Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 4 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Joanna Krystyna Radosz
‹Pocztówka ze Sztokholmu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorJoanna Krystyna Radosz
TytułPocztówka ze Sztokholmu
OpisJoanna Krystyna Radosz (ur. 1992) – na co dzień doktorantka w Instytucie Filologii Rosyjskiej i Ukraińskiej UAM, gdzie zajmuje się między innymi folklorem i najnowszą literaturą rosyjską (w tym fantastyką). Pół życia poświęca pracy z tekstem. Pisze naukowo i nienaukowo, tłumaczy literaturę z angielskiego i rosyjskiego (zarówno new adult, jak i poważne historyczne opracowania o drugiej wojnie światowej), redaguje i robi korekty. Drugie pół życia oddaje rękodziełu i… sportowi, zwłaszcza temu na jednośladach z silnikami. Od ponad dekady zajmuje się dziennikarstwem żużlowym, współpracuje też z Fundacją Speedwaya wspierającą potrzebujące osoby ze środowiska „czarnego sportu”. Z połączenia literackiego zacięcia z żużlową pasją zrodziło się uniwersum sports fiction, do którego należą dwie opublikowane antologie opowiadań: „Czarna książka” (2016) oraz „Czarna książka. Zostać mistrzem” (2018), i w którym dzieje się akcja „Pocztówki ze Sztokholmu”. Pisuje również fantastykę, kryminały i opowiadania obyczajowe, które publikowała w kilku antologiach oraz w Internecie. W przygotowaniu ma także debiut powieściowy.
Gatunekobyczajowa

