Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 kwietnia 2024
w Esensji w Esensjopedii

Anna ‘Cranberry’ Nieznaj
‹Przed burzą›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAnna ‘Cranberry’ Nieznaj
TytułPrzed burzą
OpisAutorka pisze o sobie:
Rocznik 1979. Programistka, mieszka w Lublinie. Kiedyś opublikowała pod panieńskim nazwiskiem Borówko kilka opowiadań w „Filipince”, potem „Telemacha” w „Science Fiction” (28/2003). Mężatka, ma syna.
„Przed burzą” jest alternatywną kontynuacją „Drugiej strony Mocy” Achiki i Cranberry przy założeniu, że Cran została Darth Beyre. Akcja rozgrywa się bezpośrednio po „Światełku” i kilka lat przed „Obławą”.
Gatunekfanfiction, space opera

Gwiezdne wojny: Przed burzą

« 1 5 6 7
– Ktoś, a konkretnie… – spojrzała na jeden z monitorów – konkretnie Nii’den’ghaar zostawił zalogowany terminal głównego serwera projektu. Tak po prostu. I gdzieś sobie poszedł!
– Na jakim koncie?
– Administracyjnym oczywiście. Swoje może nawet udostępnić w holonecie – Beyre zaczęła wpadać w ton, którego Tarkin nie znosił. Zaraz pewnie ofiara wróci i na wejściu zostanie spytana: „Może nam pan powiedzieć, w jakim celu się pan nie wylogował?”, następnie Beyre będzie z upodobaniem drążyć sprawę, jakby rzeczywiście chodziło tu o działalność celową.
– Profesor źle się poczuł – wyrwał się młody fizyk. – Zrobiło mu się słabo i poszedł się położyć. Porucznik Laaa’dhar’leen go odprowadziła.
– To go nie usprawiedliwia – uciął sprawę Tarkin. – Wyciągniemy odpowiednie konsekwencje.
Profesor Nii’den’ghaar, najważniejszy uczony projektu, był starszym już n’Lyehi’ii, od lat cierpiącym na poważną chorobę serca. Udało się go przekonać do pracy na stacji chyba tylko dzięki temu, że naukę kochał ponad wszystko. Przez wzgląd na jego talent i – co tu dużo mówić – na to, że był niezastąpiony, cieszył się pewnymi specjalnymi względami, do których należała na przykład obecność na pokładzie siostrzenicy imieniem Laaa’dhar’leen. Dziewczyna ta była teoretycznie jednym z lekarzy pokładowych, ale nikt nie robił sobie złudzeń, że w innych okolicznościach dostałaby tę pracę. Do tego trzeba było wykazać się trochę większym doświadczeniem niż tylko świeżo skończone studia medyczne, w dodatku na cywilnej uczelni, i półroczne przeszkolenie dla ochotników.
– Co dokładnie stało się profesorowi? – spytała Beyre.
Beyre miała zwyczaj interesować się ulubionymi podwładnymi w podobny sposób, w jaki właściciel troszczy się o swoje roboty: żeby nie nawaliły w najmniej odpowiednim momencie. Jednak tym razem Tarkin usłyszał niepokój w jej głosie, co go zastanowiło.
– Widziałem, jak pracował. Nagle wstał, lekko się zatoczył i zawołał porucznik Laaa’dhar’leen. Powiedział coś jakby „Pomóż mi, to jest za ciężkie…”, jakoś tak.
– Co jest za ciężkie?! Przecież my tu mu skrzynek z zaopatrzeniem nie każemy nosić! – Beyre zaczynała się denerwować.
– Profesor powiedział… – siedząca tuż obok terminala Twi’lek zająknęła się, kiedy spojrzenia wszystkich skierowały się na nią – powiedział: „Chodź, pomóż mi, to dla mnie za trudne”. I wyszli. To było chwilę temu.
Zapadła dziwna cisza, jakby złe samopoczucie starego n’Lyehi’ii miało ogromne znaczenie.
– Za trudne? – prychnął Tarkin. – Też bez sensu, cóż mu ona może pomóc, miała fizyki tyle co na studiach.
Beyre nie odpowiedziała, nabrała głęboko powietrza i nagle walnęła pięścią w obudowę holoprojektora.
– Szlag!!!
I ruszyła do wyjścia.

