Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Marcin Wroński
‹Co na ziemi, to na niebie…›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorMarcin Wroński
TytułCo na ziemi, to na niebie…
OpisAutor pisze o sobie:
Marcin Wroński, rocznik 1972. Z zawodu redaktor i autor tekstów do książek dla dzieci. Wcześniej pisarz „trzeciego obiegu” – napisał m.in. mikropowieść pijacko-przygodową „Obsesyjny motyw babiego lata” (1994). Fabryka Słów zapowiada wydanie jego pierwszej książki fantasy „Tfu, pluje Chlu! Opowieści z Pobrzeża”, której fragment ukazał się również w magazynie „Fahrenheit”.
Gatunekfantasy

Co na ziemi, to na niebie…

« 1 2 3 4 5 6 7 »

Marcin Wroński

Co na ziemi, to na niebie…

– Jesteśmy bogami – odpowiadał mu Agni. – Chcemy mieć swój świat.
– Świat? To jest świat! Nie piękny? Macie go, możecie w nim żyć.
– Ale to jest twój świat, ojcze.
– A czyj miałby być? Wy jesteście jeszcze za młodzi, aby tworzyć.
Zmówili się więc. Czterej bracia, czterech młodych bogów. Jak zwykle poszli z ojcem na polowanie, jak zwykle w południe przystanęli na odpoczynek. Ojciec odłożył łuk, położył się na trawie. Wtedy przyskoczyli razem. Agni złapał go za prawą rękę, a Chlu za lewą. Ręce były mocne, ale młodzi bogowie walczyli z całych sił. Ojciec próbował stanąć na nogi, chwycili je Erh i Puf. Bracia przywiązali Słońce cięciwami swoich łuków do czterech rosłych drzew. Szarpał więzy, szarpał drzewa, ale sam je przecież stworzył, stworzył zdrowe i mocne.
– Nie chciałeś nam dać świata – rzekł Chlu. – Weźmiemy go więc sami.
Na dowód swojej mocy Agni podpalił trawę na równinie, Puf rozdmuchał pożar, Chlu zalał ogień deszczem, a gdy została już tylko dymiąca ziemia, Erh zmienił ją w skałę, by nic już nie wyrosło. To było głupie. Dziś żaden z braci już by tak nie postąpił, ale wtedy radowali się swoją boska mocą i nie pragnęli niczego więcej, jak tylko jej używać.
Ojciec tak targał i palił więzy, aż został po tym ślad na niebie. Do dziś tli się on nocami, gdy spojrzeć z Pobrzeża na południe – w stronę Aytlanu. A bracia odeszli tworzyć nowy świat z Ziemi, Ognia, Wody i Powietrza, świat, w którym w końcu pojawili się ludzie – Piąty Żywioł… Czyżby historia miała się powtórzyć? No ale przecież ludzie nie są bogami…
– Masz rację, Matko – westchnął Agni. – Ojciec nie widział, jak dorośliśmy. A może nie chciał widzieć?
– Ojciec wszystko widzi, ale dostrzega tylko to, co sam chce dostrzec. Niewiele tego chrustu – zaczęła gderać Pani Nieba. – Bóg czy nie bóg, z chłopów jednako mało pożytku.
3.
Pod wieczór łowcy zaczęli powoli wracać do obozowiska. Najpierw przybiegli chłopcy z drobną zwierzyną, kłócąc się, do kogo należy największy zając. Jeden wymachiwał kijem i krzyczał, że zwierzę padło od strzały. Drugi zdzielił go procą i wrzeszczał, że zająca zabił kamień:
– Nigdy byś w niego nie trafił, gdyby już nie leżał ogłuszony!
