesz?! Jak śmiesz zwracać się do mnie po imieniu?! Nekromanta uklęknął przy nim i sięgnął po ręcznik, aby otrzeć z potu czoło pana Molku. – Wybacz, szlachetny, pokornie proszę cię o wybaczenie. Nie uczyniłem tego przez złość czy pychę. Potrzebowałem tylko zbadać twój umysł, panie. – Mam chore ciało, nekromanto, nie umysł. I dość jeszcze władzy, by oddać cię generałowi Aru na pożarcie. – Wyjaśnię ci to, szlachetny panie. – Spodziewam się, nekromanto. PRAWDY NIE WIE 1. Agni obudził się nad ranem. Ojciec był już gotów do łowów. Stał nad synem z łukiem i pełnym kołczanem. – Ojcze… – Pan Ognia wstał. Musiał unieść głowę, bo sięgał oczami tylko do gęstej brody Słonecznego Łowcy. – Agni… – westchnął stary bóg. – Pewnie nie będzie cię już tu, kiedy wrócę. – Nie, Ojcze. Zaniosę braciom twoje wybaczenie. – No, synu – myśliwy chwycił go w ramiona i trzymał przez chwilę. – Żegnaj. A co ma być, to będzie. Odchodził, a za nim pozostali mężczyźni. Żaden nie odwrócił się ani na chwilę. Obozowisko zalały promienie światła. – Zjedz coś, zanim pójdziesz. A i weźmiesz może placka na drogę? – Matka próbowała rozdmuchać ognisko. Agni rozejrzał się po opustoszałym obozie. Kobiety poszły nad rzekę po wodę. Został tylko chłopiec, który pracowicie budował z patyków jakąś wieżę czy zamek. Pan Ognia zbliżył się. Budowla chłopca to… to był Molk! Ten sam kształt nadgryzionego jajka, dwadzieścia siedem wież i Cytadela namiestnika w środku. Chłopcu zostały jeszcze do wykończenia ulice. Szybko naskrobał je patykiem i w pobliżu Zachodniej Bramy wysypał z woreczka figurki drewnianych wojowników. – W co się bawisz, mały? – zapytał Agni. – W zdobycie Molku. – To, kiedy Aytlanczycy zawojowali Pobrzeże? – Nie! Taki duży i nie widzi! To nie oni. – Podniósł jedną figurkę i wyciągnął ją do Agniego, żeby się przypatrzył. Pan Ognia wzruszył ramionami, więc chłopiec zaczął wyjaśniać: – Wojsko Aytlanu nosi lwy na tarczach, a ci mają takie esy floresy. Sam nie wiem, co oznaczają. To są barbarzyńcy z północy. O, zobacz tego! Ma procę, a nie łuk. Czy widziałeś kiedyś, żeby cywilizowani ludzie walczyli procami? – A skąd wiesz o barbarzyńcach? – Uczyli mnie w domu historii, pisania, liczenia. Wiem bardzo dużo. Ale tych sam wymyśliłem. – A jak się skończy ta wojna? – Nie wiem, dopiero zaczynam się bawić. Eee, chyba matka cię woła! Agni odwrócił się i zobaczył, że rzeczywiście Pani Nieba macha do niego łyżką. – To ładnie, że pogwarzyłeś chwilę z Quotlinem – powiedziała, kiedy podszedł. – Masz, jedz. Agni wziął miskę. To była kasza! Ta sama, którą jedli wczoraj, tylko trochę podgrzana. – Nie jestem głodny. – I naraz wykrzyknął zdziwiony: – Z Quotlinem???!!! Z jakim Quotlinem?! – Z chłopcem. Nazywa się Quotlin. – Zabawne. Tak samo nazywa się namiestnik Molku. Mają tam nasze świątynie. Twoją też, Matko. – Nic nie wiem o żadnym namiestniku Molku. I o żadnych świątyniach. Od kiedy to bogom są potrzebne świątynie? Ale to jest Quotlin z Miasta Trzech Słońc. Utopił się biedak. Twój Ojciec pięknie świecił, kiedy on pogrążał się w wodzie. A potem wyciągnęli go na brzeg i próbowali ratować. – Ale Quotlin wygląda inaczej, Matko – zaśmiał się Agni. – Jest dorosły, silny. Teraz jest chory, ale żyje jeszcze. – Nie, mały Agni, zawsze wygląda tak samo. Utopił się i próbowali wyjąć mu pamięć, żeby włożyć w głowę innego chłopca. No i jest tu. Dobry, nie psoci. Drew przyniesie, polewki przypilnuje. Nie gania za zwierzyną, tylko się bawi patykami. Całą jego pamięć chcieli w obcą głowę wsadzić, ale nie dali rady. No to wyczyścili głowę tamtemu i nauczyli wszystkiego od początku. Matka płakała, ale co tam… – Pani Nieba machnęła ręką i zabrała się do obierania warzyw. – Tylko co będzie, jak tamtego choroba zmoże i przyjdzie tu przekonany, że też jest Quotlinem? Co Agni? Czemu milczysz? 