Bez pamięci – fragment IIRyszard DziewulskiBez pamięci – fragment IIPrzewrócił kilka stron. Nagle rzuciło mu się w oczy znajome słowo: Chędogrom. Cofnął się do początku rozdziału. „Ostatnie promienie zachodzącego słońca omiatały gałęzie, rozrzucone w pośpiechu i bezładzie, na niewielkiej polanie u brzegów Bajora. Otchłań ciągnącej się wokół puszczy stawała się coraz ciemniejsza i bardziej złowroga. Na skraju polany, obok skubiących wiosenną trawę i śmierdzących mułosłów, jakaś drobna postać, mrucząc coś do siebie drżącym głosem, gorączkowo przetrząsała zawartość kilku skrzyń i worów leżących na niezbyt okazałym rydwanie. – Zjedzą mnie… zjedzą… Całkiem po prostu – zjedzą. Wolej mi było zostać na dworze Załupka i paść wańdzioch bakaliją. Zachciało mi się wycieczek? Wycieknę spod ogona jakiejś bestyi – ot, moja wycieczka. Przerwał na chwilę. Wyszarpnął z dna wora jakiś przedmiot i począł gorączkowo odwijać go z gałgana. Po chwili trzymał w ręku dwa kawałki dobrze wyprawionej skóry. Na każdym z nich widniała wyobrażona misterną robotą niewieścia sylwetka. Z obrzydzeniem i złością cisnął oba kawałki za siebie. – Meduzi… meduzi mnie pożrą, jeśli’m zapomniał tego krzesiwa. Niech no tylko zwęszą… A jeśli strach mnie nie opuści, to więcej niż pewne, że zwęszą. Wtem zamarł w bezruchu, gdyż z wnętrza boru, całkiem niedaleko polany, dobiegł głośny trzask łamanych gałęzi. Chwilę potem z gęstwiny wyłonił się pokaźny kształt. – Czczary?… mmary?… sssuperczary? – biedny Hum ze strachu nie mógł sobie przypomnieć żadnego zaklęcia. Na skraju polany stał jeździec. Przez chwilę spoglądał na Huma w milczeniu. Wreszcie ryknął głosem przypominającym grzmot. – Cóż’eś za jeden!? – Aaa… któż pyta? – Tyż’eś pyta, bo się swego imienia wstydzisz. Hum podrapał się po łysinie. – On z nas jest pyta, kto raz jeszcze spyta – odparował. – Cha! W gębie’ś dowcipny? To lubię! Niech mu będzie. Chędogrom z Capurów’em jest! Szał-Spotwarzony. – Jegiś. Nadworny’m pacykarz króla Załupka. – Cha! Dworak?! Od razu’m wiedział, że z ciepłym frędzlem mam przypadek. Wielka szkoda, ale i twoje szczęście, bo’m od rana wielką miał ochotę jakiś rycerski łeb z wańdziochem pożegnać. Trudno… Ale! Czemu to watry nie rozniecasz? – Właśnie’m miał to uczynić, ale krzesiwo mi się zapodziało… – Krzesiwo? A po cóż nam krzesiwo? – Chędogrom zsiadł z chabety, podszedł dziwacznym krokiem do kupki chrustu i pochylił się nad nią. Słup ognia dobywający się z jego gardzieli oświetlił polanę. Suche gałęzie zajęły się w mgnieniu oka. – Rychtuj żarło, pędzlarzu, bo’m głodny. Jakiś czas potem obaj siedzieli przy płomieniach i przeżuwali co chudsze kawałki kręgliny. Jegiś zagaił. – To’ś, widzę, dragotaur. Jeśli wolno… po matce czy ojcu ten płomyczek dziedzictwo? Zawsze’m był ciekaw… – Ż’em się uplągł i ż’em se jest. Nic ci do tego, maziago. – Tylko’m przez ciekawość… – Bacz, by’m przez tę samą ciekawość nie zechciał zajrzeć ci do szyi. – To’ś, widzę, dawno rycerskiego rzemiosła nie użył. – Hej! Swędzą paluszki. Ostatnio’m jeszcze czasu śniegów