Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 26 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 3

« 1 24 25 26 27 28 30 »

Alan Akab

Więzień układu – część 3

Nie był już na Ziemi. Tu, nie tak jak na dole, starszy zawsze znaczyło silniejszy. Jaki miał wybór? Albo odnieść im pocisk, jak kazali, albo…
W milczącym upokorzeniu odebrał swoją lekcję pokory. Wciąż zaciskając zęby, z ręką przyciśniętą do krwawiącego ucha, rozejrzał się za ciśniętym w niego obiektem. Odrzucił go, tłumiąc chęć, by wymierzyć plastikową kulkę prosto w oko jednego z nich. Odwrócił się i odszedł na sztywnych nogach w stronę najbliższej łazienki, chusteczką ścierając ślady krzepnącej krwi. Nigdy więcej nie pozwoli sobie na nieuwagę. Nigdy więcej nie pozwoli się zaskoczyć. Będzie ćwiczyć refleks, aż tacy jak oni nigdy więcej nie zdołają go trafić.

Drżącą ręką doprowadził się do porządku. Po kilku minutach zdołał dojść do siebie. Wciąż tłumił bezsilną wściekłość, przeklinając się za to, co zrobił. Powinienem ich zaatakować, bez względu na wszystko, powtarzał sobie. Powinien pokazać, że nie da sobą pomiatać. Może teraz by go pobili, lecz na przyszłość zostawiliby w spokoju. Przyrzekł sobie, że więcej się nie wycofa bez walki, postawi się bez względu na konsekwencje.
Ból ucha nie minął prędko. Mimo opatrzenia przez Żo, na następnej przerwie bolało go tak samo mocno jak na poprzedniej. A jednak myślał już tylko o znalezionym robaku. Arto zbyt często i zbyt znacząco przyglądał mu się podczas lekcji, by mógł go zignorować.
Jeśli to był on, myślał, będzie próbował mnie dopaść. Dla niego każdy powód był dobry. Tacy jak on na Ziemi znęcali się nad zwierzętami, lecz tutaj złapanie przypadkowego ucznia było prostsze od schwytania szczura. Nawet jeśli nie mogli się bawić głupotą swojej ofiary…
Zaczął trzymać się grupy, lecz niewiele to pomogło. Dwie przerwy potem przechodzili korytarzem, gdy coś go nagle złapało i pociągnęło do tyłu. Towarzysze odeszli, nawet nie zauważywszy co się dzieje.
To był starszak. Na jego widok Iwen znów zaczął się bać, lecz tym razem nie starszaka. Bał się, że Arto zbyt wiele się domyśla i spróbuje na własną rękę sprawdzić, co się dzieje, dowie się o wszystkim i cała grupa przekona się, jaki jest słaby.
– I co, młodszaczku? – starszak, wraz z dwójką swoich pomocników, zbliżył się do Iwena ze złośliwym uśmiechem. – Gotów na spotkanie z akademią?
Iwen zagryzł wargi. Tak się cieszysz, że znowu będziesz miał się na kim wyżyć? Nie tym razem! Pokaże mu, że łatwo się nie poddaje – i do próżni z tym, co mówił Orfius! Nie był przygodną ofiarą, był regularnym celem. Pewnie nie wygra, na pewno nie wygra, lecz może starszak wreszcie zostawi go w spokoju.
Gniew, lęk, wściekłość i poniżenie pchnęły go do działania. Na twarz starszaka i jego towarzyszy nałożyły się wykrzywione grymasem śmiechu twarze starszaków z poprzedniej przerwy. Nie popełni tego samego błędu drugi raz tego samego dnia. Nie będzie więcej posłuszny! Pocisk, który go dziś dosięgnął, przeważył szalę gniewu.
– Mam dość! – oznajmił tak stanowczo, na ile potrafił, choć nie bez strachu. – Nie masz prawa mnie bić!
Uśmiech starszaka stał się jeszcze bardzie szeroki i jeszcze bardziej złośliwy.
– I co z tym zrobisz, młodszaczku? – spytał lekceważąco. Młodszaczek w jego ustach brzmiał jeszcze obraźliwiej niż planetarianin. Jakby był kimś gorszym, nawet… nawet od dwojaka!
Dał się ponieść rozpalającej go od wewnątrz wściekłości. Wyprostował się, zacisnął pięści.
– Nie pozwolę ci się bić! – oświadczył stanowczo. Czasami same słowa wystarczyły, lecz nawet przez chwilę nie wierzył, że tak będzie tym razem. Nie byli na Ziemi, a starszak nie był jego rówieśnikiem. Iwen był na jego terytorium.
– O! Chcesz mi dołożyć? Odsuńcie się! Młodszaczek będzie walczył! – starszak odprawił towarzyszy gestem ręki. – Dajmy mu szansę. No, mały, dalej! Pokaż, co potrafisz.
Iwen zacisnął zęby. Przygotował się. Pokażę ci, obiecał sobie. Więcej mnie nie uderzysz.
Starszak spokojnie czekał, z tym swoim uśmieszkiem. Iwen zaatakował, czując przemożną ochotę, by go zetrzeć. Spróbował go kopnąć, jak uczył go Bebre. Unik starszaka był szybki i pewny. Odsunął się. Iwen wciąż trzymał jedną nogę w powietrzu, gdy wbił mu kolano w brzuch. Iwen zdążył jeszcze zamachnąć się pięścią. Starszak ją złapał i wykręcił do siebie, pozwalając, by siła obrotu ciała napastnika zrobiła resztę.
