Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 15 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Agnieszka Hałas
‹Sen o lilii›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAgnieszka Hałas
TytułSen o lilii
OpisPo opowiadaniu „Kto się śmieje ostatni” to kolejny na łamach Esensji tekst o Krzyczącym w Ciemności, znanym doskonale z liczych publikacji „papierowych”…
Gatunekfantasy

Sen o lilii

« 1 3 4 5 6 »

Agnieszka Hałas

Sen o lilii

– Czemu nie ja? – powtórzyła.
Potrząsnął lekko głową, ale potem się uśmiechnął. Marzyciel, łatwo daje się oszukać, pomyślała smutno. Bo przecież w rzeczywistości musiała się przełamywać, robić dobrą minę do nie tak dobrej gry. Przy tak bliskim kontakcie z czarnym magiem nie dało się nie wychwytywać aury, którą wyobraźnia, nieproszona, przetwarzała na obrazy budzące atawistyczny dreszcz obrzydzenia i grozy. Jaskinie, lochy, katownie, po których miotał się potwór z żółtymi źrenicami – wężowa, upiorna jaźń ka-ira… Ale też Kanikeli wiedziała, jak wytłumić zwidy, skupiając się na tym, co rzeczywiste. Przyjemne.
Trochę wzruszona, a trochę rozbawiona jego powściągliwym zachowaniem, sama rozsznurowała suknię do końca, pozwalając jej zsunąć się z ramion. Nie nosiła pod spodem gorsetu, jedynie białą jak śnieg halkę na ramiączkach.
– A ty co? Zamierzasz tak siedzieć i patrzeć?… – Nie zareagował, więc zaczęła się bawić guzikami jego koszuli, rozpinając jeden za drugim. Ku jej zdumieniu powstrzymał ją.
– Nie kuś, kusicielko – szepnął, całując ją w policzek i zapinając koszulę z powrotem.
– Bo się obrażę – uniosła brwi. Uśmiechnął się melancholijnie, przepraszająco.
– Opium… – skłamał; tak naprawdę przestraszył się, ostrożność wzięła górę. – Ubierz się, bo zmarzniesz. Posiedź tu chwilę ze mną, to wystarczy.
• • •
Otworzył oczy, wyrwany jakimś szelestem z zamyślenia. Nasłuchiwał chwilę, ale wokół panował spokój. Widmowy księżyc Zandorry zniżył się, znak, że śpiewające lilie wkrótce umilkną. Pora wracać do świata ludzi, gdzie zapewne wstaje już ranek.
Kanikeli spała, wsparta o niego. Objął ją, ostrożnie, żeby się nie zbudziła. Jeszcze nie wiedział – nie zastanawiał się – co dalej.
Po raz pierwszy od bardzo dawna znów czuł się oczyszczony, wolny od czerni.
• • •
Gdy się obudziła, świtało. Leżała na sofie, okryta kocem. W pokoju było ciepło, ogień pochłaniał świeżo dołożone polana. Żmij wyciągnął się na podłodze przed kominkiem, podkładając ręce pod głowę. Uśmiech błąkał się po jego twarzy.
Wstając, Kanikeli zachwiała się, musiała się oprzeć o ścianę. Czuła się tak zmęczona, jakby przez całą noc coś wysysało z niej krew, kropelka po kropelce.
Podniósł na nią przepraszający wzrok.
– Zaraz sobie pójdę, bez obawy. Czekałem tylko, aż się zbudzisz. Ale wrócę, możesz mi wierzyć.
– To znaczy?
– A jak sądzisz? Nie zostawię cię tu na długo. Jeśli podtrzymujesz to, co powiedziałaś wczoraj… – Zamyślił się, potem pstryknął palcami. – Zobaczymy. Coś wykombinuję.
Kanikeli odgarnęła do tyłu splątane loki i też się uśmiechnęła. Należała do kobiet, którym ani zmęczenie, ani włosy w nieładzie i wymięta suknia nie są w stanie ująć czaru i pewności siebie.
– Co powiesz na śniadanie?
– Nie po opium. Nie rób sobie kłopotu.
– Ale herbatę wypijesz?
– Chętnie.
Wyszła, zostawiając go sam na sam ze zgiełkiem myśli. Czuł się bardzo dziwnie, oszołomiony, jakby cała wiedza i chłód maga nagle go opuściły – jednocześnie szczęśliwy i pełen strachu. Co teraz? Marzenia to jedno, ale rzeczywistość…
Zegar uderzył. Trzynaście razy. Choć nigdy nie wierzył w przesądy, Krzyczący nagle poczuł trzeźwiące, chłodne ukłucie niepokoju.
Za długo jej nie było.
Kanikeli wróciła z herbatą. Postawiwszy tacę na stole, wyjęła z kieszeni buteleczkę z ciemnego szkła i odmierzyła kilkanaście kropel do jednego z kubków, który następnie podała żmijowi.
– A to co znowu? – zmarszczył brwi.
– Coś, co ci pomoże rzucić to świństwo – odparła ze spokojem. – Nie mogę patrzeć, jak sobie niszczysz zdrowie.
