WASZ EKSTRAKT: | |
---|---|
Zaloguj, aby ocenić | |
Autor | Agnieszka Hałas |
Tytuł | Sen o lilii |
Opis | Po opowiadaniu „Kto się śmieje ostatni” to kolejny na łamach Esensji tekst o Krzyczącym w Ciemności, znanym doskonale z liczych publikacji „papierowych”… |
Gatunek | fantasy |
Sen o liliiAgnieszka HałasSen o liliiDom Lahouri w Kang słynął z rozrywek, jakie oferowała znudzonym arystokratom o specyficznych gustach. Przede wszystkim oferowała dzieci, ale nie tylko. Na koneserów czekały u niej również dorosłe profesjonalistki wyćwiczone w nietypowych usługach, odmianki o dziwnej anatomii, a wreszcie – wachlarz bardzo odważnych propozycji dla tych, którzy lubowali się w zadawaniu bólu. Podobno więcej niż raz zdarzyło się, że dziewczynę okaleczono w jej przybytku nożem albo zachłostano na śmierć. Za pozwoleniem właścicielki i oczywiście za niebotyczną opłatą. Żmij znał to miejsce i znał Lahouri, bo musiał znać, ale nie prowadził z nią interesów. Raz wyświadczył jej przysługę i został sowicie wynagrodzony. Złoto przyjął, lecz gdy zaproponowała mu dodatkowo wieczór z jedną z dziewcząt, zimno odmówił. Nie sądził, że jeszcze kiedykolwiek tu wróci. Dom, położony w jednej z podlejszych dzielnic, górował nad otaczającymi budynkami – okazały, z kolumnami przy wejściu. Tego wieczoru, jak co dzień, latarnie zapraszająco płonęły nad bramą, przed którą stało kilka powozów. W saloniku na parterze panowała zwodniczo przyjazna atmosfera. Wystrój wnętrza niczym się nie różnił od spotykanego w zamożnych mieszczańskich domach. Lahouri – dobrze trzymająca się kobieta w średnim wieku, z mocno upudrowanymi włosami – siedziała przy stoliku, a naprzeciwko niej dwóch elegantów w symbiotycznych maskach. Pośrodku szylkretowego blatu błyszczał pokaźny stosik złotych monet; widać uiszczano właśnie opłatę lub dopiero negocjowano cenę. Kiedy drzwi niespodziewanie się otworzyły, poderwali się wszyscy troje; jeden z gości zamarł z otwartymi ustami, drugi z przekleństwem dobył szpady. Mieli prawo się przestraszyć. Krzyczący w Ciemności wyglądał jak upiór, z ziemistą, mokrą od potu twarzą, na której blizny uwydatniły się bardziej niż kiedykolwiek. – Przyprowadziłem ci prezent, Lahouri – powiedział cicho. Pstryknął palcami i zza jego pleców wyłoniła się rudowłosa dziewczyna. Blada jak płótno, poruszała się niezgrabnie niczym kukiełka na sznurkach. Na skinienie żmija, potykając się, wyszła na środek komnaty. – Nie posiada własnej woli. – Głos Krzyczącego brzmiał chrapliwie. – Jest związana czarem posłuszeństwa, którego na pewno sama nie złamie. Będzie wykonywała twoje polecenia. – Wszelkie polecenia? – upewniła się Lahouri z uśmiechem godnym hieny. – Wszelkie. To znaczy, że musisz uważać, bo jeśli jej rozkażesz na przykład skoczyć z okna, usłucha. Zostawiam ci ją, zrób z nią, co chcesz. Tylko przerażone oczy wskazywały, że rudowłosa wszystko słyszy i rozumie. – Ładny podarek, magu. – Właścicielka domu uniosła brwi. – Na tyle ładny, że wybaczę ci, żeś tak niegrzecznie tu wtargnął. Ale na drugi raz, jeśli łaska, nie wchodź bez zapowiedzi. – Nie ma obawy. – Twarz żmija nagle wykrzywił tik, tak mocno, że miał problemy z artykułowaniem słów. – Ja tu nie przyjdę… nigdy więcej. Nie, chciała krzyknąć Kanikeli, błagam, nie zostawiaj mnie tu… Ale z jej gardła wydobył się jedynie zdławiony jęk. Krzyczący w Ciemności wyszedł, nie oglądając się. Stuknęły zamykane drzwi. Goście Lahouri już zbliżali się, szczerząc zęby. Nie, chciała szepnąć. Ale nie mogła. • • • Odźwierny nazywał się Bhagat i był – a przynajmniej starał się być – uczciwym człowiekiem w parszywym świecie. Pracował dla Lahouri tylko dlatego, że z czegoś trzeba żyć. Żmija poznał od razu, choć widział go wcześniej tylko raz, i nie odważył się go nie wpuścić. Nie należał do strachliwych, ale żółte płomyki w oczach ka-ira wystarczyły, aby rozsądek wziął