Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 19 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Bez pamięci – fragment II

« 1 3 4 5 6 »

Ryszard Dziewulski

Bez pamięci – fragment II

– O nim też wiecie? – Jaša zmarszczył czoło, jakby nie mógł czegoś pojąć. – Stoi na czele armii Załupka. Ale ma naturę zdrajcy.
– Teraz już mamy pewność, że to ta sama zabawa. Opowiadaj.
– Gra, jak już powiedziałem, toczy się sama. Cała ingerencja polega na zbudowaniu wstępnego scenariusza. No, oczywiście wcześniej trzeba wymalować całe tło, zbudować od podstaw cały świat, w którym wszystko ma się dziać. – Martin, który dotychczas siedział sztywno i niepewnie kręcił głową w poszukiwaniu wzroku przesłuchujących go mężczyzn, teraz zmienił się nie do poznania. Jego oczy zapłonęły młodzieńczym ogniem chorobliwego fanatyzmu. – Początkowo myślałem o typowej grze strategicznej, gdzie gracze posługują się kartami, z których każda symbolizuje jakąś postać, umiejętność lub działanie. W takiej grze sukces zależy od ilości i jakości posiadanych kart oraz od przyjętej taktyki i umiejętności przeciwnika. Szybko zrezygnowałem z tego pomysłu, przede wszystkim ze względu na dużą konkurencję. Postanowiłem stworzyć grę, która będzie czymś nowym, innym i dającym możliwości rozwoju. Odwróciłem sytuację. Zamiast operować setkami postaci, grający wciela się wyłącznie w jedną z nich. Przystępując do gry, każdy deklaruje się jako konkretna osoba. Pol-land był pomysłem gry przeznaczonej dla sieci komputerowych… To już wiecie… No więc wprowadziłem mnóstwo zmian i postanowiłem sam ją wypromować. Rozwój akcji gry jest możliwy wyłącznie przy dużej liczbie uczestników. Dlatego zacząłem proponować udział w grze setkom członków klubów fantastyki.
– Po co ci to lipne wydawnictwo?
– Prestiż. Zaufanie. Pieniądze. Gdyby wiedzieli, że jestem w ich wieku, nie pozwoliliby mi pociągać za sznurki. Bardzo szybko okazało się, że musiałem wyznaczać poszczególne role, bo przecież wszyscy nie mogli być tym, kim chcieli. No i nadzór nad przebiegiem gry. Ktoś musiał prowadzić kronikę zdarzeń.
– Sam wymyśliłeś wszystkie postacie? – Björn podniósł ze stołu plik szkiców i zaczął je przeglądać.
– Pewnie. To największa frajda. Wymyśliłem wszystko. Szczegóły ubioru, uzbrojenie, strategie i sposoby walki, nawet rys charakterologiczny każdej grupy wojów i wojenników.
– Cóż to za różnica? Woj i wojennik?
– Ooo… Bo są tak: adonowie, wojennicy, wojownicy i wojowie. Najmłodsi rycerze to adonowie. Są używani do prostszych zadań w ramach nauki rycerskiego fachu. Po zabiciu swego pierwszego wroga w uczciwej walce stają się wojennikami. Wojownik – to kolejny stopień wtajemniczenia. Dopiero tym wolno nosić pas i ostrogi. A woj? To artysta sztuki walki. Szkolony. Wojowie dzielą się na różne typy. Najliczniejsza grupa to Wojowie Kultowi, których siedzibą jest Fort Virtus. Tam się szkolą i dochodzą do zaszczytów i pozycji w Bractwie. Są Wojowie Pomstowi, tak zwani Mściciele, są też Wojo…
– Cała hierarchia?
– To jest cały świat. Świat, który tworzyłem przez dwa lata.
– Są inne bractwa?