robił. Za co’m grendelski epolet w Skórołbii dostał. – Grendelski? To’ś się tęgo sprawił. – Eee. Nawet’em i z tego nie rad. Co mi po grendelskim epolecie? – Ale zawsze’ć to przygoda. – Hej! Szósty’m chór skórołebski spotkał po drodze. Srogiego mieli grenedela. Kubik Burza-Piekielny mu było. Ale nieszczęście go wielkie spotkało, bo’m mu hajdawerki zdjął. A potem’em założył mu je na głowę, tam, gdzie ich miejsce. Bo trza ci wiedzieć, bazgroło, że tam, gdzie każdy ma czuprynę, on miał nieledwie pół tego, co nawet zwykły wieśniak jeno w krzakach pokazuje. – Przecie to Skórołeb. Wszystkie tak mają. – Hej! Chór luda na to patrzył i bez to’m epolecik dostał. – To’ś, pewnikiem, i z jego bratem miał tetat? Jako mu było? Smrodliwy? – Hej! Topór Burza-Smrodliwy. Tetatu’m nie miał, jeno w krzakach’em go kucającego odnalazł, ale prędzej spadła jego głowa, niż to, czego się spodziewał. I, dasz wiarę, dokończył pierdzigniot kucania. Musi – kochał to nad życie. Ale! Co tam w trawie łyska? Jegiś podniósł dwa kawałki skóry. – To’m… upuścił. Takie tam… – Pokaż! Eeee… – strzelił go wesoło w pysk – zdolny’ś, machajłapo. – Takie tam… zwykłe arcydzieło. – Foremna bestyjka. – huknął Jegisia w plecy, pozbawiając jego gardziel kawałka z takim mozołem pogryzionej kręgliny. Kręglina poszybowała wysokim łukiem i wpadła w ognisko. – Co! Nie smakuje? – Jeno’m… – Gadaj! Co za jedna? – Ta? Nadobna Beczuła z Konotopy. – Głupiś?! Przecie nie pytam o tę katapultę. – O tę drugą llepiej nie ppytaj… – Ooo… A cóż’eś tak pobladł? I glaca ci łyszczy jako obeszczany kawałek gówna. Gadaj, miękka dupo: gdzie ją odnajdę?! – Ona nienie ddla ciebie… – Gadaj, śliski rzygu, bo… – Tototo Ppani Walkiria, obiecana Załupka.” Telefon zadzwonił sześć razy zanim Baronelli się obudził. Nocna lampka wciąż była zaświecona, a obok łóżka leżał rozsypany plik kartek. Spojrzał na zegarek i zaklął. Była siódma pięćdziesiąt. – Panie inspektorze, już dwukrotnie dzwoniono do pana z japońskiej ambasady, a za jakieś pięć minut będę miała na linii prefekta. Uprzedziłam, że jest pan w terenie. Odbierze pan w domu? Kochana Isabelle. Zasłużyła na podwyżkę. Nie dość, że uratowała jego tyłek, to jeszcze podarowała w prezencie pięć minut na rozbudzenie i zebranie myśli. |
Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.
więcej »Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.
więcej »Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.
więcej »...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak
Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak
...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak
Trzy lata po amnezji
— Wojciech Gołąbowski
Bez pamięci – fragment III
— Ryszard Dziewulski
Bez pamięci – fragment I
— Ryszard Dziewulski
Echa Achelonu, opowieść pierwsza: Skarb Cyrusa
— Ryszard Dziewulski
Dżin
— Ryszard Dziewulski, anonim
Pod lipą
— Ryszard Dziewulski, Ewa Dziewulska
Jak murem w głowę
— Ryszard Dziewulski
Bez pamięci – fragment III
— Ryszard Dziewulski
Bez pamięci – fragment I
— Ryszard Dziewulski