Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 6

« 1 4 5 6 7 8 11 »

Alan Akab

Więzień układu – część 6

Czas sprawdzić kto naprawdę jest jego sojusznikiem.
• • •
Iwen otworzył drzwi. Dla wszystkich uczniów ujawnianie adresu swojego domu było poważnym ryzykiem – lecz Iwen nie dość mocno wrósł w szkołę, by to zrozumieć. Nie nauczyło go tego nawet spotkanie z Anhelem. Arto, od początku przeczuwając ten problem, zlecił jajcogłowym, by włączyli go w system ukrywania takich informacji. Nigdy nie żałował impulsów dla starszaków, którzy pomagali im maskować takie rzeczy. Naturalnym było, że nikt nie odwiedzał nikogo w domu. Nawet Żimmy nie wiedział gdzie mieszka Arto, znał tylko windę, którą dojeżdżał do poziomu szkoły. Teraz Iwen, świadomie czy nie, odkrył się przed nim. Nie zamierzał nadużywać jego zaufania.
Weszli do środka. Arto rozejrzał się po niewielkim pokoju. Sprzętów było niewiele, w większości tanie modele. Od dziecka brał zmianę kształtu mebli za coś naturalnego. Nie miał na myśli zwykłego, automatycznego dopasowania się do kształtu ciała użytkownika, lecz pełne programowanie kształtu – kolejne zastosowanie żelmasy, w obu przypadkach. Wystarczyła chwila, by sofa zamieniła się w regał czy stół. Tych kilka mebli, jakie widział tutaj, niewiele różniło się od tych ze szkoły – stworzone dla jednego celu, na zawsze takie, jakie były. Tania, masowa produkcja, a wszystko to upchane na niewielkiej przestrzeni. Kuchnia przy jednej ścianie, domowy projektor po drugiej – prosty model o nieostrych konturach i dużej inercji obrazu. W przeciwległej ścianie para otwartych drzwi pozwalała mu dojrzeć dwa dodatkowe, małe pokoiki, rozmiarów połowy jego własnego. Przy kuchni przejście do wspólnej łazienki. Słyszał o takich miejscach, ale poza szkołą żadnej nie widział. Zawstydził się zamożności swoich rodziców.
Kobieta w fotelu z twarzy przypominała Iwena. Już znał jej imię. Iwen zamknął się z nią w pokoju. Rozmowa zajęła im długie minuty. Gdy wreszcie Rous wyszła, jej spojrzenie było chłodne niczym kosmos. Ze strachu od razu poczuł się lepiej.
– Do mojego pokoju. Już – wskazała na drugie drzwi.
W małym pokoiku jedynym godnym uwagi przedmiotem był komputer. Kilka klas ponad standard wyposażenia domu, wydawał się zupełnie nie na miejscu. Już sam fakt, że to był komputer, a nie zwykła konsola, był dość niezwykły. Na stacji komputer był jeden – była nim sieć. Konsole w zasadzie były terminalami. Odłączone od sieci, jej zasobów i struktury oferowały bardzo niewielkie możliwości. Gdzieniegdzie, jak w magazynach czy w szkole, zakładano osobne procesory, lecz nawet one pracowały jako element sieci. Były od niej zależne. Taki komputer – nie.
– Rozbieraj się i siadaj – Rous podsunęła mu krzesło.
W milczeniu wykonał rozkaz, ukrywając jak bardzo bolesne było dla niego zginanie i prostowanie ciała. Sztukę udawania znał doskonale, lecz przed nią granie kopalniaka nie miało sensu.
Na widok zbroi brwi Rous uniosły się w zdumieniu, lecz gdy odsłonił stymulator, jej twarz z gniewnej stała się poważna. A potem dostrzegła przyrząd poniżej jego karku. Chwilę później mały, podłużny przyrząd dotykał spiczastą końcówką to stymulatora, to przyrządu na karku, wydając serie piskliwych dźwięków. Arto jeszcze nigdy tak posłusznie nie wykonywał poleceń dorosłego. Rous przytknęła dłoń do stymulatora. Poczuł się jakby włożyła dłoń w jego klatkę piersiową i coś z niej wyjęła, lecz nie towarzyszył temu ból. Cofnęła rękę. Stymulator pozostał w jej dłoni.
– Już tego nie potrzebujesz – Rous włożyła mu przedmiot w rękę, drugą dłonią zaciskając na nim jego palce – Szczęśliwie, ktokolwiek tego użył, wiedział jak to zrobić. Ale bioinduktor neurytowy będziesz musiał jeszcze ponosić. Chyba że chcesz zostać inwalidą. Doznałeś paraliżu rdzenia – powiedziała twardo. – To nie jest coś, co się zdarza w szkole. Tylko mi nie mów, że to był wypadek! – dodała, widząc jak otwiera usta.
Nie odpowiedział. Rous kazała mu się zgiąć, co przyszło mu z bólem. Ukrywał go z coraz większym trudem. Starannie i z troską zbadała jego kręgosłup i głowę, koncentrując się na nasadzie czaszki. W jej dotyku wyczuwał wahanie.
– Kręgi są całe – stwierdziła, pozwalając mu się wyprostować – Wiesz, że mogłeś się udusić? Serce potrafi pracować samo, lecz oddech… Nie wiem kto cię ocalił, ale wiedział dość, by nie grzebać przy bioinduktorze i pozwolić mu działać automatycznie. Przynajmniej cię nie zabił, ani on, ani ten, kto to zrobił.
