Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 9 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Grzegorz Wiśniewski
‹Wiedźmińska Opowieść Wigilijna›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorGrzegorz Wiśniewski
TytułWiedźmińska Opowieść Wigilijna
OpisGrzegorz „Greg” Wiśniewski kontynuuje swój cykl Opowieści Wigilijnych (zobacz: Obca opowieść wigilijna, Tolkienowska opowieść wigilijna, Imperialna opowieść wigilijna, Matrixowa opowieść wigilijna). Tym razem na tapetę trafił… Sami-Wiecie-Kto.
Gatunekfanfiction

Wiedźmińska Opowieść Wigilijna

Grzegorz Wiśniewski
« 1 2 3 4 5 »

Grzegorz Wiśniewski

Wiedźmińska Opowieść Wigilijna

Cisza zapadła jak skoble wrót na zamku królewskim.
– Śnieżynko - wykrztusił wreszcie Białobrody. - Idź zobacz, czy cię nie ma w kuchni.
Piękność oddaliła się posłusznie, pozwalając Pancie ukradkiem wstawić szczękę z powrotem w zawiasy.
– Więc to jednak prawda, co o tobie słyszałem - odezwał się Białobrody z tłumionym rozbawieniem
Wiedźmin z trudem nie uległ atakowi paniki.
– A co takiego słyszałeś?
Białobrody pozwolił sobie na frontalny uśmiech.
– Och, nic takiego. Podobno kobiety zwykły w twojej obecności rozbierać się do naga w kompletnie bezsensownych momentach.
– A słyszałeś może - Panta usiadł skonfudowany - co ja na takie zarzuty odpowiadam?
Białobrody zastanowił się chwilę.
– Owszem… - zaczął z namysłem - to szło jakoś… „To nie ja wymyśliłem ta scena i już!”
Panta spojrzał na niego kwaśno.
– Mniej więcej. A wracając do meritum…
– Tak, tak - Białobrodemu wróciła powaga. - Widzisz, problem polega na tym, że jak ty zapomnisz o takiej nieprzyjemnej sprawie, nie znaczy wcale, że twój zwierzchnik też. Często przypomina sobie o niej w najmniej odpowiednich okolicznościach. - Spuścił wzrok. -  Takich jak teraz.
– Coś kręcisz - rzekł Panta, wiercąc się na skórach. - Pozwól, że sobie to na głos wyprostuję. Miałeś doręczyć rózgi jakiemuś diabelskiemu pomiotowi. Olałeś sprawę, bo nie było z tego żadnej zabawy. Minęło trochę czasu i naczelnik przycisnął cię, żebyś wywiązał się ze swojej roboty… albo?
– Zaufaj mi. - Białobrody uniósł palec wskazujący. - Nie chcesz wiedzieć.
– Czegoś jednak nie rozumiem - Panta zastanowił się przez chwilę. - W jaki sposób chcesz jakiemuś niegrzecznemu bachorowi wystawić rachunek za rózgi nie doręczane przez ile…?
– Pięćdziesiąt osiem lat - podpowiedział Białobrody.
– Pięćdziesiąt oś…. ile? - Panta zacukał się - Pięćdziesiąt osiem lat!? Rany, stary, przez tyle czasu olewać sobie robotę? Ty to dopiero jesteś wyluzowany!
Białobrody uciekł wzrokiem.
– I w jaki konkretnie sposób - podjął wiedźmin - chcesz nadrobić ponad pół wieku zaległości w kwestii rózgi?
Panta miał wrażenie, że w nagłym uśmiechu na twarzy gospodarza pojawiło się coś drapieżnego. Bez zwłoki Białobrody zanurzył się w kącie za rzeźbionym krzesłem i jął intensywnie czegoś szukać.
– Ha! - zakrzyknął po kilku chwilach, wchodząc znów w krąg światła przy kominku. - Oto jest!