– Bractw jest trzy: Bractwo Sofów i Sofitów, Bractwo Pacyfów, no i Bractwo Virtus.
– A Heruby i Serafy?
– To są Klany.
– Tak jak Skórołby?
– Nie. Skórołby to rasa. Są dwie rasy rozumne: Humowie i Skórołby.
– Inne nie są rozumne?
– Inne rasy powstały po to, byśmy mogli jakoś nazywać otaczający świat. Głupio by to wyglądało, gdybym w trakcie bitwy powiedział: „ukryj się za tym samochodem”, albo „wmieszaj się w tę grupę ludzi”. Więc mówię: „stań za brzydem”, albo „wleź w stado głagłów”.
– Więc grupa ludzi nie uczestniczących w grze to stado głagłów?
– Tak, ludzie to głagły. Wszystko traktujemy jako wykwity przyrody. Na tej podstawie powstały takie nazwy jak lipanki, rosałki, syfony i cmoki. Albo potrafy, snopy, latające bulwy, trony, kręgle, stada dropsów i grendele. Ale „grendel” to nie tylko policjant. To też odpowiednik stopnia generała u Skórołbów.
– Więc armia też ma swoją odrębną hierarchię?
– U Humów jest trochę inaczej, niż u Skórołbów. Humowie mają kupy, bandy i legiony, a Skórołby szumy, tłumy i chóry. Na przykład: szum luda to dziesięciu Skórołbów, tłum to stu, chór – tysiąc.
– Trudno się w tym połapać.
– Mogę panów wprowadzić, tak jak wszystkich. Za odpowiednią opłatą wysyłałem trzy dokumenty. Były to: Zwój Wojenny, Reguła Zakonna i Gramoty Przeznaczenia, zwane też Zwojem Przepowiedni. Niedrogo.
– …Patrz pan na szczeniaka.
– Żartowałem.
– A ten, który chciał cię zabić? Czy przypominał…
– To zwykły Skórołeb. Nie miał epoletów.
– Widziałeś go wcześniej? Uczestniczył w którymś z waszych turniejów?
– Co pan! Gość miał pod czterdziechę. Pierwszy raz widziałem go na oczy. Ale jeśli miał ostrogi, to możliwe że to ten, który rozrąbał mi drzwi. Ale nie sądzę. Nie powinien ich mieć, to zwykły wojennik.
– Wtedy, uciekając, zabrałeś ze sobą laptopa. Dlaczego?
– No… bo… Sam nie wiem. Mam tam ważne rzeczy… Wie pan, prowadzę kronikę wypadków… – jąkał się Martin. – Bałem się. Zabrałem najcenniejszą rzecz.
– A Harley? I ten wielki komputer?
– To znaczy… najcenniejszą, jaka wpadła mi pod rękę. Nie wiem, dlaczego.
– Rozumiem – powiedział Baronelli. – Wracając do tego typa… Miał ostrogi?
– No właśnie to jest… pierwszy z powodów, które… Bo to ja je wymyśliłem. Te ostrogi. Wszystkie wymyśliłem, ale te akurat są inne. Skórołby takie noszą, ale… nigdy…
– Mów po ludzku. Ten, który rozwalił ci drzwi miał ostrogi? Jak to było?
– Miał. Szedłem otworzyć, ale się potknąłem. Wtedy zaczął rąbać drzwi i wykopywać kawałki nogą. Miał ostrogę, którą wymyśliłem. Taką samą. Z uchwytami. Mam wszystko tutaj. – Martin wskazał laptopa. – Wszystkie szkice i projekty. Ostroga też jest. Z tym, że ja jeszcze…
– Co: ty jeszcze?
– Jeszcze… To znaczy, nigdy w to nie graliśmy. To mój nowy scenariusz.
– Nowy?
– No… w zasadzie nowy. Wojna Cyklońska.
Środa, 27 października, godz. 1.15
Tej nocy Baronelli nie mógł zasnąć. I to bynajmniej nie z tego powodu, iż zabił człowieka. O pierwszej zgasił światło, zamknął powieki i oczekiwał momentu, kiedy przed jego oczami pojawi się koszmarnie uśmiechnięta twarz Skórołba. Nic z tego. Cóż za kanalia ze mnie? – myślał. – Żadnych wyrzutów sumienia? Może potem coś mi się przyśni…