Beyre nacisnęła drugi raz dzwonek, a potem zaczęła tłuc w metalowe drzwi do kajuty.
– Profesorze!!! Proszę nas wpuścić!
Żadnej odpowiedzi. Beyre włączyła miecz i wycięła nim otwór w drzwiach. Kiedy weszli przez niego do środka, uważając, żeby się nie poparzyć, ujrzeli ponury widok. N’Lyehi’ii leżał na podłodze między drzwiami do łazienki a koją, a wokół niego tabletki, które w momencie upadku musiały się rozsypać z trzymanej w dłoni fiolki.
Zupełnie jak w tych melodramatach, które tak uwielbiała moja nieboszczka żona, pomyślał Tarkin. Filmy, które oglądała jego zmarła przed dwudziestu pięciu laty małżonka, wbiły się mu tak mocno w pamięć, ponieważ dobrze oddawały osobowość Lady Tarkin. Było to dziewczę śliczne, kruczowłose i słodkie w swej głupocie. Zanim zginęła w zamachu zorganizowanym przez radykalnych ekologów, zdążyła gubernatorowi urodzić syna, więc poniekąd wypełniła swą rolę. Poślubił ją, bo była córką drugiego co do wpływów człowieka na planecie. Pierwszym był jego własny ojciec.
Ale oto znaleźli się w sytuacji jakby żywcem wyjętej z hitów holowizji, stojąc nad nieruchomym ciałem i rozsypanymi tabletkami. Jeden ze szturmowców odwrócił profesora, którego błękitna twarz nabrała upiornego fioletowego odcienia oznaczającego u tej rasy bladość. Żołnierz próbował szukać pulsu, ale Beyre go powstrzymała.
– Nie żyje – stwierdziła pewnie, a wszystkim zrobiło się jeszcze mniej przyjemnie i to bynajmniej nie z powodu obecności martwego fizyka.
Co jednak było najbardziej zaskakujące w całej scenie, to proste pytanie, które cisnęło się Tarkinowi na usta:
– A gdzie jest Laaa’dhar’leen? Miała go pilnować!
Beyre zamiast odpowiedzieć, zmięła w ustach przekleństwo i włączyła komunikator na przegubie.
– Centralna kontrola lotów? Jakie statki mają dziś przylecieć?
– Mam podać wszystkie… pani?
– Tak! Masz podać… – przez moment rozejrzała się nieprzytomnie. – Nie! Podaj, gdzie dokują teraz, w tej chwili!
– Eee, ale jak ja… To znaczy… Mam! Hangar 740/T/05, transportowiec z drobnicą, według planu wylądowali trzy minuty temu.
– Tarkin, za mną! – zawołała Beyre.
Biegnąc, krzyczała w komunikator rozkazy, ogłaszając alarm na lądowisku. Byli zaledwie kilkanaście pięter nad poziomem 740, więc rzuciła się w stronę awaryjnej klatki schodowej. Tarkin wcisnął przycisk i czekał na windę pośpieszną. Zawsze uważał, że Beyre jest niecierpliwa, gdyby chodziło o kogoś innego, powiedziałby, że narwana. Winda przyjechała błyskawicznie. Kiedy ruszyła, skrzywił się, nie lubił uczucia towarzyszącego jeździe w dół.
Na poziomie 740 znalazł się oczywiście wcześniej niż Beyre. Na korytarzu panował zupełny spokój, ale Tarkin ruszył w stronę hangaru. Za pierwszym zakrętem zobaczył z daleka charakterystyczną sylwetkę n’Lyehi’ii. Słysząc jego kroki, Laaa’dhar’leen obejrzała się, zawahała przez mgnienie oka, a potem wyprężyła na baczność, zasalutowała i poszła dalej, znikając w wejściu do hangaru.
Tarkin zaczął biec, wyjmując z kabury miotacz. Wypadł na otwartą przestrzeń i ogarnął wzrokiem sytuację. Na zewnętrznym skraju lądowiska stał tylko jeden nieduży statek, z którego obsługa naziemna wypakowywała kontenery. Wokół statku kręciła się załoga: dwóch mężczyzn i młoda kobieta z jasnymi włosami związanymi w kitkę. Laaa’dhar’leen szła szybkim krokiem w ich stronę.
Dopiero w tym momencie przeraźliwie zawyła syrena, a głos w mikrofonie zaczął ogłaszać alarm. Z dyżurki wypadli zdezorientowani strażnicy, chwytając w pośpiechu broń.
– Zatrzymać ją! – wrzasnął Tarkin, starając się przekrzyczeć syrenę, ale i tak szturmowcy zrozumieli bardziej jego gest niż słowa. Rzucili się w kierunku dziewczyny, ale żaden nie strzelał, trudno powiedzieć, czy dlatego, że nie strzelał sam Tarkin, czy przez wzgląd na mundur, który nosiła.
Laaa’dhar’leen biegła najszybciej, jak potrafiła, ale odległość dzieląca ją od statku nadal była ogromna. Przy transportowcu zakotłowało się, mężczyźni z załogi unieszkodliwili ludzi z obsługi naziemnej, a jasnowłosa kobieta ruszyła biegiem w stronę zbliżającej się porucznik.
Tarkin ukląkł i złożył się do strzału, celując w Laaa’dhar’leen. Chybił, wycelował ponownie, ale już nie strzelił, bo szturmowcy zasłonili dziewczynę. Podniósł się i zobaczył, jak ta, widząc już, że jest bez szans, wyszarpnęła z kieszeni jakiś przedmiot i rzuciła go przez pół hangaru w stronę jasnowłosej.
Spadnie na podłogę!, pomyślał Tarkin, ale na wszelki wypadek spróbował strzelić do blaszki migoczącej w świetle lamp. Nie trafił, blaszka nabrała w nienaturalny sposób prędkości i śmignęła prosto do dłoni dziewczyny z transportowca.
W tym momencie minęła Tarkina Beyre pędząca prosto w stronę tamtej. W biegu zerwała z siebie płaszcz i włączyła miecz.
Szturmowcy dopadli Laaa’dhar’leen, która dosłownie w ostatniej chwili włożyła sobie coś do ust, rozgryzła i sekundę potem osunęła się bezwładnie prosto w ramiona chwytających ją żołnierzy. Beyre musiała nadłożyć drogi, żeby ich ominąć i to wystarczyło, żeby… no właśnie, Jedi?… chwyciła trap startującego już statku i zwinnie wskoczyła do środka.
Beyre biegła dalej za statkiem, kiedy przez wycie syreny rozległ się automatyczny komunikat:
– Opuścić zasięg promienia ściągającego! Opuścić zasięg promienia ściągającego!
– Beyre, wracaj! – ryknął Tarkin, nie zważając na poufałą formę.
Czy ona zupełnie oszalała?! Każdy startujący bez zezwolenia statek powinien być zatrzymany promieniem ściągającym. Jednak w zamkniętej przestrzeni hangaru pojazd mógł w razie próby ucieczki nawet eksplodować i dlatego zainstalowano blokadę bezpieczeństwa, która miała chronić załogę stacji. A Beyre właśnie wpakowała się prosto w zakazaną strefę.
– Beyre!
Coś chyba do niej dotarło, bo zwolniła, wreszcie rzuciła się wstecz, ale to już nie pomogło. Pilot transportowca wykorzystał kilka sekund przerwy w działaniu promienia ściągającego i statek jak z katapulty wyskoczył poza jego zasięg.