2. – No więc słucham, nekromanto! – Czoło namiestnika było chłodne, ale głos spokojny i świadomy. Nzalan przestraszył się. Śmierć blisko! – Wyjaśnienia są bardzo na miejscu, bo niewiele zdziałałeś. A właśnie ciebie miałem na najbieglejszego mistrza w tym mieście. – Dzięki ci, panie, za dobre słowo. Ale co do pierwszego, to mylisz się, dostojny. Woda w twym ciele zwyciężyła ogień choroby. Napary zaczynają działać, dlatego czujesz się słaby na ciele. Ale myśl wraca już z podróży. – Bez łgarstw! Nekromanta westchnął ciężko. Szczelniej zaciągnął kotarę przy łożu namiestnika, aby oddzielić się wraz z chorym od innych uwięzionych w komnacie. Komnacie śmierci. Ilustracja: Krzysztoff Kain May – Próbowałem cię uzdrowić, panie, ale jest w tobie jakaś tajemnica. Każdy człowiek ma imię, które nosi wryte tak głęboko w pamięci jak obraz matki. Zaklęcie, w które wplecie się imię, może uzdrawiać, zabijać, przywracać z martwych. Wołałem cię w zaklęciach po imieniu, panie, aby pomóc twojemu umysłowi podnieść ciało do ataku. Ale twój umysł nie słucha imienia Quotlin, a nie wiem o żadnym innym, którym by cię nazywano. Potem zawołałem cię, panie, już głosem, nie myślą, nie zaklęciem. Tak na próbę. Po imieniu. Ty znasz je, panie, ale go nie czujesz. – Jesteś mędrszy niż myślisz, Nzalanie – namiestnik westchnął i opadł na poduszki. – Sam także mam podobne uczucie. Co to może znaczyć? – Tylko jedno, panie. Wybacz to, co zaraz powiem, ale nie znam innego wyjaśnienia… – Mów! – Jesteś oszustem. – Już nie żyjesz, śmierciuchu! – namiestnik poczerwieniał rozgniewany. Nawet jeśli nie czuł swojego imienia, dobrze wiedział, ile ono znaczy. – Masz rację, panie, nie żyję. – Nekromanta przywołał na twarz zmęczony uśmiech. – Podobnie jak ty i ci wszyscy ludzie w twojej komnacie. Ciebie wkrótce zabije choroba, bo bez imienia, z którym przyszedłeś na świat, nie znajdę na nią lekarstwa. Kiedy ty umrzesz, twój generał Aru cicho zabije nas wszystkich. A więc jeśli nawet umrę nieco wcześniej… I tak byłem skazany, nie pamiętasz, panie? – Nie byłeś skazany. Cofam to, co powiedziałem o twojej mądrości. Zamknąłem cię w lochach, bo to było jedyne wyjście, aby nie zginął niewinny człowiek. Gdyby nie ja, rozszarpałby cię Molk. Wszyscy doradcy chcieli widzieć cię na palu. Musiałem… I nawet teraz, gdyby nie ja, rozmawiałbyś z mieczem Aru. A patrz, Quotlin-oszust jeszcze tłumaczy się przed tobą! Stary dotknął czołem dłoni namiestnika. – Wybacz, panie. Byłem głupi i niesprawiedliwy, ale twoje słowa są dla mnie światłem i ciepłem. Zagadka wszak pozostaje. Widzisz, panie, nie każdy oszust wie, że oszukuje. Wyobraź sobie dziecko, które przekonano, że jeśli nie zje do końca kaszy, to porwie je Łakomiec. Ono gotowe w tę bzdurę wierzyć tak długo, aż się nie przekona, że wielu ludzi także nie dojada kaszy i nic ich nie porywa, nie rozszarpuje. Ale pomyśl, panie, co się stanie, jeśli owo dziecko nigdy tego nie zobaczy! Ono do późnej starości, do śmierci gotowe bać się Łakomca. – Nachyl się! Quotlin wyszeptał do ucha nekromanty swoje życie i sny. Mówił o chłopcu, który obudził się pośród ratujących go magów, i o tym drugim, którego drewniana armia zdobywała Molk. Kiedy skończył, wydawał się zdrowszy, ale Nzalan za dobrze znał się na umieraniu, aby w to uwierzyć. – Oszukano cię więc, panie. I nie znasz swego imienia. Oby bogowie byli dla ciebie łaskawsi od ludzi – nekromanta skłonił się tak nisko, że niemal legł na łożu wraz z namiestnikiem. – Wstań – uśmiechnął się nie-Quotlin. – Bo jak tu ktoś zajrzy, będą plotki. Stary śmierciuch i oszust udający namiestnika. To dopiero byłaby piękna para mężołożników! Nie możesz mi pomóc? – Będę próbował, ale… – Zabij mnie więc, mam dość. – Nie, panie, jeśli to zrobię, zginę wraz z Pierwszym Arcykapłanem, Tayno i jego kobietami. Nikt w Molku nie wie, żeś niezdrów. I nikt nie może tego wiedzieć. |
Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.
więcej »Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.
więcej »— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.
więcej »...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak
Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak
Listopad dla Polaków niebezpieczna pora
— Agnieszka Szady
Sss!
— Wojciech Gołąbowski
Z dziejów piątego żywiołu
— Wojciech Gołąbowski
Wielki Bestiariusz Praktyczny: Sfinks
— Marcin Wroński, Paweł Muszyński
Wielki Bestiariusz Praktyczny: Satyr
— Marcin Wroński, Paweł Muszyński
Wielki Bestiariusz Praktyczny: Wilkołak
— Marcin Wroński, Paweł Muszyński
Wielki Bestiariusz Praktyczny: Podwójniak
— Marcin Wroński, Paweł Muszyński
Wielki Bestiariusz Praktyczny: Gobliny
— Marcin Wroński, Paweł Muszyński
Wielki Bestiariusz Praktyczny: Golem
— Marcin Wroński, Paweł Muszyński
Wielki Bestiariusz Praktyczny: Krasnoludy
— Marcin Wroński, Paweł Muszyński