Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Bez pamięci – fragment II

« 1 2 3 4 5 6 »

Ryszard Dziewulski

Bez pamięci – fragment II

Po raz kolejny spróbował przywołać do wyobraźni rysunek jej twarzy. Po raz kolejny – na próżno. Po raz kolejny przed jego oczami stanął… wizerunek innej kobiety. Dłużej już nie mógł czekać. Pospiesznym krokiem podszedł do profesora.
– Czy mógłbym dostać zdjęcie Uahidy Villasante? – zapytał, dość niegrzecznie przerywając potok słów, który Thier przelewał właśnie do mózgu zasłuchanej Andrei Schmidt.
– Proszę?
– Chcę zobaczyć zdjęcie Uahidy.
Na tarasie zapanowała cisza. Wolfgang Thier zdawał się na to czekać. Uśmiechnął się i powolnym ruchem wyciągnął fotografię z przepastnej kieszeni swojego kremowego swetra. Wręczył ją Jonatanowi teatralnym gestem, z wyrazem twarzy pełnym cichego triumfu, mającego podkreślać profesjonalną znajomość ludzkiej psychiki.
– Dziękuję – powiedział grzecznie Jonatan i nie spojrzawszy na odbitkę, oddalił się na swoje miejsce w gąszczu roślin przy barierce. Zanim zdecydował się popatrzeć na twarz kobiety, dokończył rozpoczęte piwo i opróżnił następne. Patrząc na ustawioną do światła lamp fotografię, kiwał z niedowierzaniem głową.
Spod świderkowatych pasemek włosów w odcieniu blond, spoglądały na niego odważnie wielkie, błękitne oczy. Odważnie? Trochę zbyt odważnie? Nie, to nie odwaga, lecz wręcz niemożliwa do ukrycia mgiełka sex appealu. Ukrycia? Kolejne złe słowo. Uahida raczej nie wyglądała na kogoś, kto starałby się cokolwiek ukryć. Tak. Miała to w oczach. Nie ulegało wątpliwości, co stanowiło główne upodobanie, największą skłonność i nieujarzmioną pasję, której Uahida z zamiłowaniem musiała poświęcać się codziennie po godzinach pracy. Może też w trakcie godzin pracy. I tuż przed. Ostatnią rzeczą, jaką Jonatan mógł sobie wyobrazić u jej boku, był pojedynczy stały partner seksualnych igraszek, wyobrażenie zaś samego siebie w tej roli graniczyło z czystym nieporozumieniem. Doszedł do wniosku, że albo on w ogóle nie zna się na ludziach, albo spogląda na twarz najzwykleszej na świecie nimfomanki. Owszem, pociągała go seksualnie i byłoby absurdem mniemać, że stu na stu mężczyzn nie odczułoby na jej widok dokładnie tego samego. Tylko… czy rzeczywiście tak wyglądały najskrytsze pragnienia Jonatana? Czy tak wyglądał ideał kobiety, który profesor Krach podstępem wydłubał z najgłębszych szczelin jego imaginacji? Może to on, Jonatan Adams, przez całe życie żywił błędne mniemanie o wysokiej klasie swojego gustu, wysublimowanym poczuciu piękna i niezmierzonym ogromie własnych oczekiwań co do przyszłej wybranki. Tymczasem prawda jest inna? Więc dlaczego on, ten sam Jonatan Adams, nie jest zadowolony? Jak to możliwe, by nie podobało mu się to, czym winien być zachwycony? Gdzie tkwi błąd? Kto go popełnił? Czy genialny Beniamin Augustyn Krach byłby aż takim idiotą, by zapłacić milion EURO za zwykłą komedię pomyłek?
A może nie? Może Uahida Villasante jest niezwykle piękną, inteligentną i skromną osobą, a perwersja w jej spojrzeniu to tylko wytwór jego nadwątlonej emocjami wyobraźni? Może to tylko pechowe, nieudane zdjęcie, na którym wygląda ona zupełnie inaczej, niż w rzeczywistości? Takie rzeczy przecież się zdarzają… Tylko dlaczego nigdy nie zdarzają się jemu? Dlaczego w jego życiu wszystko to, co mogłoby pójść tylko źle, idzie po prostu fatalnie?
Jean Ziegler, nie widząc w pobliżu Zenowicza, przedarł się przez zasieki palm, za którymi Adams ukrył się przed światem. Położył dłoń na jego barku i zaglądnął przez ramię.
– Niezła! Pozazdrościć.
– Odczep się Ziegler. Denerwujesz mnie.
– Uuu… W tych oczkach jest więcej, niż elokwentna ladacznica zdołałaby wyszeptać w czasie nocy polarnej. Nie sądzisz? Ale znam lepsze.
– Idź, bo nie ręczę za siebie…
– Ooo… Nasz Rasputin się denerwuje? Ale nie ma potrzeby. Nie jest w moim typie. Powiem ci szczerze: ja bym tam wolał, żeby mi swoją lalunię przed ołtarz podprowadzał prezydent, a nie byle profesor.
Jonatan zareagował szybciej, niż sam się spodziewał. Cała drzemiąca w nim złość, całe rozczarowanie, bezradność i nienawiść – wszystko to zamieniło się w furię, którą rozładował w jednym uderzeniu. Ziegler przeleciał przez barierkę i przepadł w ciemnościach. Nikt nie zauważył jego zniknięcia.
Wtorek, 26 października, godz. 21.15