Beyre szalała.
– Kurwa! – warknęła głosem dławionym przez wściekłość i z całej siły kopnęła jeden z porzuconych na płycie lądowiska kontenerów.
Otworzył się, a znajdujący się w nim wyrafinowany sprzęt laboratoryjny rozsypał się po betonie, tłukąc się na drobniutkie kawałeczki. Ciekawe, kto za to zapłaci, pomyślał Tarkin.
– Nessie! Miałam ją na wyciągnięcie ręki, ty to rozumiesz?! Tyle lat, tyle lat! A teraz sama tu przyszła, a ja – kolejne kopnięcie i gejzer szklanych odłamków – a ja jej pozwoliłam uciec!!!
Może to lepiej, że wyładowuje się na tych naukowych błyskotkach, a nie na załodze?
Właśnie wyszli z kontroli lotów hangaru 740/T/05, gdzie mieli okazję zobaczyć, jak ścigany statek po serii nieprawdopodobnych akrobacji wymknął się myśliwcom i skoczył w nadprzestrzeń. Poza tym Tarkin zdążył szybko rzucić okiem na zapis z kamer na lądowisku. Tajemnicza blaszka po kilku powiększeniach okazała się kartą pamięci.
– Pani? – wstrzelił się w chwilę względnego spokoju. – Co było na tej karcie?
– Jakiej?… No tak, rzeczywiście… – wściekłość zniknęła jak zdmuchnięta, Beyre skrzywiła się, jakby ją coś zabolało. – Nie jestem do końca pewna… to się da sprawdzić, ale obawiam się, że musimy zawiadomić naszego pana.
– Co takiego?!
– To musiały być szczegółowe plany Gwiazdy Śmierci.
koniec
« 1 5 6 7
24 maja 2007

