Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 10 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Bez pamięci – fragment I

« 1 4 5 6 7 8 »

Ryszard Dziewulski

Bez pamięci – fragment I

Nadinspektor Carlos Baronelli wyłączył radio i wysiadł z szoferki. W ręku trzymał smycz. Rozłożył czarny parasol i postawił kołnierz taniej marynarki, którą przed kilkoma godzinami wyszperał w garderobie wydziału. Na czynność szperania poświęcił szesnaście minut i trzydzieści osiem sekund. Wiedział to dokładnie, gdyż, kiedy zaczynał, właśnie taki czas dzielił go od wyznaczonej przez siebie samego godziny zjedzenia batonika. Jeden batonik. Codziennie o dziewiętnastej. Tyle mu wolno. W garderobie znajdowało się mnóstwo kompletów ubrań, które pozornie nie miały żadnych wspólnych cech. Wszyscy członkowie wydziału zadań specjalnych znali tylko jeden atrybut, który je łączył: w odpowiedniej porze dnia, tygodnia, lub roku, miały one nie przyciągać uwagi podczas akcji. Baronelli dostrzegł wszelako ich drugą wspólną cechę: wszystkie były na niego za ciasne. Kiedyś kupił więc za własne pieniądze tanią, wielką marynarkę, którą podrzucił do garderoby. Zawsze jednak musiał jej długo szukać, bo prócz niego nikt jej nie używał. Może dlatego, iż tylko na nim nie przyciągała uwagi.
Planowana akcja miała rozpocząć się dopiero nad ranem, nadinspektor zjawił się jednak na miejscu dużo wcześniej. Chciał zbadać teren i wyznaczyć pozycje swoim chłopcom ze „specjalnej”. Prowadzone przez niego śledztwo znajdowało się w punkcie przełomowym i postanowił wszystkiego dopilnować osobiście. Zbyt wiele obiecywał sobie po jutrzejszym dniu, aby mógł powierzyć organizację tego zadania komuś mniej doświadczonemu. Przechadzał się więc po bulwarze jak ktoś, kto… No właśnie. W czasie nocnej ulewy nie spaceruje się. W czasie deszczu… szuka się psa.
– Pimpuś!
Uganianie się za niesfornym, głupawym kręgowcem było pozorem doskonałym. Wieloletnia praktyka dowodziła, że pod takim pretekstem można zajrzeć dosłownie wszędzie, nie wzbudzając niczyich podejrzeń. Baronelli wymyślił tę metodę dawno temu i nie zawiodła go nigdy. Zamiast udawać, że otoczenie go nie interesuje – robił z owego zainteresowania wielkie „halo”.
– Pimpek!!
Aleja, którą kroczył, była dawniej ruchliwą ulicą. Parę lat temu została jednak zamknięta dla ruchu samochodowego. Jezdnię zastąpiono szerokim trotuarem, po którego obu stronach ustawiono ławki. Co kilkadziesiąt metrów chodnik rozdwajał się okalając klomby, fontanny lub stawy. Wszystko to otoczone było zielenią gęstych krzewów i drzew oraz pasmami często strzyżonych trawników. Jednym słowem – bulwar był uroczym miejscem, w którym każdy z mieszkańców miasta mógł znaleźć to, o co trudno było gdzie indziej. Para zakochanych – chwilę intymności, samotnik – odosobnienie, podglądacz – parę zakochanych, ofiara – oprawcę, morderca – ofiarę, piesek – krzaczki. Otyły facet ze smyczą uganiający się po nocy w strugach deszczu za bezmyślnym kundlem – choćby z tych względów nie mógł być więc niczym osobliwym.
– Pimp!!!
Baronelli zszedł z chodnika i wymachując snopem światła latarki, począł przetrząsać zarośla. Lustrując dokładnie okolicę, od czasu do czasu nawoływał psa. W myślach wyznaczał pozycje swoim ludziom, którzy powinni zjawić się tu na godzinę przed świtem. Będą udawać kloszardów, wykolejeńców, śpiących pijaków lub kogo tam sobie chcą. Zostawiał to ich inwencji; mieli niemałe doświadczenie. Każdy z nich będzie jednak wyposażony w niezwykle czuły mikrofon, który, odpowiednio nakierowany, będzie w stanie rejestrować dźwięk z dużej odległości. O szóstej rano w tej właśnie okolicy miała się bowiem odbyć pewna rozmowa… Nadinspektor nie znał dokładnego miejsca spotkania, postanowił więc obstawić cały bulwar.
Czwartek, 12 sierpnia, godz. 0.05
– Czy to naprawdę konieczne? – Jonatan zadał to pytanie w formie retorycznej, gdyż był przekonany, że i tak nikt nie zwraca na jego słowa najmniejszej uwagi. Przebywał obecnie w zachodnim skrzydle Dream Laboratories, a dokładniej – w mieszczącej się w jego podziemiach hali, gdzie znajdowały się dwa psychotrony. Przebrany w bawełniany uniform siedział we wnętrzu jednej z olbrzymich czerwonych kapsuł i przyglądał się kobiecie, która, podwiązując mu ramię, przygotowywała je do wstrzyknięcia zawartości fioletowej ampułki. Kilka minut wcześniej przy pomocy przedziwnego urządzenia wyrysowano na głowie Adamsa jakieś punkty kontrolne, do których teraz dopasowywano ustawienie wielkiego hełmu. Hełm przypominał wydrążone jajo, od którego odchodził gruby pęk kabli niknących we wnętrzu psychotronu.
