Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 3

« 1 25 26 27 28 29 30 »

Alan Akab

Więzień układu – część 3

Obaj spóźnialscy przeprosili nauczyciela i jakby nigdy nic siedli na swoje miejsca. Arto nie mógł nie dostrzec jak Nowy dziwnie sztywno trzyma przy boku prawą rękę. Jeśli to było to, o czym myślał – a o niczym innym myśleć nie mógł, patrząc na tę rękę – to Nowy będzie ją tak trzymał jeszcze przez dwie lub trzy kolejne lekcje. Zaczął nabierać wprawy. Nie było nic po nim widać – nic, co zauważyłby dorosły. Spróbował złapać wzrokiem jego spojrzenie, gdy siadał. Nowy to spostrzegł, lecz odwrócił się, nie patrząc w jego stronę.
„Więc to nic takiego” – napisał do Nowego – „gdzie byłeś”
„Miałem problem” – Nowy powoli wystukał odpowiedź. Szło mu to z wyraźnym trudem – „musiałem się pomalować”
„Żo nie maluje tylko składa widzę twoją rękę nie kłam”
„To nic z czym nie dałbym sobie rady daj mi spokój”
„Mogę ci pomóc naprawdę”
„Jeśli naprawdę chcesz mi pomóc to mi nie pomagaj”
Okno się zamknęło. To już zaszło za daleko, nawet jak na szkołę. Mógł sądzić, że Nowy miał złe rozjaśnienie, lecz teraz… Ile razy na tydzień można potrzebować medyka i to nie licząc bitwy, w której Nowy wcale tak bardzo nie oberwał? Co takiego robił, że było z nim gorzej niż wtedy?
Ostatnimi rozjaśnieniami rzadkością było by Nowy nie stał się nagle przygnębiony, a zaraz potem właśnie taki jak teraz – milczący, zacięty i zamknięty w sobie. Każde skierowane do niego słowo traktował jak atak. Gdzieś znikał, a gdy wracał nie był już taki jak przedtem. Za każdym razem wyglądał gorzej i nigdy nie chciał o tym rozmawiać. Ostatni raz był sobą po bitwie. Wtedy stać go było na pomysł ze skakaniem. Lecz już wcześniej nie wyglądał najlepiej.
„Żo co tym razem nie rozumiesz że możecie mieć przez to kłopoty” – napisał.
„Złamanie kilka zmiażdżeń i stos siniaków zużywa maść jak reaktor wodę z nim coś się dzieje coś więcej niż zwykłe napaści w to nie uwierzę”
„To już wiem pytałeś go o to”
„Nie chce mówić ale źle z nim naprawdę źle jeszcze trochę a moja pomoc mu nie wystarczy wtedy lepiej by było gdyby charon naprawdę istniał i nowy w porę do niego trafił”
To nie zabrzmiało dobrze. Gdy Żo wspominał o Charonie, Arto zawsze przechodziły ciarki. Wspominał o nim rzadko, lecz gdy to robił, to zawsze na poważnie.
„Aż tak źle”
„Za każdym razem jest gorzej ciało nie jest z plastali a nawet ona może pęknąć tak samo może pęknąć coś w środku a tego nie potrafię poskładać wtedy albo pójdzie do lekarza albo umrze”
Żo mógł sobie myśleć, że legendarny Charon, lekarz, który wie i nic nie mówi, naprawdę istnieje, lecz on nie wierzył w bajki, zwłaszcza takie piękne.
Poza bitwami i pojedynkami, złamania były rzadkością. Trudniej je było ukryć przed dorosłymi. Nawet starszaki nie chciały tak ryzykować; starały się zadać ból, zwykle nic więcej. Lecz Nowy wyglądał jakby obrywał wszędzie, bez patrzenia, z jakim skutkiem. Jego malunki mogły oszukiwać dorosłych, lecz nie kapitana. Zbyt dobrze znał wszystkie sztuczki.
Możesz sobie grać twardziela, Nowy, pomyślał. Możesz milczeć, ale ja muszę wiedzieć, dla naszego i twojego dobra. Takie rzeczy się zdarzały, choć, jak dotąd, nie jemu. Wolał nie myśleć, co powinien zrobić, jeśli to było to, czego się obawiał.
Spytał na kanale ogólnym, czy nikt nie widział, co się działo z Nowym na przerwie. Nie obchodziło go, że on także to przeczyta. Rozmowy zatrzymały się. Wszyscy pisali to samo. Dowiedział się gdzie był wtedy każdy z nich. To nic nie dało. Nowy po prostu zniknął.
Mieli protektorat. Na grzbiecie dłoni każdego z nich widniał znak Gwiezdnej Flary, lecz ktokolwiek się dobierał do Nowego, niewiele sobie z tego robił. Arto wiedział jak ważne jest zadanie sobie właściwego pytania. Tym razem brzmiało ono prosto – kto czuł się na tyle silny, by lekceważyć pozycję Zema? Lecz czy ktoś taki zwracałby uwagę na taki drobiazg jak jakiś piątak? Gdyby nie zbiór podatku, Smok mógłby dla nich nie istnieć. Ale Zem się nami interesował, przypomniał sobie. Zem i jego dziwne zamówienie… Może to przez niego? Podczas wojny chłopcy pod protektoratem bywali ofiarą wroga… lecz to nie grupa była celem, tylko Nowy – i trwało to o tydzień dłużej niż ich protektorat.
Kolejną, niemal odruchową i na wpół dziecinną myślą było pytanie, dlaczego Gwiezdna Flara do tego dopuszcza. Dwa rozjaśnienia od zawarcia umowy Nowy znowu został pobity. Kusiło go, by zapytać o to Zema, lecz to by była obelga. Musiałby mieć dowód, że choć jeden z wojowników Flary widział zdarzenie i nie zareagował. Nowy mógł im uciec, co nie było trudne. To w interesie Smoka leżało, by każdy wojownik znajdował się w pobliżu Flary, nie na odwrót. Arto nie mógł oczekiwać, że Zem rzuci wszystko i każe łazić za nimi. Lecz, z drugiej strony, nie miał co posądzać go o złośliwość. No i gdyby komuś zależało na zaszkodzeniu Jeźdźcom Smoków, wybrałby kogoś bardziej wartościowego, jak kapitan. Gwiezdna Flara nie miała z tym nic wspólnego. To była sprawa między Nowym, a… kim?
„Wy też nic nie wiecie” – napisał do Orfiusa i Kerella.
„Mówiłem mu sto razy żeby trzymał się razem z nami” – wytłumaczył Orfius – „ale on wciąż robi swoje”
„Albo się trzyma całej grupy albo znika na dobre” – dodał Kerell – „odchodzi i mówi że nie chce byśmy za nim szli że ma własne interesy”
„Więc od teraz macie dbać nie o jego interesy tylko o jego skórę macie przykleić się do niego nie obchodzi mnie co będzie mówił powiedzcie mu że to mój rozkaz”
Oboje potwierdzili. Rozłączył rozmowę, mając niejasne przeczucie, że coś jest bardzo nie tak. Dlaczego Orfius i Kerell byli razem, we dwójkę, z dala od grupy, akurat wtedy, gdy zniknął Nowy?
Na wszelki wypadek przydzielił Nowemu ochronę z silniejszych wojowników. Protestowali, lecz ktoś musiał na niego uważać, donieść, co się dzieje. Z czymś takim miał do czynienia po raz pierwszy. Dotąd tylko o tym słyszał.

