Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 10 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Bez pamięci – fragment I

« 1 5 6 7 8 »

Ryszard Dziewulski

Bez pamięci – fragment I

Głos Kracha jest ledwo słyszalny. Studzienny pogłos sumuje się z jakimś dochodzącym zewsząd szumem. Nie. To nie szum. To cisza.
– … prześledzimy pańską reakcję emocjonalną …
Cisza. Ktoś zmyka wylot kapsuły i wewnątrz psychotronu zapada zupełna ciemność. Ale Jonatan Adams już tego nie zauważa. Przed jego oczami ciemność zapanowała wcześniej, choć być może nie jest to właściwe określenie. On nie widzi nic, nawet ciemności. Jego umysł jest pozbawiony jakichkolwiek bodźców. Świadomość. Kryształowo czysta, niczym niezmącona, osamotniona świadomość. Jest bezbronny. Już nie może protestować, zadawać pytań. Nie dano mu na to czasu. Nie uprzedzono go o niczym. Czuje się oszukany. Kilka centymetrów sześciennych szatańskiej mikstury odebrało mu tę znikomą resztkę wpływu, jaki jeszcze miał na swój los po złożeniu podpisu pod dokumentem umowy. Wszystko stało się zbyt szybko. Zaproszenie, rozmowa, olbrzymie pieniądze, wizja kobiety, podpis, gilotyna, koniec. Jak mógł do tego dopuścić? Dociera do niego, że przez ten cały czas był po prostu manipulowany. Nie pomyślał o tym nawet przez chwilę. Nie wiedział z kim ma do czynienia. Wydawało mu się, że to on decyduje, że się zastanawia nad propozycją, że ją rozważa, przyjmuje ofertę… Jakiż był naiwny. Postąpiono z nim jak z dzieckiem. Pokazano mu cukierka, a on się dał nabrać. Miał do czynienia z wirtuozem – oszustem, który całe swe życie spędził nad zgłębianiem tajników ludzkiej psychiki. Krach omamił go tak łatwo, iż pewnie sam się teraz tej łatwości dziwi. Stworzył iluzję samodzielnego stanowienia o swoim życiu, a tymczasem wszystko już dawno ukartował. Sprzedał mu swój towar w stylu akwizytora-domokrążcy. Byle szybko, byle nie dać czasu na myślenie. Z tą tylko różnicą, że gra nie szła o pieniądze. Chodziło o coś więcej. O mózg. I teraz już mają ten mózg. Mogą zrobić z nim wszystko, co im się podoba. A ciało? Nikogo nie obchodzi ciało. To tylko kilogramy plechy, która zaspokaja potrzeby egzystencjalne przedmiotu badań. Nikt się nie liczy z Jonatanem. Chodzi im tylko o jego umysł…
Jonatan dziwi się. Dziwi go potok własnych myśli. Nie obchodzi ich on? Tylko jego umysł? A czym jedno, do ciężkiej cholery, różni się od drugiego? Lepiej może niech już sobie wezmą ten mózg. Będą mieli z niego większy pożytek. W końcu, podpisując umowę, kierował się głową, a nie jakąś inną częścią ciała… Czy aby na pewno?… Zresztą, to już przecież nie ma większego znaczenia.
Nagle ogarnia go przerażenie. Jest zupełnie bezbronny. Leży, no… prawdopodobnie leży, bo właściwie nie ma zielonego pojęcia o pozycji swego ciała – na dnie wielkiej kapsuły zdany jedynie na łaskę szaleńca, który rozdając miliony nawet nie przerywa pedałowania.
