Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 15 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Adrianna Filimonowicz
‹Opar absurdu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAdrianna Filimonowicz
TytułOpar absurdu
OpisRocznik 1990, absolwentka ekonomii. Miłośniczka fantastyki, wieloetatowa „mistrzyni gry”, rzadko przebywająca myślami w normalnej rzeczywistości. Kocha taniec (od towarzyskiego, przez rock’n’roll po flamenco), sport i wędrówki po Tatrach. Debiutowała w 2012 roku w „Science Fiction, Fantasy i Horror” opowiadaniem „Drzewo”.
GatunekSF

Opar absurdu

« 1 2 3 4 5 6 11 »
Byłem w trakcie obserwacji ulic, kiedy szarpnęła mną potężna masa gorącego powietrza. Rozbiegane cząsteczki, zderzające się w zastraszającym tempie, zepchnęły mnie w górę, wprost na linie energetyczne. Rozpaczliwie pchnąłem całą moc w stabilizatory. Błąd. Nie miałem szans skontrolować tego lotu, a zagrożenie było olbrzymie. Rozpościerające się dookoła pole elektromagnetyczne odkształciło osłonę, którą próbowałem wygenerować. Powietrze nasycone było ładunkami – czułem, że przyciągają moje cząsteczki, szarpią się z monopolami. Miałem wrażenie, że coś rozrywa mnie od środka i przerażającą świadomość, że w warunkach ziemskich nie mogę wiele zrobić, by to zatrzymać. Nie walczyłem dłużej. Desperacko przekształciłem całą energię w napęd. Jeśli nie mogłem przeciwdziałać ruchowi, chciałem go wykorzystać do ucieczki. Przez długą chwilę nie wiedziałem, co się dzieje. Zdezorientowany, walcząc z wewnętrznymi drganiami i cząsteczkami, których część próbowała uciec w atmosferę, inne zaś wpadły w ruch obiegowy wokół jądra, nie wiedziałem nawet, czy oddalam się od zagrożenia, czy przy nim trwam. Chaos sprawiał, że ustała produkcja energii dla ochronnego pola elektrostatycznego, a to, co miałem w zapasie mogło wystarczyć tylko na chwilę. Wirowałem nieskładnie, targany wiatrem i rzucany na różne wysokości.
Uderzyłem w coś i poczułem, jak jakaś luźna siatka materii chwyta moje cząsteczki. Poddałem się temu świadom, że walka wyczerpie mnie do cna. Nieco zaskoczony spokojem, jaki mnie nagle otoczył, zacząłem analizować sytuację. Zawieszenie w materialnej strukturze chroniło mnie przed rytmicznymi uderzeniami powietrza, ale i wytłumiało nieco bodźce zewnętrzne. Temperatura lokalna była nieco wyższa od temperatury atmosfery tego dnia. Wyczuwałem źródło ciepła gdzieś z głębi. Bardzo ostrożnie zwiększyłem moc analizy.
• • •
A więc szedłem na spacer. Na spacer z człowiekiem – wczepiony w materiał jego ubrania. Dla ludzi może głupie w swojej prostocie, dla mnie oszałamiające odkrycie, które nagle pozwoliło mi względnie bezpiecznie i z naprawdę bliska ich obserwować.
W ciągu następnych godzin ustaliłem, że najbardziej ryzykownym momentem jest chwila splątywania się z materią. Problemem potrafiło być jej naelektryzowanie, ale i fakt, że jeśli zbliżyłem się za bardzo do ciała ludzkiego, mogłem być wykryty. Nie spodziewałem się wprawdzie świadomej wrogiej reakcji, ale nie byłem pewien, czy moje oddziaływanie – wyczuwane jako dotyk czy momentami ból – nie jest szkodliwe dla ludzi. Ich nauka mówiła zadziwiająco mało o oddziaływaniach specyficznych pól elektromagnetycznych na struktury organiczne.
• • •
Aya przez jakiś czas włóczyła się ulicami. Nieustannie oscylowała na granicy odklejenia od rzeczywistości, a po zawistnych spojrzeniach ludzi poznawała, że czuli to. Byli gotowi uczynić cokolwiek – choćby wezwać policję – byleby przygwoździć ją do szarego świata. Musiała się na to przygotować – dać sobie wewnętrzną przestrzeń do ucieczki. Na otworzenie sobie drogi psylocybami była za słaba – potrzebowała czegoś mniej wyrafinowanego, a dającego przejście do kolorowego, swobodniejszego świata.