Nikt dotąd nie wyrywał mu stawów, lecz poczuł się tak jak gdyby ktoś mu to właśnie zrobił. Starszak zmusił go, by odwrócił się plecami do niego. Skręcił rękę mocniej, rzucając Iwena na kolana. Poczuł mocne kopnięcie w bok klatki piersiowej. Próba skulenia się przyprawiła go o jeszcze większy ból w ramieniu. Starszak trzymał go sztywno, nie pozwalając na żaden ruch. Sekundę po kopnięciu mocne uderzenie kantem dłoni w kark zwaliło go na podłogę.
Poczuł kolano, wbijające się w kręgosłup. Bolało jak nigdy dotąd, dopóki starszak nie uderzył go łokciem w nasadę karku. Mięśnie Iwena zwiotczały niezależnie od jego woli. Na krótką chwilę jego ciało ogarnął paraliż. Gdy minął, kolano wciąż boleśnie przygniatało go do podłogi. Rozpaczliwie machnął wolną ręką, starając się złapać starszaka za koszulę, lecz ten nadepnął na nią z całej siły i wykręcił mu jeszcze mocniej drugą rękę, tak bardzo, że Iwen myślał, że tego nie wytrzyma. Lecz najgorsze miało dopiero nadejść. Widząc, że przestał ruszać wolną ręką, starszak przeniósł nogę na tę wykręconą, dociskając ją do pleców. Naparł całym ciałem; przenikliwy ból promieniował z obu miejsc ucisku.
Starszak pociągnął jego rękę, zmuszając by uniósł ciało. Objął wolnym ramieniem jego szyję i obrócił głowę. Iwen poczuł silny ból w karku; bał się poruszyć głową, każde drgnięcie mięśni, napiętych do granic wytrzymałości, zwiększało ból jeszcze bardziej. Łzy gniewu, bezsilności i bólu skapywały na podłogę. Za bardzo się bał, by czuć upokorzenie. Rozszerzonymi źrenicami wpatrywał się w mijające ich dzieci. Dlaczego nie reagowały? Aż tak bardzo starały się nie dostrzegać tego, co się działo?
– Boli, młodszaczku? – cichy szept, tuż nad jego uchem, zmroził krew w jego żyłach. – Mogę zrobić tak, by przestało. Wystarczy, że obrócę kilka milimetrów więcej, rozumiesz? Żyjesz, bo ja tak chcę. Nie zapominaj o tym, nawet na chwilę. Nie podskakuj.
Puścił jego szyję. Iwen padł z powrotem na podłogę. Drżał cały, z bólu i przerażenia. Bał się podnieść czy choćby ruszyć, by tamten nie wypełnił swojej groźby, a gdyby nawet chciał, wstrzymałby go paraliżujący, pierwotny strach. Starszak wykonał szybki ruch. Ból, towarzyszący chrupnięciu przeszył całą rękę, od barku aż po czubki palców. Coś odgięło ją w górę, w miejscu złamania, i zatoczyło pełny okrąg, potęgując jego cierpienia. Strój kompensacyjny był zbyt elastyczny, by temu zapobiec. Starszak go puścił, lecz Iwen wciąż leżał na podłodze. Łzy sprawiły, że niemal przestał cokolwiek widzieć. Jęczał cicho, czuł jak boląca ręka wygina się boleśnie pod nienaturalnym kątem.
– To na pamiątkę, kopalniany szczurze – usłyszał. – Byś znał swoje miejsce.
Tak go zostawili.
• • •
Arto szybko przypomniał sobie o rozmowach z Nowym. Przypomniał sobie, bo Nowy nie zjawił się na lekcji. Nie było też Żo. Nawet najgłupszy starszak wiedziałby, co to oznacza. Nowy znowu miał „problem”. Tylko te jego problemy były już tak poważne, że do ich rozwiązania potrzebował medyka.
Pierwszy raz zdarzyło się to pomiędzy lekcjami. Nie było łatwo wymyślać wiarygodne usprawiedliwienia nieobecność Nowego, nie mając pojęcia co się dzieje. To się staje zbyt podejrzane, a ja znowu coś przegapiam, uznał. Co ze mnie za kapitan, że nie wiem, co się dzieje z moimi wojownikami? Nie wiedział, czy jest jakiś związek między tym zdarzeniem a robakiem, między jednym a drugim minęły niecałe trzy lekcje, ale potrafił czytać w Nowym jak w projekcji. Nowy wierzył, że taki związek istniał, lecz był tak samo zaskoczony jak i on.
Co wspólnego miał z tym Janus? Kim on właściwie był?
Przed jego oczami wyskoczyła wiadomość od Rejkerta.
„Myślę że chyba powinienem się upewnić” – przeczytał – „na przerwie żimmy wziął skaner zema wiesz coś o tym”
Najlepsze z „zabawek” grupy były pod opieką Rejkerta. Znał się na nich najlepiej. Tylko on i kapitan znali skrytki, gdzie trzymali najcenniejsze narzędzia.
Nie odpisał od razu. Dlaczego Żimmy zabrał skaner i to bez zezwolenia? Potem znów pomyślał o Nowym i znów o Żimmym. I o robaku. Poczuł się skołowany.
„Nie powiedział po co”
„Nie powiedział oddał go na następnej przerwie”
„Na następny raz przyślij go do mnie i nic mu nie dawaj dopóki tak nie powiem i nie mów o tym nikomu”
„Jasne”
Arto chciał napisać coś jeszcze, lecz zauważył, że ktoś otworzył drzwi do klasy. Nowy i Żo. Spojrzał na zegarek – byli w połowie lekcji. Zamknął okno rozmowy.
« 1 24 25 26 27 28 30 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.