Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 24 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 5

« 1 9 10 11 12 13 14 »

Alan Akab

Więzień układu – część 5

– Próżne nadzieje! – sukces dosłownie dodawał Burisowi skrzydeł. – To jak, sprawdzimy dzisiaj wszystkie złącza, czy poczekamy aż będzie komplet?
Wszystkie? Wilan wyłączył projekcje maskującą, by z zaskoczeniem stwierdzić, że dodatkowe cztery złącza już czekały na kolejne komory. Dobry jesteś, pomyślał. Dla twojego i mojego dobra, mam nadzieję, że je zdobędziesz. Przemiana w pulchną bryłę zamarzniętych tkanek i cieczy konserwującej nie bardzo się miała do jego ideału podróży międzygwiezdnej.
– Sprawdzimy – uznał. Lepiej niech wywali tylko te dwie, niż wszystkie inne, jeśli Buris je zdobędzie – ale nie dziś. Chłopaków od materiałów nie dziwią moje późne powroty, ale kiedy zaczniemy przesiadywać tu obaj, aż do zaciemnienia…
Nie, to już by było zbyt podejrzane. Aż tak nikt się nie poświęcał dla pracy. Na pękniętą śluzę, nawet w dzisiejszych czasach stacja nie jest dwudziestowieczną Japonią!
– Pewnie – Buris schował czytnik i podleciał do klamer przy włazie. – Zawieźć pudła na stos?
– Nie sądzisz, że wypadałoby je najpierw czymś obciążyć, by ważyły tyle, ile powinny?
– Też prawda. Ale, w końcu, to ty jesteś tu od myślenia, nie?
Wilan zdziwił się w duchu. Jak to możliwe, że Buris zapominał o tak podstawowych środkach bezpieczeństwa, a mimo to zdołał wykryć jego przeróbki? Miałem pecha, pomyślał, czy oślepłem z przemęczenia?
– Nie wiem co lepsze, zwiększyć ich reakcję na ciążenie, czy wypchać jakimś złomem – odparł. – To pierwsze łatwo wykryć, a do drugiego potrzebujemy złomu ze statku. Nie zamierzam pakować go na zewnątrz, by wszyscy zobaczyli co robimy.
– Oczywiście, że nie! – Buris wykrzywił się w ironicznym uśmieszku i wskazał na siebie kciukiem – Nawet ja bym tak nie zrobił.
– Powiedziałem, że biorę cię za głupka?
– Czasami mam wrażenie, że dajesz to do zrozumienia. Nie jestem geniuszem, ale kretynem też nie. Możemy je wypchać panelami radiatora. To gwiaździście ciężkie płyty z ochronnego plastiku. Zrywali je dzisiaj we wszystkich sekcjach napędowych. Niby lustra tylnych dysz nie wytrzymywały kontaktu z plazmą, bo ktoś wrzucił do zbiorników nici molekularne z niewłaściwym programem. Powinieneś się tym zainteresować. Jest tam teraz kilka dobrych ton śmiecia do wyniesienia i kilka dni pracy do tyłu – zachichotał. – To zbyt proste dla nas dwóch. Zabieram przenośniki. Mam słabe plecy.
Jeśli jego plecy były słabe, dosłownie i w przenośni…
– Pakuj tylko tyle, ile ważą komory! – przypomniał.
Buris już płynął przez właz, lecz zdążył jeszcze wystawić rękę z wyciągniętym kciukiem.
Wilan znowu poczuł się podle. Tylko dwie, pomyślał patrząc na komory, i tylko miesiąc czasu. Miesiąc z półrocza jakie zeszło mu na modyfikacjach. Oby magazyn, po wykryciu rzekomej awarii, stał się bardziej skory do współpracy. Co było ważniejsze – kilka niedrogich, produkowanych masowo komór, czy życie przyszłych astronautów? Oczywiście, ktoś może uznać, że to już problem stoczni na Peryferiach…
Zabrał się za rozkładanie dodatkowego projektora maskującego. Gdy skończył, wyłączył wszystkie projekcje i rozejrzał się po pomieszczeniu. Jeszcze kilka dni takich postępów i łatwiej będzie zastąpić wszystko jednym, zgrabnym holo.
• • •
Aż do tego rozjaśnienia Arto sumiennie wypełniał daną Nowemu obietnicę. Zapewnił mu kilka rozjaśnień spokoju, lecz nie zawsze mógł robić co chciał. Dla starszaków wciąż był pętakiem do wyciskania. Mira musiał teraz słuchać Arista, lecz nie zapomniał co Arto mu uczynił. Kumple Mira chcieli tylko impulsów, on chciał czegoś więcej. Dopiero gdy zostawili go w spokoju uświadomił sobie, że ich rozdzielenie mogło nie być przypadkowe. Zaczął szukać Nowego, lecz nie zdążył. Nowego nie było przez całą lekcję, wraz z szóstką najwierniejszych, pilnujących go wojowników. I nie było Żo.
Na tej lekcji poprzysiągł sobie, że zawiódł go po raz ostatni.
Garstka wojowników przeciwko Anhelowi, któremu zawsze towarzyszyło najmniej dwóch oddanych towarzyszy. To się nie mogło udać, od samego początku. Potrzebował czegoś więcej. Potrzebował dobrego planu.

