Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 2 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Agnieszka Hałas
‹Sen o lilii›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAgnieszka Hałas
TytułSen o lilii
OpisPo opowiadaniu „Kto się śmieje ostatni” to kolejny na łamach Esensji tekst o Krzyczącym w Ciemności, znanym doskonale z liczych publikacji „papierowych”…
Gatunekfantasy

Sen o lilii

« 1 2 3 4 6 »

Agnieszka Hałas

Sen o lilii

W końcu z pełnym zadowolenia westchnieniem odsunęła talerz, wytarty do czysta ostatnim kęsem chleba z makrelą. Nowy przyjaciel ogrzewał ręce o kubek z herbatą, z miną jakby nad czymś się zastanawiał.
– Właściwie, czemu by nie? – szepnął w pewnej chwili. Rozejrzał się; byli sami, spiczastoucha odmianka, która ich obsłużyła, poszła na zaplecze. Wyjął spod kurtki buteleczkę do połowy wypełnioną płynem, który lśnił łagodnym światłem niczym skroplony blask księżyca.
– Co to? – spytała bez tchu dziewczynka.
– Żywa woda. Jest w stanie uzdrowić z każdej choroby, każdego kalectwa. Pij, nie bój się.
Płyn smakował jak zwykła woda, tyle że bardzo zimna. Kanikeli przełknąwszy wzdrygnęła się, gdy jej ciało przeniknął lodowaty prąd. Spojrzawszy na swoje nogi rozczarowała się; nie było widać żadnej różnicy.
– Kości nie naprawiają się tak od razu – wyjaśnił żmij, odgadując jej myśli. – Musisz poczekać z miesiąc, może dwa… Tym lepiej, nikt się nie zorientuje. Co by było gdybyś ni z tego, ni z owego wróciła do domu zdrowa? Czekaj, tu masz coś jeszcze. Trzymaj i nie zgub.
Oczy Kanikeli rozbłysły na widok złotej monety, wartej więcej, niż świece, które jej skradziono. Teraz musiała tylko wymyślić jakieś naprawdę dobre kłamstwo.
Drgnęła, ale nie cofnęła się, kiedy człowiek w czerni ujął ją za ramię. Popatrzyła na niego ufnie.
– Zapomnij – szepnął, przesuwając dłonią przed jej oczami.