Doczekawszy się ekipy WZS i kilu wozów patrolowych, Baronelli dość ogólnikowo powiadomił o zajściu i polecił zabezpieczyć cały teren. Niedługo potem zapakował Martina do wozu i wywiózł na tyle daleko, by chłopak mógł poczuć się bezpieczniej. Przez długi czas Jaša był blady i rozedrgany, więc nadinspektor powstrzymywał się od zadawania pytań. Kiedy jednak usiedli przy stoliku niewielkiej kawiarni Pápaya Zsolta, mieszczącej się opodal siedziby wydziału, przerwał milczenie.
– Napijesz się piwa?
Martin spojrzał na swego wybawcę ze zdziwieniem.
– Pewnie!
Dwa wielkie łyki chłodnego napoju sprowadziły go na ziemię. Błyskawicznie oprzytomniał, przestał się telepać i zainteresował otoczeniem.
– Dziękuję panu.
Baronelli kiwnął głową.
– Czy pan… go zabił?
Kiwnął ponownie.
– Kim pan jest?
– Nadinspektor Carlos Baronelli. Wydział Zadań Specjalnych.
Na twarzy Martina pojawiło się przerażenie.
– Bardzo trudno cię namierzyć, synu.
– Czy jestem aresztowany?
– A co? Przeskrobałeś coś?
Niewyraźny uśmiech najpierw zamienił się w niedowierzanie, a potem w niepewność. Albo gruby był sympatycznym idiotą, albo sprawy przedstawiały się inaczej, niż sądził Martin.
– Czy pan… Pan mnie szukał?
– Tak. Mam do ciebie mnóstwo pytań, Martin. I ty dobrze wiesz jakich.
Ponowny wybuch przerażenia zamglił wzrok chłopaka.
– Wszystko panu wytłumaczę. To nie ja! Ja nie mam z tym nic wspólnego! To znaczy… To nie tak miało być.
– Spokojnie. Wiem, że to nie ty.
Po raz kolejny strach zmienił się w niepewność.
– Skąd pan wie?
– Dlaczego chcą cię zabić?
Gruby nie był idiotą. Martin odetchnął.
– Nie mam pojęcia. Nie wiem, co się dzieje. Nic im nie zrobiłem. Musi mi pan uwierzyć. To miała być zabawa. To była zabawa. Ale teraz… To naprawdę nie moja wina.
– Opowiesz mi wszystko po kolei, zgoda?
– Nie wiem dlaczego… i kto… przestał się bawić. Musi mi pan uwierzyć. Czy… czy moi rodzice… Nic im nie jest, prawda?
– Więc wiesz o pożarze?
Kwadrans później Martin siedział w pokoju Baronellego i lekko zezując, spoglądał na przypięty do swetra mikrofon, mający rejestrować jego zeznania. Obok leżał znaleziony pod domem babci i bezzwłocznie dostarczony laptop. Prócz nadinspektora opowiadaniu chłopca przysłuchiwali się Kušik i Björn.
– Właściwie… nie wiem od czego zacząć.
– Spróbuj zacząć od samego początku. Co to za gra? Jej zasady? Kto w tym uczestniczy? Czego się można po nich spodziewać? Jaki jest cel? Wszystko od samego początku.
– Od początku… Zasady? To trudno powiedzieć…
– Jak to? Przecież gra musi mieć jakieś zasady. I to właśnie ty je wymyśliłeś. Tylko nie kręć.
– Niby tak, ale… Ta gra nie jest zwykłą grą. To jest jak życie. Każde z kolejnych wydarzeń powoduje powstanie nowej sytuacji, nowych reguł, które rządzą przebiegiem wypadków. To wszystko nie powinno było wymknąć się spod kontroli. Tego nie przewidziałem. Są przecież granice rzeczywistości, których nie da się przeskoczyć. Właśnie te granice miały kontrolować fabułę. Nie mogę uwierzyć, że moje założenia okazały się błędne.
– Więc co się stało?
– Nie mam pojęcia! Moimi klientami była wyłącznie młodzież. Działałem poprzez kluby fantastyki. Spotykaliśmy się na turniejach, ale to była zabawa. Nikt z nas nigdy nie używał prawdziwej broni – spojrzał na Björna. – Przecież pan to widział, pan tam był. W sobotę. Może pan potwierdzić.
– Owszem. Nie masz się czym denerwować, Martin. Na razie nawet – tu Bartos zerknął z ukosa na Baronellego – nie mamy pewności, czy to jest ta sama… gra.
– Nie macie pewności? Jak to?
Nadinspektor strzelił drapieżnym spojrzeniem w stronę podwładnego, po czym zwrócił się do chłopca z niespodziewanym pytaniem.
– Kto to jest Chędogrom Szał-Spotwarzony?
– To zbuntowany dragotaur, który wywołał Pierwszą Wojnę Cyklońską, prowadząc szósty chór Skórołbów przeciw Załupkowi. Przeglądaliście moje notatki? Kiedy? Przecież dopiero co…
Bartos patrzył na Baronellego jak na przybysza z obcej planety. Ten zaś uśmiechnął się nikczemnie zanim zadał kolejne pytanie.
– A niejaki… Effendi? Kim jest Effendi?
« 1 2 3 4 5 6 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Inne recenzje

Trzy lata po amnezji
— Wojciech Gołąbowski

Bez pamięci – fragment III
— Ryszard Dziewulski

Bez pamięci – fragment I
— Ryszard Dziewulski

Tegoż twórcy

Echa Achelonu, opowieść pierwsza: Skarb Cyrusa
— Ryszard Dziewulski

Dżin
— Ryszard Dziewulski, anonim

Pod lipą
— Ryszard Dziewulski, Ewa Dziewulska

Tegoż autora

Jak murem w głowę
— Ryszard Dziewulski

Bez pamięci – fragment III
— Ryszard Dziewulski

Bez pamięci – fragment I
— Ryszard Dziewulski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.