Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marcin Wroński
‹Co na ziemi, to na niebie…›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarcin Wroński
TytułCo na ziemi, to na niebie…
OpisAutor pisze o sobie:
Marcin Wroński, rocznik 1972. Z zawodu redaktor i autor tekstów do książek dla dzieci. Wcześniej pisarz „trzeciego obiegu” – napisał m.in. mikropowieść pijacko-przygodową „Obsesyjny motyw babiego lata” (1994). Fabryka Słów zapowiada wydanie jego pierwszej książki fantasy „Tfu, pluje Chlu! Opowieści z Pobrzeża”, której fragment ukazał się również w magazynie „Fahrenheit”.
Gatunekfantasy

Co na ziemi, to na niebie…

« 1 3 4 5 6 7 »

Marcin Wroński

Co na ziemi, to na niebie…

2.
Wszyscy dziwili się, że wojownicy z Pierwszej Wieży, którzy nigdy nie opuszczali swej twierdzy, teraz raz po raz przemierzają z rozkazami ulice i nawet nie wysługują się strażnikami miejskimi. Ktoś widział, jak ogałacają z resztek sprzętów domostwo nekromanty, inni snuli domysły, gdzie przepadła z rodzina Tayno, starszego Gildii Kupieckiej. Coś się szykuje – to było pewne. Rzeczywiście, już wkrótce powtarzano sobie nową wieść, która sprawiła, że ludzie zapomnieli o wszystkich innych – z północy na ich miasto idzie nieznana armia i tylko patrzeć, jak przekroczy góry. Wtedy generał przywiódł swoich ludzi na Plac Czterech Świątyń, by złożyć bogom dary. Kolumna maszerujących wojowników na dłuższy czas zajęła całą ulicę Mostową i molkijczycy nieco się uspokoili, widząc, ilu obrońców ma ich miasto. Wróciwszy do pałacu, Aru odetchnął z wielką ulgą. Nikt nie zauważył, że błękitne tarcze Pierwszej Wieży niosła cała załoga Cytadeli, podczas gdy jej miejsce na obu bramach i pozostałych dwunastu wieżach zajęli służący, ogrodnicy i stajenni. Jednak generał czuł, że tajemnica wymyka mu się z rąk, zupełnie jakby poszedł po wodę do studni i dopiero wracając stwierdził, że zamiast dzbana wziął sito.
Tymczasem Nzalan przejął rządy w komnacie sypialnej namiestnika. Na jego polecenie Khulla gniotła w moździerzu jakieś nasiona, a jej córki mieszały glinianymi łyżkami coś, co wyglądało jak polewka, ale śmierdziało gorzej niż ulica Portowa.
– Gdybyś wezwał mnie wcześniej, generale, pewnie już byłby zdrów – powiedział nekromanta. – To musi potrwać, ale bądź spokojny, panie.
– Jestem spokojny, ale twój czas się kończy.
– To powiedz służącym, niech mi go trochę kupią, jak pójdą na targ po warzywa.
– Mylisz odwagę z głupotą, śmierciuchu – warknął Aru.
– Cóż, generale, tylko zabija się szybko. Leczenie zawsze musi trochę potrwać. Nic na to nie poradzę.
Podszedł arcykapłan, szepnął coś wojownikowi do ucha i obaj odeszli pod okno. Radzili cicho. Nzalan żałował, że nie może słyszeć myśli i jednocześnie zajmować się pracą. Był zbyt skupiony na badaniu gasnącego umysłu namiestnika. Właśnie dlatego wynajdywał kobietom coraz to nowe zajęcia przy sporządzaniu mikstur. Nie chciał, aby ktoś inny kręcił się przy łożu Quotlina i zakłócał aurę.
3.