Przesłuchanie Martina przeciągnęło się do północy. Z niewiadomych przyczyn nadinspektor – musiał to przyznać przed samym sobą – podziwiał tego małego. Szczeniak był niesłychanie inteligentny. Obdarzony wielką wyobraźnią i sprytem, potrafił jednocześnie działać. Bez chwili zwłoki zamieniał swe marzenia i ambicje w czyn. Podziwiasz chłopca? Czyżby dlatego, że twój własny syn okazał się życiowym nieudacznikiem? Bez pracy… Na utrzymaniu kobiety… Wstyd! Musiał to chyba odziedziczyć po matce.
Zapalił nocną lampkę i sięgnął po wydruk dzieła Martina: Wielka Księga Wojen Cyklońskich. Tom pierwszy. Pierwsza Wojna Cyklońska. Zaczął czytać.
„Gdy Matka Zima wzięła w opiekę rozległą krainę Cyklonu i, jakby nie chcąc dzielić się z Jesienią, okryła wszystko białym puchem, nikt nie przeczuwał straszliwych chwil nadchodzącej wojny. I choć nie miała ona zawrzeć ani tej, ani nawet następnej Wiosny, przecież właśnie te mroźne dni kryły w sobie zdarzenia, które wszystkiemu dały początek. Wojna Cyklońska, nazwana potem Pierwszą, nie oszczędziła nikogo. Nie było rodziny, która nie opłakiwałaby straty bliskich, a imiona poległych wojów i wojowników jeszcze przez długie lata rozbrzmiewały we wspomnieniach karczmianego gwaru. Była to cena, jaką Humowie musieli zapłacić za narodziny Wielkiego Królestwa Haemu, które zapewniło im spokój i bezpieczeństwo, a ich rozsypane Klany zjednoczyło w potężny Naród. Kiedy było już po wszystkim, niejeden Hum, siedząc nad achtlem gambrynu, łamał sobie głowę, usiłując dociec prawdziwych przyczyn wojny. Niejeden Sof tracił czas, wertując Zwoje Przepowiedni, niejeden Mag poszukiwał prawdy na Wzgórzach Przeznaczenia, niejeden Astron gapił się w gwiazdy… Na próżno. Niebo, natchnione wizje i stare wyrocznie nie dawały żadnej odpowiedzi. Powszechnie uznano, iż wojnę wywołał grendel Szał-Spotwarzony, który wraz z szóstym chórem Skórołbów uderzył na armię Załupka. Nikt jednak nie wiedział, co stało się tego przyczyną.”
Baronelli przebiegł wzrokiem parę akapitów.
„Śnieg sypał wielkimi płatami, otulając mury Bractwa Sofitów mglistym kożuchem, który wraz z nastającym zmierzchem stawał się coraz mniej przejrzysty. Niezbyt liczni cerbowie, miast marznąć na murach i wypatrywać tego, czego i tak nie byliby w stanie dojrzeć, przycupnęli przy watrach we wnętrzach strażnic lub gromadzili się przy południowej baszcie, by przez okna aureolu popatrzeć na ostatnią już walkę zimowych Agonów.”
« 1 3 4 5 6 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Inne recenzje

Trzy lata po amnezji
— Wojciech Gołąbowski

Bez pamięci – fragment III
— Ryszard Dziewulski

Bez pamięci – fragment I
— Ryszard Dziewulski

Tegoż twórcy

Echa Achelonu, opowieść pierwsza: Skarb Cyrusa
— Ryszard Dziewulski

Dżin
— Ryszard Dziewulski, anonim

Pod lipą
— Ryszard Dziewulski, Ewa Dziewulska

Tegoż autora

Jak murem w głowę
— Ryszard Dziewulski

Bez pamięci – fragment III
— Ryszard Dziewulski

Bez pamięci – fragment I
— Ryszard Dziewulski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.