Nieufnie wciągnął gorzkawy, przyjemny aromat. Rozpoznał pięć różnych ziół. W tym istotnie naloksis, zapobiegającą objawom głodu po odstawieniu opiatów, ale również goździki i anyż, dodane tylko po to, żeby zamaskować zapach dwóch pozostałych. Jego oczy zwęziły się, ale dziewczyna tego nie spostrzegła.
Udał, że pije. Tak jak się spodziewał, nie miała odwagi przyglądać mu się zbyt uważnie. Błąd, Kanikeli, błąd, moja miła. Musisz się jeszcze sporo nauczyć.
Wstała raptownie i wyszła. Żmij odstawił kubek. Odczekał chwilę, po czym poszedł za nią, ciszej niż duch. Wystarczyło, że zamknął oczy i już wiedział, do którego pokoju weszła.
A razem z nią znajdował się tam ktoś jeszcze, ktoś, czyja aura parzyła srebrem.
Krzyczący w Ciemności stanął za drzwiami i czekał, tak spokojny, że jego samego to przerażało. Już wiedział. Ale i tak zmroziło go, gdy usłyszał jej cichy głos, prawie szept.
– Zrobiłam, jak kazałeś, panie. Podałam mu środek usypiający dar.
– Świetnie, moja droga – zamruczał niewidoczny mag. – A teraz…
Nie było mu dane dokończyć. Drzwi otworzyły się.
Żmij zaledwie zarejestrował wzrokiem Kanikeli, która zamarła w pół ruchu, rozwierając usta do krzyku, który nigdy nie zabrzmiał. W miejscu, gdzie powinna się znajdować tafla zwierciadła, kłębiła się mgła… Z rąk Krzyczącego chlusnął szkarłatny ogień, trafiając w sam jej środek. Rozległ się zniekształcony przez odległość, skrzeczący wrzask, urwany gwałtownie. Na posadzkę znikąd posypały się odłamki szkła; zwierciadło zmaterializowało się ponownie, pokryte siecią pęknięć, kilku dużych fragmentów brakowało.
Mimo że przejście zamknęło się, w powietrzu trwała słaba woń spalonego mięsa. Nie użył zwykłego ognia i mag po drugiej stronie lustra, jeśli przeżył, spędzi miesiące w bandażach nasączonych oliwą, choćby leczyli go najlepsi uzdrowiciele.
Kanikeli ciężko oparła się o ścianę. Podniosła ręce i wpatrywała się w nie tak, jakby nie wiedziała, co widzi. Choć stała o krok od zwierciadła, płomienie nie uczyniły jej najmniejszej krzywdy, ale w szoku nie uświadamiała sobie tego.
Żmij dwoma krokami przemierzył dzielącą ich odległość. Pisnęła, gdy chwycił ją za ramię, bezskutecznie próbowała się wyrwać.
– Rozumiem, że mogłaś mnie uważać za naiwnego – ale żeby aż tak? I dlaczego nie od razu, po co był ten teatrzyk wczoraj? – Głupie pytanie; oczywiście, żeby uśpić jego czujność. – Kanikeli… do diabła… czemu?
Pod rudowłosą ugięły się kolana. Chwycił ją zanim upadła.
– Czemu? – powtórzył, już całkiem cicho. Spojrzała na niego z twarzą zalaną łzami. Była dobrą aktorką, ale jego naiwność przeceniła po raz kolejny. Z zimną furią pomyślał, że spryciara będzie teraz grać ofiarę, małą skrzywdzoną dziewczynkę. Nie pomylił się.
– Zorientowali się… nic się przed nimi nie ukryje, mają oczy i uszy w całym mieście… Dali mi wybór, współpraca albo więzienie… loch, z bandytami… piętno na czole…
Żmij nie słuchał, w jej ogarniętym paniką umyśle mógł czytać jak w otwartej książce. Już wiedział, że kłamała, że sama poszła do nich, skuszona obietnicą bajecznej nagrody. Pięćset tysięcy leri – a srebrni mistrzowie omamiania sumień utwierdzili ją w przekonaniu, że czyni dobrze. Drobny podstęp w słusznej sprawie…
Gdyby drążył głębiej, znalazłby jeszcze inny powód. Myśli, które ją dręczyły w długie bezsenne noce po śmierci męża – że to kara Zmroczy za to, że w dzieciństwie została uleczona mocą czerni, za żywą wodę ofiarowaną przez przeklętego… Ale nie miał siły drążyć, dociekać motywacji. Łatwiej było przyjąć najprostsze wytłumaczenie, to, które najbardziej bolało.
Raczej wyczuł niż dostrzegł podejrzany, szybki ruch. Kanikeli nie doceniła jednak refleksu żmija. Złapał ją za nadgarstek i z całej siły wykręcił rękę, aż z okrzykiem bólu rozwarła palce.
Na ziemię upadł sztylecik o klindze ze srebra, pokrytej tajemnymi znakami. Środek bezpieczeństwa na wypadek, gdyby wywar nie podziałał… Twarz Krzyczącego stężała.
– Szkoda… – szepnął zduszonym głosem, unosząc dłoń.
Oczy dziewczyny rozszerzyły się w oczekiwaniu na ognisty pocisk. Ale z palców żmija strzeliły sine iskry czaru paraliżującego. Potem przycisnął ręce do jej skroni i czerpał, póki nie straciła przytomności.