Na przerwie natychmiast udał się do ich kryjówki. Szybko przeciskał się przez kolejne szyby. Każdy chłopiec z grupy znał drogę na pamięć, trafiłby tam nawet gdyby był na wpół ślepy i połamany – co zresztą się zdarzało. Wczołgał się do środka. Niewielkie pomieszczenie leżało na skrzyżowaniu dwóch szybów wentylacji drugiego rzędu, znacznie szerszych od tych, które wychodziły na korytarz. Metr nad jego głową wielki wiatrak z cichym szumem powoli zasysał powietrze. Uczepiona jego tarczy słaba lampka wirowała dookoła, oświetlając wnętrze bladą poświatą. To tutaj trzymali większość leków, by były gotowe do użycia.
Byli tu wszyscy, pobici i milczący. Maść dopiero zaczynała działać, aż za dobrze widział jak zostali potraktowani. Wszystkie pary oczu wbiły się w niego.
Żo kończył opatrywać Basakisa. Na widok kapitana pokręcił z niezadowoleniem głową. Alsza dopiero czekał na swoją kolej. Konstelacje piegów skryła zaczerwieniona opuchlizna. Obaj byli bez zbroi. Lewą dłoń Alsza trzymał przyciśniętą do prawego boku. Wyglądał na najbardziej zbitego; zakrzepła krew i wielka, sina plama świadczyły o tym jak marną ochroną były ich kaftany przeciwko pierścieniom starszaków.
Żaden widok nie potrafiłby go lepiej przekonać, że to, co robił było bez sensu. Wyprostował się, lecz został przy wejściu. Co mógł im powiedzieć? Czy mógł powiedzieć cokolwiek, czego sami nie wiedzieli? Że ich rany nic nie zmieniły, że mógł i powinien im tego zaoszczędzić? Miał nadzieję, że będzie inaczej, lecz oszukiwał nią jedynie samego siebie. Był głupi, hardy, a oni za to płacili.
– Przynajmniej próbowaliście – wbrew swojej woli powiedział to cicho, z poczuciem winy. – Jesteście lepsi od Żimmiego. Nie zapomnę o tym.
Wiedział, że nie zrobili tego dla grupy, lecz dla swojego kapitana. Byli mu wierni, choć nie wiedział czy pozostaną tacy choćby rozjaśnienie dłużej. Od tej chwili musiał myśleć trzeźwo. Z nich wszystkich tylko on sam, Dert i Alsza byli w stanie stawić czoła Anhelowi – gdyby dopadli go bez ochrony.
Ilustracja: <a href=mailto:changer@interia.pl>Rafał Kulik</a>
Ilustracja: Rafał Kulik
Nowy wstał i bez słowa zniknął w tunelu po drugiej stronie. Lekko utykał. Wszyscy milczeli. Próbowali wypełnić swój obowiązek, lecz zawiedli, choć nie z własnej winy. Patrzył na nich i nie mógł odgadnąć co się kryło za ich spojrzeniami. Widział tylko ich oczy, błyszczące ponuro, gdy na chwilę oświetlało je światło lampy. Towarzyszące ruchom Nowego uderzenia o ścianki szybu powoli zaczęły cichnąć. Minął towarzyszy. Nie był pewien czy powinien iść za nim, czy zostać tutaj, lecz nie chciał, by Nowy był sam.
– Czy dalej chcesz, byśmy chodzili z Nowym? – pytanie zatrzymało go w pół drogi.
Alsza. On jeden odważył się zapytać o to, o co bali się spytać inni. On jeden miał prawdziwe wyrzuty sumienia po tym, co zrobił, lecz po dzisiejszym poczucie wstydu i winy nie wystarczało, by brnąć w to dalej. Nie uciekliśmy, kapitanie – mówiły jego zmęczone oczy – i oto jak wyglądamy. I tak wyglądali lepiej niż Nowy. Ich Anhelo tylko przepędził, nad nim zwyczajnie się znęcał.
Czy dalej chcę byście pilnowali Nowego? Czy mam prawo? Nowy miał rację. Nie powinienem wymagać od innych tego, czego sam nie mogę zrobić. To, że chciałem, ale mi się nie udało nie jest żadnym usprawiedliwieniem. Powinienem być z wami.
– Nie – odpowiedział. Dostrzegł jak im ulżyło, choć starali się to ukryć. – Sam się tym zajmę. Wy zostańcie w pobliżu i uważajcie na Anhela. Wkrótce mogę bardziej potrzebować waszych oczu, niż pięści.
Potrzebował ich wsparcia gdzie indziej. Obawiał się tego, co zrobi Żimmy. Nie bał się go, wciąż był silny i miał swoje znajomości, a Żimmy miał tylko siebie, jednak ich utarczki odbijały się na grupie. Przez tchórzostwo Żimmiego Jeźdźcy Smoków mogli skończyć jak Dziki Pazur.
Wszyscy kiwnęli głowami. Grejgy nie okazał się nawet w połowie tak twardy, lecz oni też mieli swoje granice. Też zaczną uciekać, to tylko kwestia czasu. Taka była szkoła – kto wycofywał się przed niebezpieczeństwem, ten pozostawał nietknięty. Kto próbował walczyć, ten obrywał. Tak naprawdę każdy był karaluchem, tylko jedni o tym nie wiedzieli, a inni o to nie dbali. Dotąd nie musieli się tym martwić, bo ich przeciwnicy byli słabsi od nich.
– Ty też nie zdziałasz wiele przeciwko Anhelowi, kapitanie – zauważył Prat. – Nie powstrzymasz go.
Dlaczego nazwał go kapitanem? Żimmy go tak nazwał, a potem…
– Nie w walce. Ale coś wymyślę – kolejne kłamstwo czy zwykła nadzieja?
– Ja zostanę – odezwał się Dert – mimo wszystko. Będę chodził z Nowym.
Arto odwrócił się. Pragnął każdej pomocy, lecz postawa Derta mogła zawstydzić innych, skłonić do większego ryzyka, jak Alszę, lub do odejścia.
– Nie musisz.
« 1 9 10 11 12 13 14 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.