Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 5

« 1 8 9 10 11 12 14 »

Alan Akab

Więzień układu – część 5

Próbował zdobyć więcej. Próbował zabrać go ze sobą, ale z pluskwą to było niemożliwe. Może tak będzie lepiej, łatwiej. Niech uciekają sami. Trudno im będzie go zostawić, lecz w końcu się poddadzą. Muszą! Zbyt wiele razy patrzył na siebie z obrzydzeniem, jak na błąd, pomyłkę, zbyt kochaną, by ją porzucić. Nie zniósłby świadomości, że mieli szansę, lecz zrezygnowali.
Był smutny, lecz czuł ulgę. Na pewno mieli wątpliwości. Postara się, by o nich zapomnieli. Dorośli czasem podejmowali dziwne decyzje, nawet jeśli wiedzieli, że będą ich żałować.
Będzie czekać, lecz będzie się też przygotowywać. Na razie będzie tylko obserwować, lecz gdy już to zrobią, spróbuje uciec za nimi. Miał małe szanse, więc przygotuje się na akademię, lecz nie pozwoli się tam zawlec. Będzie walczyć.
I był jeszcze Nowy. Musiał mu pomóc przetrwać. Był mu to winien.
• • •
Komory dotarły do stoczni następnego rozjaśnienia w południe. Wilan z trudem powstrzymał chęć ich natychmiastowego podłączenia. Kazał robotowi przetransportować je do przyszłego pokoju terminali, po czym zabrał się za przerwaną pracę. Nie chciał, by ktoś pomyślał, że mu zależy.
Brakowało reaktora. Figurował w zamówieniu, lecz w formularzu dowozu nie było po nim śladu. Biurokracja, pomyślał. Niektóre przypadki wymagały nieco więcej pracy przy konsoli. Pewnie czekały na wysłanie, brakowało tylko autoryzacji stoczni. Nie przewidywał kłopotów ze strony szefa. Póki praca szła jak powinna, potrafił go przekonać do wszystkiego.
O umówionej godzinie, wraz z inżynierami i kilkoma technikami przeszli do przyszłego pokoju terminali – niewielkiego, niemal pustego pomieszczenia. Rozpakowali skrzynie i podłączyli komory do złączy. Pierwsze próby wypadły pomyślnie, dopiero potem kontrolki transmisji i pola inercji nagle zaczęły szaleć. System wyłączył komory z sieci statku, a gdy spróbowali ponownie je uruchomić, te przestały reagować na instrukcje. Czytniki potwierdzały dotarcie sygnału do komór, lecz nie było odpowiedzi.
Dla wszystkich był to dowód uszkodzenia komór. Złącza nigdy się nie psuły; były tylko spiralnie zwiniętą taśmą, ponadziewaną molekularnymi przewodami, lecz wystarczyło pozamieniać przewody, by zasymulować niemal każdy rodzaj awarii. Wilan postarał się, by wyglądało to na sprzężenie w sieci, które wywaliło wszystkie komory.
Świadkowie bez problemu autoryzowali jego raport. Gdy wyszli, miał na konsoli wszystkie potrzebne dokumenty. Pozostało mu wysłać skrzynie na wysypisko. Jeśli ktoś zacznie szukać tych komór, zwali wszystko na odzyskiwaczy. Oni zatrą nieistniejące ślady. Tylko elementy specjalnej troski, jak reaktory, nigdy nie trafiały na złom, lecz były niszczone komisyjnie.
Zabawne, pomyślał, wstawiając podnośnik magnetyczny pod jedną z komór. Mamy więcej wolności, niż sądziłem. Prawo nie zabrania grzebać w śmieciach.
Podnośnik był niewielki i łatwy w obsłudze. Przypominał kawał płyty z pionowym prętem, na którego końcu znajdowała się rękojeść i konsola sterująca. Taki model działał tylko w polu ciążenia. Z łatwością operował nim jedną ręką. Gdy pojawił się Buris, podsunął mu pod nos konsolę z dokumentami.
– Człowieku, ty masz łeb! – Buris długo podziwiał rządek sygnatur autoryzacji. – Sam bym tak tego nie wymyślił.
– Być może – Wilan wsunął konsolę w kieszonkę na plecach. Widok Burisa przypomniał mu o planowanym oszustwie. Już dziś zebrał przeciwko niemu pierwsze dowody. Wciąż się zastanawiał, czy nie mógłby wykorzystać swoich najnowszych odkryć, by jeszcze bardziej go obciążyć. Poczuł się podle. Przykro mi, stary, ale muszę grać. Niepotrzebnie jesteś tak uparty.
Złapał za drugi wózek i podsunął w jego stronę.
– Sam nie dam rady tego przenieść. Złap się za drugi podnośnik.
Buris wciąż stał. Zmarszczył czoło i ściągnął brwi.
– Wykorzystałeś Lerszena? – spytał.
– Od tego tu jest, od komputerów i elektroniki pokładowej.
– Nie o to chodzi. On jest… dziwny. Nie ufałbym mu.
I on mówił o zaufaniu…
Wilan ledwie znał się na podłączaniu. O systemach nawigacji i całej reszcie nie miał czarnego pojęcia. Przepisy wymagały, by pod raportem podpisał się inżynier elektronik; Wilan potrzebował też kogoś, kto zabezpieczy wybrane porty wejścia, by w testach symulowały podłączoną aparaturę. Tylko tak podłączone komory mogły pozostawać niewidoczne, zachowując możliwość przejmowania kontroli nad statkiem.
Lerszen nadawał się do tego doskonale. Dzięki jego pomocy odpowiedni program był już w systemie. Nowy nie znał się na budowie gwiazdolotu; łatwo uwierzył w bajkę o kolejnych testach. Nie zadawał pytań, a ludzie z zespołu nie byli skorzy do nawiązywania z nim znajomości. Nie mógł nic im wygadać. Wilan liczył, że pomoże mu także w konstrukcji zagłuszacza dla lokalizatora Arto, lecz tę rozmowę wolał odłożyć do ostatniej chwili.
Gdy w ramach swojego śledztwa przeglądał pobieżnie jego dokumenty, Wilan zauważył jak wiele wysiłku kosztowało Lerszena zdobycie pozwolenia na zamieszkanie na stacji. Poświęcił wszystko dla nędznej roboty, jaką tu dostał, daleko poniżej jego możliwości – głupstwo zbyt wielkie, by Wilan je przeoczył. Był gotów założyć się o swój plan, że Lerszen też myślał o szybkim opuszczeniu stacji. Lecz myśleć o tym, a dokonać tego, to były dwie zupełnie inne sprawy. Biedak, nie wiedział, że dopiero tutaj trafił do prawdziwego więzienia. Nie wiedział tylko, ile Lerszen sprawi kłopotów, nim się o tym przekona.
– Zrobił co trzeba – wyjaśnił krótko. – Nie będzie więcej potrzebny. Masz narzędzia?
– Czekają na miejscu. Wil, teraz naprawdę myślę, że to się może udać.
– Jeśli miałeś wątpliwości to po co się wprosiłeś? – spojrzał na niego z lekkim zdziwieniem.
– A ty byś ich nie miał? Mimo to próbuję.
– Więc próbuj dalej – odpowiedział. Próbuj mocno, pomyślał, bo ja nie zamierzam przestać. Jak nie znajdziesz komór, zostaniesz na stacji.