4. Koniec snu
« 1 3 4 5 6 »

Komentarze

27 II 2013   13:15:38

Jestem pierwsza? Naprawdę? Cóż, w takim razie powiem, że mam nadzieję nigdy tego Żmija nie spotkać. Za bardzo by mi się spodobał.

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Na ścieżce ku kosmicznemu Samhdi-Ra
Marcel Baron

11 V 2024

Dokądkolwiek wyruszysz, Adnana, będziesz w samym sobie. Nie ma innej drogi, by osiągnąć Samhdi-Ra, niż wyrzec się siebie w ogniu Modi-jana-Sy. Będziesz więc wędrował w czasie i przestrzeni, tak naprawdę jednak nie poruszysz się ani o jeden atom. A potem wrócisz ze swojej podróży wzbogacony tylko o ciężar nowych doświadczeń.

więcej »
Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Innego końca świata nie będzie
— Miłosz Cybowski

Brune, gdzie jesteś?
— Marcin Mroziuk

Gdy tropikalny raj staje się piekłem na ziemi
— Marcin Mroziuk

Groza na rajskich wyspach
— Anna Nieznaj

Esensja czyta: Marzec 2017
— Dawid Kantor, Daniel Markiewicz, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Esensja czyta: Styczeń 2017
— Miłosz Cybowski, Dawid Kantor, Anna Kańtoch, Joanna Kapica-Curzytek, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Konrad Wągrowski

Osty kłują
— Magdalena Kubasiewicz

I potępieni mogą marzyć
— Marcin Mroziuk

Esensja czyta: Sierpień 2015
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Marcin Mroziuk, Agnieszka ‘Achika’ Szady

Esensja czyta: Kwiecień 2015
— Miłosz Cybowski, Jacek Jaciubek, Marcin Mroziuk, Joanna Słupek

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.