Przy drzwiach mieszkania pojawiła się dwie godziny później. W torebce spoczywały trzy orzechy gałki muszkatołowej z jednego z nielicznych sklepów z przyprawami, którym Majka ufała. Kobieta weszła do przedpokoju i natychmiast spostrzegła ślady bytności Pawła. Błoto na podłodze, powywalane z szafy czapki i szaliki, zabrany plecak i opróżniona lodówka. „Także z rzeczy, których nie lubił. Gastro” – skonstatowała w myślach. Szła za jego znikającymi krokami ze świadomością, że odszedł na dobre. Niczego nie zniszczył, właściwie prawie niczego nie ukradł, ale coś groźnego zostało w atmosferze mieszkania. Aya wcisnęła do torby bieliznę i koszulę na zmianę. Potem schowała jeszcze tarkę do gałki i dwa jogurty. Obrzuciła wrogim spojrzeniem duże, zaścielone satynową pościelą łóżko i zrezygnowana wyszła. Przed klatką nagle uderzyło ją zimno. Na pierś i uda rozlało się dziwne mrowienie. Przycisnęła dłonie do brzucha – między rękawiczkami a paltem przeskoczyła iskierka. Majka wzięła kilka głębokich wdechów dla uspokojenia. Ktoś dawał jej coraz mniej czasu. W autobusie umalowała jeszcze usta mocno czerwoną szminką i poprawiła oczy. W ciemność piwnicy weszła wyszykowana, jak na randkę. Czuła zresztą, że idzie na spotkanie.
• • •
Uderzenia powietrza ustały. Kobieta, której towarzyszyłem, weszła gdzieś pod ziemię – przynajmniej tak wskazywała analiza natężenia pola elektromagnetycznego planety. Próbowałem już szukać kryjówek w takich miejscach, ale zawsze natrafiałem na niedogodności – ciągi powietrza, systemy nawiewów. A tutaj… Atmosfera była niemal nieruchoma. Unosiło się w niej wiele cząsteczek pyłów i innych zanieczyszczeń, co dawało może nie najwygodniejsze, ale stabilne otoczenie. Spokojnie upewniałem się w swoich obserwacjach – wolałem nie ryzykować kolejnych niespodzianek. Miałem przy tym czas, by przeanalizować osobę, która mnie tu sprowadziła. Ze względu na małą próbę nie umiałem jeszcze dobrze wnioskować o ludziach, ale podejrzewałem, że skoro kobieta wybiera miejsca tak odbiegające charakterystyką od typowych siedlisk ludzi, musi być dość szczególnym osobnikiem. Rejestrowałem więc ruchy, temperaturę, słowa i powoli dostrajałem systemy do głębszych analiz organicznych.
• • •
Aya usiadła na swoim menelskim posłaniu i otuliła się kocem. Dwójki jej współlokatorów nie było – najpewniej załatwiali wódkę z jakiejś mety albo mieli ten krótki okres żalu i próbowali wrócić do rodzin. Majka rozgrzała dłonie, po czym starannie starła wszystkie trzy orzechy i wymieszała je z jogurtem. Czuła się przytomna jak rzadko – uczucie odrealnienia mijało. Zdjęła płaszcz, potem sweter i koszulę – została w samym bieliźnianym topie i jeansach. Rozpoczęła ćwiczenia oddechowe, poświęcając każdemu wdechowi całą swoją uwagę. Nie zauważyła blasku latarki w dziurze prowadzącej do klitki ani dwóch postaci gramolących się do środka. Mężczyzna poświecił jej w twarz. W pierwszej chwili wybuchnął niekontrolowanym śmiechem na widok półprzymkniętych oczu kobiety i rozchylonych warg, spomiędzy których wydobywały się dziwne świsty. Wyglądała niedorzecznie. Po paru minutach jednak obraz zaczął wydawać się niepokojący, wreszcie przerażający. Aya nie przestawała, całkowicie obojętna na mignięcia światła po oczach i pijackie zaczepki.
– Wariatka – syknęła Julia.
Brak reakcji. Alkoholiczka szturchnęła Ayę, wreszcie odwróciła się do Kamila.
– Nnniech ona prze… stanie!
Mężczyzna ustawił się pomiędzy kobietami. Dziwacznej aury wokół Majki nie był w stanie zaćmić nawet wódczany rausz. Kamil czuł, że będzie źle, jeśli Julia wykona jakiś ruch.
– Przestań, kurwo! – ryknęła kobieta.
– Spokój! – odkrzyknął jej i wtedy Aya otworzyła oczy.
– Cisza. Nie chcecie mi tego przerywać.
W spojrzeniu i mimice miała coś takiego, że Julia przysiadła pokornie na ziemi. Jej facet wpatrywał się z czymś w rodzaju naiwnego podziwu dziecka w niebieskie oczy i podkreślone cieniami ostre rysy Ayi. Poczuł się mały i pusty. Majka dostrzegła w jego twarzy odbicie swojej siły. Sięgnęła po jogurt, cały czas patrząc na mężczyznę, jakby robiła coś nadzwyczajnie wzniosłego – kilka lat temu czułaby się śmieszna.
– Kiedyś pokażę wam moje światy, nie bój się. Ale teraz chcę zostać sama z trucizną.
• • •
„Światy” – zadrgało w powietrzu. Czyżby Ziemia miała w sobie coś, o czym nie wiedzieliśmy? Pozwalałem falom dźwiękowym drgać także w moich cząsteczkach. Nie rozumiałem ich jeszcze w pełni, ale otwierałem się na nie. Było to ciekawe doznanie. Kobieta przełknęła to, co nazywała trucizną. Położyła się na stercie papierów i koców. Pozwoliłem sobie wówczas oderwać się od materiału i spojrzeć na nią z góry.
« 1 2 3 4 5 6 11 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Bezsilność olbrzyma
— Adrianna Filimonowicz

W oczach gwiazd
— Adrianna Filimonowicz

Demony Witkacego
— Adrianna Filimonowicz

Strach przed deszczem
— Adrianna Filimonowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.