Matka Bogów zagnała obu do mieszania kaszy. Agni przysłuchiwał się przez chwilę ich przekomarzaniu – tym razem o to, jak mieszać, żeby ziarna nie przywierały. Obóz powoli zapełniał się kolejnymi pomocnikami Ojca-Słońca, ale jego nie było jeszcze widać. Agni patrzył, jak zapalają się pojedyncze ogniska, tworząc dobrze mu znane kształty – Węża, Smoka, Lwa, Szakala… Tyle że z ziemi widać je było inaczej – jakby spod spodu albo odbite w zwierciadle. Agni przez chwilę zastanawiał się, czy nie przysiąść się do któregoś z ogni i nie zapytać o radę. W końcu ci myśliwi też byli kiedyś ludźmi… Ale miałby rozmawiać z nimi jak z równymi sobie? Nie, na to Bóg Ognia nigdy sobie nie pozwoli. Przechadzał się więc tylko między odpoczywającymi i przysłuchiwał opowieściom. Ale nikt nie mówił o sprawach, które mogłyby pomóc nakierować jego myśli na coś istotnego, zupełnie jakby los Molku, Pobrzeża, Aytlanu, całego świata w ogóle już ich nie interesował. Gwarzyli tylko o łowach – wczorajszych, dzisiejszych, jutrzejszych…
– Dlaczego więcej przejmuję się ludźmi niż te cienie? – mruczał do siebie Agni. – Jestem bogiem, nie człowiekiem!
– Sam dałeś sobie odpowiedź, synu – powiedział Ojciec. Nadszedł cicho pokryty kurzem, zmęczony, czerwony na twarzy. Miał jeszcze na sobie myśliwskie ubranie, ale był już bez łuku. Pewnie kazał go oczyścić któremuś z chłopców. A może nawet dał do zabawy?
– Czy miałeś udane łowy, Ojcze? – zapytał Pan Ognia.
– Dziękuję, synu, jadła starczy dla wszystkich. Chodź, i my podjemy!
– Muszę z tobą porozmawiać, Ojcze.
– Jesteś bardzo niecierpliwy, Agni. Nic się nie zmieniłeś. Chodź!
Stary Myśliwy powiódł go do największego ogniska, przy którym Matka nakładała już kaszę chłopcom. Ci, których Agni widział wcześniej, jak kłócili się o zająca, teraz sprzeczali się, który dostał więcej jadła. Gdy skończyły im się słowa, jeden nabrał pełną garść i natarł kaszą gębę drugiemu. Dostał za to łyżką w ucho od Pani Nieba. Potem bez słowa wróciła do wcześniejszego zajęcia. Chłopcy się śmiali, nawet ten, co oberwał. Tylko jeden jadł w spokoju. Mały, wyniosły odludek, aż dziw, że nikt mu nie dokuczał. Może już się to wszystkim znudziło? Jadł, nie patrząc w miskę, całkowicie pochłonięty swoimi myślami.
O czym ten smark może tak dumać? – zaciekawił się Bóg Ognia. Już miał sięgnąć w jego głowę i samemu się przekonać, ale Matka właśnie podała Agniemu kaszę. Jej podły smak przypomniał mu o innym chłopcu, który polował z trojgiem braci i który nie myślał jeszcze, że nie tylko jego Ojciec jest bogiem.
– Teraz mów – Pan Nieba otarł usta i sięgnął po dzbanek z wodą.
Agni opowiedział wszystko od samego początku – jak wraz z braćmi próbował mocy, jak z czterech żywiołów stworzyli swój świat, jak w tym świecie pojawił się Piąty Żywioł, jak zrodziła się w nim siła, o naturze i celu której Panowie Żywiołów nie mają pojęcia.
Ojciec-Słońce odstawił dzban i nachylił się ku synowi.
– Teraz już widzę, że skończyła się wasza młodość. Kto wie, może w swoim świecie jesteście już nawet starymi bogami? Może za starymi? Dobrze was rozumiem. Kto wie, czy wkrótce nie będziemy znów razem polować tu na gazele…
– To byłaby twoja zemsta, prawda?
– Nie. Ja wam wybaczyłem, gdy pojąłem, że pewnie tak musi być. Jestem zbyt starym bogiem, by nie czuć, że nie jesteśmy wszystkim. Nad nami też coś jest. Może między nami? A może pod nami? Dość, że nic nie wiesz, jak nie poczujesz na plecach oddechu tajemnicy. Gdy samemu nie przyjdzie ci bronić się przed lwem, który zaatakował cię, gdy ty śledziłeś lisa i nic poza nim dla ciebie nie istniało… Na mnie swego czasu skoczyły aż cztery lwy! – Ojciec zaśmiał się tak życzliwie, że aż Agniemu zrobiło się wstyd. – Jednak dlaczego tak się stało, zrozumiałem dużo później. Żeby zrozumieć, czasem trzeba przestać działać.
