Dołącz do nas na Facebooku

x

Nasza strona używa plików cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. Więcej.

Zapomniałem hasła
Nie mam jeszcze konta
Połącz z Facebookiem Połącz z Google+ Połącz z Twitter
Esensja
dzisiaj: 18 maja 2024
w Esensji w Esensjopedii

Alan Akab
‹Więzień układu›

WASZ EKSTRAKT:
0,0 % 
Zaloguj, aby ocenić
AutorAlan Akab
TytułWięzień układu
OpisAutor pisze:
O autorze może tyle – absolwent technikum chemicznego, ukończył biologię, lecz na równi ze ścisłym umysłem ceni humanizm. Czymże bowiem byłaby ludzka technika, cywilizacja, czy choćby najbardziej udane społeczeństwo bez wiedzy o człowieku, o tym jaki jest naprawdę, jakim chciałby być widziany, czego pragnie i jakie są jego słabości?
GatunekSF

Więzień układu – część 7

« 1 4 5 6 7 8 14 »

Alan Akab

Więzień układu – część 7

Bez tej wyprawy Iwen nigdy by nie zgadł o co mu chodziło. To Arto pozwolił mu się wszystkiego domyślić. Rozumie więcej niż ja, pomyślał. Ja tak naprawdę jestem głupi i nic nie wiem.
Długą chwilę patrzyli na ciemną powierzchnię statku. Światła, rozmieszczone dookoła pierścieni, wydobywały z mroku jej nierówności, oświetlały tablicę z nazwą, teraz wyraźną, wypisaną półmetrowymi, grubymi literami.
– Dlaczego wciąż tu jesteś? – odezwał się wreszcie. – Dlaczego nie na jednym z tych statków?
Arto nie zdziwił się jego pytaniem.
– A jak myślisz? – odpowiedział. – Potrafisz odgadnąć także to?
Iwen pomyślał. Zmarszczył brwi. Popatrzył na śluzę, na tkwiącą przed nim zasuwę, na swoje lewe ramię. Arto miał rację. Zadał głupie pytanie.
– To aż takie trudne?
– Gwiaździście. To… to chyba niemożliwe. Ale to nic. Może kiedyś… – lecz powiedział to w taki sposób, że nawet Iwen odgadł, iż sam w to nie wierzy. – Tam, daleko, są tysiące światów. Wszystkie nie mogą być takie jak stacja.
Arto nagle posmutniał. Nie udawał już twardego kapitana, odrzucił maskę, może nie do końca, ale na tyle, na ile świadomie mógł to zrobić.
Ilustracja: <a href=mailto:changer@interia.pl>Rafał Kulik</a>
Ilustracja: Rafał Kulik
– Naprawdę byś to zrobił? – spytał Iwen. – Sam? Bez rodziców?
– To my ich tu trzymamy, Iwen – nagła powaga w jego głosie była zaskakująca. – Przez te pluskwy. Gdybym uciekł, byliby mi za to wdzięczni. Uciekliby za mną.
– Ja bym nie mógł – przyznał.
– Ty tego nie zrozumiesz – Arto znowu stał się opanowany. – Nie jesteś tu tak długo jak ja.
– Więc mi wytłumacz!
– Nie potrafię. Czasami tak po prostu jest. Gdy chcesz dla kogoś dobrze, musisz go zostawić.
Arto nie chciał więcej o tym mówić. Iwen zamilkł. I tak zrozumiał wszystko. Wszystkie kłótnie rodziców… Zawsze chodziło o to samo, by mieli normalny dom. On też tego chciał, ale ojciec chciał czegoś więcej. Tego, co chciał Arto dla swoich rodziców.
Dziwne są te uczucia, pomyślał. Zmuszają do tylu dziwnych rzeczy. Ja kłamię, a Arto chce zrobić coś, co wydaje się dokładnym odwróceniem jego pragnień. Czy jak się jest dorosłym wszystko staje się jeszcze gorsze? Pomyślał o ojcu. Na pewno jest gorzej.
Nagle poczuł wstrząs i szarpnięcie. Słabsze niż poprzednie, lecz Iwen się przestraszył. Czy Gaspra źle zadokowała? Gdyby się oderwała, wyrwała śluzę i odpłynęła w przestrzeń…
– To nic wielkiego – leżeli tak blisko siebie, że Arto poczuł jak drgnął. – Jakiś statek musiał się odczepić od któregoś z doków. Są upakowane dookoła stacji jak słomki w pęczku. Cały czas któryś się odczepia, a inny zaraz zajmuje jego miejsce.
Porównanie rozbawiło Iwena. Obaj leżeli upakowani niczym słomki w pęczku. Wyobraził sobie te wszystkie skalne kawałki, mniejsze i większe, poustawiane na obrzeżu stacji, rufą do Ziemi, jedne przy drugim. Wyobraził sobie jak jeden z nich się odczepia. Odpada w dół, obraca się, a potem zaczyna przyspieszać. Mija krawędź stacji, blask Słońca pada na jego powierzchnię, a on leci dalej, tak daleko że światło Słońca słabnie, za to wzmacnia się inne, od innej gwiazdy. Jak taki gwiazdolot, błyszczący punkcik, znika wśród miliardów innych. Nie potrafił sobie wyobrazić czegoś tak odległego.
Chciałbym się znaleźć na jego pokładzie, przyznał. Ale nie sam. Nie bez rodziców. I nie bez głupiej Ros. Bez nich byłaby to jedynie paskudna, długa, samotna podróż bez celu.
Niemal westchnął. Myślenie o tym zaczęło go boleć. Zrozumiał dlaczego Arto powiedział mu o swoich planach właśnie w ten sposób, przyprowadzając go tutaj. O czymś takim ciężko było mówić. Ciężko i niebezpiecznie. Na stacji posiadanie tajemnic musiało być naturalne.