górę; zresztą widok obezwładnionej czarami dziewczyny był aż nadto wymowny. Bhagat odczekał długą chwilę, żeby się uspokoić, potem podążył w ślad za nieproszonymi gośćmi, aby upewnić się, że pani nic nie grozi. Ledwie wszedł na piętro, dostrzegł sylwetkę w czarnym odzieniu. Krzyczący w Ciemności stał przy stoliku w rogu korytarza. Trzęsącymi się rękami rozplątywał rzemyki sakiewki, z której następnie wyjął lufkę i ozdobne puzderko. Wysypał na lakierowany blat porcję białego proszku. Dawka wystarczyłaby, żeby pozbawić świadomości dwóch takich olbrzymów, jak Bhagat. Żmij zażył wszystko za jednym wdechem i nawet się nie wzdrygnął. – Nie wnikam, czemu jej to robisz – powiedział wolno odźwierny, wskazując głową drzwi, zza których dobiegały teraz drwiące nawoływania oraz śmiech Lahouri i jej gości. – Mniemam, że masz powody. – Słusznie mniemasz. – Krzyczący w Ciemności jak gdyby nigdy nic schował puzderko do sakiewki, a sakiewkę w zanadrze. Zacisnął pas, naciągnął kaptur. Z nosa spłynęła odrobina krwi; otarł ją nadgarstkiem. Ręce już mu się nie trzęsły – jedyny znak, że narkotyk zaczął działać. Bhagat przesunął się o krok, blokując korytarz. Przewyższał żmija o ponad głowę i ważył pewnie ze dwa razy więcej. – Ta mała… Wiesz, co teraz z nią będzie? – Wiem. – Tylko ostatni podlec tak postępuje. – Przyjmuję do wiadomości. A teraz mnie przepuść, jeśli łaska. – Tylko ostatni podlec – powtórzył z naciskiem odźwierny, nie ruszając się z miejsca. Ale po broń nawet nie próbował sięgać. I bardzo słusznie. Obaj wiedzieli, że nawet półżywy od narkotyków ka-ira nie z takim przeciwnikiem jest w stanie sobie poradzić w parę sekund. Żmijowi tego wieczoru nie zbywało na cierpliwości. Uniósł ręce. – Skoro taki z ciebie obrońca niewiast, wyzwij mnie na pojedynek, jeśli chcesz. Śmiało! Bhagat zaklął, mimo woli cofając się o krok. Bez dalszych uwag stanął bokiem, zwalniając przejście. Krzyczący w Ciemności z pogardliwym prychnięciem wyminął go i zszedł po schodach. Na dole odwrócił się raz jeszcze, od niechcenia podrzucając sztylet. – Jeśli się dowiem, że ktoś ją wykupił od Lahouri… wrócę tu. – Zdradziła? – spytał słodko Bhagat, przechylając się przez poręcz. – Dlatego to wszystko? Chłopcze, coś ci powiem. Jesteś żałosny. W żmiju coś pękło. Z furią rąbnął się pięścią w twarz, raz, drugi, trzeci, czwarty… W końcu przestał, ciężko oddychając. Olbrzym splunął. – Ulżyło? To zabieraj się stąd wreszcie, świrze. Barierka stanęła w płomieniach. Bhagat odskoczył od niej, klnąc. Zaczerpnął tchu, żeby krzyczeć na alarm – jeszcze chwila, a zajmie się dywan i obicia na ścianach – ale ogień zgasł równie nagle, jak się pojawił, tylko na rękach odźwiernego formowały się bąble. Żmija już nie było, wyszedł, roztapiając się w mroku. |
Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.
więcej »— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.
więcej »...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak
Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak
Innego końca świata nie będzie
— Miłosz Cybowski
Brune, gdzie jesteś?
— Marcin Mroziuk
Gdy tropikalny raj staje się piekłem na ziemi
— Marcin Mroziuk
Groza na rajskich wyspach
— Anna Nieznaj
Esensja czyta: Marzec 2017
— Dawid Kantor, Daniel Markiewicz, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski
Esensja czyta: Styczeń 2017
— Miłosz Cybowski, Dawid Kantor, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski
Osty kłują
— Magdalena Kubasiewicz
I potępieni mogą marzyć
— Marcin Mroziuk
Esensja czyta: Sierpień 2015
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Marcin Mroziuk, Agnieszka ‘Achika’ Szady
Esensja czyta: Kwiecień 2015
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Marcin Mroziuk, Joanna Słupek
Jestem pierwsza? Naprawdę? Cóż, w takim razie powiem, że mam nadzieję nigdy tego Żmija nie spotkać. Za bardzo by mi się spodobał.