Pocztówka ze Sztokholmu

« 1 4 5 6

Joanna Krystyna Radosz

Pocztówka ze Sztokholmu

– To muszę intensywniej nad tym popracować – uśmiechnął się Paweł. – W Katowicach będzie czekać mój bus, masz do dyspozycji kanapę. Naprawdę dobrze się tam śpi. No i jakiś pokój we Wrocławiu, w hotelu powinno coś jeszcze być. Zawsze tak robimy z chłopakami, jak mamy ligę po Grand Prix – jak najszybciej do Polski i spanie przed meczem. Tobie też się przyda.
– Rozszalałeś się. – Franka pokręciła głową. – I to wszystko dla jednej dziennikarki? Wiesz, że jak się zgodzę, to przez następne dwa miesiące wszyscy będą plotkować o naszym romansie?
Paweł przeciągnął się, aż strzyknęły mu kości.
– Obchodzi cię to? – zapytał z niespodziewaną powagą. – Bo mnie już przestało. A gdyby twój mąż miał z tym problem, możesz mu powiedzieć, że to absolutnie niemożliwe, żebyśmy mieli romans, i możesz wyjaśnić, dlaczego.
Franka westchnęła. Nie sądziła, by Michał podejrzewał ją o romansowanie z wieloletnim kolegą ze środowiska, z miasta, z klubu. Jej mąż nie był wielkim fanem żużla, ale interesował się na tyle, by kojarzyć Pawła Gręźlika, kapitana Unii Leszno, sporo młodszego od Franki i wpatrzonego w nią z wdzięcznością chłopca, którym był, kiedy spotkali się po raz pierwszy. Nie podejrzewałby jej o gustowanie w takich żużlowcach ani w żużlowcach w ogóle.
W międzyczasie wrócił Marcin, też senny, i nawet na nich nie patrząc, rzucił się na stos plecaków obok Kamila. Elektroniczna tablica wskazywała, że do rozpoczęcia odprawy pozostało pół godziny – idealna chwila na drzemkę pozwalającą dożyć momentu zapięcia pasów na pokładzie samolotu.
– A tak serio – ciągnął Paweł, oparłszy się o zimną ścianę za ławą – chciałbym chociaż tak ci się odwdzięczyć za wszystko, co dla mnie zrobiłaś. Jak zostałem mistrzem świata, najbardziej bolało mnie, że nie mam twojego aktualnego numeru telefonu, żeby zadzwonić z podziękowaniami.
– Co ja takiego zrobiłam? – Otworzyła jedno oko. Drugiego się nie dało. Sen wyczuł słabszą chwilę przeciwnika i znów wczepił się w nią kurczowo, ale tym razem nie zamierzał odpuścić. Franka czuła, że choć ta rozmowa z Pawłem jest bardzo ważna, to za chwilę może się z niej wyłączyć i pójść w ślady pozostałych żużlowców.
– Pamiętasz ten wywiad po moim pierwszym Grand Prix?
Udało jej się zebrać siły, wyrwać na chwilę z łap snu i odpowiedzieć:
– Myślałam dziś o nim. Cieszę się, że został ci w głowie.
– Siedział w niej przez cały tamten sezon. – Słyszała jego głos przez coraz grubszą ścianę. – To, jak mnie potraktowałaś, kiedy spieprzyłem sprawę. Że nie naciskałaś, nie robiłaś reportażu z mojej histerii… Wiesz, że ja do tamtego dnia często, za często myślałem, że jestem za miękki do żużla? Tak właściwie… Dobra, jak mi obiecasz, że wrócisz do dziennikarstwa, to ci coś opowiem. I możesz skorzystać. Obiecujesz? – Z najwyższym trudem wykonała nieznaczny ruch głową, mający oznaczać twierdzące kiwnięcie. – Widzisz, Franka, ja kiedyś wcale nie o żużlu marzyłem, chociaż to dziwne, biorąc pod uwagę, że jestem dzieciakiem z Leszna. Ale jak byłem mały, to strasznie chciałem uprawiać… gimnastykę artystyczną. Zabij mnie, nie pamiętam, skąd mi się to wzięło, czy oglądałem jakieś występy gimnastyków w telewizji, czy mama zabrała mnie na pokaz. W każdym razie rozumiesz, tata nie był zachwycony, mówił, że to dobre dla pederastów, bo wtedy jeszcze się mówiło „pederastów”, a jak pytałem, co to słowo oznacza, to wyjaśniał, że to tacy… jak on to ujął?… „mężczyźni, którzy lubią udawać, że są kobietami”. No ale mniejsza o to. Nawet chodziłem, mimo sprzeciwu taty, do sekcji gimnastyki, było tam nas dwóch chłopaków, jeden miał taką delikatną urodę, wypisz-wymaluj Milutin, a drugim byłem ja. Wiecznie zdarte kolana od łażenia po drzewach, chuligańska mordka, te rzeczy. Pasowałem tam jak wół do karety, ale nawet mi się podobało. To było takie… inne. Artystyczne. Finezyjne. Ale potem się zorientowałem, że trzeba przestrzegać ścisłej diety przez całą karierę i trochę mi entuzjazm opadł… No dobra, tak szczerze to było jeszcze coś.
– Tak? – Franka nie wiedziała, jakim cudem udało jej się zebrać moce, żeby odpowiedzieć. Nie chciała, żeby Paweł myślał, że ona śpi, kiedy on się wywnętrza. Przecież nie spała. Słyszała każde jego słowo, całą opowieść, i żałowała, że nie jest w stanie zadawać pytań.
A może to i lepiej? Może potrzebował sytuacji, w której nikt nie będzie mu przerywać?
– Brakowało mi rywalizacji. Takiej bezpośredniej, łokieć w łokieć, adrenaliny, agresji. Nadal podoba mi się gimnastyka. I łyżwiarstwo figurowe. Lubię sportowców, którzy samym sportem opowiadają historie. Ale my, żużlowcy, też mamy swoje opowieści – o walce na śmierć i życie, do samej mety, o przezwyciężaniu rywali i samych siebie. Zabawne, nie? Z jednej strony potrzebuję pozytywnej agresji, z drugiej – wiem, kim jestem. Wiem, że poza wszystkim innym jestem po prostu wrażliwym chłopakiem. Kiedyś się bałem, że tacy ludzie nie mają czego szukać w tym sporcie.
