Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 17 czerwca 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 3

« 1 22 23 24 25 26 30 »

Alan Akab

Więzień układu – część 3

Dziwak, tak Arto wciąż myślał o Zemie, tak myślała o nim szkoła. Ale tym razem to słowo znaczyło dla niego co innego. Lubię dziwaków, stwierdził. Potrafię się z nimi dogadywać. Przecież sam jestem jednym z nich. Może za cztery lata stanę się taki jak on? Dziwny, lecz na tyle silny, że nikt nie odważy się powiedzieć mu tego prosto w twarz, najwyżej usłyszy coś przypadkiem, gdy inni chłopcy będą o nim szeptać między sobą, za jego plecami, myśląc, że nie słyszy. To mogłoby być nawet zabawne, na swój pokręcony sposób. Czułby się trochę bardziej wolny niż teraz. Trochę bardziej pewny siebie.
Spojrzał na pobitego młodszaka. Krople krwi z rozbitego nosa powoli kapały na podłogę. Z trudem powstrzymywał łzy, lecz wciąż stał i nie płakał. Pociągał tylko zakrwawionym nosem, skulony, ze wzrokiem wbitym w podłogę, niepewny czy uciekać, czy zostać. Arto nie atakował, ale był starszakiem. Czego chciał? Arto widział te wątpliwości wypisane na jego opuchniętej twarzy. Dlaczego ktoś tak ważny zechciał mu pomóc? Patrząc na niego, Arto poczuł coś dziwnego. Skrzywił się i otrząsnął. Cokolwiek to było, nie chciał tego.
Pochylił się nad młodszakiem.
– Co tu się dzieje, dzieciaku? – spytał groźnie. – Czego tamci chcieli? Nazywasz się jakoś?
Młodszak pociągnął nosem i szybko spojrzał w górę, na Arto, niemal od razu spuszczając na powrót głowę.
– Wel Stenhord – odparł cicho, drżącym głosem. – Oni… Oni śmieją się ze mnie, bo mój tata był taki głupi – jego głos stał się płaczliwy – że zabił się w puszce, jak zwykły… jak zwykły…
Zaciął się i nie dokończył. Za to zaczął chlipać.
– A ty ich słuchasz?
– To nie tak! – Wel nawet nie podniósł głowy. – Wiem, że to nieprawda, ale tato… nie pozwolił mi wracać do szkoły… Gdybym tu nie wrócił, zabraliby mnie do akademii!
Rozbeczał się na dobre. Arto chwycił go za barki i mocno potrząsnął.
– Powiedziałeś rodzicom o szkole?! – zapytał ze złością. – Wygadałeś się?
Może tamci nie znęcali się nad nim bez powodu, pomyślał. Może sam powinienem mu przyłożyć… Teraz sobie przypomniał. Chłopiec był zbyt zbity, by skojarzył go od razu, lecz teraz już był pewien, że widział go wtedy, z dorosłym, z którym rozmawiała jego była wychowawczyni. Więc jednak się wygadał…
– Widziałem jak gadałeś z nauczycielem! – powiedział, gdy tamten wciąż milczał. – Nie wykręcaj się, skarżypyto!
Wel wystraszył się tak bardzo, że przestał płakać. Skulił się jeszcze bardziej.
– Nie, nigdy! Przysięgam, wiem, że nie można o tym mówić z dorosłymi, nie powiedziałem jej nic! Nie powiedziałem jej nawet kto mi to zrobił! Nie jestem… – przerwał, nie kończąc. – Tato mi kazał, ale… Ale co miałem zrobić, jak mnie starsi pobili? Sam wszystko zgadł.
Puścił go i wyprostował się. To, co widział potwierdzało jego słowa, choć nie gwarantowało, że nie powiedział czegoś za drugim razem. Na razie przestał myśleć o ukaraniu dzieciaka.
Ilustracja: <a href=mailto:changer@interia.pl>Rafał Kulik</a>
Ilustracja: Rafał Kulik
– No to co, nie miał kto się tobą zająć? Szukasz niańki? Jak nie potrafisz ukrywać zwykłych siniaków, to może powinieneś zostać w domu i czekać, aż Opiekunka zabierze cię ze sobą.
Wel zebrał się w sobie i przestał pociągać nosem. Spojrzał Arto prosto w oczy.
– Potrafię o siebie zadbać – powiedział.
– Właśnie widzę – odburknął ironicznie Arto.
Tamten się zmieszał, ale tylko na chwilę. Zaczął odzyskiwać pewność siebie.
– Naprawdę potrafię! – zapewnił z dumą, grzbietem dłoni ścierając krew z nosa. – Jestem silny. Potrafię się bić, ale tamtych było za dużo. Nawet ty nie dałbyś sam rady trzem klasom naraz. A wtedy… starszaki zabrały mi wszystko co miałem. Co miałem zrobić? Pobić ich?
– Tylko mi tu nie podskakuj! – ostrzegł. Wel szybciutko wbił swój wzrok w swoje stopy. – To nie powód, by się mazać czy się zdradzać. W szkole każdemu ktoś coś odbiera i nikt przez to nie wpada w kłopoty. Tylko ty.
Mały już dawno powinien wiedzieć, że nic już nie będzie tak jak dawniej. Arto spróbował sobie przypomnieć czasy, gdy sam był w jego wieku. Zwykle pamiętał tylko ból. Szkoła nie ma litości, starszaki nie mają litości i nie miał jej on, nie dla skarżypytów.