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Ilustracja: Waldemar Jagliński

Malarz, chłopiec i Ewa
Waldemar Jagliński

20 IV 2024

Pośród soczystych traw zobaczył znajomą postać. Obraz zafalował, stał się żywy, a chłopiec z pierwszego planu znikał i pojawiał się, pulsując barwami. Kilka większych kwiatów pochyliło się w stronę Promyka, a ten uśmiechnął się szeroko i wskoczył na mocne łodygi.

więcej »
Ilustracja: <a href='mailto:tatsusachiko@gmail.com'>Tatsu</a>, wygenerowane przy pomocy AI

Bestseller
Marcin Pindel

16 III 2024

— Spójrz prawdzie w oczy: marny z ciebie pisarzyna, takich „talentów” jest na pęczki w każdym zakątku tego kraju. Nawet wśród twoich uczniów było wielu lepszych od ciebie; pewnie to zauważyłeś, czytając ich wypracowania, ale twoje chore przekonanie o tym, że jesteś wyjątkowy, pozbawiło cię trzeźwego osądu. Tylko ja mogę ci pomóc, jedyne, co musisz zrobić, to o to poprosić.

więcej »
Ilustracja: Małgorzata Myśliborska

Pająki
Jan Myśliborski

14 I 2024

Było już prawie zupełnie ciemno. Kiedy zatrzaskiwał ciężkie skrzydło bramy, wydało mu się, że po drugiej stronie drogi dostrzegł zarys sylwetki stojącego pod drzewem człowieka. Mimo wszystko poczuł coś w rodzaju ulgi, gdy już przekręcił klucz.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Z tego cyklu

Druga szansa
— Magdalena Stawniak

Nowa układanka ze starych klocków
— Adam Kordaś, Michał Kubalski, Marcin Mroziuk, Anna Nieznaj, Beatrycze Nowicka, Marcin Osuch, Agnieszka ‘Achika’ Szady, Konrad Wągrowski

Przemytnik i pozostali
— Agnieszka ‘Achika’ Szady

10 razy Darth Vader
— Piotr ‘Pi’ Gołębiewski

Wróg publiczny, cz. 7
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 6
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 5
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 4
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 3
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Wróg publiczny, cz. 2
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Tegoż twórcy

Nocą wszystkie koty są czarne
— Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.