Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 4 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 7

« 1 3 4 5 6 7 14 »

Alan Akab

Więzień układu – część 7

– Krawędź stacji – potwierdził Iwen. – Jej kryza.
– Właśnie. Patrz dalej.
Rozłączył dłonie. Tę, która udawała zewnętrzną płaszczyznę stacji, pozostawił w tej samej pozycji. Zgiął palce drugiej, prawej dłoni, pozostawiając wyprostowany palec wskazujący.
– Dla nas podłoga jest tam gdzie mam nadgarstek, prawda? Ale na statku to się nie liczy. Więc, jeśli mój palec jest statkiem i jeśli ustawimy je naprzeciwko siebie – przytknął czubek palca do palca drugiej dłoni, ustawiając je w jednej linii – wtedy nasz dół będzie dla nich bokiem, na każdym pokładzie. Patrz teraz.
Przesunął palec symbolizujący statek i opuścił go w dół, tworząc z tym drugim literę T.
– Na początku statek musi podejść do stacji od strony jej krawędzi, lecz potem musi wejść między stację a Ziemię. Dopiero tutaj zaczyna się obracać. Stacja i statek to jak dwa wielkie magnesy. Ich pole musi zostać dostosowane. Wtedy statek może zostać przymocowany do stacji, w dwóch miejscach. Jednym jest dok, a drugim rufa. Holownik zaczepia do niej długą i bardzo wytrzymałą linę z włókien, która biegnie od krawędzi kryzy, przez rufę, aż do pierwszego zwykłego pokładu. Wtedy podłącza się rampę magnetyczną.
Wreszcie wszystko zaczęło do siebie pasować. Pozycja statku, Ziemi, stacji, ciążenie które, Iwen teraz to rozumiał, przy wyjściu ze statku było tak samo skierowane jak przy wejściu na stację, tak samo po obu stronach śluz.
Spojrzał na statek. Znalazł wylot silnika. Działał tak samo jak cewka magnetyczna stacji. Dok statku leżał może kilometr poniżej. Obserwując manewry gwiazdolotu Iwen zrozumiał, że gdy statek się połączy, ciążenie w pobliżu jego doku rzeczywiście będzie zgodne z kierunkiem ciążenia stacji.
Tylko jedno mu nie pasowało.
– Czekaj. Ciążenie będzie się zgadzać ze stacją tylko dla połowy statku – zauważył. – Po drugiej stronie astronauci będą chodzić do góry nogami!
Arto uśmiechnął się szeroko. Przytaknął.
– Nie wszystko, co robią dorośli jest doskonałe. Ale z tym też sobie poradzili. Tutaj, na krawędzi stacji, pole ciążenia jest najsłabsze. Zauważyłeś, że jesteś lżejszy?
Iwen zastanowił się. Podniósł rękę, sprawdzając ile waży. Nie poczuł różnicy, nie aż tak znaczącej jak dwa tygodnie temu, gdy zdejmował z siebie strój kompensacyjny.
– Trudno powiedzieć – przyznał. – Przeszliśmy przez kanał. Tam nie było ciążenia.
– Więc uwierz mi, tu jesteśmy lżejsi. Pole staje się słabsze im bardziej oddalamy się od środka, więc wystarczy, by pole wewnątrz statku stało się silniejsze. Dla astronautów na pokładzie wszystko wyda się normalne, najwyżej zrobią się nieco lżejsi lub ciężsi.
Iwen roześmiał się cicho. Pomysł z zabawą z ciążeniem był naprawdę komiczny. Można było chodzić do góry nogami, nawet o tym nie wiedząc. Ciekawe jak dorośli radzą sobie z większymi statkami. Taki gwiazdolot nie zmieści się cały pod kryzą i musi wystawać. Wtedy wyjście nie znajdzie się tam gdzie góra jest górą, lecz gdzie góra jest dołem. Gdzieś po drodze musi być strefa nieważkości, jak w kanale, pozwalająca się przeorientować.
Spojrzał na asteroidę. Pierścień cumowniczy statku miał już prawie ćwierć średnicy pierścienia stacji. Widział go tylko dzięki wianuszkowi światełek, bo niemal całą resztę ogarniała już ciemność. Ponad światełkami dostrzegł trzy łuki. Gdy wytężył wzrok, zdołał odczytać napis. SCSS Gaspra. Gdy przycumuje, napis znajdzie się naprzeciwko szyby. Obok wyryte były jakieś cyfry i litery. Kod statku?
Nagle zrozumiał. Arto wiedział jaki to statek, wiedział że przyleci właśnie teraz! Znał rozkład ich przylotów i odlotów.
– Wiedziałeś, że ten statek tu będzie! – niemal zawołał.
– Chciałem, abyś to zobaczył – Arto patrzył na statek z dziwnym wyrazem twarzy, jakby za czymś tęsknił. Mówił ciszej. – Następne dokowanie będzie dopiero, gdy go przeładują i odczepią. To zwykle trwa kilka dni.
Przerwał na chwilę. Iwen zaczął się zastanawiać, co znaczy to jego dziwne zachowanie.
– Iwen, pomyśl gdzie ten statek był. On… pochodzi stąd, jak my. Krążył gdzieś przez miliardy lat, aż ktoś go ściągnął ku Ziemi, przerobił i puścił ku innym gwiazdom. Czyż to nie jest wspaniałe? Taka podróż…
Iwen wreszcie zrozumiał, a przynajmniej wydało mu się, że rozumie. Tą cenną rzeczą, której Arto szukał aż tutaj była wolność, ta sama, o której jego ojciec tak często rozmawiał z matką. Nasłuchał się o niej chyba wszystkiego, co można powiedzieć, lecz nigdy niczego nie rozumiał. Spojrzał na statek. Oto wolność, ten kawał skały, tu i teraz. Swoboda pokonywania nieskończonej przestrzeni, gdzie było miejsce na wszystko. Na ucieczkę przed straszakami. Na nową pracę dla ojca, tam gdzie jego własna wolność pozwoliłaby mu zostać na dłużej.