Zaskakujący jest fakt nieuświadamiania sobie siły przywiązania do własnego ciała… Można to pojąć dopiero wtedy, gdy nagle tego ciała zabraknie… O Boże… Nie… To niemożliwe… Przecież Dream Corporation to poważna firma, której ufają setki tysięcy ludzi… Ta myśl krąży w umyśle Jonatana na tyle długo, aż odczuwa, że jest dla niego jedynie tym, czym dla tonącego brzytwa. Opanowuje go strach. Strach, jakiego nigdy wcześniej nie zaznał. A jeśli Krach kłamał twierdząc, że odczytywanie cudzych myśli jest niemożliwe? Jeśli teraz śledzą tok jego rozumowania? Jeśli wiedzą o wszystkim, co choćby przelatuje przez jego mózg, jeśli patroszą wszystkie jego doznania… „Ty dziadu!” – myśli Jonatan, starając się włożyć w to maksymalną siłę woli, mając nadzieję, że w jakiś sposób dotrze to do Kracha. Dziwi go jednak ten beztrosko i wręcz przyjaźnie brzmiący epitet. Nie to przecież chciał wyrazić. Właśnie. Przecież słowa nigdy nie odwzorują dokładnie myśli. Skoro, nawet bardzo się starając, niepodobna zamienić myśli w słowa, znaczy to, że w żadnym wypadku nie mogłoby tych myśli werbalizować jakiekolwiek urządzenie. Chyba Krach mówił prawdę. Mogą tylko odczytywać stany emocjonalne. Jakie emocje odczytują teraz… A może jeszcze się nie zaczęło? Ile czasu minęło? Nie ma pojęcia, czy przebywa w kapsule minutę, czy dobę. Czas też przestał istnieć. Istnieje tylko strach.
Jonatan nie zachował podobnych wspomnień ze swej pierwszej wizyty w psychotronie. Czy możliwe jest, by już raz to przeżywał, lecz o wszystkim zapomniał? Wtedy jakoś w ogóle było inaczej. Wtedy po prostu zasnął. Inne proporcje składników mikstury?…
Dzieje się coś dziwnego. Z początku Jonatan tego nie zauważa, ale po chwili staje się dla niego jasne, że szatańska mikstura nie zamierza oszczędzić jego świadomości. Powoli rozumuje coraz wolniej, o ile pojęcie prędkości nie jest kolejnym pustym słowem. Jego spostrzeżenia stają się jakby bardziej lepkie, kolejne myśli toczą się z coraz to większym mozołem, gubią się spychane w nicość przez inne. Przestaje je formułować, przestaje kontrolować tok rozumowania, traci nań jakikolwiek wpływ. Może tylko śledzić te już całkowicie samodzielne twory wyobraźni, które stapiają się ze sobą posplatane jakże absurdalnymi analogiami. Lecz tuż przedtem, zanim jeszcze jego jaźń rozpłynęła się w bezosobowej bezsilności, w mózgu Jonatana pojawia się ostatnie uczucie. Uczucie nie inne od tego, którym kierował się, składając swój podpis pod umową z Dream Corporation. Uczucie, które łączy wszystko co było z tym co będzie. Uczucie bezgranicznie mocne. Uczucie, którym jest teraz cały, gdyż prócz gasnącej świadomości Jonatan nie posiada przecież niczego, a cała ta świadomość jest do końca owładnięta przez… Ciekawość. Pierwszy stopień do piekła.
Czwartek, 12 sierpnia, godz. 2.20
Baronelli zakończył przygotowania. W głowie miał już gotowy plan. Teraz mógł ze spokojem oczekiwać przybycia swoich ludzi. Deszcz przestał padać. Nadinspektor powrócił do znalezionej przez siebie w zaroślach ławki, wytarł kropelki wody i usiadł. Postanowił jeszcze nie wracać do furgonetki. Przez kilka ostatnich tygodni rzadko bywał na łonie natury. Uzmysłowił mu to dopiero nocny spacer po bulwarze. Oparł się wygodnie i wyciągnął z kieszeni paczkę pszennych otrębów. Żując, z zadowoleniem wciągał przez nos świeże, przesycone zapachem ozonu powietrze.
