Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 3 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Eryk Remiezowicz
‹Dwie bitwy›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorEryk Remiezowicz
TytułDwie bitwy
OpisZ okazji niedawnej premiery filmu „Wiedźmin”, zapraszamy do bloku poświeconego temu tematowi.
Gatunekfantasy, humor / satyra

Dwie bitwy

1 2 3 4 »
– A gdyby tak dać im bitwę? – spytała Filippa. – Bitwę wielką i straszną, okrutną i krwawą. Niech armie cesarza i wojska królów spłyną krwią, a potem my zmusimy ich do zawarcia pokoju.

Eryk Remiezowicz

Dwie bitwy

– A gdyby tak dać im bitwę? – spytała Filippa. – Bitwę wielką i straszną, okrutną i krwawą. Niech armie cesarza i wojska królów spłyną krwią, a potem my zmusimy ich do zawarcia pokoju.

Eryk Remiezowicz
‹Dwie bitwy›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorEryk Remiezowicz
TytułDwie bitwy
OpisZ okazji niedawnej premiery filmu „Wiedźmin”, zapraszamy do bloku poświeconego temu tematowi.
Gatunekfantasy, humor / satyra
Brouver Hoog wydawał wielką ucztę. Powodem było to, co starosta Mahakamu nazwał powrotem. Krasnoludy z całego świata opuściły miasta i kryły się przed wojną w bezpiecznym Mahakamie. Brouver ogłosił, że chce powitać braci godnie. W największych komnatach krasnoludzkiego matecznika rozstawiano stoły. Pomimo trudności z zaopatrzeniem, mahakamskie krasnoludy wyciągnęły ze spiżarni wszystko, co miały najlepszego.
Uczta przebiegała zgodnie z najstarszymi i najświętszymi krasnoludzkimi obyczajami, które nakazywały żreć i pić bez opamiętania, i komentować smakowitość oraz obfitość potraw donośnymi beknięciami.. Zakazane było jedynie śpiewanie po trzeźwemu i sikanie pod ściany. To ostatnie miało służyć utrzymaniu zdrowej atmosfery.
Zoltan Chivay miał już zdrowo w czubie. Był w końcu prawdziwym krasnoludem, oddanym tradycjom swego ludu. Powoli zaczynało mu się dwoić przed oczami. Pełgające i rozmyte światło pochodni w połączeniu z paroma litrami piwa zaczynało robić swoje. Długo musiał się zastanawiać, co nie zgadza się w postaci stojącej obok mahakamskiego starosty. Dopiero po chwili doszedł do tego, że na oto na krasnoludzkiej uczcie znalazł się człowiek! Zamierzał wybełkotać jakiś stosowny komentarz, ale Brouver Hoog ubiegł go .
– Oto jest graf Kobus de Ruyter, wojownik znakomity i szlachcic uczciwy – wrzasnął starosta przekrzykując gwar. Potężne płuca i stalowe struny głosowe były jedną z podstawowych kwalifikacji do urzędu starosty Mahakamu. – Przyszedł się nam pokłonić i wyrazy szacunku złożyć! – wywrzeszczał Hoog.
Towarzystwo odwrzeszczało z powrotem swoje wyrazy szacunku. Znaczna część krasnoludów wplotła w nie jednak barwne opisy problemów seksualnych grafa, wynikających z potężnego wzrostu i wystającego brzucha. Cóż, to również był wyraz szeroko pojętego krasnoludzkiego szacunku.
– Nie tylko jednak w tym celu przybył do nas szacowny graf! Domyślacie się krasnoludzcy bracia, czemu do nas przyjechał?
W odpowiedzi cała sala zgodnie ryknęła:
– Nasze baby przyjechał oglądać zbereźnik!
Padły dalsze opisy i propozycje dotyczące ludzkich technik łóżkowych.