Stary nekromanta nienawidził Pobrzeża jak każdy, kto kształcił się w pięknym Mieście Trzech Słońc. Niestety w młodości bardziej pociągały go gospody, tawerny i lunapary niż księgi, wytrwałość i praca. Za to właśnie trafił na obrzeża cywilizowanego świata i nie mógł już się stamtąd wyrwać. A był przecież zdolniejszy od wielu takich, którzy zostali w stolicy Aytlanu, i tym bardziej rozumiał, ile przegrał. Teraz nie miał nawet z kim porozmawiać, kupcy pogardzali nim – nekromantą, a tłuszcza bała się go lub nienawidziła – zależnie od splotu okoliczności. W dodatku namiestnik – zesłany tu tak samo, tyle że do rządzenia tym podłym miastem – zamiast uratować Nzalana przed niesłusznym oskarżeniem o wywołanie zarazy, kazał go obić i zamknąć w lochach Trzeciej Wieży. A nekromanta takie z nim wiązał nadzieje… Liczył, że gdy już odnajdzie zapomnianą formułę ożywiania, pan Molku pierwszy obsypie go złotem! Właśnie odniósł pierwszy sukces, podnosząc z martwych pewną kupiecką córkę, kiedy tłum wtargnął do jego pracowni, a potem strażnicy zawlekli go przed oblicze Quotlina… Pewnie zgniłby pod Trzecią Wieżą, gdyby dobrzy bogowie nie powalili namiestnika chorobą. Ale teraz role się odwróciły! Quotlin leży, Nzalan stoi. Tylko co mu z tego?
Nekromanta klęczał przy łożu otulony dymem kadzidła i szeptał do ucha chorego:
– Quotlinie, Quotlinie, wiążę twój umysł i ciało, jestem panem twojego umysłu i ciała, z woli żywiołów, z woli Agni, Pufa, Chlu i Erha panuję nad twym ogniem w lędźwiach, oddechem w płucach, krwią w żyłach i kośćmi. Quotlinie, na mój rozkaz otwórz oczy!
To zaklęcie stosował już wiele razy. Połączone z wolą nekromanty pozwalało zapanować nad każdym żyjącym. Wypowiedział je poprawnie, a większej woli nie miał chyba nigdy w życiu. Jednak namiestnik nie otworzył oczu, tylko dalej przebywał gdzieś w głębi siebie trawiony gorączką i męczony majakami.
– Quotlinie, Quotlinie, Quotlinie, wiążę twój umysł i ciało, dmucha Puf, pluje Chlu – spróbował dla odmiany prymitywnej wersji dla prostaków. Niekiedy bywała skuteczniejsza, co wiedział każdy praktyk, choć księgi zgodnie ją krytykowały. – Wiążę twój umysł i zakazuję mu złych myśli. Wiążę twoje ciało i zakazuję mu poddawać się chorobie. Quotlinie, rozkazuję ci, walcz! Otwórz oczy!
Umysł namiestnika musiał go usłyszeć, ale nie poddał się słowom zupełnie jak człowiek, który tylko stoi obok rozmawiających. Jak człowiek zawołany cudzym imieniem…
Nzalan próbował wiele razy. Bez skutku. Pod wieczór zaprzestał magii i podszedł do zapaćkanego stołu, który już mało przypominał pałacowy mebel. Wyrzeźbiony na blacie emblemat aytlanckiego Lwa dosiadającego tutejszego Smoka ginął pod zaciekami mikstur przygotowywanymi przez Khullę i jej córki.
– Co ty robisz?! – pacnął po rękach Allę. – Jak mieszasz? Matka nie nauczyła kaszy warzyć? To to samo, tylko inaczej śmierdzi.
– Natychmiast przestań, stary śmierciuchu – Khulla odepchnęła Nzalana i sama wzięła łyżkę. – Coś ty zrobiła, głupia?! Prawie się przypaliło! – Teraz sama skarciła córkę, mocniej nawet, ale dziewczyna nie odważyła się rozpłakać.
Nekromanta wzruszył ramionami i odkorkował jedną z flasz. W komnacie rozniósł się zapach przypominający ten, który wydają zwykle tylne ściany podłych szynków co wieczór moczone przez pijaków.
– Czy to konieczne? – skrzywił się arcykapłan.
– Wybacz, panie, ale wiem, co robię. – Podsunął płyn pod nos namiestnika, a ten zaraz się obudził.
– Co? Gdzie ja jestem? – zapytał chory.
– W swojej komnacie, panie. Wybacz, lekarstwa nie zawsze przyjemnie pachną. Teraz dajcie jadła!
Ilustracja: Krzysztoff Kain May
Ilustracja: Krzysztoff Kain May
Podeszła Gehe – starsza córka kupca, i zaczęła karmić namiestnika. Znosił ją lepiej niż grubą Khullę czy niezręczną Allę. A ona wydawała się zupełnie nieświadoma tego, że karmi człowieka, od którego zależy życie ich wszystkich. Naraz nektomanta zakręcił się niespokojnie. Chodził od okna do stołu, od siedzącego arcykapłana do mieszającej miksturę żony kupca. Quotlin zjadł tyle co dziecko. Zasnął. Gehe odstawiła miskę na zapaćkany stół. Nzalan skinął dłonią, aby dziewczyna podeszła.