Zza wielkiego klombu wyszedł mężczyzna ubrany w stalowo połyskującą w świetle latarń pałatkę. Na głowie miał jakiś dziwny kapelusz. Idąc chodnikiem, mężczyzna zbliżał się do zarośli. W pewnym momencie Baronelli omalże zakrztusił się otrębami, gdyż w dziwnym nakryciu głowy rozpoznał turban, zaś to, co początkowo wziął za pałatkę, okazało się przetykaną srebrnymi nićmi togą. Mężczyzna skinął komuś ręką, na której błysnęły wielkie pierścienie. Nadinspektor, zdziwiony i zafascynowany zjawiskiem, dopiero teraz dostrzegł i jednocześnie usłyszał, drugiego mężczyznę, zbliżającego się chodnikiem ze strony przeciwnej. Ten również wyglądał przedziwnie. Do wielkich, czarnych butów przyczepione miał ostrogi, dzwoniące przy każdym kroku. Spodnie, szyte z kawałków o różnej wielkości i kolorze, przypominały te, które nosił Sindbad-żeglarz. Skórzana kurtka bez rękawów i skórzane mankiety czerwonej koszuli błyszczały srebrem gęsto nabijanych ćwieków. Szerokie rękawy obszyte były mnóstwem niewielkich futrzanych ogonków. Głowę miał wygoloną nad uszami a na jej szczycie tkwił pęk zielonych włosów. Przebieraniec padł na kolana i czołem dotknął mokrej ziemi. Facet w todze zbliżył się i wyciągnął dłoń.
– Effendi! – jęknął klęczący, po czym podniósłszy głowę przeszedł na kolanach dzielący obu dystans i z namaszczeniem złożył cichy pocałunek na jednym z pierścieni.
Nadinspektor zapomniał o żuciu otrębów. Ukryty w gęstwinie przysłuchiwał się rozmowie, nie mogąc uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę.
– Wzywałeś mnie, Effendi- zapytał ten z ogonkami.
– Wzywałem – potwierdził pałatka.
– Rozkazuj, Effendi!
– Są wieści. Złe wieści. Zbyt złe.
– Przemów, Effendi.
– Heruby chcą krwi. Chędogrom Szał-Spotwarzony pobuntował wojenników przeciw swemu władcy. Zawarł przymierze z nieczystymi. Wkrotce wspomagany przez szósty chór Skórołbów uderzy na Albę i spali ją. Zapłonie Święta Ziemia Serafów ogniem nieczystych. Spełnią się słowa wyroczni.
– Effendi! Co mi czynić?
– Kiedy zgaśnie księżyc zbierze się sobór Sofów i Sofitów. Idź, głosząc nowinę, do fortu Virtus. Dasz im ten pierścień – zdjął z palca i podał klęczącemu. – Przyprowadzisz wojów na sobór. Będzie krew. Dużo krwi. Wyłonimy spośród siebie Pomazańca. Idź. Powiedziałem.
– Effendi!
Ogonkowy ucałował ten sam pierścień, co poprzednio. Znów oparł czoło o mokrą i brudną ziemię i trwał tak, aż pałatka się oddalił. Potem zerwał się i pobiegł tam, skąd przyszedł.
Nadinspektor Carlos Baronelli siedział z otwartymi ustami, z których wysypywały się otręby. Dopiero po dłuższej chwili poruszył się. Zamrugał oczami i zamknął usta. Pospiesznie rozejrzał się dookoła, ale nie zauważył już nikogo. Czy to sen? Czy to stało się naprawdę? Co to było? Kręcą tu jakiś film? Rozglądnął się ponownie. Nonsens! Przecież od trzech godzin przetrząsa cały bulwar. Nie film? Więc co? Bal przebierańców? Wiedział, że na tym bulwarze odbywają się czasem dziwne rzeczy, ale czegoś podobnego się nie spodziewał. To, co przed chwilą widział i słyszał, było po prostu niemożliwe. Żeby to byli chłopcy… Ale pałatka miał ze czterdzieści lat. Ogonki też nie był wiele młodszy. Wariaci?
Ciche piknięcie radiotelefonu w jego kieszeni wyrwało go z zamyślenia. Trzeba iść. Niedługo przybędą chłopcy ze „specjalnej”.
« 1 5 6 7 8 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Inne recenzje

Trzy lata po amnezji
— Wojciech Gołąbowski

Bez pamięci – fragment III
— Ryszard Dziewulski

Bez pamięci – fragment II
— Ryszard Dziewulski

Tegoż twórcy

Echa Achelonu, opowieść pierwsza: Skarb Cyrusa
— Ryszard Dziewulski

Dżin
— Ryszard Dziewulski, anonim

Pod lipą
— Ryszard Dziewulski, Ewa Dziewulska

Tegoż autora

Jak murem w głowę
— Ryszard Dziewulski

Bez pamięci – fragment III
— Ryszard Dziewulski

Bez pamięci – fragment II
— Ryszard Dziewulski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.