– Wiem… Ale to przeze mnie… Przeze mnie to wszystko. Gdybym wtedy nie wrócił taki do domu, tata nigdy by mnie takim nie zobaczył. I nie powiedziałby, że zrobi wszystko, by… A teraz nazywają go kopalniakiem… – znowu zaczął pociągać nosem – i śmieją się, że pewnie też jestem kopalniak, bo to rodzinne…
Arto westchnął. Spojrzał na towarzyszy. Wzruszyli ramionami. Nigdy nie udawali, że im na niczym nie zależy – im po prostu nie zależało. Tylko on udawał. Wszyscy myśleli tak samo, może poza Nowym. Ten tylko stał i patrzył.
– Słuchaj, mały. Twój ojciec próbował uciec, by ci pomóc i nie ma w tym nic głupiego. Byle kopalniak nie zdołałby wyjść na zewnątrz, rozumiesz? Ci, co tak mówią sami są kopalniakami.
– Więc… Tata był mądry?
– Musiał być, skoro mu się udało. Nie mógł cię zabrać ze sobą, bo masz pluskwę. Ostrzegłaby Urząd, że jesteś na zewnątrz, dlatego zostawił cię tutaj. Gdybyś był z nim, też byś zginął, więc to nie twoja wina. Po prostu… Miałeś szczęście.
– Też mi szczęście!
– Masz szczęście – powtórzył z naciskiem – bo żyjesz. Ale jak będziesz dawał się bić innym, to sprowadzisz na nas kłopoty. Na całą szkołę, czyli na mnie i na innych starszaków. Takiego zachowania nie będę tolerował. Inaczej dorośli znowu tu przyjdą i będą się nam przyglądać, jak w zeszłym roku. Pamiętasz zeszły rok? To chyba nie było przez ciebie?
Wiedział, że to nie było przez niego, że to było o wiele poważniejsze, ale chciał go nastraszyć, potrząsnąć w środku tak mocno, by stanął na nogi. Dla twojego własnego dobra, mały.
– Oczywiście, że nie!
– Dobrze. Zajmiemy się tobą, dla własnego bezpieczeństwa.
Arto wyjął z kieszeni niewielki pisak. Ustawił go na średnie natężenia barwnika. Zanim ulegnie rozkładowi, każda kreska, jaką postawi będzie się utrzymywać jakieś sześć, siedem rozjaśnień. Złapał Wela za lewą dłoń. Na jej grzbiecie, tuż nad naklejonym na nią dziecinnym zegarkiem, wprawnymi ruchami narysował prymitywny w wyglądzie profil rozwartej paszczy. Gdy skończył, puścił jego rękę. Wel popatrzył na symbol, a potem dla niego.
– Do czasu, gdy to zniknie, będziesz pod naszą ochroną. Pod protektoratem Jeźdźców Smoków, zapamiętałeś? To specjalny pisak. Poznamy, kiedy spróbujesz poprawić nasz znak.
Nie kłamał. Każda grupa używała własnej kombinacji barwników, bardzo dokładnie określonej i równie dokładnie odczytywanej przez czytnik próbnika barw na pisaku. Każda miała swój sekretny składnik. Próby oszukiwania były bezwzględnie karane.
– Ja nie oszukuję! – Wel szczerze się oburzył. – Nie jestem karaluchem!
– Mam taką nadzieję. Doprowadź się do ładu, pomaluj się jak należy i wracaj na lekcje.
– Oczywiście! Tylko że… – Wel się speszył. – Starszaki zabrały mi… wszystko… – podkreślił.
Arto westchnął. Już miał polecić komuś, by dał małemu maść, lecz Nowy go wyprzedził. Sięgnął do kieszeni i podał młodszakowi swoje własne pudełko. Arto poczuł ulgę, że to właśnie Nowy to zrobił, sam. Jemu nikt nie będzie tego wypominał.
– Dziękuję – Wel uśmiechnął się do Nowego. – Może nie wszystkie starszaki są tak złe, jak mówią inni – odwrócił się i szybko pobiegł do łazienki.
Może i nie wszystkie, pomyślał Arto, ale znaczna większość. Nie wiem, czy pomagając tobie, mały, nie zaszkodziłem ci jeszcze bardziej. Lecz tłumaczył sobie, że dzieciak miał tyle kłopotów, iż swoim niedbalstwem mógłby je sprowadzić na całą szkołę. Gdyby nie my, pomyślał, młodszaki narobiłyby tu niezłego zamieszania.
Był pewien, że przez kilka najbliższych rozjaśnień chłopiec zrobi wszystko, by nawet nie zamoczyć ręki w wodzie, choć ślad pisaka był niezmywalny. Nim symbol jego grupy zniknie, nikt, kto nie chciał się zaznajomić z siłą Smoka, nie odważy się go tknąć. Lecz potem będzie musiał radzić sobie sam. Życie było twarde i nie robiło wyjątków.
Mały miał szczurzy los, lecz był twardy. Może za parę lat wyrośnie na dobrego wojownika, o ile nie trafi do akademii. Do niej prowadzi wiele korytarzy. Arto był pewien, że jego matka za nic nie zgodzi się na coś takiego, ale… Czym to się skończy, nie był w stanie przewidzieć. Dzięki niemu przynajmniej nie stanie się beksą. Tyle mógł zrobić jako mięczak.
Popatrzył na Nowego. Wyglądał na przejętego całym zdarzeniem.
– Zajmiesz się tym? – spytał. – Popilnujesz małego?
– Ktoś to musi zrobić. Ty nie masz czasu, a inni mają to gdzieś. Więc pozostaję ja.
– A ty nie masz tego gdzieś?
– Nie potrafię – Nowy przyznał się bez mrugnięcia okiem. – Jeszcze nie. Może kiedyś.
« 1 22 23 24 25 26 30 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.