Franka balansowała na granicy odmętu snu, lecz ostatnie słowa sprawiły, że wynurzyła się gwałtownie, niczym nurek pragnący zaczerpnąć powietrza. Otworzyła oczy, zamrugała od zbyt jaskrawego światła, potrząsnęła głową i tak szybko, jak tylko umiała, zaprotestowała:
– Nieprawda. Żużel potrzebuje wrażliwych chłopaków. Gdybyście tacy nie byli, pozabijalibyście się w walce. Gdybyście nie mieli w sobie gracji, każdy wyścig to byłaby tylko ucieczka najszybszego albo krwawa jatka. Wiem, że ty masz serce po właściwej stronie, Jodła – z trudem zmusiła zwiotczałe ciało do ruchu i odwróciła się ku śpiącemu smacznie Marcinowi – Kamil i Emil, nawet ten Lindmann, na którego tak psioczycie… Każdy na swój sposób, ale wszyscy jesteście wrażliwi. Gdybyście nie byli, nie jedlibyście razem kolacji po Grand Prix, tylko się nienawidzili. Gdybyście nie byli, nie potrzebowalibyście… takich dziennikarzy jak ja.
Ostatnie słowa zagłuszył kolejny komunikat metalicznego, bezdusznego głosu. No i trudno. Po minie Pawła, choć jego twarz rozmywała się przed oczami, Franka poznała, że usłyszał.
• • •
Gdy tylko przeciął metę ostatniego wyścigu, Paweł dźwignął motocykl na jedno koło i odjechał tak pół okrążenia, aż pod sektor najwierniejszych kibiców leszczyńskiej Unii, tych, którzy jeździli za swoją drużyną nie tylko do Wrocławia, ale nawet do odległego Gdańska. Kapitan zespołu z Leszna zeskoczył z maszyny i wdrapał się na okalającą sektor siatkę, by być jak najbliżej swoich kibiców, którzy tak jak on oszaleli z radości po awansie zespołu do finału Drużynowych Mistrzostw Polski.
Franka z odległości trybuny głównej obserwowała niewielką sylwetkę żużlowca i uśmiechała się do siebie. W chwili, gdy uradowany Paweł sforsował siatkę, a na tor wybiegli jego koledzy z drużyny, zdecydowani ruszyć w ślady kapitana, zawibrował telefon wciśnięty głęboko do kieszeni dżinsów dziennikarki.
Gratulacje! – pisał Michał. I co teraz? Wiadomość kończyła uśmiechnięta emotikona.
Zdążyła mu wszystko opowiedzieć krótko po wylądowaniu w Katowicach. Że wieczór skończył się zupełnie inaczej niż przypuszczała. Że spotkała żużlowców i namówili ją na wyjazd do Wrocławia. Że chyba właśnie tego potrzebuje. Odruchowo tłumaczyła się przed mężem, zawstydzona, że przedłuża swoją nieobecność. A on powiedział tylko: „to świetnie, baw się dobrze i powodzenia dla Pawła”, takim tonem, jakby przekazała mu najlepszą wiadomość świata. Usłyszała w jego głosie jeszcze jeden komunikat, niedopowiedziany: bądź szczęśliwa.
Była.
I co teraz? – powtórzyła w myślach i obejrzała się na siedzącą obok Agnieszkę, rzeczniczkę Unii Leszno. To znaczy: jeszcze rzeczniczkę. Brzuch Agnieszki był lekko zaokrąglony i gdyby France nie powiedziały, sama zainteresowana i prezes klubu, nie domyśliłaby się, że to ciąża.
– Będziesz mieć teraz sporo roboty – powiedziała do Agnieszki, wciąż zakłopotana tym, co usłyszała tuż przed meczem. – Zwłaszcza jak zdobędą złoto.
Każdy by chciał mieć takie „sporo roboty”! Rzeczniczka też, więc uśmiechnęła się szerzej.
– Nie, Franko. Jeżeli zdobędą złoto, to ty będziesz mieć sporo roboty.
– Jeszcze się nie zgodziłam zostać twoją następczynią.
– Spróbuj to powiedzieć Pawłowi.
Ostatnie słowa Agnieszki zagłuszyły chóralne śpiewy leszczyńskiej publiczności. Tymczasem prezes Łabędzka pojawiła się na dole trybuny i dała obu kobietom znak, by ruszyły za nią.
Franka wstała, strzepując z siebie kurz i resztki wątpliwości. Gdy Agnieszka i prezes zaproponowały jej – w obecności Pawła! – posadę rzeczniczki prasowej klubu, w pierwszym odruchu chciała odmówić. Bała się, że tak jak ktoś kiedyś odebrał jej miejsce w telewizji z powodu jej ciąży, tak teraz ona zajmie posadę Agnieszki. Ale na przemyślenia miała cały mecz i zrozumiała, że przecież nie musi tak być. Popracuje przez następny rok, wróci do żużla, a potem – kto wie, co przyniesie los? Może znajdzie dla siebie miejsce w dziennikarstwie, w nowej stacji albo w nowej redakcji, a może znowu nocą w Sztokholmie (lub gdziekolwiek indziej) spotka kogoś, kto podsunie jej pomysł na dalsze życie.
Nikt nie mógł przewidzieć, kto za dwa tygodnie zostanie Drużynowym Mistrzem Polski – a Unia Leszno i tak się cieszyła, jakby już zdobyła to złoto. A czy ktoś wie, co się może wydarzyć w ciągu całego długiego roku?
– Dobrze – powiedziała Franka, idąc korytarzem w stronę parku maszyn, gdzie miała znów spotkać kapitana Unii. – Ten argument mnie przekonał.
W głowie zaś zrodziła się myśl, że może faktycznie opowieść o prawdziwej twarzy Pawła Gręźlika to dobry pomysł na materiał zamykający sezon. Ale to, w przeciwieństwie do swojej decyzji, musiała jeszcze dobrze przemyśleć.
Września – Warszawa – Łódź – Poznań, listopad ’17 – luty ‘18
koniec
« 1 4 5 6
24 listopada 2018

Komentarze

30 III 2020   09:16:36

Ładne. Nieoczywiste.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Jacy dziwni ci Rosjanie…
— Agnieszka „Raven” Szmatoła

Mistrzowie czarnego sportu
— Magdalena Kubasiewicz

Dla fanów żużla
— Magdalena Kubasiewicz

W deszczu
— Joanna Krystyna Radosz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.