Nie było chyba w Układzie chłopca, który by o tym nie marzył – by wyruszyć w kosmos i zostać astronautą. Być pilotem, może jakiegoś myśliwca, mknąć przez czarną przestrzeń, z taką prędkością, że minąłby Ziemię nim zdołałby się jej dobrze przyjrzeć. Mieszkać na lotniskowcu, który przenosiłby go w swoim brzuchu między różnymi gwiazdami, pozwalając, by podczas kolejnych inspekcji kosmolotów przelatywał nad coraz to innymi planetami. Lecz oni nie rozumieli niczego, chcieli się tylko dalej bawić.
Iwen poczuł się wyróżniony. Ilu z tych, co marzyli o karierze pilota, o prawdziwych bitwach z prawdziwymi obcymi, tłumieniu rebelii, czy patrolowaniu transportowców podchodzących do jakiejś kolonii, widziało to co on – gwiazdolot, zdawałoby się ledwie na wyciągnięcie ręki? Uśmiechnął się do siebie. Zapewne bardzo, bardzo niewielu. Być może tylko oni dwaj. To miejsce było czymś szczególnym i Arto chciał się tym z nim podzielić. To była brama na prawdziwy kosmos, choć dla nich, ukrytych w szybie, była ledwie oknem.
Niestety, droga którą znał nie prowadziła przez taką bramę, lecz przez akademię. Iwen wzdrygnął się na samą myśl o tym. Dopiero tam, po dwóch, trzech latach szkolenia, dyscypliny i prania mózgu, decydowano kto się do czego najlepiej nadaje. Gdyby miał szczęście, trafiłby do akademii pilotów. Trafiłby tam na pewno gdyby się zgłosił na ochotnika, lecz nawet Anhelo nie mógłby go do tego zmusić. Była jeszcze akademia dla dorosłych, mających dwadzieścia lat, czasem osiemnaście, gdy zgodzili się rodzice, ale o niej nawet nie myślał. Tacy dobrowolni kadeci byli drugiej kategorii. Mniej sprawni. Mniej zdyscyplinowani, tak słyszał. Mniej godni zaufania…
Pierścienie zetknęły się ze sobą. Rozległ się trzask łączących się zaczepów i krótki, cichy syk kontrolerów szczelności. Poczuł lekki wstrząs, gdy ogromna masa statku została doczepiona do doku. Nawet amortyzatory inercyjne nie potrafiły całkowicie jej wytłumić.
Obie śluzy się otworzyły i na pokład stacji weszła grupka kolonistów. Rozmawiali ile potrwa przeładunek i co ciekawego można zrobić na stacji po kilku latach siedzenia na pokładzie. Iwen, zaciekawiony, spróbował się przesunąć nieco do przodu. Arto niemal natychmiast pociągnął go do tyłu.
– Nie wychylaj się! – ostrzegł. – Nie podchodź do kraty.
– I tak nas nie zobaczą. Moglibyśmy…
Arto złapał go za lewe ramię i nacisnął mocno kciukiem. Iwen poczuł jak mały obiekt przesunął się w jego mięśniach, gdzieś przy kości. Bardzo nieprzyjemne uczucie, nie tyle przez silny uścisk dłoni Arto, co przez świadomość, że w środku ma coś obcego.
Pluskwa.
Spojrzał na Arto.
– Gdy się wychylisz, będą o tobie wiedzieli – usłyszał surowe ostrzeżenie. – A gdybyś wychylił się za bardzo…
Arto puścił go i powiódł palcem po podłużnej, słabo widocznej linii, przecinającej cały szyb w poprzek. Dłonią przeciął powietrze. Arto wiedział o zabezpieczeniach znacznie więcej, ale on sam powinien to zauważyć. Był zły na siebie. Zagapił się na statek i zapomniał o ostrożności.
– Nie rozumiem – powiedział, cofając się. – Sam powiedziałeś, że nie powinno nas tu być. Dlaczego czujniki jeszcze nie zareagowały?
– Bo tu jesteśmy poza ich zasięgiem. Kanały wentylacyjne nie mają czujników. Tylko ważne miejsca są nimi pokryte niczym Księżyc kraterami.
Iwen nigdy dotąd nie zastanawiał się nad pluskwą. Po prostu ją miał. Czasami rodzice wykorzystywali ją, by go odszukać, gdy się spóźniał, ale nie sądził, by służyła do czegoś poza tym. Teraz zrozumiał, że może służyć innym celom. Może nie na Ziemi, ale tutaj. Ze sposobu, w jaki Arto o tym mówił odgadł, że traktuje ją jako osobistego wroga. Wiedział o niej wiele. Tylko po to, by oszukiwać dorosłych? Jak bardzo chciał ich oszukać?
Wszystkie jego ostrzegawcze światełka zapaliły się na zielono, pozwalając myślom płynąć dokładnie tam, gdzie powinny się znaleźć. Ostatnie elementy układanki o nazwie Arto trafiły na swoje miejsce i zobaczył skrywany obrazek. Dziwne jak na wojownika zainteresowanie pewnymi lekcjami. Wiedza o statkach, o ich kursach, rozkładzie dokowania. Znikanie z grupy. Okresy spadku czujności były niczym innym jak przełączaniem uwagi na coś innego. A jego załamanie, akurat wtedy, gdy wszystko zdawało się iść tak dobrze, że lepiej nie mogło?
« 1 3 4 5 6 7 14 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.