Panta wybałuszył oczy. Czyżby to, co tryumfalnie dzierżył gospodarz, miało być rózgą? Zgadzało się właściwie tylko tyle, że przedmiot ów był długi i prosty. Poza tym był jeszcze gruby jak męskie przedramię, zahartowany w ogniu, nabity ćwiekami i krótkimi kolcami. Czyjaś pomysłowa ręka natarła go na całej półtorametrowej długości roztworem fosforu, przez co cały jarzył się jak klinga z niebieskiego światła.
– To… - zaryzykował Panta - To jest rózga?
– Nic innego! - zapewnił Białobrody. - Wiedźminie, przedstawiam ci moją przyjaciółkę. To pulsacyjna rózga szturmowa M41A, zbalansowana na 95 zamachów. Weź do ręki, zobacz, jaka jest ciężka.
Podał rózgę wiedźminowi, który chwycił ją z krzepą, ale bez przygotowania. Koniec rózgi walnął z głuchym odgłosem w drewnianą podłogę.
– Rany… - Panta napiął się mocniej i uniósł pałę. - Czemu to tyle waży?
– Wlałem do środka pół puda ołowiu - przyznał szczerze Białobrody. - Dzięki temu efekty jej działania będą przyjmowane z większą powagą… Aha, nie baw się tą rękojeścią.
– Dlaczego?
– Wsadziłem w nią dwa condensatorre, każdy o mocy 10 000 węgorzy elektrycznych - w głosie gospodarza pobrzmiewała autentyczna duma. -  Jest naprawdę elektryzująca w użyciu.
Panta ostrożnie postawił rózgę i oparł się na niej, uważając na kolce.
– Ktoś naprawdę sobie nagrabił - wysapał w końcu. - Zgaduję, że chcesz, żebym ją doręczył. Komu?
Białobrody stropił się nieco. To był zły znak.
– Chamił. Alchemik słowa. Zamek ’Eritage - rzucił krótko.
Pięć sekund później wiedźmin był już przy drzwiach dworku, otwierając je szeroko i naciągając baranicę na grzbiet.
– Nie zostawiaj mnie z tym, nie zostawiaj! - Białobrody złapał go za ramię. - Miej litość, człowieku. Po ostatnich przygodach nie masz już reputacji, którą łatwo da się zszargać, zniszczyć czy zdeptać.
Panta gwizdnął na Ogródka.
– Nie ma mowy - odpowiedział. - Po tym co alchemik słowa ze mną zrobi…Nie! Nie chcę przejść do historii jako kompletny bambosz i palant, co to nawet jak człowiek mówić nie potrafi. Gdybyś poprosił o coś normalnego… Smoka z Samotnej Góry. Armię orków. Kolonię wampirów. Wtedy nie ma sprawy. Takie rzeczy robię od ręki. Ostatecznie one mogą zabić mnie najwyżej raz. Alchemik to co innego. Może zarżnąć tępym nożem, a potem wypchać fabularnie i pokazywać za pieniądze. Nigdy.
Ze stajni wybiegł Ogródek. Kiedy zatrzymał się obok wiedźmina, ten dostrzegł na czole konia parę pokręconych rogów.
– Nie do wiary - wycedził Panta. - Ten idiota się zaraził.
Białobrody wziął się pod boki.
– Przyjmiesz tę robotę - oświadczył pewnie.
– Tak? - Panta sprawdził popręg. - A kto mnie niby zmusi?
– Ty sam.
Wiedźmin zdębiał.
– Że jak?
– Pomyśl przez chwilę, wiedźminie - powiedział Białobrody bez uśmiechu. - Pomyśl o swojej przeszłości. Naprawdę sądzisz, że po tym, co pokazałeś ostatnio, ktokolwiek będzie chciał cię zatrudnić? Dać pieniądze za to, co niby najlepiej potrafisz? Nie zastanawiałeś się czasem, dlaczego cię jakoś ostatnio nie angażują? Bo jesteś już właściwie skończony. Zaszufladkowany, tak się to nazywa. Zapomnij o wszechstronności, zapomnij o nowych wyzwaniach. Teraz będziesz klepał tylko to, co ludziom się wydaje, że potrafisz. Skończyłeś się. Chyba że…?