– Ale tamci są tylko ludźmi! Są naszym tworem.
– Tak jak wy byliście moim, synu.
Słysząc to, Agni spuścić oczy. Zapatrzył się w miskę. Ognisko dogasało.
– Dziękujemy ci za wybaczenie – powiedział w końcu. Miał w głowie jeszcze wiele pytań, ale czuł się teraz bardziej synem niż bogiem.
Odpowiedzi nie było. Ojciec-Słońce spał.
Ilustracja: Krzysztoff Kain May
Ilustracja: Krzysztoff Kain May
… BÓG CZY CZŁOWIEK…
1.
A więc pal będzie tak czy siak – myślał Nzalan, obmacując wrzody namiestnika. – Myśl, głupcze, myśl! Bogowie, czy ja zawsze muszę myśleć w takim pośpiechu?
– No i co, nekromanto? – zapytał Aru. – Dasz radę?
– Czym go truliście? – Zamiast odpowiedzieć wolał zadać własne pytanie. Chciał sprawdzić, jak bardzo doradcy namiestnika są gotowi poddać się jego woli. Udało się. Dowódca Pierwszej Wieży nie sięgnął po miecz, nie krzyczał, nie groził.
– Nie wiem – zafrasował się. – Uzdrawiacz, który go leczył, nie umie już ci odpowiedzieć.
– Tak, słusznie powiadają, że głupsza od wojownika jest tylko kukułka. Zawsze najpierw połyka robaka, a dopiero potem pyta: Kto-ty? Kto-ty?. Bardzo pomogłeś dostojnemu Quotlinowi, za co obaj serdecznie ci dziękujemy.
To było ryzykowne. Może nie należało? Ale Nzalan nie wiedział jeszcze, jak dalej toczyć wojnę o swoje życie, więc postanowił zastosować najprymitywniejszą taktykę – zająć tyle pola, ile tylko się da. Nieraz grał tak po pijanemu w omm, ponoć wielu strategom również przyniosło to powodzenie.
Aru nie krzyknął. To był ryk, który przyzwał do komnaty wszystkich zbrojnych z korytarza. Ale arcykapłan Boga Wody ujął się za nekromantą.
– Znów podnosisz miecz! Tylko to potrafisz?! Zabiłeś uzdrawiacza, a teraz chcesz zabić jedynego człowieka, który może nam pomóc.
– Niech tylko spróbuje nam nie pomóc! – warknął generał.
– Wtedy sam go przeklnę, przyrzekam na Chlu.
Nzalan skłonił się arcykapłanowi. Znał już granice swojego terytorium. Teraz należało tylko go strzec i nie drażnić niepotrzebnie wrogów.
– Czego potrzebujesz, nekromanto? – zapytał Sirh-Chlu.
– Ksiąg, mikstur, sprzętów… Całej mojej pracowni.
Dowódca tylko spojrzał na wojowników, a ci od razu zrozumieli jego niemy rozkaz. Ale nie mogło być przecież tak, aby generał nie wypowiedział ostatniego słowa!
– A jak który co stłucze…
– Taki człowiek już nie żyje, choćby o tym nie wiedział! – odpowiedział dziesiętnik.
« 1 2 3 4 5 6 7 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Listopad dla Polaków niebezpieczna pora
— Agnieszka Szady

Sss!
— Wojciech Gołąbowski

Z dziejów piątego żywiołu
— Wojciech Gołąbowski

Wielki Bestiariusz Praktyczny: Sfinks
— Marcin Wroński, Paweł Muszyński

Wielki Bestiariusz Praktyczny: Satyr
— Marcin Wroński, Paweł Muszyński

Wielki Bestiariusz Praktyczny: Wilkołak
— Marcin Wroński, Paweł Muszyński

Wielki Bestiariusz Praktyczny: Podwójniak
— Marcin Wroński, Paweł Muszyński

Wielki Bestiariusz Praktyczny: Gobliny
— Marcin Wroński, Paweł Muszyński

Wielki Bestiariusz Praktyczny: Golem
— Marcin Wroński, Paweł Muszyński

Wielki Bestiariusz Praktyczny: Krasnoludy
— Marcin Wroński, Paweł Muszyński

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.