Na przerwie zaczepił Żimmiego. Jakiś czas temu polecił mu mieć oko na Nowego. Nie musiał z nim chodzić, tego mu nie kazał – gdyby tak zrobił, Żimmy nie zostawiłby Nowego samego, biorąc się za interes ze skanerem – lecz mógł coś zauważyć. Niestety, nie dowiedział się od niego niczego nowego. Tuż przed swoimi problemami Nowy odłączał się od grupy.
– Nie wiem czy robi to specjalnie, czy się zapomina, ale to robi – tłumaczył. – Jest jakiś… Dziwny. Też zauważyłem, że coś się dzieje, ale on nam ucieka. Nie tylko mi. Zapytaj innych.
– Pytałem – potwierdził. Splótł ręce na piersiach i oparł się plecami o ścianę – i to mnie niepokoi.
Żimmy stanął tuż przed nim.
– Co w tym niepokojącego? – rozłożył ręce. – Obrywa od starszaków i tyle. Nic mu się nie dzieje. Jest delikatny jak jajcogłowy – wydął wargi – byle kopniak i zaraz jęczy. Też bym się wstydził tak pokazywać.
– To coś więcej. Czuję to.
– Ale tego nie wiesz.
– Jeszcze nie. Pomożesz mi się dowiedzieć. Pilnuj go. Zobacz, co się z nim dzieje po lekcjach, czy wraca do domu, czy… robi coś innego.
– To rozkaz? – Żimmiemu to się nie spodobało.
– Będzie, jeśli będę musiał. Weź kogoś do pomocy, jeśli musisz. Nie pozwól Nowemu się wymknąć. Idź za nim, nawet jeśli nie będzie tego chciał czy o tym wiedział. Nie chcę dowiadywać się od obcych o tym, co się dzieje w mojej własnej grupie.
To co najmniej poniżające, pomyślał. I kłopotliwe, gdy będzie musiał zacząć pytać innych chłopców co porabia Nowy. Na pewno pomyślą, że nie panuje nad własnymi ludźmi.
Żimmy przytaknął. Mógł się nie zgadzać z jego rozkazami, lecz zawsze je wypełniał.
– Jest coś jeszcze? – domyślił się.
– Wiesz dobrze co – Arto lekko spuścił głowę, spoglądając głęboko w oczy Żimmiego. – Po co ci skaner? Nie wiesz, że to niebezpieczne tak z nim chodzić? Jeśli ktoś by ci go zabrał…
– Byłem ostrożny! – zapewnił. Oparł się prawą ręką o ścianę przy głowie Arto i pochylił, również patrząc mu prosto w oczy. – Nie zabrałem go na długo. Jedna beksa chciała, bym otworzył jej jedną z Ostatnich Przystani. Wiesz, ile one za to płacą?
Arto poczuł dreszcze. Wiedział, ile płacą. Ktoś, kto idzie by z sobą skończyć, nie potrzebuje już niczego. Biorąc skaner od Zema nawet nie pomyślał, że może on zostać wykorzystany do otwierania takich zamków, tymczasem dla Żimmiego był on ledwie nową zabawką. Nie zastanawiał się nad tym, co może nią zrobić, nie myślał o odpowiedzialności czy konsekwencjach. To nic, że takie zamki nie były skomplikowane. Nie o to chodziło.
« 1 25 26 27 28 29 30 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.