Przypomniał sobie że powinien coś zrobić. Coś, co zamierzał zrobić już wczoraj, lecz nie było okazji, a on czuł się zbyt winny by to uczynić.
– Dziękuję, za wszystko – powiedział – Naprawdę, jak tylko…
– Drobiazg – uciął Arto – Znam wiele ciekawych miejsc gdzie nie wolno być.
– Nie, nie tylko za to. Za wczoraj i za pierwszą walkę. Nie czekałeś do końca, pomogłeś mi wytrzymać… Jak wczoraj.
Arto kiwnął głową. Iwen nie mógł niczego odczytać z jego twarzy, wiedział tylko że go słyszy, że rozumie i że, na swój sposób, przyjmuje jego podziękowanie.
Przypomniał sobie Anhela i poczuł rozpacz.
– Dlaczego to robią? – spytał, nie starając się jej ukrywać.
– Robią co? – Arto spojrzał na niego.
– Dlaczego nas zaczepiają? Starszaki?
Arto chyba tylko dlatego nie wzruszył ramionami że było na to za ciasno. Dla niego wszystko było tak oczywiste że nawet się nad tym nie zastanawiał.
– Bo im wolno. Jesteśmy słabsi, a oni są silniejsi. Dorośli też tak robią, tylko inaczej, gorzej. Silniejsi mają pracę i impulsy, a impulsy pozwalają przeżyć. Dzięki szkole, gdy dorośniemy, łatwiej będzie nam walczyć. Nikt nie chce źle, choć… Większość myśli, że tak jest źle.
– Ale na Ziemi nigdy tak nie było! – zauważył – Byłem w wielu szkołach i… Było inaczej.
– Może na Ziemi jest łatwiej. Na stacji życie jest gorsze. Iwen, jeśli na Ziemi było lepiej, to dlaczego ją opuściliście?
– Nie wiem – przyznał – Nie na pewno.
Arto wyglądał jakby wiedział.
– Założę się że Urząd Emigracyjny stale do was przychodzi.
– Czasami – przyznał. Arto zaskoczył go tym pytaniem – Czego chcą? Wszyscy się ich boją…
– To nic takiego. Nachodzą wszystkich, zwłaszcza takich co mieszkają tu krócej niż pół roku. Do nas też czasem przychodzą, choć jesteśmy tu dziesięć lat. Na stacji to normalne – wykrzywił się w ironicznym grymasie – Boją się że ktoś im ucieknie w gwiazdy.
Więc to nie przez ojca, uznał Iwen. Byli nowi i urząd ich sprawdzał. A może robił to bo Ros ma rację, bo chcą się stąd wynieść i oni to podejrzewają?
– To możliwe?
– Czasami się udaje, ale większość ucieczek to klęska. Wiesz, ja wiem po co dorośli z Ziemi, z dużymi dziećmi, takimi jak ty, przyjeżdżają na stację. Jeśli twoi chcą uciekać… Dla twojego dobra, lepiej żeby nie próbowali. Chyba że mają pewność.
– Też pamiętam Wela – odpowiedział cicho.
Arto skinął w milczeniu głową, jakby swoimi oczami widział coś ponad to co ich otacza, coś dalej. Czy i on został, bo nie miał pewności?
– Nie wiem jak ty, ale ja wolę pomyśleć o czymś przyjemnym – powiedział nagle – Byłeś już na dolnej promenadzie?
Iwen pokręcił głową. Miał tam iść, nim Arto odezwał się do niego po raz pierwszy. Gdy go otoczyli. A potem była bójka, treningi, Anhelo…
– Chciałem – przyznał – Tylko jakoś nie miałem na to czasu.
– Teraz mamy go trochę – Arto spojrzał na zegarek – Kanały niedługo ostygną. Chodź, pokażę ci Ziemię jakiej nie znasz.
• • •
Windy szybkiego ruchu były zawsze zapchane, zwłaszcza o tej porze, lecz gdyby wybrali podróż zwykłymi, powolnymi windami lokalnymi, łączącymi ze sobą tylko kilkanaście sąsiednich pokładów, dotarcie tutaj, ledwie kilkaset poziomów od środka stacji, zajęłoby im godziny – nie licząc czasu potrzebnego na wyjście z jednej windy i odnalezienie kolejnej, prowadzącej niżej. Windy szybkiego ruchu mknęły na trasie od środka stacji aż po jej najdalsze pokłady, zatrzymując się jedynie na co pięćdziesiątym, lub co dwudziestym. Te pokłady były nazywane głównymi i zawierały siedziby najważniejszych przedsiębiorstw. Dzięki temu podróż w głąb stacji zabrała im tylko kilkanaście minut.
Krótki trakt łącznikowy wyprowadził ich na korytarz podrzędny. Idąc nim dotarli na właściwą promenadę – gigantyczny korytarz, szeroki na trzysta metrów i wysoki na ponad pięćdziesiąt. Na stacji były tylko dwa takie korytarze. Cała przeciwległa ściana była zbudowana z plaszkła. Arto poczuł się wyraźnie cięższy – nic dziwnego, skoro znajdowali się o wiele bliżej rdzenia. Poczuł także charakterystyczny zapach. Zapach życia, jak mówiła matka, zapach roślinności. Dla niego ten zapach był wspomnieniem.
Promenada była zupełnie inna od nudnych, wręcz nijakich pokładów stacji. Szerokim pierścieniem opasywała stację w odległości ćwierci promienia od środka dysku. Czterysta lat temu, gdy powstawała stacja, ledwie jedna trzecia promienia dzieliła promenadę od jej krawędzi, lecz już wtedy projekt przewidywał rozbudowę. Kolejne pokłady powstały długo po tym jak pierwsi mieszkańcy wypełnili te już istniejące.
« 1 4 5 6 7 8 14 »