– Niestety tak – to był głos Kracha. A jednak ktoś słyszał. – To absolutnie konieczne.
– Czy to ten tajemniczy zestaw… mediatorów, o którym wcześniej pan wspominał? – zapytał Jonatan, spoglądając na ampułkę tkwiącą w aparacie iniekcyjnym.
– Tak. Jednak jego skład na potrzeby dzisiejszego testu został nieco zmodyfikowany. Profesor Cancciani zajął się tym osobiście. Teraz proszę się nie ruszać. To może przez chwilę boleć. – Krach wypowiedział te słowa, widząc wędrujący w dół hełm. Kiedy hełm znalazł się na miejscu, Jonatan poczuł na głowie jakby ukłucie miliona szpileczek.
– Czy ten kask nie przesunie się, kiedy się położę?
– Proszę się o to nie martwić. W leżance jest wgłębienie dokładnie dopasowane do kształtu obudowy, a przestrzeń pomiędzy obudową i wnętrzem przylegającym do pańskiej czaszki, wypełniona jest czymś w rodzaju powietrznej poduszki.
– Jeśli to nie tajemnica… ten zestaw mediatorów… zmodyfikowany na jakiej zasadzie?
– Zmieniliśmy nieco proporcje niektórych jego składników.
– Czy to aby bezpieczne? Sprawdzaliście to już na kimś?
– Tylko na małpach. Jak się już rzekło – jest pan pionierem, panie Adams.
Jonatan mimo woli ujrzał w wyobraźni nie do końca atrakcyjny prospekt swej przyszłej małżonki. Popatrzył na Kracha zza szyby hełmu.
– I co? Zakochały się?
– Kto?
– No… te małpy.
– Proszę nie żartować.
– Czy dzięki tym zmienionym proporcjom spodziewacie się… po mnie… czegoś więcej?
– Owszem. Ale to ma nieco mniejsze znaczenie. Przede wszystkim chcemy potwierdzić wynik testu, w którym uczestniczył pan przed czterema miesiącami.
– Co to za kask?
Kobieta wkłuła się do żyły, rozluźniła ucisk i uruchomiła tłoczek aparatu. Skutek był natychmiastowy, zupełnie nieoczekiwany. Jonatanowi nagle zakręciło się w głowie i, mimo że siedział, zaczął jakby tracić równowagę. Krach mówił dalej.
– Musimy mieć pewność, że zrobiliśmy absolutnie wszystko co było w naszej mocy w celu uzyskania pozytywnego wyniku testu…
– A ten… ka… kapelusz? Do czego… do… cz… słu… ży?
Kobieta zakończyła wstrzykiwanie i pospiesznie wycofała się. W wylocie kapsuły natychmiast pojawiło się dwóch mężczyzn, którzy poczęli układać Jonatana na leżance. Widocznie wcześniej wiedzieli, że on tuż po wstrzyknięciu nie będzie już zdolny zrobić tego samodzielnie. Wypowiedziana przez jednego z nich dobra rada: „proszę się rozluźnić” – była zupełnie nie na miejscu. Jonatan bowiem jeszcze nigdy w życiu nie był aż tak rozluźniony. Jego ciało wręcz przelewało się przez ich ręce.
– Po drugie chcemy przeprowadzić parę dodatkowych symulacji, które…
Krach mówił tym samym tonem, ale teraz jego głos dobiegał jak ze studni. W polu widzenia Adamsa pojawiły się jakieś nogi. Upłynęła dłuższa chwila zanim zidentyfikował je jako własne, gdyż był pewien, że obie leżą poziomo. Któryś z mężczyzn musiał je unieść, ułatwiając tym samym drugiemu przesunięcie bezwładnego ciała tak, aby hełm znalazł się we wgłębieniu leżanki.
– … i właśnie dlatego symulacje te są również absolutnie konieczne…
Słowa zaczynają cichnąć, oddalać się. Jonatan patrzy przed siebie w ciemną czeluść wnętrza psychotronu. Usiłuje przenieść wzrok na profesora stojącego niedaleko otwartego wylotu kapsuły, ale oczy odmawiają posłuszeństwa.
– … znamy bowiem już przekrój pańskiej osobowości, jak również osobowości pańskiej przyszłej…
Próbuje unieść rękę. Jest przekonany, że mu się udało, ale okazuje się to nieprawdą. Powoli zatraca zupełnie orientację we własnym położeniu. Nie czuje rąk. Nie czuje nóg. Nie wie, czy ktoś dotyka go jeszcze. Nie wie gdzie góra, a gdzie dół. Żadne kierunki już nie istnieją.
– … spróbujemy więc zasugerować panu niektóre z możliwych sytuacji konfliktowych…
Jest w pełni świadom tego, co się z nim dzieje, ale jednocześnie jakoś nie mieści mu się to wszystko w głowie. Jeszcze przed chwilą był panem swego organizmu. Teraz ten organizm po prostu przestał istnieć. Mózg został od niego odcięty. Jonatan zastanawia się, czy przypadkiem nie jest to prawdą w znaczeniu dosłownym.
– … i na tej podstawie zyskamy pojęcie o … czy już ? … pojęcie o …
« 1 4 5 6 7 8 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Inne recenzje

Trzy lata po amnezji
— Wojciech Gołąbowski

Bez pamięci – fragment III
— Ryszard Dziewulski

Bez pamięci – fragment II
— Ryszard Dziewulski

Tegoż twórcy

Echa Achelonu, opowieść pierwsza: Skarb Cyrusa
— Ryszard Dziewulski

Dżin
— Ryszard Dziewulski, anonim

Pod lipą
— Ryszard Dziewulski, Ewa Dziewulska

Tegoż autora

Jak murem w głowę
— Ryszard Dziewulski

Bez pamięci – fragment III
— Ryszard Dziewulski

Bez pamięci – fragment II
— Ryszard Dziewulski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.