Panta zamierzał wspiąć się na siodło, ale zamarł.
– Chyba że…? - zapytał gorzko.
Białobrody wyjął zza pleców rózgę.
– Chyba że zrobisz co do ciebie należy i pozwolisz działać legendzie.
Panta odwrócił się od konia i podszedł do gospodarza. Powoli wyciągnął rękę, chwycił rękojeść rózgi. Uniósł ją do pionu gwałtownym zrywem, aż powietrze zawtórowało ostrym „uuuoooosz!”, przelatując przez specjalne szpary na powierzchni rózgi.
– Niech będzie.
Białobrody znów pozwolił sobie na uśmiech.
– To będzie czterdzieści złotych suwerenów. Z góry - szybko dorzucił Panta.
– Ile? Mogę zapłacić osiem. Po robocie.
– Chcesz, żebym dokonał dla ciebie legendarnych czynów za osiem suwerenów? Zapomnij. Najmarniej dwadzieścia.
– Bohaterskich? Wchodzisz, wymierzasz, wychodzisz. Też mi bohaterstwo. Dziesięć.
– To może jednak sam pójdziesz? Zresztą, może być dziesięć. Ale jak wrócę, wypróbuję tę rózgę na tobie.
– …w zasadzie dwadzieścia nie brzmi tak źle.
• • •
Legendy krążyły o zamku ’Eritage od wieków.
Wielką, choć przysadzistą fortecę, zdobioną złotem, jaspisem i kością słoniową, wzniesiono pośrodku ubogiego pustkowia, wśród opustoszałych wiosek i  nędznych plantacji. Nic tutaj nie rosło i nie kwitło, żadne plony nie zasilały spichrzy, z żadnych kopalń nie płynęły bogactwa, jednak zamek ’Eritage kwitł i cały czas się rozwijał. W okolicy mawiano, że takie to już są na tym wzgórzu magiczne układy.
Panta wpierw zupełnie nie miał pomysłu, jak dostać się do środka. Ogródka zostawił w chaszczach na skraju lasu, pozwalając zwierzęciu ścierać świeżo nabyte rogi do upojenia. Sam z rózgą na plecach (Białobrody kategorycznie zakazał zabierać miecz - nie chciał ryzykować kolejnego męczennika) ruszył przez śnieżne równiny w kierunku ciemnej bryły zamku, gdzieniegdzie rozświetlonej pochodniami. Nad murami i dachami niższych budynków górowało kilka strzelistych wież. W najwyższej z nich - Panta był jakoś dziwnie przekonany - siedział alchemik słowa i plótł. Co plótł - lepiej chyba było nie wiedzieć. Po co bez potrzeby wpadać w przerażenie, nie?
« 1 2 3 4 5 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Tolkienowska opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Obca opowieść wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Matriksowa Opowieść Wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Imperialna Opowieść Wigilijna
— Grzegorz Wiśniewski

Tegoż twórcy

Esensja czyta: Listopad 2014
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Paweł Micnas, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Chwała ogrodów, błoto i morze
— Michał R. Wiśniewski

Kategoria A
— Michał R. Wiśniewski

Niewielka wojna
— Michał Kubalski

Noel Profesjonał
— Grzegorz Wiśniewski

Tygrys! Tygrys! Tygrys!
— Grzegorz Wiśniewski

Pies, czyli kot
— Grzegorz Wiśniewski

Dobrzy, źli ludzie
— Grzegorz Wiśniewski

Płomień Tiergarten
— Grzegorz Wiśniewski

Mój brat, Kain
— Grzegorz Wiśniewski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.