– To nie jest…
– To nie jest to co myślę, tak? – rozgniewała się. – Słyszałam to ze sto razy, zawsze w takich samych sytuacjach. Powinieneś mieć wielkie siniaki. Skóra rozgrzana, więc użyłeś maści, dużo, kilka godzin temu. Nie szkodzi, mnie nie oszukasz. Kładź się na łóżko! Na plecach.
Nigdy tak posłusznie nie wykonywał poleceń dorosłych. Nie trwało długo nim palce Rous natrafiły na połamane żebra. Kość wciąż była miękka od regeneratora, łatwo ustępowała nawet pod delikatnym pod dotykiem, przyprawiając go o ból. Skrzywił się, lecz nawet nie jęknął. Gdy spojrzała na niego, odpowiedział dumnym spojrzeniem, skrywając zadowolenie ze swojej wytrzymałości. Spodziewała się, że będzie jęczeć jak jajcogłowy?
– Nie pierwszy raz, jak widzę – odezwała się gdy jej palce natrafiły na nierówności w miejscach dawnych złamań. – Słabo złożone, ale wyszło nie najgorzej. Dużo masz takich pamiątek?
– Kilka – powiedział, podziwiając kunszt Iwena. Jak zdołał zachować w tajemnicy to, co się z nim działo? W miarę jak Rous go badała, zaczął się bać, że odkryje więcej niżby chciał. Nie mylili się co do lekarzy. Byli niebezpieczni.
– Twardziel, tak? Zobaczymy.
Lekko ucisnęła go w brzuch. Tym razem nie wytrzymał. Syknął i zgiął się lekko, choć ucisk był bardzo delikatny. Poczuł ciarki na plecach. Nowy mógł mieć rację. Jego stan mógł być poważny.
Rous przesunęła nad nim ręczną sondę medyczną. Zdziwił się. Takie urządzenia były świetliście drogie. Jeśli mieszkali w takich warunkach, jakim cudem stać ją było na takie wyposażenie? I ten komputer…
– Masz silnie obrzęknięte organy wewnętrzne. Coś cię uderzyło, mocno i wiele razy pod rząd, w wielu miejscach. Powiedziałabym, że to bardzo przypomina… kopanie.
Zdwoił czujność.
– Nie wiem, nie pamiętam.
– W to mogę uwierzyć. Wytłumacz mi tylko, dlaczego nie poszedłeś z tym do lekarza, tylko kryjesz się w moim domu? Twoi rodzice też powinni wiedzieć…
Wyprostował się jak napięta struna konstrukcyjna. Mdłości sprawiły, że na chwilę wszystko dookoła zatańczyło. Gdyby nie zwymiotował w łazience, zrobiłby to teraz. Wstał i sięgnął po ubranie.
– Przepraszam za najście. Ma pani rację, pójdę do lekarza…
– Siadaj! – jej rozkazujący głos zatrzymał go w drodze do drzwi. Nigdy dotąd nikt tak do niego nie mówił. – Dobrze wiem, że do nikogo nie pójdziesz, a wtedy za tydzień będą cię pakować do puszki. Nie wiem skąd ta tajemnica, lecz jeśli jest to twój warunek przyzwolenia na leczenie… Jeśli to jest to warunek, dla którego pozwolisz sobie żyć…
Odwrócił się i pochylił głowę, zawstydzony. Po raz pierwszy nie był w stanie spojrzeć drugiej osobie w oczy.
– Tak będzie lepiej – powiedział cicho. – Dla mnie. Inaczej będzie gorzej niż teraz.
– Gorzej? Słuchaj. Jeśli tak cię urządzili w domu…
– Nieprawda! Rodzice nigdy…
Uciszyła go gestem ręki.
– Przepraszam. Nie w domu. Tym bardziej twoi rodzice powinni o tym wiedzieć.
Spojrzał na nią bez słowa. Westchnęła. Oboje wiedzieli, że drugie nie ustąpi.
– Dobrze, nie będę pytała. Nie moja sprawa, że jesteś gotów dać się pobić na śmierć. Mieszkamy gdzie mieszkamy. Tutaj każdy coś ukrywa. Rozumiem, że na stacji nawet dzieci mają swoje tajemnice, lecz jeśli wciągniesz w to Iwena…
– A może to pani przyrzec? Słowo honoru dorosłego?
Znowu to twarde, nieznoszące sprzeciwu spojrzenie.
– A ty możesz przyrzec, że jemu nie przydarzy się to co tobie? Bo jeśli tak…
Zawiesiła głos. Przestraszył się. Co teraz? Jeśli odejdzie, ona nie będzie siedzieć cicho. Jeśli jej powie o Iwenie, powiadomi o wszystkim dyrektora. Lecz coś musiał powiedzieć.
– Iwen nie miał z tym nic wspólnego – nigdy dotąd nie kłamał tak dobrze. – Przyprowadził mnie, bo chciał mi pomóc. Nie chciałem, zmusił mnie. Przysięgam, zrobię wszystko, by jemu nigdy się to nie przydarzyło.
– Cóż, ja się nie będę wiązać przysięgami. Albo mi uwierzysz, albo nie. To, co zrobię zależy tylko od ciebie i od tego jak daleko się posuniesz. Jak kiedyś przyniosą cię tu na noszach, wtedy nie będę milczeć. Zrozumiałeś?
Kiwnął głową. Nikt go nie będzie nosił. Żo zawsze zdoła go postawić na nogi. Chyba.
– To coś naprawdę poważnego? Nie może pani… sama…?
« 1 4 5 6 7 8 11 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.