– Nie zgadliście bracia – odpowiedział rześko Hoog. – Nie po baby i nie po pieniądze on tu przyjechał. Nie chce nawet naszych zbroi i mieczów, choć jego żołnierze w pordzewiałych garnkach biegają! W wielkiej wojennej potrzebie są nasi przyjaciele z Redanii. Pytam więc: kto zgłasza się na ochotnika, aby Czarnych odeprzeć i za Jarugę wyrzucić?
Nie było braw. Brouver się ośmieszał. Czemu miałyby ich obchodzić ludzkie sprawy? Mahakam był niezdobyty. Nie tylko dlatego, że leżał w górach. Również dlatego, że obie armie walczyły mahakamską bronią.
– Serce mi łamiecie – Hoog uderzył w tony liryczne. – Przecie to wasze domy i warsztaty będzie wróg niszczył! To waszych ludzkich przyjaciół tam będą mordować! I wy możecie tak tu siedzieć?
Zoltan wiedział, czyje warsztaty będą niszczone. Zaczął trzeźwieć w błyskawicznym tempie. Nagle zauważył czujne i trzeźwe spojrzenia siedzących zauszników Brooga. Przypomniał sobie wszystkich, którym opowiadał dowcipy o wiecznie sklejonych barszczem wąsach starosty. Rozejrzał się dookoła. Nagle zauważył, że pod ścianami stoi parę posterunków straży. Trzeźwych jak świnie i uzbrojonych po zęby.
Broog ciągnął dalej: – Dennis Cranmer! Lata całe pracowałeś w Ellander! Chcesz się teraz od tego odwrócić? Wstyd byłby to wielki dla całej krasnoludzkiej rasy. Stań obok mnie i przysięgnij wierność i posłuszeństwo wobec króla Foltesta!
Dennis wstał. Też już wytrzeźwiał. Na tyle, żeby wiedzieć, że nie ma innego wyjścia. Hoog ryczał dalej:
– Sheldon Skaggs! Kupcy zabijali się o to, żebyś ich karawan strzegł. Takich wojowników na pewno będzie trzeba!
Zoltan nie zdziwił się, kiedy usłyszał swoje nazwisko. Wiedział, że to samo dzieje się teraz w całym Mahakamie. Wiedział też, że wszystkie krasnoludy pójdą, tak jak on. Że duma nie pozwoli im przyznać się do tego, że nikt ich tutaj nie chce..
• • •
I dlatego to nie miejsce dla ciebie, pomyślał Dennis Cranmer. Nie dla ciebie, Jarre. Bo ja mam wciąż jeszcze niespłacone długi u Nenneke. Dlatego chciałbym, byś wrócił cało z tej wojny. A Ochotniczy Huf Mahakamski, złożony z krasnoludów, z osobników obcej i gorszej rasy, których nie chcą nawet ich właśni współbratymcy, będą zawsze posyłać z najwredniejszymi zadaniami, na najgorsze odcinki.
• • •
Tylko siedem czarodziejek znajdowało się w siedzibie loży. Zamęt powstały po rozpoczęciu wojny wytworzył wiele niebezpieczeństw i szans, wobec których czarodziejki nie mogły pozostać obojętne. I tak na przykład Sabrina Glevissig pilnowała sytuacji w Kaedwen, a Fringilla bawiła w Toussaint. W Montecalvo była już Assire van Anahid, która niedawno wróciła z Nilfgaardu. Kończyła właśnie swoją przemowę:
– Takim to sposobem diuk de Wett pozbawił Emhyra możliwości szybkiego podboju Północy.
– Emhyr przekombinował – stwierdziła Sheala. – Wymyślił, że wysyłając de Wetta i aep Dahy’ego na wojnę, utnie głowę opozycji wewnętrznej.
– Ale dzięki pani Assire i głupocie księcia Joachima- Filippa skłoniła głowę w kierunku eleganckiej czarodziejki – grupa armii „Verden” dała naszym władcom czas na mobilizację. Nieobecna chwilowo pani Glevissig stara się właśnie utrudniać działania armii nilfgardzkiej w Kaedwen i twierdzi, że da sobie z tym radę. Pozostał nam tylko jeden problem.
• • •
Menno Coehoorn rozpoczął naradę tradycyjnie od stosu wyzwisk pod adresem rodziny de Wett, ze szczególnym uwzględnieniem księcia Joachima. Od kilku tygodni próbował wpasować resztki armii Verden w struktury swoich wojsk. Szło to wyjątkowo opornie. Żołnierze de Wetta byli zdemoralizowani i chcieli jedynie wrócić do domu.