– Opowiadają – zaczął – że jeden z pierwszych osadników w krainie Addli znalazł w śniegach zwierzę zmarznięte na kamień. Zabrał je do swego szałasu, ogrzał, aż owo stworzenie odzyskało ruchy. Kim jesteś? – zapytał osadnik. Jestem żmiją – powiedziało zwierzę i ukąsiło go. Pomyśl, dziewczyno, dlaczego tak zrobiło?
– Bo było żmiją, panie.
– Kto wie… Ale może ukąsiło dlatego, że źle zapytał… – zamyślił się, zupełnie nie zwracając uwagi, że wszyscy słyszeli rozmowę i teraz patrzą na niego jak na szaleńca.
4.
Nzalan ani na chwilę nie zmrużył oczu. Siedział przy łożu i czekał na przebudzenie namiestnika. Godziny nocy ciągnęły się wolno, jakby miały nigdy nie minąć. W komnacie nie było zegara wodnego, ale zamiast spadających kropel odmierzały czas kroki strażnika za drzwiami. Chodził po korytarzu, żeby nie zasnąć – trzy kroki w jedną stronę, w tył zwrot i trzy kroki w drugą. Raz czy dwa żołnierz zgubił rytm, ale prędko go odzyskał. Z tą samą monotonią nekromanta przypominał sobie wszystkie słowa użytych zaklęć i próbował wydobyć z pamięci wszystkie przegapione wcześniej zmiany w zachowaniu chorego. Ale nic, żadnych efektów, jakby zaklęcia wymawiał durnawy adept, a nie mistrz nekromancki. Stary był więc coraz bardziej pewien, że nie tu leży przyczyna. To z namiestnikiem było coś nie tak! Teraz zaczynał to widzieć. Pamiętał, że gdy wcześniej klęczał przed nim związany i wyjaśniał swoją niewinność, Quotlin ani nie poniżał go upojony władzą, ani nie nienawidził jak pozostali. Słuchał obojętny, jakby nie przebywali w tym samym świecie. Maniera arystokraty? Nie, Nzalan dawno już nie przestawał z arystokratami, ale w czasie nauki w Mieście Trzech Słońc znał wielu wysoko urodzonych studentów i mimo gęstej klatki dobrego wychowania żaden z nich nie przypominał pana Molku. Może żmija ukąsiła dlatego, że źle zapytał? – tu tkwiło rozwiązanie, choć nekromanta nie wiedział jeszcze, co ono oznacza ani czy dzięki niemu da się wyleczyć namiestnika i uratować skórę. Był jednak zdecydowany na pewien eksperyment…
Chory ocknął się nad ranem – spocony, zmęczony majakami, z oddechem cuchnącym od przetrawionych mikstur.
– Obudziłeś się, panie? – szepnął nekromanta.
– Tak, wiedz, że jeszcze żyję.
Stary zaczął do niego myśleć:
Quotlinie, Quotlinie, wiążę twój umysł i ciało, jestem panem twojego umysłu i ciała, z woli żywiołów, z woli Agni, Pufa, Chlu i Erha panuję nad twym ogniem w lędźwiach, oddechem w płucach, krwią w żyłach i kośćmi. Quotlinie, na mój rozkaz spójrz na mnie!
« 1 3 4 5 6 7 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Listopad dla Polaków niebezpieczna pora
— Agnieszka Szady

Sss!
— Wojciech Gołąbowski

Z dziejów piątego żywiołu
— Wojciech Gołąbowski

Wielki Bestiariusz Praktyczny: Sfinks
— Marcin Wroński, Paweł Muszyński

Wielki Bestiariusz Praktyczny: Satyr
— Marcin Wroński, Paweł Muszyński

Wielki Bestiariusz Praktyczny: Wilkołak
— Marcin Wroński, Paweł Muszyński

Wielki Bestiariusz Praktyczny: Podwójniak
— Marcin Wroński, Paweł Muszyński

Wielki Bestiariusz Praktyczny: Gobliny
— Marcin Wroński, Paweł Muszyński

Wielki Bestiariusz Praktyczny: Golem
— Marcin Wroński, Paweł Muszyński

Wielki Bestiariusz Praktyczny: Krasnoludy
— Marcin Wroński, Paweł Muszyński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.