2. Drugie spotkanie
Przyjęcie było z gatunku tych, których Krzyczący w Ciemności, nie rozmiłowany w zbytku i nie cierpiący ostentacji, szczerze nie znosił.
Yeri, jedyna córka grafa Amavey, niedawno zadebiutowała na salonach Eume. Jej wdzięki wzbudziły nader żywe zainteresowanie samego księcia Imaveda. Moralność w wyższych sferach stanowiła pojęcie bardzo względne, przeliczalne na złoto i tytuły, toteż graf udawał, że o niczym nie wie, a po cichu był jak najbardziej za.
Jednak dalszy rozwój wydarzeń zaskoczył wszystkich. Zaledwie po miesiącu książę zdecydował się na separację z żoną, z którą miał dwóch dorastających synów. To już było coś naprawdę bardzo niezwykłego. W wyższych sferach nikogo nie dziwiło posiadanie kochanek i kochanków, podobnie jak małżeństwa istniejące tylko na papierze – unie majątków tudzież nazwisk. Ale separacja? Po miesiącu? Dla jakiegoś podlotka?
Ilustracja: <a href=mailto:a_wawrzaszek@wp.pl>Artur Wawrzaszek</a>
Ilustracja: Artur Wawrzaszek
Na swoje nieszczęście księżna pochodziła ze znamienitego co prawda, lecz zubożałego rodu. Nie miała krewnych na tyle wpływowych, by mąż musiał się z nimi liczyć, i nie wniosła w posagu tak wielkiego majątku, by przejmował się jego utratą. Z kolei rodzina Amavey, choć o mniej znakomitych korzeniach, posiadała i rozległe dobra, i wpływy na kilku dworach. Więc nie chodziło bynajmniej li tylko o urodę młodziutkiej Yeri.
Tym silniej zraniona została duma własna księżnej.
Urodziny Yeri przypadały na noc letniego przesilenia. Książę postanowił wyprawić dla niej z tej okazji wspaniały bal w swojej rezydencji. Powszechnie uważano, że to może być preludium do rozwodu z podziałem majątku i pozbawieniem synów prawa do tytułu oraz ogłoszenia zaręczyn z młodziutką faworytą.
Graf Amavey obawiał się o córkę. Podstępem i przekupstwem zdobył niejasne, lecz niepokojące informacje, z których wynikało, że księżna szykuje zamach na rywalkę. Jakaż okazja mogła być lepsza, niż ów właśnie bal.
Zasugerowanie księciu, aby przyjęcie odwołał, nie wchodziło w grę. Najbardziej oczywistym wyjściem byłoby wynajęcie dublerki, ale na to graf nie chciał się zgodzić ze względu na ryzyko. Nie przemawiał do niego argument, że wielu ubogich rodziców chętnie poświęciłoby jedną z córek, gdyby to oznaczało, że reszta dzieci będzie mieć zapewniony chleb. Krzyczący w Ciemności, choć to on podsunął pomysł z dublerką, po cichu pochwalał decyzję grafa.
Ostatecznie stanęło na tym, że żmij został wynajęty, aby ochraniać Yeri Amavey. I takim to sposobem w noc letniego przesilenia wylądował z pozłacanym bilecikiem wstępu w książęcej rezydencji nad Zatoką Snów, kilkadziesiąt mil na zachód od Eume. Odrzucając uprzejmą ofertę grafa, gotowego pomóc w stworzeniu kamuflażu, zjawił się we własnym, nienagannie czystym, ale skromnym czarnym ubraniu i białej koszuli. Iluzją zasłonił blizny na policzku, postarzył się odrobinę i sprawił, że ciemne włosy wydawały się szpakowate. Jednym słowem – wcielił się idealnie w rolę preceptora, ściągniętego na przyjęcie tylko po to, by dyskretnie miał oko na którąś z bogatych latorośli.
Panna Amavey, delikatna, czarnowłosa, odziana w pieniste koronki, jako jedna z nielicznych kobiet wystąpiła bez korygującej rysy symbiotycznej maski i wywarła, trzeba przyznać, olśniewające wrażenie. Płynęła u boku księcia, rozdając naokoło uśmiechy, jakby już widziała przed swoim imieniem tytuł księżnej.
Żmij z kieliszkiem w ręku wyszukał sobie dogodny punkt obserwacyjny na galerii. Siedząc przy samej barierce, nieco schowany za bujną palmą w ozdobnej donicy, miał doskonały widok na wszystko, co się działo na dole.
Wyglądało na to, że graf uprzedził córkę, aby się pilnowała. Nie utrudniała żmijowi zadania, mieszając się z największym tłumem. Wyraźnie manewrowała tak, aby usadowić się w jakimś cichym zakątku i skłonić ukochanego, by poświęcił uwagę tylko jej. Książę w końcu delikatnie się zniecierpliwił; pocałował ją w policzek i odszedł, by wdać się w rozmowę z grupką wojskowych. Yeri dla odmiany otoczyło stadko przyjaciółek, kolorowych i rozgadanych jak papużki.