Układ korytarzy był zorientowany względem rdzenia statku. W pewnym momencie musieli użyć obu wózków jednocześnie. Nastawili jeden na podnoszenie, a drugi na opuszczanie, tworząc prostą windę magnetyczną, by przeciągnąć trzymetrowej długości komory w pobliże właściwego tunelu. Wilan obawiał się, że będą je musieli zdemontować na mniejsze elementy, lecz dzięki pomysłowości Burisa komory dotarły w jednym kawałku. Na szczęście nikt nie kręcił się nieproszony po przyszłym górnym pokładzie.
Średnica włazów była zgodna ze standardem, który nie bez powodów zgadzał się z rozmiarami podzespołów komór. Ich rozebranie i złożenie zajęło im godzinę. W nieważkości szło im znacznie szybciej.
Wilan z niecierpliwością podłączył komory do założonych przez siebie złączy. Nie był specjalistą; niektóre elementy montował na amatorskie wyczucie. Coś mogło wysiąść.
– Oby tym razem nie przeciążyło ich naprawdę – Buris wisiał w pobliżu włazu, obserwując jego działania. Znał się na tej pracy jeszcze mniej niż Wilan.
Wilan złapał się klamry. Wyjął z kieszeni spreparowane łączniki.
– Bez obaw – stwierdził. – Coś mi mówi, że tym razem zadziałają jak trzeba.
Buris wyjął czytnik połączeń i podpłynął do pierwszej komory. Wilan podłączył konsolę ze zdalnym węzłem wewnętrznej sieci komputera pokładowego, wykorzystując świeżo ułożony przewód. Zawiesił konsolę w powietrzu, obserwując przebieg sygnałów. Gdy inicjalizacja połączenia została zakończona, uaktywnił program testowy. Kontrolki na czytniku Burisa kolejno potwierdzały funkcje komory. Buris przesunął urządzenie w stronę drugiej komory. Z początku kontrolka mocy migotała ostrzegawczo, lecz gdy Wilan zwiększył natężenie impulsu natychmiast rozbłysła jasnym światłem. Reszta testu wypadła pomyślnie. Komora będzie działać poprawnie, nawet jeśli nie wykryje przyczyny zaburzenia, o ile nie zapomni o drobnej korekcie impulsu na złączu. To przypomniało mu jak wielką uprawiał prowizorkę.
Gdyby program centralnego komputera już był załadowany, już teraz mogliby rozkoszować się urokami własnych terminali WIR-u – integralnej części każdej z komór. Lecz na razie komputer był napakowany programami testującymi, a jego główny procesor błądził między fabryką, magazynem a stocznią.
Wspomniał kiedy ostatni raz miał okazję zanurzyć się w WIR-ze. Wtedy był jeszcze studentem. Sieć stacji była mocno obciążona ciągłą analizą danych z perceptorów. Za już i tak ograniczoną wolną moc obliczeniową trzeba było nieźle zapłacić. Teraz mogliby się zabawić za darmo, podłączając się bezpośrednio do łącza stoczni, lecz ogromne ilości danych, nie mających nic wspólnego z diagnostyką, mogłyby przykuć uwagę jakiegoś natręta. Wilan miał też uczucie, że w razie powodzenia operacji długo nie spojrzy na jakikolwiek terminal.
Buris z zadowoleniem odpłynął od komór i poszybował w stronę przeciwnej ściany. Obrócił się w powietrzu, zgiął nogi, odbił się stopami i poleciał w kierunku Wilana. Tam złapał się za pręt. Wirował chwilę, nim wbita w klamrę stopa zatrzymała go w miejscu.
– Uważaj ze sztuczkami – uprzedził go Wilan – zanim się na coś nadziejesz. Przyrządy są niewidzialne, lecz nie są niematerialne.
« 1 8 9 10 11 12 14 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.