Komentarze

Dodaj komentarz

Imię:
Treść:
Działanie:
Wynik:

Dodaj komentarz FB

Najnowsze

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 7
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

17 XI 2012

Lady Sith nie potrzebowała widzieć Twi’lekanki, żeby całą sobą czuć efekt działania Mocy. Dziewczyna żyła jeszcze, właściwie Beyre bawiła się nią dopiero, nie czyniąc przy tym poważniejszej krzywdy. Na to przyjdzie czas.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 6
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

3 X 2012

Sala tronowa w pałacu imperatorskim i ona sama leżąca na podłodze, z trudem łapiąca haustami powietrze. Niebieskie błyskawice zgasły sekundę wcześniej, a Lord Sidious podszedł nieśpiesznie i najwyraźniej nie mogąc darować sobie ostatniego akcentu, kopnął Beyre w żołądek.

więcej »

Gwiezdne wojny: Wróg publiczny, cz. 5
Anna ‘Cranberry’ Nieznaj

18 VIII 2012

Człowiek szedł powoli, prowadząc przed sobą Windu, czy Beyre, czy jak jej tam. Domniemana lady Sith miała ramiona wykręcone do tyłu, a nadgarstki zapewne skute kajdankami. Fett zasłaniał się nią w taki sposób, że Bossk nie widział jego dłoni.

więcej »

Polecamy

...ze szkicownika, cz. 9

...ze szkicownika:

...ze szkicownika, cz. 9
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 8
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 7
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 6
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 5
— Jacek Rosiak

Za kulisami autoportretu, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 4
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 3
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 2
— Jacek Rosiak

...ze szkicownika, cz. 1
— Jacek Rosiak

Zobacz też

Tegoż twórcy

Nudna lekcja fantastyki
— Zofia Marduła

Śladami Endera?
— Magdalena Kubasiewicz

Prima Aprilis: Blaszana pułapka
— Wojciech Gołąbowski

Copyright © 2000- – Esensja. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Jakiekolwiek wykorzystanie materiałów tylko za wyraźną zgodą redakcji magazynu „Esensja”.