– Mam jednak dobrą nowinę, panowie – marszałek uśmiechnął się wrednie. – Cesarz zapewnił mnie we własnoręcznie napisanym liście, że niedługo księcia de Wett będzie można oglądać jedynie na portretach. Cytuję: „Zrobimy mu uczciwy proces, a potem powiesimy”. Sądzę również, że żołnierzy de Wetta doprowadziliśmy do stanu, w którym możemy pozwolić im iść za nami bez obawy, że uciekną.
– Generale Braibant – Menno zgasił uśmiech i wrócił do zwykłego sobie chłodnego i skoncentrowanego opanowania. – Pańska Czwarta Konna ma uspokoić Verden. W tym czasie reszta Grupa Armii Środek podejdzie pod Mayenę.
– Armia Verden zdołała stracić większość sprzętu oblężniczego i nie jesteśmy chwilowo w stanie zdobywać naraz Mayeny i Mariboru – ciągnął marszałek dalej. – Zdecydowałem się na Mayenę. Maribor jest za blisko Mahakamu, a te przeklęte karły są nam wrogie. Mając Mayenę będziemy mogli odciąć kurdupli i zabrać się za Maribor. Tam też przezimujemy.
– Verden to ciężki teren – powiedział Brabaint. – W lasach pełno tam kup chłopskich. Jeżeli jeszcze Natalis zostawił tam trochę regularnej piechoty, to wieki tam spędzę.
– Pomyślałem o tym – odparł marszałek Coehoorn. – Dostanie pan wsparcie, prawdziwych mistrzów walki w lasach.
• • •
„ Złą sławą okryły się elfy w tej wojnie. Coehoorn spuścił ich na mieszkańców Verden niczym psy na bezbronne owce. Czymże zajadłość i męstwo chłopskie, czymże doświadczenie i wyszkolenie północnej piechoty, kiedy walczyć przyszło z wrogiem, któremu drzewa i zwierzęta pomagają, i który siłą nieczystą i trucizną wojuje. Wielu zginęło, wodę ze studni pijąc. Inni znowu w środku nocy ostrzem noża zostali zbudzeni. Nie znali piękni żołnierze litości ni szacunku. Jak bydło im się zdawaliśmy. Wielu tam się okrucieństwem wyróżniło, ale jedno imię powtarzali wszyscy”
• • •
– Isengrim Faoiltiarna! – Brabaint miał głos niczym dzwon i lubił się nim popisywać. Tak było i teraz. Elf z trudem powstrzymał się przed zakryciem uszu. Ludzkie porykiwanie zawsze raniło jego uszy.
– W uznaniu pańskich zasług w czasie walk w Verden, cesarz wspaniałomyślnie darowuje wam wcześniejsze przewiny. Zostajecie również podniesieni do stopnia pułkownika. Gratuluję – Brabaint uścisnął rękę Faoiltiarny, podając mu jednocześnie patent. Nie patrzył jednak świeżo upieczonemu pułkownikowi w oczy. Miał go za mordercę, nie za żołnierza.
– Wasi towarzysze poprosili mnie, pułkowniku Faoiltiarna, o to, żebym wam powierzył dowództwo nad brygadą „Vrihedd”. Jestem skłonny to zrobić. Jeśli się zgadzacie, powtarzajcie słowa przysięgi: Ja, Isengrim Faoiltiarna…
– Ja, Isengrim Faoiltiarna… – elf o mały włos nie ziewnął. Ludzkie rytuały były bezsensowne, a w dodatku nudne.
– Ślubuję wobec wszystkich tu obecnych…
1 2 3 4 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Cieszę się, że wytrwałem z Zoną tyle lat
— Konrad Wągrowski

Skąd się wzięła magia
— Michał Studniarek

Trzeba jakoś żyć
— Eryk Remiezowicz

Pójdę na bolesną szczerość
— Anna Brzezińska, Andrzej Sapkowski

Jaja Jaskółki
— Jakub Gwóźdź

Tegoż twórcy

Godzina piąta, minut trzydzieści
— Eryk Remiezowicz

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.