Wyglądało na to, że wszystko jest tak, jak być powinno. A jednak Krzyczącego dręczyło nieuchwytne uczucie niepokoju. Sączył najlepsze wino z książęcych piwnic, ledwie czując jego smak, i mrużąc oczy przepatrywał tłum w poszukiwaniu możliwych źródeł zagrożenia.
Nagle jego uwagę zwróciła dziewczyna o płomiennie rudych włosach, w ciemnozielonej sukni z brokatowymi rękawami. Też należała do tych nielicznych odważnych, które się pojawiły bez masek, a jej twarz wyglądała jakoś dziwnie znajomo. Gawędziła z mężczyzną w peruce, którego oblicze połyskiwało perłową warstwą symbiontów, a gdy zagrano walca, przyłączyła się do niego na parkiecie.
Tańczyła z gracją nimfy, lecz gdy szła, utykała nieznacznie, prawie niedostrzegalnie. Teraz był już pewien, że się nie myli.
Ona tutaj, w aksamitach i klejnotach. Jak to się dziwnie losy plotą…
Nagłe, ostrzegawcze ukłucie czerni w jego głowie przegnało wszelkie myśli poza jedną. Żmij poderwał się, skoczył w kierunku schodów, roztrącając gości.
Razem z innymi z parkietu schodził człowiek w złotej masce i szkarłatnym kaftanie, nieco zbyt krzykliwym jak na wymogi elegancji. Jednak tym, co go najbardziej wyróżniało z tłumu, była aura, brzydka aura determinacji.
Mijając grupkę dziewcząt nieoczekiwanie odwrócił się, szybko jak wąż. W jego ręku błysnęło coś szklanego… Yeri instynktownie zrobiła unik, chowając się za smukłą blondynką w błękitach. Ciśnięty płyn wylądował na twarzy, dekolcie i sukni tej dziewczyny.
W tej samej sekundzie żmij uaktywnił zaklęcie, które na mgnienie oka wypełniło powietrze iskrami i wonią siarki. Wysiłek był olbrzymi – pociemniało mu przed oczami, wsparł się ciężko o poręcz schodów. Nie miał czasu dbać o to, czy ktoś zwrócił na niego uwagę. Zmusił się, żeby przełamać słabość, popatrzeć w dół, myśląc tylko o jednym – czy zdążył.
Wokół dziewcząt gromadził się krąg przerażonych gości.
– Medyka! – krzyknął ktoś. Zawtórował mu drugi, pełen rozpaczy głos.
– Isabel!
Przez tłum przepychał się siwowłosy mężczyzna w wojskowym galowym mundurze. Chwycił dziewczynę w błękitnej sukni za ramiona, potrząsnął nią.
– Isabel, spójrz na mnie…
Obrócił ją ostrożnie ku światłu, odgarnął z twarzy mokre włosy.
– To woda – szepnął z niedowierzaniem. – Tylko woda…
U ich stóp witriol z sykiem przeżerał kosztowny dywan i parkiet.
Jakby dopiero teraz uświadomiła sobie, co ją ominęło, Isabel histerycznie się rozszlochała.
Krzyczący w Ciemności otarł z czoła pot. Popatrzywszy ponownie w dół zaklął cicho; szkarłatny kaftan i złota maska leżały na parkiecie. Człowiek, który je nosił, ulotnił się w zamieszaniu.
Kątem oka żmij złowił kilka podejrzliwych spojrzeń. Nadeszła pora, żeby się dyskretnie wycofać. Jeśli kręcili się tu jacyś słudzy srebra…
Z galerii prowadziły w głąb rezydencji dwa korytarze. Wybrał ten węższy i słabiej oświetlony. Wyminął dwóch służących niosących tace z ciastem, jakąś rozmigdaloną parkę, skręcił za róg. Pusto. Odetchnął, ale w sekundę później zesztywniał, słysząc za sobą głos.
« 1 2 3 4 6 »

Komentarze

27 II 2013   13:15:38

Jestem pierwsza? Naprawdę? Cóż, w takim razie powiem, że mam nadzieję nigdy tego Żmija nie spotkać. Za bardzo by mi się spodobał.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Innego końca świata nie będzie
— Miłosz Cybowski

Brune, gdzie jesteś?
— Marcin Mroziuk

Gdy tropikalny raj staje się piekłem na ziemi
— Marcin Mroziuk

Groza na rajskich wyspach
— Anna Nieznaj

Esensja czyta: Marzec 2017
— Dawid Kantor, Daniel Markiewicz, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Styczeń 2017
— Miłosz Cybowski, Dawid Kantor, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Osty kłują
— Magdalena Kubasiewicz

I potępieni mogą marzyć
— Marcin Mroziuk

Esensja czyta: Sierpień 2015
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Marcin Mroziuk, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Esensja czyta: Kwiecień 2015
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Marcin Mroziuk, Joanna Słupek

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.